Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość co o tym sądzisz

fajna fryzurka

Polecane posty

Gość Anq25
Nie klikać!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pani Wiesława
Stalin zrywa stosunki z Polską i forsuje konfrontację. Wybiera jako pozór zbrodnię katyńską. Alianci rzucają niepotrzebnego już sojusznika głodnym wilkom. Sikorski traci rację bytu i życie. Zachowanie sojuszu z ZSRR było koniecznością, Anglia i USA walczyły o życie, musiały się podlizywać. Wiadomości z frontu były zdecydowanie pomyślne, nie tylko Niemcy dostali w skórę, ale skończyła się też ofensywa Japończyków, przeszli oni do upartej obrony. Najgorsza wiadomość to śmierć gen. Sikorskiego. Prasa niemiecka rozpisywała się na ten temat wyjątkowo obszernie, poświęcając bez porównania więcej miejsca niż angielska lub amerykańska. Może, za wyjątkiem polskich gadzinówek, żadna prasa na świecie nie poświęciła temu zdarzeniu tyle miejsca. To dlatego, że propaganda niemiecka starała się przedstawić ten wypadek jako morderstwo polityczne. Typowy przykład angielskiej perfidii, podstępny i haniebny. Jeżeli chodzi o część adresowaną do Polaków, ta kampania propagandowa nie zrobiła na nich żadnego wrażenia. Polska opinia publiczna była już tak silnie uprzedzona, że żadna propaganda niemiecka nie docierała, nawet w takich wypadkach, gdy fakty nie były przedstawione fałszywie. Zakładano z góry, że wszystko co podają Niemcy jest tak kłamliwe, że nawet nie zasługuje na krytykę, najwyżej politowanie. A przecież nie zawsze i nie w stu procentach wszystko było kłamstwem. Niemcy nie unikali prawdy, jeżeli ta prawda akurat im odpowiadała. Jednak ich tuba propagandowa do tego stopnia utraciła wiarygodność, że właściwie tracili pieniądze na darmo, bo każde słowo budziło od razu sprzeciw i niewiarę. W ten sposób, wśród bzdurnych fałszów, marnowały się także informacje pierwszej wagi. Na przykład, gdy jeszcze działali w ścisłej współpracy i w porozumieniu z ZSRR, wychwalali pod niebo swych sojuszników, pisali o nich same opinie pozytywne. Kiedy później, po podstępnej napaści na sprzymierzeńca, opisywali szczegółowo okropności totalitarnego systemu radzieckiego. To były przeważnie wiadomości kompetentne i można powiedzieć, fachowe. Po prostu dlatego, że sami tak robili, dobrze znali temat, mieli doświadczenie. Mimo różnych ideologii, różnego podejścia teoretycznego, praktyczny mechanizm działania był podobny. Ewolucja tych ustrojów przebiegała równolegle i miała zadziwiająco dużo cech wspólnych. Albo to nie była całkiem niezależna ewolucja, miała miejsce wymiana genów. Trzeba by zastanowić się, która z podobnych cech i rozwiązań została przejęta albo zapożyczona od kogo. Wiele konkretnych informacji o okropnościach systemu radzieckiego Niemcy przedstawili tak trafnie dlatego, że sami mieli znakomitych fachowców od tych spraw. Nie musieli posługiwać się fantazją, jak wielu pisarzy z innych krajów, w tym z zachodniej Europy i USA, którzy często wprost ośmieszali się wymysłami absurdalnymi, o sprawach, o których nie mieli pojęcia. Na przykład, kiedy Niemcy przedstawiali okropności obozów i więzień radzieckich, a w tym także i sprawę Katynia, wiedzieli bardzo dobrze, jak się to robi, chociaż szczegóły rozwiązań technicznych mogły nieco się różnić. Także i w wypadku katastrof lotniczych zaufanych i wielce zasłużonych osób mieli doświadczenie. Przecież jeszcze na początku 1942 r. w podobnej katastrofie zginął Fryderyk Todt. Zaraz potem, jak, można powiedzieć, cudem i za uszy wyciągnął armię niemiecką z beznadziejnego położenia w głęboko zamrożonym szambie, w jakim znalazła się ona w wyniku kompromitujących zaniedbań w zimie 1941/42 r. Czasem lepiej być dłużnikiem, niż wierzycielem. Człowieka, któremu zbyt dużo się zawdzięcza, często likwiduje się po cichu, aby nie stracić twarzy i oszczędzić sobie zaambarasowania. Przeciwnie, dłużnika, zwłaszcza dużego, lepiej podtrzymać we własnym interesie. Świat nie jest pięknym, ani sprawiedliwym miejscem. Trzeba na nim uważać, a nie kierować się dziecinnymi iluzjami. Wiadomo, że dyktator nie toleruje koło siebie nikogo, kto poprawił jego błędy, tym bardziej, jak uratował go od zguby. Sprawę Katynia nagłośniła niemiecka propaganda już prawie rok temu. W tym wypadku przedstawiła prawdziwe fakty, ale i tak nikt z Polaków w to nie wierzył. Wystarczył sam fakt, że sprawa została odkryta przez Niemców, aby automatycznie oczyścić z podejrzeń ZSRR. Stopniowo jednak, obiektywna prawda zaczęła przebijać się przez uprzedzenia. Zbrodnia miała wyjątkowo obrzydliwy charakter: z wziętych do niewoli oficerów wymordowano praktycznie wszystkich. Później okazało się, że nie przeżyło także prawie 90% zwykłych żołnierzy, chociaż to już stało się nie w Katyniu. Nawet Niemcy nie postępowali w ten sposób, aż do napaści na ZSRR. W końcu Polski Rząd Emigracyjny nie mógł już dłużej zachować milczenia, choćby dlatego, że coraz większa ilość Polaków zaczęła zachowywać się nieodpowiedzialnie, narażając w imię grobów zamordowanych (w tym czasie znaleziono ich dopiero tysiące, wyłącznie oficerów) następne setki tysięcy. Właściwie Sikorski zwrócił się do Stalina z bardzo wstrzemięźliwą propozycją przeprowadzenia wspólnego dochodzenia, albo powierzenie takiego dochodzenia komitetowi ludzi neutralnych i niezależnych, o uznanym autorytecie i opinii. Bez żadnej wątpliwości, chodziło o stworzenie jakichkolwiek pozorów, które pozwoliłyby na dalsze ignorowanie kłopotliwych faktów. Sikorski zachowywał się dyplomatycznie, może nawet przesadnie ostrożnie i był gotów przyjąć za dobrą monetę jakiekolwiek wyjaśnienie, które Stalin zechciałby złożyć. Ale Stalin nie miał takiego zamiaru. Od chwili, gdy sytuacja na frontach się poprawiła, zdecydowany był na zerwanie umów, które pod wpływem dyplomacji angielskiej zawarł z Polską w okresie, gdy sytuacja ZSRR była krytyczna. Nie odpowiadając merytorycznie wsiadł na wysokiego konia i traktując notę jako wysoce obraźliwą, zerwał stosunki dyplomatyczne z Rządem Polskim. To mniej więcej tak, jakby zbrodniarz nie poprzestając na zamordowaniu ofiar, jeszcze oskarżył ich bliskich o oszczerstwo i zażądał odszkodowania, w tym wypadku całej Polski. Opinia wolnego świata zaaprobowała to równie łatwo, jak przedtem Holokaust. Oczywiście, gdyby nie sprawa Katynia, to Stalin znalazłby inny pozór, tak czy owak zdecydowany był zerwać umowy i zagarnąć Polskę. Miał wolną drogę, sojusznicy Polaków nie mieli zamiaru mu przeszkadzać. Trzeba patrzeć na sprawy realistycznie. To nie jest tak, jak uważają niektórzy Polacy: że zostali wykorzystani, pchnięci do walki z Niemcami, żeby upuścić trochę krwi Wehrmachtowi, a zwłaszcza zyskać na czasie, inaczej to uderzenie spadłoby już w 1939 r. na Francję i Anglię. Polska była bezcennym sprzymierzeńcem, gdy zajęła Hitlerowi krytyczny rok 1939, potem liczyła się jeszcze jako jedyny konkretny sojusznik w roku 1940, gdy polscy lotnicy, tylko około 10% w stosunku do brytyjskich, w krytycznych dniach bitwy powietrznej zyskiwali do 20% zestrzeleń samolotów niemieckich, a polskie wojsko, choć nieliczne, przydało się, żeby zapełnić dziury w obronie wybrzeży u boku też nielicznych wojsk brytyjskich. Następnie jednak, chociaż przez cały czas wojny kilkaset tysięcy Polaków biło się, i to dobrze, wszędzie tam, gdzie walczyli sojusznicy brytyjscy, proporcja Polaków w stosunku do zaangażowanych sił stawała się coraz mniejsza. Polska miała coraz mniej do zaofiarowania, zeszła do roli kłopotliwego wierzyciela, który włożył wszystko co miał we wspólne przedsięwzięcie, a którego korzystniej teraz nie spłacać. Więc po wygranej wojnie, rzucono go wilkom. Jednak Polacy upraszczają sprawę mówiąc, że najpierw zapłacili nieprawdopodobną ilością ofiar za wygranie wojny, a potem po raz drugi za pokój. To prawda, ale nie cała, a tylko jej część. W rzeczywistości, Wielka Brytania nie była w stanie dotrzymać zobowiązań. Trzeba uwzględnić fakt, że w drugiej wojnie światowej ustroje totalitarne, łącznie, miały przewagę militarną nad demokracjami. W wypadku trwałego współdziałania Niemiec i ZSRR, nie mówiąc już o Japonii, cała reszta wolnego świata nie byłaby w stanie pokonać takiego bloku. Przecież w roku 1940. rząd USA liczył się poważnie z zajęciem Anglii i chciał przejąć choć flotę brytyjską, aby zorganizować obronę kontynentu amerykańskiego. Wielka Brytania, a w następnie i USA były jeszcze długo w krytycznej sytuacji. Jak wiadomo, w 1941 i jeszcze w 1942 r. Stalin gotów był do zawarcia pokoju na warunkach zapewniających hegemonię Niemiec, byle zachować chociaż część ZSRR pod swoją władzą. Ribbentrop był przez cały czas zwolennikiem takiego pokoju, a po 1942r w ogóle jakiegokolwiek pokoju. Oceniając politykę ZSRR jako czysto (czy raczej brudno) utylitarną, zapewniał słusznie, że Stalin nie będzie miał absolutnie żadnych skrupułów. Na szczęście, z tą koncepcją nie zgodził się Hitler. Dlatego dla Wielkiej Brytanii i USA najważniejszym celem było trwałe wyeliminowanie przynajmniej jednej z tych przeważających sił, która stwarzała największe bezpośrednie zagrożenie. Zakładały, że potem zdołają obronić się przed drugą. A więc zachowanie sojuszu z ZSRR było życiową koniecznością, wszystko inne, w tym również Polska, miało drugorzędne znaczenie. Wielka Brytania i USA po prostu walczyły o życie i miały szansę tylko dzięki temu szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, że agresorzy pobili się między sobą. Lecz nawet teraz ewentualna zmiana sojuszy mogłaby okazać się zgubna. Natomiast Polska od razu na samym początku włożyła do wspólnej kasy wszystko co miała, za cenę niewyobrażalnie wielkich strat, około 20% ludności (największych ze wszystkich uczestników wojny) kupiła dla aliantów cały rok 1939 i teraz jej udział się zmniejszał. Pozostało tylko te kilkaset tysięcy walczących wciąż ludzi, coraz mniejszy ułamek w porównaniu do zaangażowanych sił. Winston S. Churchill był na pewno głównym architektem zwycięstwa i człowiekiem wielkiego formatu, a na dodatek, cokolwiek się mówi, dość przyzwoitym, jak na polityka. Jeżeli zdradził sojusznika polskiego, postąpił nieuczciwie, to tylko dlatego, że działał w stanie wyższej konieczności. Na pierwszym miejscu postawił interes swego kraju i już to samo jest mocnym argumentem, a nie można zapominać, że dziwnym przypadkiem, ten interes był wtedy zgodny z interesem ludzkości. Zdawał sobie sprawę zarówno z głębokiej niemoralności koniecznych rozwiązań praktycznych, jak i z tego, że na razie nie ma wyboru. W. Brytania musiała podlizywać się ZSRR i to coraz bardziej, gdyż znaczenie tego potwora stale rosło. Także w przyszłości Churchill nie zdołał przeforsować swego zdania - chociaż trzeba przyznać, przynajmniej usiłował. Lecz Franklin D. Roosevelt miał inny obraz pokoju i w ogóle polityki. To też wielki człowiek, ale bez wątpienia, gdyby urodził się w innym środowisku i wybrał inny zawód, mógłby z powodzeniem zostać doskonałym "capo di tutti capi" albo wybitnym szefem potężnego gangu. Nie dotyczy to poziomu moralnego, być może bez zarzutu, a tylko potencjału mózgowego. W konkretnym wypadku Roosevelt starał się skumplować ze Stalinem, wystawiając Churchilla na frajera. Trzymanie sztamy z tym pierwszym przeciw drugiemu, to była celowa rozgrywka na pokaz. Churchill może był o tym uprzedzony. jeżeli nie, to musiał się z tym pogodzić. Nie wiadomo, jak się z tym czuł, zapewne fatalnie, nawet, jeżeli to było z góry ukartowane. We wszystkich sprawach, które uważał za najważniejsze, Roosevelt przeprowadził swoje plany, poklepując Stalina po ramieniu, a podśmiewając się z Churchilla, wprost robiąc z niego durnia. To była przemyślana taktyka, która miała podbudować psychologicznie zbliżenie. Ale Stalin zyskał nadspodziewanie dużo, więcej, niż pierwotnie uważał za możliwe. Zapewne w przyszłości Roosevelt zdołałby Stalina wykołować, gdyby dożył. Często jednak tymczasowe rozwiązania okazują się trwałe, a świetne plany pozostają niezrealizowane. Odnośnie Polski Churchill po prostu nie mógł nic więcej zrobić, chociaż próbował, trzeba przyznać, starał się na miarę swoich sił. Ale nawet gdy odwołał się do honoru Anglii, Roosevelt i Stalin w pełnej komitywie radzili mu, żeby nie uciekał się do takich niepoważnych argumentów w poważnej rozmowie. Roosevelt negocjował ze Stalinem, wzorując się ściśle na metodach szefów najpotężniejszych gangów, z Churchilla robił „balona”, demonstracyjnie pomniejszał go i nawet ośmieszał. W sprawie Polski, Roosevelt nie miał żadnych zobowiązań, a USA jak dotąd spory kredyt na plus. Istotną częścią długodystansowego planu Roosevelta było podłożenie Stalinowi miny polskiej. Rosjanie już uprzednio połykali Polskę, ale nigdy nie mogli jej strawić, mieli z tego powodu same kłopoty. Roosevelt zakładał, że Stalinowi trochę niestrawności dobrze zrobi, zajęty swoją działką, będzie miał mniej czasu i możliwości do dalszej ekspansji. Fakt, że choć nie za Stalina, po długim odstępie czasu te przewidywania okazały się zadziwiająco trafne, polskie drożdże miały udział w fermentacji i rozpadzie ZSRR. Wracając do śmierci Sikorskiego, ta sprawa nie została wyjaśniona do dziś. Wielu poważnych historyków, w tym również niemieckich, lecz nie hitlerowskich (bez uprzedzeń, mowa o zupełnie innych ludziach i na wybitnym poziomie) zdecydowanie twierdzi, że katastrofa ta została zorganizowana przez tajne służby brytyjskie. Wiadomo też, że tak samo sądził De Gaulle, który za nic nie chciał skorzystać z angielskiego samolotu i do Francji wrócił wtłoczony do francuskiego myśliwca, jednoosobowego i ciasnego, w pełnej tajemnicy. Nie pozwolił uprzedzić ani angielskiej obrony przeciwlotniczej ani kontroli powietrznej, ryzykując zestrzelenie niezidentyfikowanego obiektu (podobno z komentarzem, że gdyby, on i samolot, został zidentyfikowany, ryzyko by się zwiększyło). Trudno obecnie roztrząsać tą sprawę, gdyż nadal brak informacji, ale z drugiej strony właśnie ukrywanie wszelkich danych z rutynowego śledztwa i dalsza odmowa udostępnienia archiwów nawet dla ludzi nauki stwarza niezdrową atmosferę, mnoży podejrzenia i musi nasuwać różne skojarzenia. Konkretnie, że podobnie jak w sprawie Katynia niemiecka propaganda czasem jednak posługiwała się także i prawdą. Generał Władysław Sikorski był wybitnym przywódcą antyfaszystowskim, znanym na całym świecie, jego imię stało się popularne. Po kapitulacji Francji, to on osobiście zawarł porozumienie z Churchillem, obaj mówili nawet o osobistej przyjaźni, choć trudno interpretować, czy i jakie znaczenie ma przyjaźń dla polityka. Żaden inny członek Polskiego Rządu Emigracyjnego nie miał nawet w przybliżeniu podobnego autorytetu, ani znaczenia w światowej opinii publicznej. Poza tym, tylko Sikorski mógł ze skutkiem osobiście bronić porozumienia, kiedy zostało złamane. Jedno jest pewne, gdyby żył Sikorski, nie dałoby się tak potraktować Polski. Pociągnęłoby to za sobą poważne konsekwencje w opinii publicznej, mogłoby dojść do skandalu. Inni Polacy, w większości ludzie nowi albo z tzw. drugiego garnituru nie mieli takiego znaczenia, ich głos nie miał takiej wagi. Może więc wyeliminowanie Sikorskiego z punktu widzenia brytyjskiej racji stanu stało się smutną koniecznością. Nie można wysuwać żadnych ostatecznych twierdzeń, ale jeżeli tak właśnie się stało, to zapewne Churchill musiałby zadecydować o tym osobiście, bez wątpienia niechętnie i z oporami. Mąż stanu musi czasem podjąć trudną decyzję, nawet poświęcić człowieka lub ludzi, których osobiście ceni, dla dobra kraju. Autor ma nadzieję, że te wątpliwości wyjaśnią się kiedyś w inny sposób. Ale nawet jeżeli tak się nie stanie, nie zmieni to jego stosunku do Churchilla. Podobnie jak wszyscy, którzy przeżyli drugą wojnę światową, będzie nadal podziwiał i cenił Churchilla, nawet jeżeli ten musiał podjąć tragiczną decyzję, w swoim pojęciu dla dobra swego kraju. Por: http//andrzej-anonimus.com/pl/tom2/rozdzial10.html

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×