Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

taka ja 1919111

kto jest w stanie mnie zrozumieć...

Polecane posty

Gość LadyLady24
A jaką masz pewność, że jeżeli np. zostawi tą swoją kobietę, zwiaże się z Toba i pojedzie gdzieś na szkolenie to że Ciebie nie zdradzi???? W końcu to on zacząl pierwszy kiedyś tam... A poza tym tak jak mówią inni tutaj w takiej sytuacji łatwo jest dla faceta grać... Więc nie wiem co ci radzić, ty chcesz być szczęśliwa, to normalne, ale właśnie czemu on konkretnie nie powie co jest, ze nie może jej zostawić, skoro jest tak źle???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No pewnie ze nie mam na nic pewnosci, a czy ktoras z Was ma pewnosc, ze facet was nie zdradzi? nikt tego nie moze wiedziec..., ale wiem ze robilabym wszystko by sie tak nie stalo... Napisalam, ze jestem ostrozna, mam swoj honor, swoja dume, swoj charakter, potrafie byc stanowcza itd itd bo wiem, ze tak jest. Oboje wlasnie tolerujemy taki uklad i dlatego jesli poczuje sie w nim niebezpiecznie, albo poczuje, ze nie bedzie mialo to sensu to zakoncze w sumie jesli moge tak to nazwac - tą gre... Dlaczego ktos kto mnie nie zna mowi ze nie posiadam zadnych z tych cech? wiem, ze raz juz tak bylo, ze to przerwalam na dlugi czas... moglam? moglam... to, ze znowu sie wplatalam w to cos to nie swiadczy o tym, ze nie bede potrafila zaprzestac temu wszystkiemu, znam siebie, wiem jaka jest sytuacja u niego i jaka u mnie... Zyc ze swiadomoscią, ze ma ta rodzine i ze ja tez mam jest zupelnie czyms innym niz zyc samemu, byc wolnym i robic co sie komu podoba, no przeciez to oczywiste...Wtedy w glowie jest taki mur, ktorego raczej nie da sie przeskoczyc, choc czlowiek probuje w jakis tam sposob... Tez nie mam pewnosci czy wroce do swojego bylego faceta, a noz widelec stworzymy ta rodzine ze soba? skad moge wiedziec co bedzie... Wiem, ze nie raz tesknilam za Ł., nie raz bylam zla, ze tak jest, ze jest jego A., i ja jestem - obie na raz, ale nigdy nie plakalam, bo wiedzialam, powiedzial mi, uswiadomil, ze to ciezkie... dal mi to jakos do zrozumienia, ze narazie nie moze... ze nie wie co zrobic i jak to zrobic... Jestem tez pewna tego, ze "nie odejdzie jako pierwszy ode mnie", nie powie, ze koniec tego wszystkiego... Podoba mu sie to, mi zreszta tez... Byla kiedys sytuacja miedzy nami, ze to ja dalam mu zajebistego kopniaka w dupe, ze zlosci niby powiedzialam, ze o wszystkim dowie sie jego kobieta, chcialam wtedy zeby zrozumial, ze nie moze prowadzic podwojnego zycia... (wiem ze nie powiedzialabym jej nic, ale chcialam tylko zobaczyc jego reakcje). Nie bylo mu do smiechu... wkurzyl sie na mnie, ale nie byl az tak przerazony... jedyne na co sie pogniewal najbardziej to to, ze obiecalam, ze nic nie powiem, a jednak robie inaczej... przestal sie czesto odzywac, ja zagadywalam zeby sie nie gniewal tylko zeby przemyslal sprawe i na jakis czas dalam mu spokoj... Nie rozmawialismy ze soba pare dni, po czym ktoregos dnia odezwalam sie i mowil ze zrozumial wiele i ze miedzy nimi sie troszke poprawilo, ale nie jest super... Wiec znowu dalam mu spokoj, myslalam, ze moze naprawde zmieni sie cos miedzy nimi, wybaczą sobie wszystko i stworza kochajaca sie rodzine, czego sama bym chciała, bo wkoncu mam dziecko... dlatego staralam sie go zrozumiec i jakos mu pomoc... mijaly kolejne dni, az tu nagle znowu ja do niego napisalam, pytalam o nich, jak im sie uklada... mowil, ze nic z tego, ze to nie ma sensu, ze nic sie nie poprawilo... ze sie mylił... wiec o co kaman? no nie potrafia ze soba jednak zyc normalnie, a to co ich trzyma przy sobie to pewnie dziecko i mieszkanie na ktore on sam zapierdala... Tutaj ktos napisal, ze gdybym byla dla niego wyjatkowa to by ja zostawil itd itd, ale ja wiem ze to nie jest takie proste z jednej strony. Patrzcie jestem tez ja, ja rowniez mam dziecko, nie wiem moze sie myle, ale wydaje mi sie, tzn. chodzi mi taka mysl po glowie, ze moze boi sie tego iz bedzie musial mnie utrzymywac i moje dziecko co? jak myslicie? choc wiem, ze nie kazalabym mu tego robic... nie odrazu Rzym zbudowano czy jak tam... przeciez to nie bylby jego obowiazek... To by bylo w sumie wszystko co chcialam dodac, aha i dzieki za wasze opinie, warto wziac sobie pewne sprawy do serca, rozmyslam nad wszystkim co tutaj czytam, chyba przydalo mi sie to przydalo... Szczere dzieki, piszcie dalej jesli macie ochote, porozmawialam z wielka checią...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No pewnie ze nie mam na nic pewnosci, a czy ktoras z Was ma pewnosc, ze facet was nie zdradzi? nikt tego nie moze wiedziec..., ale wiem ze robilabym wszystko by sie tak nie stalo... Napisalam, ze jestem ostrozna, mam swoj honor, swoja dume, swoj charakter, potrafie byc stanowcza itd itd bo wiem, ze tak jest. Oboje wlasnie tolerujemy taki uklad i dlatego jesli poczuje sie w nim niebezpiecznie, albo poczuje, ze nie bedzie mialo to sensu to zakoncze w sumie jesli moge tak to nazwac - tą gre... Dlaczego ktos kto mnie nie zna mowi ze nie posiadam zadnych z tych cech? wiem, ze raz juz tak bylo, ze to przerwalam na dlugi czas... moglam? moglam... to, ze znowu sie wplatalam w to cos to nie swiadczy o tym, ze nie bede potrafila zaprzestac temu wszystkiemu, znam siebie, wiem jaka jest sytuacja u niego i jaka u mnie... Zyc ze swiadomoscią, ze ma ta rodzine i ze ja tez mam jest zupelnie czyms innym niz zyc samemu, byc wolnym i robic co sie komu podoba, no przeciez to oczywiste...Wtedy w glowie jest taki mur, ktorego raczej nie da sie przeskoczyc, choc czlowiek probuje w jakis tam sposob... Tez nie mam pewnosci czy wroce do swojego bylego faceta, a noz widelec stworzymy ta rodzine ze soba? skad moge wiedziec co bedzie... Wiem, ze nie raz tesknilam za Ł., nie raz bylam zla, ze tak jest, ze jest jego A., i ja jestem - obie na raz, ale nigdy nie plakalam, bo wiedzialam, powiedzial mi, uswiadomil, ze to ciezkie... dal mi to jakos do zrozumienia, ze narazie nie moze... ze nie wie co zrobic i jak to zrobic... Jestem tez pewna tego, ze "nie odejdzie jako pierwszy ode mnie", nie powie, ze koniec tego wszystkiego... Podoba mu sie to, mi zreszta tez... Byla kiedys sytuacja miedzy nami, ze to ja dalam mu zajebistego kopniaka w dupe, ze zlosci niby powiedzialam, ze o wszystkim dowie sie jego kobieta, chcialam wtedy zeby zrozumial, ze nie moze prowadzic podwojnego zycia... (wiem ze nie powiedzialabym jej nic, ale chcialam tylko zobaczyc jego reakcje). Nie bylo mu do smiechu... wkurzyl sie na mnie, ale nie byl az tak przerazony... jedyne na co sie pogniewal najbardziej to to, ze obiecalam, ze nic nie powiem, a jednak robie inaczej... przestal sie czesto odzywac, ja zagadywalam zeby sie nie gniewal tylko zeby przemyslal sprawe i na jakis czas dalam mu spokoj... Nie rozmawialismy ze soba pare dni, po czym ktoregos dnia odezwalam sie i mowil ze zrozumial wiele i ze miedzy nimi sie troszke poprawilo, ale nie jest super... Wiec znowu dalam mu spokoj, myslalam, ze moze naprawde zmieni sie cos miedzy nimi, wybaczą sobie wszystko i stworza kochajaca sie rodzine, czego sama bym chciała, bo wkoncu mam dziecko... dlatego staralam sie go zrozumiec i jakos mu pomoc... mijaly kolejne dni, az tu nagle znowu ja do niego napisalam, pytalam o nich, jak im sie uklada... mowil, ze nic z tego, ze to nie ma sensu, ze nic sie nie poprawilo... ze sie mylił... wiec o co kaman? no nie potrafia ze soba jednak zyc normalnie, a to co ich trzyma przy sobie to pewnie dziecko i mieszkanie na ktore on sam zapierdala... Tutaj ktos napisal, ze gdybym byla dla niego wyjatkowa to by ja zostawil itd itd, ale ja wiem ze to nie jest takie proste z jednej strony. Patrzcie jestem tez ja, ja rowniez mam dziecko, nie wiem moze sie myle, ale wydaje mi sie, tzn. chodzi mi taka mysl po glowie, ze moze boi sie tego iz bedzie musial mnie utrzymywac i moje dziecko co? jak myslicie? choc wiem, ze nie kazalabym mu tego robic... nie odrazu Rzym zbudowano czy jak tam... przeciez to nie bylby jego obowiazek... To by bylo w sumie wszystko co chcialam dodac, aha i dzieki za wasze opinie, warto wziac sobie pewne sprawy do serca, rozmyslam nad wszystkim co tutaj czytam, chyba przydalo mi sie to przydalo... Szczere dzieki, piszcie dalej jesli macie ochote, porozmawialam z wielka checią...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość olac zazdrośników ciplymMOCZEM
naiwnaaaa :D:D:D taaa taaaakocha cie nie ją, jego kobieta jest ZUAAAAAAA :d

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×