Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

mgr Świntuch

Opowiadanie historyczno-fantastyczne z kroplą erotyki

Polecane posty

Proszę o wybaczenie jeśli kogoś obrażę to dopiero początek mojej "twórczości". Ps Wszelkie podobieństwo do osób i konkretnych wydarzeń (także filmowych) jest jak najbardziej nie przypadkowe i zamierzone.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
PRECZ Z RZYMIANAMI I - Jak ja nienawidzę tych pieprzonych Rzymian! powiedział gruby jak wieprz Sasza Gromkopierdiejew, rozpierając się na stołku i biorąc łyk piwa. - Powinno się ich wszystkich pozabijać! dodał Maćko Ruchałowski, potężny blondyn o niebieskich oczach. - Panoszą się tu jakbyśmy im coś zawdzięczali. A nie wymyślili nic oprócz śruby rzymskiej! - Co racja, to racja, bo te swoje drogi, akwedukty i prawo mogą sobie w dupę wsadzić - poparł go Zdenek Sipka, wysoki i chudy brunet. Jak nie było prawa, to była większa sprawiedliwość! - Albo prawo, albo sprawiedliwość, nie może być równocześnie prawa i sprawiedliwości, tak samo jak nie może rządzić dwóch cesarzy, choćby nawet byli bliźniakami! Sasza walnął w stół tłustą, wielgachną pięścią. - Ale nie przejmujcie się, chłopacy uspokajał Ruchałowski. Czytałem w necie, że ich beznadziejne imperium rozpadnie się z hukiem w 476 roku, gdy zaatakują ich barbarzyńcy i cesarz Romulus Augustulus zostanie obalony przez germańskiego wodza Odoakra. Rok ten tradycyjnie zostanie uznany za koniec starożytności i początek średniowiecza. - O ja cię, Ruchałowski, jaki ty jesteś mądry! zadziwił się Sipka. Skąd to wszystko wiesz? - Z wikipedii! - Dobrze, że mamy chociaż tego neta. - I mp3. - Ale tak w ogóle to nie ma się z czego cieszyć, przecież mamy dopiero 184 rok, więc raczej nie doczekamy upadku Rzymu! słusznie zauważył Gromkopierdiejew i głośno pierdnął. - Idę po piwo! Wziąć wam też? - No a jak! Głupio pytasz! oburzył się Maćko. Sasza wstał i wolnym krukiem ruszył przez ciemną karczmę w stronę baru, z którym stała piersiasta, długowłosa dziewczyna w lnianej koszuli z dużym dekoltem. Uśmiechnął się do niej, a ta odpowiedziała podejrzliwym, pełnym dezaprobaty spojrzeniem. - Czego? Pan sobie życzy? spytała nieudolnie próbując być uprzejmą. - Słuchaj no, złotko, w sumie to mam trzy życzenia -"Po Grecku" nie dam! odpowiedziała ostro. (czyt. "dupy nie dam") - Hm, trudno No dobrze, to mam dwa życzenia - "Po Galijsku" też nie wezmę! (czyt. "do buzi nie wezmę") - Co za niefart. W takim razie mam jedno życzenie, ale trzy razy - Ja tu jestem od nalewania piwa, a nie od spełniania twoich barbarzyńskich zboczonych zachcianek, ty obleśny słowiański grubasie! - wydarła się niego wniebogłosy. - Jakich zboczonych życzeń? Nie powiedziałem nawet słowa o ryćkaniu! - Ale sugerowałeś! - Nic podobnego! To, że się gapiłem na twój biust nie oznacza wcale, że chciałbym cię od razy wydupczyć. Chociaż nie mówię, żebym niej chciał. - Na biust? To znaczy, że na co się gapiłeś? Na cycki, tak? - Tak. - No właśnie, tak mnie zdenerwowałeś, że aż mi się przez ciebie cycki spociły. Zobacz, są całe mokre wyciągnęła piersi na wierzch i podstawiła je pod oczy Gromkopierdiejewa. - Faktycznie, calusieńkie mokre! zdziwił się Sasza i odruchowo złapał ją za cycka. I takie jakieś miękkie się zrobiły - ścisnął lekko piersi. - Miękkie? dziewczyna zaczęła sobie obmacywać biust. - No! Miękkie i w dodatku nie symetryczne. - Hę? - To znaczy, że nie są równe. Lewy jest większy. - Od którego lewy jest większy? długowłosa blondi najwyraźniej nie była mistrzem intelektu. Sasza z trudem ukrywając rozbawienie obserwował pełną konsternacji minę dziewczyny. Jasnowłosa przez chwilę milczała, a potem jakby zapomniała o tym, iż nie jest w karczmie sama wyciągnęła spod koszuli drugą pierś. Z uwagą oglądała sobie oba cycki, macając, drapiąc i głaskając to jednego, to drugiego. W końcu nie wytrzymała i spytała z bezradnością w głosie. - No nie bądź taki! Powiedz mi w końcu, od którego lewy cycek jest większy? - No od prawego, - Aha! I co teraz będzie? - biuściasta blondynka miała strach w oczach. - Idzie coś z tym zrobić? - Idzie. Mogę ci w tym pomóc. Ale to będzie drogo kosztować. - Dobrze, ale nie będę musiała zrobienić Gallijskiej laski? - Na razie nie. A tak w ogóle, dlaczego tak się bronisz przed braniem do buzi? Masz z tym związane jakieś złe wspomnienia? - zaciekawił się Sasza. - Można tak powiedzieć... Kiedyś taki jeden gnojek wybił mi w trakcie kilka zębów odpowiedziała dziewczyna chowając piersi pod koszulę. - Co za brutal! Kto to był? Rzymianin? - Pewnie, że Rzymianin! Danus Kwintus Gigakutasus. Ale trzeba przyznać, że miał czym sikać z rozmarzeniem wspominała dziewczyna. - Wszędzie ci cholerni Rzymianie! Śmierć Rzymianom! Sasza splunął na ziemię i podeptał miejsce, na które spadła ślina. Powtórzył tę czynność trzy razy, a potem podrapał się po jądrach, podłubał w nosie, wyciągnął z niego zeschniętego smarka, ścisnął w garści i rzucił za siebie przez jedno ramię. Wymamrotał pod nosem tylko sobie znane zaklęcie i prawdopodobnie uznając, że urok został już odczyniony, powrócił do rozmowy z Cycoliną. - Ale słuchaj, mała, jakoś nie widzę, że byś miała braki w uzębieniu? - Bo wybił mi zęby mądrości. W sumienie niepotrzebne, bo do czego mi ta głupia mądrość, nie? - Pewnie tylko głowa potem boli od tego myślenia. Ale tak między nami, to daleko musiał sięgnąć! - Tam sięgał, gdzie wzrok nie sięga. Łamał, czego rozum nie złamie z uznaniem cmoknęła dziewczyna. - No proszę filozof z ciebie. A co ci takiego złamał? - Właściwie to nie złamał, ale ciężko doswiadczył. Potem przez kilka dni miałam problemy z chodzeniem. - Możesz mi pokazać tę kontuzjowaną część ciała? - Sasza miał coraz mocniej rozszerzone źrenice. - Nie będę się tu teraz przez tobą rozkraczać! W pracy jestem jeszcze przez 3 kwarty! Zwłaszcza, ze idzie klient. Masz tu trzy piwa i sio! - Dobrze, ale jak masz na imię, o piękna? - Verona Cycolina. A ty? - Szasza Gromkopierdiejew. - Też ładnie. I jak romantycznie. Sasza wziął z lady cynowe kufle wypełnione spienionym, mętnym płynem i zaniósł je do stolika, obracając się co chwilę na Cycolinę. Jego kompani podążyli wzrokiem w tę samą stronę. Dziewczyna najwidoczniej znów przeniosła się do swojego własnego świata, którego była jedynym mieszkańcem. Znów wyciągnęła na wierzch piersi i zapamiętale studiowała ich budowę, ściskając w dłoniach, zbliżając i oddalając je od siebie. Najwidoczniej szukanie różnic nie szło jej zbyt dobrze, bo po dłuższej chwili schowała biust i siedziała z zasępioną miną, podpierając głowę na zaciśniętej pięści. Wtedy dopiero mężczyźni przestali ją obserwować, niezadowoleni, żer darmowy spektakl już się skończył. - I co, i co? Zarwałeś dupeczkę? - dopytywał się Maćko Ruchaczewski. - Prawie, prawie. Jestem na dobrej drodze. Wieczorem będzie gorąco. - Jak zbajerowałeś panienkę? - Powiedziałem, że zrobię jej z dupy jesień średniowiecza. - A co to jest średniowiecze? - zaciekawił się Sipka. - Nie wiem, przeczytałem ten tekst w necie. Ważne, że podziałało. - Znaczy się, ta średniowieczna jesień to musi być coś zajebistego! - Pewnie tak, jak sex on the beach odparł Gromkopierdiejew. - O, widzę, że gawarisz w obcych językach! - No a jak! Czyta się te papirusy wieczorami, nie? Ich rozmowę przerwało wejście wąsatego jegomościa ubranego w półpancerz. Nigdy przedtem go nie widzieli, więc dokładnie zlustrowali przybysza, w milczeniu rozmyślając o jego parszywym pochodzeniu. Przybysz wolnym krokiem podszedł do baru, zachłannie spojrzał na wylewający się z koszuli biust Cycoliny i powiedział: - To co zawsze! - Oczywiście Verona postawiła na ladzie dwa wielkie bukłaki czerwonego wina. - Dzisiaj wezmę jeden. Wozem jestem. - Pieprzony Rzymianin Zdenek Sipka splunął z obrzydzeniem na podłogę. - Mówiłem ci już, że jestem kuzynem Danusa Kwintusa Gigakutasusa? - wąsacz pochylił się w stronę dziewczyny. - Geny mamy praktycznie te same. Wiesz, co to znaczy? - Naprawdę jesteś jego kuzynem? - Cycolina zaśmiała się i odruchowo zakryła buzie dłonią. - No pewnie. Nie wiedziałaś? Zwą mnie Remus Kwintylius Wielkopałus. - Ojej! - dziewczyna instynktownie zakryła drugą dłonią łono. - Chciałabym, ale się boję. - Chłopaki, zaśpiewajmy naszą piosenkę zaproponował Maćko swoim towarzyszom. - Dobra. - „Przecz z Rzy! Z Rzy-mia-na! Z Rzy-mia-na-mi! Precz! - zaskandowała cała wesoła trójka. Remus Kwintylius nazywający się Wielkopałusem spojrzał na nich groźnie, ale wobec przewagi liczebnej przeciwnika na razie zrezygnował z interwencji. Zamiast tego kontynuował rozmowę z białogłową, co jakiś czas odwracając się i spoglądając ze złością na wesołą kompanię żłopiącą piwo. - A ciebie jak zwą? - Cycolina. Verona Cycolina. - Bardzo trafny nick. Bardzo powiedział Danus z uznaniem w glosie. - W czym robisz, Wielkopałusie? - W przemyśle budowlanym, jestem fachowcem. - A konkretnie? - zainteresowała się dziewczyna. - Jestem biczownikiem na budowie sieci burdel...to jest kompleksów pałaców Artusa których właścicielem jest namiestnik Legiusz Durexus Alfonsus. To bardzo poważne stanowisko. Mam pod sobą trzydziestu ludzi. - Łał! To chyba dobrze płatna praca? - Tak, ale też i ciężka. Mówię ci, nie ma lekko. Te ciągłe napieprzanie batem, aż mnie czasem ręka boli i muszę uderzać lewą. W dodatku non stop strajki pracowników, przestoje, bez przerwy ich narzekania na byle co! A to domagają się mniej batów, a to rzemyki za cienkie, a to za grube, a to za ciepło i się pocą, a to za zimno i marzną! W głowach im się poprzewracało od tego dobrobytu! Kto to widział, żeby niewolnikom płacić za dniówkę ćwierć bochenka chleba?! Rozumiem, że jest inflacja, ale do jasnej cholery, nie aż tak duża! Zdenerwowany Remus uderzył pięścią w stół. Chyba zbyt mocno, bo aż syknął z bólu i zaczął sobie rozcierać pięść. Verona spoglądała na niego ze współczuciem, co chwilę spuszczając wzrok na jego krocze. Chociaż wiedziała, że to nie przystoi porządnej dziewczynie, trudno jej było przestać patrzeć na spodnie wypychane od środka przez potężnego członka. W końcu Rzymianin doszedł do siebie, a tedy Cycolina wróciła do rozmowy: - No tak, w sumie masz rację z tą dniówką. Słyszałam, że kiedyś zarabiali ćwierć bochenka za trzy dni harówki. - Tak, ale nie przesadzałbym z tą harówką. Teraz dzień jest krótszy, więc od świtu do zmierzchu zapieprzają jedyne niecałe czternaście godzin. Ale mniejsza o tych nygusów. Powiedz mi coś o sobie. Jak ci się tutaj pracuje? Klienci nie siurają po stołach? Szef nie dupczy za często? - Nie, jest całkiem w porządku, jestem zadowolona. Dupczy przeważnie tylko trzy, cztery razy dziennie, a jak któryś klient gdzieś naleje albo puści pawia to szybko sprzątnę i spoko wodza. - A klienci cię nie dupczą? - drążył temat Wielkopałus. - Jak trzeźwi to przeważnie nie. No chyba, że nie mam jak wydać reszty, ale to normalne w tym zawodzie. Wiesz, że już od dziecka marzyłam, żeby być barmanką w karczmie? - Naprawdę? - Tak! Moja mama była barmanką. Często przychodziłam do niej do pracy i przyglądałam się, co robi. Ile było śmiechu, jak ją czasem brali na stole albo jak wydawała resztę legionistom. Ehh jak legiony wyruszały na wojnę z Dakami to się żołnierze nie szczypali z pieniędzmi mama nie dawała rady, musiałam pomagać w nalewaniu wina a mama wydawała w tym czasie resztę. Złote dobre czasy, aż się łza w oku kręci... - dziewczyna ukradkiem otarła oczy. - A macie tu ochronę? - „Przecz z Rzy! Z Rzy-mia-na! Z Rzy-mia-na-mi! Precz! - znów zaśpiewała grupka przyjaciół. - Zamknąć mordy, świńskie ryje! - krzyknął do nich Wielkopałus. - Jak ryje mogą mieć mordy? - Sipka zwrócił uwagę na oczywisty absurd w wypowiedzi Rzymianina. - Jebać rzymian, jebać! - dodał od siebie Ruchałowski. - Toście się doigrali, barbarzyńcy! Macie teraz przesrane jak w Egipskim rydwanie! Remus dobył gladiusa i zaszarżował jak wściekły dzik. Myślał, że mężczyźni uciekną na sam widok Rzymianina z mieczem w dłoni, jednak srodze się rozczarował. Sipka sprytnie podstawił mu nogę, a gdy Wielkopałus gruchnął o podłogę, Gromkopierdiejew przy pomocy Maćka Ruchałowskiego wdrapał się na stół i skoczył na Rzymianina całą masą swojego ważącego blisko cztery cetnary cielska. - Brawo! Jak Hulk Hogan! - krzyknął zachwycony Sipka. - A co to za jeden, ten Pogan? - spytał Maćko. - Nie Pogan, tylko Hogan. Zapaśnik, czytałem o nim w necie. - Co tu się dzieje, do jasnej cholery?! Znowu ci cholerni Rzymianie wszczynają awantury?! - na salę wpadł Jaroslawus Nygus, niski, brzuchaty jegomość, piastujący w karczmie „Pod rozdeptaną, w żyć kopniętą ropuchą jakże szczytną funkcję ochroniarza. - O, jest cieć, jest cieć! - ucieszył się Zdenek Sipka. - Tak, panie cieciu, to znowu Rzymianie! Trzeba z nimi zrobić porządek, bo rozwalą wam tę w dupę kopaną melinę! - Nie cieć, tylko starszy specjalista do spraw ochrony i utrzymania porządku w lokalu gastronomicznym! - poprawił Sipkę imć Nygus. - Proszę o tym pamiętać, panie Cipka, bo ciągle wyzywa mnie pan od cieci. - O wypraszam sobie, nie tylko. Mam bardzo szerokie spektrum zainteresowań. Pasjonują mnie też cycuszki, dupeczki, usteczka... - Nie Cipka, tylko Sipka! Nazywam się Sipka! zaperzył się Zdenek. - Tylko panu cipki w głowie, panie Nygusie! - Zamknij się, cieciu! Czyń swoją powinność i wynoś grubasa! - Zaraz, zaraz! Wiem, co należy do moich licznych obowiązków. Najpierw musimy zrobić jego podobiznę do gablotki. - Jakiej gablotki? „Pieprzonych Rzymian? - Nie - „Tych klientów nie obsługujemy. Panie Stanislawusie, panie Stanislawusie Skrybusie! Prosimy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zdenerwowany Remus uderzył pięścią w stół. Chyba zbyt mocno, bo aż syknął z bólu i zaczął sobie rozcierać pięść. Verona spoglądała na niego ze współczuciem, co chwilę spuszczając wzrok na jego krocze. Chociaż wiedziała, że to nie przystoi porządnej dziewczynie, trudno jej było przestać patrzeć na spodnie wypychane od środka przez potężnego członka. W końcu Rzymianin doszedł do siebie, a tedy Cycolina wróciła do rozmowy: - No tak, w sumie masz rację z tą dniówką. Słyszałam, że kiedyś zarabiali ćwierć bochenka za trzy dni harówki. - Tak, ale nie przesadzałbym z tą harówką. Teraz dzień jest krótszy, więc od świtu do zmierzchu zapieprzają jedyne niecałe czternaście godzin. Ale mniejsza o tych nygusów. Powiedz mi coś o sobie. Jak ci się tutaj pracuje? Klienci nie siurają po stołach? Szef nie dupczy za często? - Nie, jest całkiem w porządku, jestem zadowolona. Dupczy przeważnie tylko trzy, cztery razy dziennie, a jak któryś klient gdzieś naleje albo puści pawia to szybko sprzątnę i spoko wodza. - A klienci cię nie dupczą? - drążył temat Wielkopałus. - Jak trzeźwi to przeważnie nie. No chyba, że nie mam jak wydać reszty, ale to normalne w tym zawodzie. Wiesz, że już od dziecka marzyłam, żeby być barmanką w karczmie? - Naprawdę? - Tak! Moja mama była barmanką. Często przychodziłam do niej do pracy i przyglądałam się, co robi. Ile było śmiechu, jak ją czasem brali na stole albo jak wydawała resztę legionistom. Ehh jak legiony wyruszały na wojnę z Dakami to się żołnierze nie szczypali z pieniędzmi mama nie dawała rady, musiałam pomagać w nalewaniu wina a mama wydawała w tym czasie resztę. Złote dobre czasy, aż się łza w oku kręci... - dziewczyna ukradkiem otarła oczy. - A macie tu ochronę? - „Przecz z Rzy! Z Rzy-mia-na! Z Rzy-mia-na-mi! Precz! - znów zaśpiewała grupka przyjaciół. - Zamknąć mordy, świńskie ryje! - krzyknął do nich Wielkopałus. - Jak ryje mogą mieć mordy? - Sipka zwrócił uwagę na oczywisty absurd w wypowiedzi Rzymianina. - Jebać rzymian, jebać! - dodał od siebie Ruchałowski. - Toście się doigrali, barbarzyńcy! Macie teraz przesrane jak w Egipskim rydwanie! Remus dobył gladiusa i zaszarżował jak wściekły dzik. Myślał, że mężczyźni uciekną na sam widok Rzymianina z mieczem w dłoni, jednak srodze się rozczarował. Sipka sprytnie podstawił mu nogę, a gdy Wielkopałus gruchnął o podłogę, Gromkopierdiejew przy pomocy Maćka Ruchałowskiego wdrapał się na stół i skoczył na Rzymianina całą masą swojego ważącego blisko cztery cetnary cielska. - Brawo! Jak Hulk Hogan! - krzyknął zachwycony Sipka. - A co to za jeden, ten Pogan? - spytał Maćko. - Nie Pogan, tylko Hogan. Zapaśnik, czytałem o nim w necie. - Co tu się dzieje, do jasnej cholery?! Znowu ci cholerni Rzymianie wszczynają awantury?! - na salę wpadł Jaroslawus Nygus, niski, brzuchaty jegomość, piastujący w karczmie „Pod rozdeptaną, w żyć kopniętą ropuchą jakże szczytną funkcję ochroniarza. - O, jest cieć, jest cieć! - ucieszył się Zdenek Sipka. - Tak, panie cieciu, to znowu Rzymianie! Trzeba z nimi zrobić porządek, bo rozwalą wam tę w dupę kopaną melinę! - Nie cieć, tylko starszy specjalista do spraw ochrony i utrzymania porządku w lokalu gastronomicznym! - poprawił Sipkę imć Nygus. - Proszę o tym pamiętać, panie Cipka, bo ciągle wyzywa mnie pan od cieci. - O wypraszam sobie, nie tylko. Mam bardzo szerokie spektrum zainteresowań. Pasjonują mnie też cycuszki, dupeczki, usteczka... - Nie Cipka, tylko Sipka! Nazywam się Sipka! zaperzył się Zdenek. - Tylko panu cipki w głowie, panie Nygusie! - Zamknij się, cieciu! Czyń swoją powinność i wynoś grubasa! - Zaraz, zaraz! Wiem, co należy do moich licznych obowiązków. Najpierw musimy zrobić jego podobiznę do gablotki. - Jakiej gablotki? „Pieprzonych Rzymian? - Nie - „Tych klientów nie obsługujemy. Panie Stanislawusie, panie Stanislawusie Skrybusie! Prosimy! CDN. Chcecie dalej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Acha...no cóż może to i niezły pomysł na pewno wart rozważania ale poznanie stałych bywalców i bywalczyń wymaga tygodni i częstych wizyt na kafe a ja aż tyle wolnego czasu nie mam mimo to dziękuję za sygnał

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po chwili pojawił się wysoki, chudy jak szczapa blondyn w komży z papirusem i kawałkiem węgla w ręku. Kazał podnieść z ziemi ledwo żywego Wielkopałusa i trzymać mu nieruchomo głowę. Wprawnymi ruchami szybko naszkicował dwa portrety Rzymianina z profilu i en face a potem przybił je do korkowej tablicy, wiszącej przy drzwiach wejściowych. Spojrzał na koślawy napis, głoszący, iż „Tych w żyć chędożonych klientów nie obsługujemy i autorytarnie stwierdził: - Świetny pomysł miałem z tą tablicą. A tak w ogóle to trzeba dać też napis nad wejściem, że wpuszczamy tylko klientów bez broni . - A dlaczego? - zdziwił się się Jaroslawus Nygus, szeroko rozdziewając gębę. - Bo klient bez broni jest mniej awanturujący się. - No tak, co słuszna racja to słuszna racja. Z bronią do karczmy wchodzi tylko złodziej. -Tak -powiedział Ruchałkowski zezując jak Nygus odcina mieczem sakiewkę od paska Wielkopałusa po czym chowa przedmiot za pazuchę. - Każdy złodziej to moczygęba a do tego awanturnik, szelma i sodomita. -To ja może wyniosę delikwenta? Albo raczej wyciągnę, bo nie dam rady dźwignąć tego grubasa... - To może my wywalimy na kopach tego cholernego Rzymianina? - spytał Ruchałowski. - Nie mam nic naprzeciw, a wręcz przeciwnie odrzekł Jaroslawus. - Czyli, że co? Możemy czy nie możemy? - Możemy. To znaczy możecie go wywalić na zbity pysk. - Dzięki, cięciu! - Nie cięciu, tylko starszy specjalista do spraw ochrony i utrzymania porządku w lokalu gastronomicznym! Ile razy mam powtarzać? - Dobra, dobra. Bierzemy tego malinowego gościa, chłopczyka z pompką w nosie tam gdzie jego miejsce powiedział Maćko. - To znaczy gdzie? - Na bruk! Bierzcie go za ręce. Maćko chwycił Wielkopałusa z jednej strony, Sasza z drugiej, a Zdenek złapał go za skórzany pas. Prowadzili go w trójkę w stronę drzwi, a Sipka cały czas kopał Rzymianina w jego wielki, tłusty tyłek. -Powinniśmy odciąć mu fajfusa- mówił Maćko niosąc Rzymianina _A po co?- zaciekawił się Sasza - Jak to po co nie słyszałeś o tym lekarzu co skupuje takie precjoza na Via Apia? - Nie, a powinienem?... a po co mu takie "trofea" - Lekarz nazywa się Viagrus Konowałus ponoć uciera z nich jakiś taki niebieski proszek, i każdy kto zażyje dawkę obojętnie w jakim jest wieku to może iść na młode dupcie - Coś takiego aż tak ziemia wygląd zewnętrzny...to jakiś czarodziej!-Krzyknęła podsłuchująca się całej rozmowie Verona - E tam nie ważne, ważne że płaci 70 sestercji za "okaz" - Kurwa...dopiero teraz mi mówisz, rozepnijcie mu spodnie kiedyś pracowałem w rzeźni ! - rzucił odkrywczo Sasza - Jak to mówiłeś że szmuglowałeś bimber przez granicę...eee nie ważne masz nóż? - A co to za pytanie do ex Ukraińca, gdy wy bawilśie się w piaskownicy to ja bawiłem się nożami - pochwalił się Sasza -Aha to dla tego masz tylko cztery palce u lewej reki ! -Nie ważne tu nie chodzi o moje członki tylko tego buca, wyjmijcie "go", ale będzie miał niespodziankę gdy się zbudzi... - Zostawcie jego kutasa. Nie róbcie mu krzywdy! - krzyknęła Cycolina. - A to niby dlaczego nie? - niepomiernie zdziwił się Maćko - Bo to barbarzyństwo! Pomyśl o tych wszystkich biednych kobietach, których nie mógłby już przelecieć, gdyby pożegnał się z wielkim kutasem. - A tam, Rzymianek mi nie żal! - Ale są jeszcze inne, piękne, mądre i uczciwe kobiety! - Jakie niby.? Nie znam żadnych odpowiedział Sasza. - No na przykład karczmarki, fryzjerki, kucharki, karczmarki, praczki, karczmarki... - Powiedziałaś trzy razy karczmarki. - Wydawało ci się. Jesteś uprzedzony do karczmarek? - Tylko do tych, które nie chcą spełniać trzech życzeń. - Powiedziałam już, że w dupę nie dam! - O co ci chodzi? To nie była wcale insynuacja do ciebie. - odgryzł się Gromkopierdiejew. - Nie wiem teraz, czy mi teraz ubliżasz z tą srebityzacją, ale i tak nie dam! -Dobra ale żyć i tak mu skopiemy- uciął Sasza - Poczekajcie chwilę! Jeszcze ja, jeszcze ja! Jarosławus Nygus dogonił grupkę wyprowadzającą Rzymianina już w drzwiach. Odsunął Sipkę i zasadził Wielkopałusowi takiego kopniaka w żyć, że ten wytoczył się na dwór wraz z podtrzymującymi go mężczyznami. Jęknął głucho, a puszczony przez Maćka i Saszę padł w środek rynsztoka jak kłoda drzewa. - Co? Myśleliście, że możecie wyprowadzić na kopach Rzymianina z szacownej karczmy „Pod rozdeptaną, w żyć kopniętą ropuchą bez mojego udziału? Po moim trupie! Ja zawsze muszę dołożyć kopa do każdej rzymskiej, śmierdzącej dupy! - I słusznie! Chodźmy się za to napić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Miło ze komuś się to podoba zdopinguję się jeszcze bardziej pora się chyba wziąć za Verone Cycoline bo akcja "mięknie"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mężczyźni zostawili Remusa na dworze i wrócili do karczmy, siadając przy barze i zamawiając po kolejnym piwie. Verona szybko nalała im alkohol i spytała zaniepokojona: - Ale nie kopaliście go z przodu? - Nie, no chyba nie. Chociaż... - Muszę to sprawdzić. Żal byłoby biedaczka. I tych wszystkich biednych, niezaspokojonych karczmarek... Dziewczyna wybiegła w tę pędy na ulicę, zostawiając zdziwionych mężów przy pieniących się cynowych kuflach. Stanislawus Skrybus spojrzał na Maćka, zmarszczył czoło i spytał: - My się chyba znamy, nieprawdaż? - A prawdaż, prawdaż. Byliśmy ze dwa lata w tym samym zamtuzie, kiedy ci pfu! Pfu! - pieprzeni Rzymianie zrobili nalot. Pamiętam, że wywalili nas wtedy wszystkich na kopach. Nawet nie zdążyłem ubrać gaci. No a potem zamknęli do kozy na dwa tygodnie za ten, no, nierząd i nieobyczajne zachowanie. - Tak, ale nie dokładnie! Teraz sobie przypominam! Ale o ile pamiętam to nie był burdel tylko świątynia Westy. Pamiętam od razu mi się spodobała, bo raz że nie było opiekunki od spraw finansowych a dwa dziewczynki były uszykowane jak dla patrycjuszy. -Nie wydało ci się to podejrzane? -Eee nie...myślałem że to może jakiś bonus albo oferta last minute z okazji ich pogańskich świąt, poza tym zobaczyłem tam ciebie jak ganiałeś za nimi z uniesioną wysoko togą wtedy się upewniłem. No i co tam słychać, stary zboczony ochlapusie? Jak ci żyje? Dobrze? - Nie można jednoznacznie i obiektywnie odpowiedzieć, czy dobrze, czy też może niedobrze... Gdybym miał powiedzieć co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Wspaniałych ludzi, którzy lubią pić piwo. Tych, którzy podali mi pomocną dłoń z kuflem piwa, kiedy sobie nie radziłem i nie mogłem o własnych siłach podejść do lady, albo kiedy byłem sam bez kropli piwa, a pić się chciało, oj chciało, chciało się jak cholera A co najciekawsze i najbardziej zdumiewające, to właśnie przypadkowe spotkania przy piwie wpływają na nasze życie, a zwłaszcza na jego jakość. Chciałem przez to wyrazić i uzewnętrznić to, iż kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne i ponadczasowe, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które, by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać i wnosić się na wyższy poziom duchowej egzystencji. Osobiście miałem niesamowite szczęście, jeśli mogę się tak wyrazić, ponieważ je znalazłem. I dziękuję życiu, dziękuję mu. Tak, dziękuję ci, życie! Życie to śpiew, życie to picie piwa, życie to taniec, piwo, życie to miłość... Codziennie wielu ludzi pyta mnie o tę samą kwestię, mówiąc: "przepraszam najmocniej za zabieranie tak cennego czasu tak wspaniałemu i niepowtarzalnemu człowiekowi, ale jak pan to robi, skąd pan czerpie tę radość?" A ja wówczas odpowiadam z głębi mego szlachetnego serca, że to proste! To umiłowanie życia, to właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład rozprawiam z wami przy piwie na temat ideologii sensu życia i istnienia wszechświata, a jutro, zaprawdę powiadam wam, któż to wie, dlaczego by nie, oddam się pracy społecznej i będę ot choćby kopać buraki... - Co ty tam pierdolisz? Sam jesteś burak! - Sipka brutalnie przerwał wywód kolegi. - Znowu ci się pogorszyło? Krowa ci na łeb usiadła czy co? - Nie pierdolę, tylko wyrażam swoje zdanie, ćwoku! To człowiek podaje serce na dłoni, wyznaje swoje sekrety, zwierza się - Jakiego zwierza? Nie widzę tu żadnego zwierza! - Zamknij się, bucu! Ty chamie niemyty, piwo żłopie niedorobiony! - Niedorobiony?! Zaraz to odszczekasz! Ja ci dam niedorobionego! Ich kłótnie przerwał powrót Verony Cycoliny. Dziewczyna była wyraźnie uspokojona. Szła mocno kręcąc biodrami i z lubieżnym półuśmieszkiem na ustach. Stanęła za ladą i ciągle uśmiechając się do siebie, kręciła placem we włosach i cicho nuciła jakąś wesołą, frywolną piosenkę. Przerwał jej Zdenek, pytając głośno: - I co tam z Rzymianinem? Wyciągnął kopyta? - Nie, wszystko z nim w porządku! - Tak ci powiedział? - Nie, nie musiał. Nawet nie był w stanie. Ale obraz jest jak tysiąc słów. A zwłaszcza dotyk. - Dotykałaś tego śmierdziela? - zdziwił się Sipka. - Okazało się, że to naprawdę był Wielkopałus, kuzyn Gigakutasusa! Co za wielki... mężczyzna. - Natychmiast idź umyć ręce! - krzyknął Jarosławus. - Właśnie! - dołączył się Sasza. - Nie będą nalewać nam piwa ręce, które dotykały pały zawszawiałego Rzymianina. - Choćby nawet to była pała Wielkopałusa. - Tak zwana wielkopała! Zawstydzona Cycolina poszła na zaplecze, by wrócić po krótkiej chwili. Wytarła mokre dłonie w fartuch i oparła się o blat lady, kładąc na nią swoje imponujące piersi i przysłuchując się rozmowie prowadzonej przy stole. - Za co najbardziej nienawidzicie Rzymian? - spytał Sipka. - Ja za to, że zawsze pierdzą jak mnie posuwają od tyłu. Mówię wam, zero kultury! - powiedziała karczmarka. - A ja za to, że przeklinają i plują gdzie popadnie wyznał Maćko Ruchałowski, - Przecież ty też przeklinasz i plujesz gdzie popadnie, a w dodatku załatwiasz potrzeby fizjologiczne w miejscach publicznych - zauważył Gromkopierdiejew. - Że co niby robię? - zdenerwował się Maćko. - Ano srasz i lejesz tam gdzie stoisz, ot co! Jak jakiś zwierzak! - Może i tak, ale robię to w sposób pełen godności, a nie z tą ostentacyjną pogardą charakterystyczną dla Rzymian! Taka jest między nami pierdolona różnica! Różnica przepaści kulturalnej. - A ja nienawidzę Rzymian za to, że sobie nie podcierają tyłków i śmierdzi im z dupy! - A ty może sobie podcierasz? - Jak mam czym to podcieram. A że przeważnie nie mam czym, więc co zrobię? To nie moja wina, że zawsze jakiś kutas ukradnie trawę i liście z wychodka! Co oni z tym robią? Żrą to jak kozy czy jakieś jebane króliki? - Jebane króliki? W życiu nie jebałem królików! Kozę to tak, albo jakąś ładną owieczkę. Ale królika? Ty to jednak jesteś ale zboczony zaśmiał się już nieźle wstawiony Maćko Ruchałowski. - Ty kozojebco! - Ty królikojebco! - Kozo i owcojebco! - Cicho, zboki! - wrzasnał Sipka. - Co to za frajer wszedł do karczmy? Wygląda mi na Rzymianina!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wszyscy obrócili się jak jeden mąż i spojrzeli na przybysza. Był nim średniej budowy łysiejący blondyn o orlim nosie i dumnym spojrzeniu. Zatrzymał się chwilę na progu i obrzucił wszystkich lekceważącym spojrzeniem. Potem bezceremonialnie rozpychając się podszedł do baru i nie zważając na dobiegające od stołu pomruki dezaprobaty podniósł w górę jeden palec. - Znaczy się: jedno piwo? - spytała Ciciolina W odpowiedzi kiwnął potakująco głową. - Jak się zwiesz, panie? - zagadał Maćko. - Antonus Niewylewajtus odpowiedział nieoglądając się za siebie.. - Rzymianin? - Skądże. Grek. - A wyglądasz mi na Rzymianina. - A ty mi wyglądasz na wieprza. - A teraz to mnie obraziłeś! Na wieprza bardziej wygląda mój druh, Sasza Gromkopierdiejew. I powiem więcej jeśli nie udowodnisz nam, że nie jesteś Rzymianinem, wywalimy cię stąd na kopach. - Widzę, że nie lubicie tu Rzymian. Dotknijcie mnie, to wezwę straż. Rzymską, oczywiście, więc pewnie z kolei on nie będą was lubić. - Nie zdążysz. I nie kozakuj, bo widzisz, że jest nas tu więcej. Zrobimy ci z dupy tą, no, jesień średniowiecza. Ponoć dziewczyny to lubią, ale chłopcy nie bardzo. - Jak odróżnić Rzymianina od normalnego, prawego człowieka? - spytał Maćko - Rzymianie pierdzą podczas posuwania od tyłu. Prawda, Cycolina? - odezwał się Sasza. - Oj, prawda, prawda... I to w dodatku tak śmierdząco, że... - Dobra, dobra, bez takich szczegółów - przerwał jej Maćko. - Ale ja nie będę go posuwał od tyłu zastrzegał się Sasza. - Może ty, Zdenek? - Sorry Vinetu...ale ni chuja! - Nie, to nie tak zaśmiała się Verona, rozbawiona rozmową. - Rzymianie pierdzą nie wtedy, gdy ktoś ich dyma w żyć, tylko wtedy, gdy sami dymają w żyć jakąś białogłowę. - Aha. Ale skąd teraz wziąć białogłowę? - A ja to co? Chłop? - oburzyła się Cycolina i wypchnęła do przodu cycki. - Ale ty nie jesteś biała na głowie, włosy bardziej żółte masz niż białe i nie mów że jesteś farbowaną albinoską skwitował Maćko. - To nie o to chodzi. Tak się mówi na każdą kobietę, sprawdź sobie w necie, ciemniaku, jak nie wierzysz. - No to dobrze, Niewylewajtusie, będziesz musiał wziąć od tyłu tę oto pannę, żeby udowodnić swoje pochodzenie. - Nie ma sprawy! Zrobię to tylko dla was, chłopaki! - uśmiechnął się Antonus. Nie marnując czasu Niewylewajtus dziarskim krokiem okrążył ladę, zaszedł Veronę od tyłu, popchnął ją na blat i zadał spódnicę do gory, zarzucając ją dziewczynie na plecy. Zdziwiona Cycolina szeroko rozdziawiła gębę. Antonus przez chwilę napawał się widokiem krągłych pośladków, po czym wyciągnął na wierzch swój oręż w pełnej gotowości do użycia i bezceremonialnie wszedł w Cycolinę tak głęboko, że aż brzuch plasnął o pośladki. - Ajajajajajajaj! - jęknęło dziewczę. - Co? Duży, nie? - Niewylewajtus uśmiechnął się dumnie, biorąc się ochoczo do działa. - Nie! Nie ta dziura! - W takim razie najmocniej przepraszam! - mężczyzna przyspieszył ruchy. - Przeprosiny przyjęte odpowiedziała Cycolina. - To bardzo się ciesze. - Przyjęte, a teraz go wyjmij. - Dlaczego? To chyba nie ma większej różnicy, w którą dziurkę cię posuwam? - dopytywał się Antonus. - Dla mnie jest, bo ta jest ciaśniejsza i mnie boli. - Nie przejmuj się tym, malutka. Tak jest tylko na początku. Po dwóch, trzech godzinach ból przeważnie przechodzi. - To chcesz mnie dupczyć przez dwie, trzy godziny? - zdziwiła się Cycolina. - Tak. Przepraszam cię bardzo, ale dzisiaj trochę się spieszę i dlatego będę musiał; skończyć szybciej niż zazwyczaj. Mam nadzieję, ze nie będziesz mieć mi tego za złe? - Nie no, w sumie nie. Skoro się spieszysz, to spoko. Na chwilę zapadło milczenie. Antonus spokojnie ciupciał Cycolinę, a całą reszta towarzystwa podeszła na odległość kilku kroków, by z bliska obserwować jego poczynania i wsłuchiwać się, czy aby na pewno nie zanieczyszcza powietrza w trakcie uprawiania seksu. Dziewczyna zmarszczyła czoło, jakby intensywnie o czymś myślała, aż w końcu odezwała się niepewnie: - Ale tak w ogóle, to nie przypominam sobie, żebym się zgadzała na posuwanko. - Nie? - zdziwił się Niewylewajtus, cały czas dupcząc energicznie i sapiąc z wysiłku. - Wydawało mi się, że z akceptacją skinęłaś głową. - To źle ci się wydawało. Ja tylko skromnie spuściłam wzrok, bo jestem nieśmiałą, cnotliwą kobietą o sercu i ciele czystym jak kryształ. - Faktycznie zauważyłem, że masz czysty tyłek. Gdzie kupujesz mydło? - Nie zmieniaj tematu, nie spuszczajtusie! - Niewylewajtusie. - Przepraszam, niewytryskajtusie. Ale nie zagaduj mnie, tylko natychmiast przestań mnie dupczyć. Albo chociaż zmień dziurkę. - Niewylewajtusie. Nazywam się Niewylewajtus. - Dobra, dobra. W takim razie nie wylewaj się ani tu, ani tam, ani nigdzie, tylko wyciągnij mi z dupy w te pędy te swoją pałę. - Nie no, Cycolino, nie psuj nam eksperymentu naukowego krzyknął Sasza. - Jak to? - Verona zdziwiła się niepomiernie. - To znaczy, że właśnie biorę udział w eksperymencie? - Oczywiście natychmiast odpowiedział Antonus, nawet na moment nie przerywając chędożenia. - Ty i twoja dupa bierzecie udział w eksperymencie. Zwłaszcza twoja dupa. - W takim razie w porządku. Też wspieram rozwój nauki. Niewylewajtus, pochłonięty zdecydowanie bardziej zajmującą czynnością, nie podtrzymywał dalej rozmowy, a dziewczyna również zamilkła. Ciszę panującą w karczmie zakłócało jedynie miarowe plaskanie podbrzusza o pośladki i brzęczenie much. Senną atmosferę przerwało niespodziewanie pytanie Cycoliny: - Tylko dlaczego za każdym razem tak jest, że obojętnie w jakim eksperymencie biorę udział, to zawsze mnie potem dupa boli? - To jedna z niewytłumaczonych dotąd tajemnic nauki. Ale postaramy się ją wyjaśnić. Oczywiście metodą eksperymentalną odpowiedział Maćko. - I znowu mnie będzie dupa boleć... - powiedziała pogodzona z losem Cycolina. - Tak to już jest. Cena postępu cywilizacyjnego bywa wysoka. Pomyśl że twoje poświęcenie służyć będzie przyszłym pokoleniom. - Bez bólu dupy nie ma postępu cywilizacji dodał filozoficznie Sipka. - Per bulus analus ad astra wtrącił Sasza. - Że co? - zaciekawiła się Verona. - Przez ból dupy do gwiazd czy jakoś tak. CDN

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Proszę o wykasowanie jednej podwójnej wypowiedzi - mój błąd przepraszam, po co robić burdel na topiku. Dziękuję i pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odświeżam... Czemu nikt nic nie pisze? Czyżby zero zainteresowania? Może jakieś podpowiedzi, sugestie chociaż...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziwisz się, że na te debilizmy nikt nie odpowiada ? Skoro tak, to sam jesteś mega-debil ! A po drugie to nikt tutaj nie czyta aż tak długich i nędznych wypocin.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Acha rozumiem, nędzne wypociny. Napisz lepsze jak potrafisz ale dziękuję za krytykę Każdy głos się liczy.. końskich mineciarzy również

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A więc będę dawał krócej - No dobrze, cna i czysta, nieskalana Verono. Powiedz mi, czy Anulus... - Antonus! - poprawił Saszę Niewylewajtus. - Czy Analus pierdział podczas dymania? - Nie, ani razu. A przy najmniej nie zauważyłam. - W takim razie nie jest Rzymianinem. Upiekło ci się, Niewypierdzielajtusie. - Niewylewajtusie! poprawił go Antonus, ciągle ciupciając dziewczynę w najlepsze. - Słuchaj, stary, zmień sobie nazwisko na jakieś inne, bo bardzo trudno je zapamiętać. - Obawiam się, że to niemożliwe. Bardzo się z nim związałem emocjonalnie. - W każdym razie przerywamy eksperyment. Dupczenie stop! - Ale ja jeszcze nie doszedłem! - głośno zaprotestował Niewylewwajtus. - Weźcie mi tego pierdołę... - Cycolina ziewnęła najwyraźniej znudzona monotonnymi posuwisto-zwrotnymi ruchami. - Ile można? Daj mi w końcu spokój. - Chłopaki, jeszcze tylko parę razy pyknę i już wychodzę... - Ja ci pyknę! Sasza złapał Antomusa za ucho i pociągnął do tyłu, odrywając od dziewczyny. - Aaaa! - wydarł się wniebogłosy Niewylewajtus. - Co mi robisz, brutalu! Nie wierz, że stosunki przerywane są niezdrowe i choelrnie stresujące. Jasię w sobie zamknę! Antonus wyrwał ucho z tłustej dłoni Gromnkopierdiejewa i dopadł do Verony, która nie zdążyła jeszcze zmienić pozycji i wciąż przechylona w przód opierała się biustem o ladę, eksponując nagie, kuszące pośladki. Niewylewajtus wszedł między nie bez pardonu i pytania o zgodę. Znów bardzo anergicznie czynił swoją samczą powinność, gdy po chwili na jednym uchu poczuł dłoń Saszy, ana drugim mocarny uścisk Maćka Rucyhałowskiego. - Było przerywamy eksperyment?! - ryknął Gromkopierdiejew. - Było?! - No niby było... - z rezygnacją odpowiedział Antonus,pociągnięty za uszy kilka kroków w stronę drzwi. - Podciągnij sobie ghacie, ty obleśny ekshibicjonisto! - Sipka z dezaprobatą spoglądała na smętnie zwisającą pałę Niewylewajtusa. Nagle drzwi otworzyły się na oścież i stanął w nich średniego wzrostu grubasek o chytrym spojrzeniu łasicy. - O Boże! Szef! - jęknęła Cycolina, nadal leżąc na ladzie z zadartą na plecy spódnicą i wypiętym tyłeczkiem. Grubasek, nie zwracając na nikogo uwagi, obszedł ladę, stanął za Veroną, spuścił spodnie i wszedł w nią jednym mocnym pchnięciem. - Szefie! Mamy klientów! - dziewczyna zwróciła mu uwagę konspiracyjnym szeptem. - A! Rzeczywiście! - dopiero teraz przybysz spojrzał w głąb sali i zauważył mężczyzn siedzących przy stolikach. - Zaraz moja du..., to znaczy karczmarka zajmie się wami. Muszę tylko skończyć z nią naradę pracowniczą dodał nie przerywając kopulacji. C.d.n

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
NEXT PART Karczmarz czynił w milczeniu swą samcza powinność, a pozostali przypatrywali się bez słowa tej bądź co bądź odrobinę niecodziennej sytuacji. W końcu szef znieruchomiał na moment, głośno westchnął, wyszedł z Verony i zapiął spodnie. - Dobra! - klepnął dziewczynę w pośladki i opuścił jej spódnicę. - Koniec narady! Wracać do roboty! I nie opierdalać się! Bo premię wezmę! Dziewczyna wzięła szmatę i zaczęła przecierać ladę, a grubasek wyciągnął za pazuchy jakiś pomięty papirus i powiesił go na kołku wbitym w ścianę przy barze. - Mój doradca do spraw marketingu zalecił mi wprowadzenie jakiś innowacji zaczął wyjaśniać mentorskim tonem. - Więc postanowiłem poszerzyć ofertę i wprowadzić nowe pozycje. - Jasny gwint! - wyrwało się Cycolinie. - To już teraz będę całkiem połamana po robocie! - ...do menu - dokończył szef. - Uff odetchnęła Verona. Sipka przepchnął się między kolegami, podszedł do ściany, kilka razy odchrząknął, splunął i zacinając się przeczytał na głos nowy cennik: - Bułka z serem pięć sestercji. Bułka z szynką siedem sestercji. Strzepanie gruchy ręką dziesięć sestercji. - O Boże! - westchnęła Verona. - Teraz to dopiero będę miała pełne ręce roboty.! - No, narobisz się tych bułeczek, oj, narobisz... - Antonus wykazał się daleko posuniętą empatią. - Cholera, trochę drogo dziesięć sestercji za gruchę mruknął Ruchałowski. - Szefie! - Sipka zwrócił się do grubaska. - Dupolina... - Cycolina! - poprawiło go dziewczę, wypinając dumnie biust. - ... bardzo pana chwaliła, że taki z pana dobry szef i w ogóle, że mało dupczy i takie tam. - O, to bardzo miło z jej strony grubcio uśmiechnął się od ucha do ucha. - Faktycznie mało dupczę w porównaniu z innymi restauratorami. Z trzy, cztery razy rano, potem w ciągu dnia z pięć razy i na koniec zmiany raz czy dwa. Lodzików nie liczę, bo to przecież drobiazg. I powiem wam, że zauważyłem, iż po dupczeniu moi pracownicy są wydajniejsi co najmniej o dwanaście koma trzydzieści siedem procenta. To takie moje spostrzeżenie organizacyjne. - Jak to - pracownicy? To dupczy pan nie tylko Veronę? - Zdenek był wyraźnie zszokowany. Karczmarz spojrzał protekcjonalnie na Sipkę, który właśnie zdezorientowany grzebał sobie w uchu. Z trudem pohamowując kpinę, odpowiedział łagodnym, niemal ojcowskim tonem: - A dlaczego miałbym dupczyć tylko Veronę? Czy inni są gorsi? Nie, nie są! Traktuje moich pracowników sprawiedliwie i dupczę wszystkich po równo, łącznie z cięciem. - Nie cieciem, tylko starszym specjalistą do spraw ochrony i utrzymania porządku w lokalu gastronomicznym sprostował cieć. - Zamknij się, cieciu! - delikatnie zwrócił mu uwagę szef. Sipkę chyba zadowoliły wyjaśnienia karczmarza, bo nie zadawał więcej pytań, za to nagle blondwłosa dziewczyna postanowiła wtrącić się do rozmowy i podzielić się ze zgromadzonymi swoimi jakże wartościowymi przemyśleniami: - Ja najbardziej sobie cenię te poranne dupczenie! - O, jak się ładnie zrymowało, aż mi w dupie zatrzeszczało zauważył Sipka. - Why? Warum? To znaczy dlaczego? - Maćko znów się popisywał znajomością pogańskich języków. - Bo zawsze jak rano przyjdę do tej nory, to znaczy do tego cudownego lokalu gastronomicznego, to jestem taka jakaś śpiąca i spięta, a po dupczeniu wiadomo! Usta milczą, dupa śpiewa... - Chyba dusza? - zauważył Sipka. - Tak, luz bluz, w niebie same dziury, człowiek się rozbudzi, rozluźni i zapierdala aż miło. - I to mnie cieszy, Cycolino! - szef klepnął ją w tyłek i złapał za pierś. - Cieszy jak czwórka w Rzymianolotku. C.d.n.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Komu to mówisz ciemna maso, wiem to celowy błąd: dr piszemy z małej litery i bez kropki ale nie zawsze. Zasada jest prosta jeżeli skrót i cały dany wyraz kończą się na tą samą literkę to nie dajemy kropki jeśli jest inaczej to już dajemy. Tak więc skrót od "doktor"= dr ale skrót od "doktora" = dr. magister= mgr, magistra=mgr. ; właściwe to nie jestem doktorem my som magistry ciemnioku nie wiedziałoch żem jo takie błedy popełniom (tabliczki mnożenia tez się nie nauczyłem i co mi zrobisz)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drzwi walnęły mocno o futrynę i do karczmy wpadło pięciu potężnych legionistów w półpancerzach. Jak psy, które zwęszyły sukę z cieczką, natychmiast obrali właściwy szlak czyli najkrótszą drogę prowadzącą do baru, bez słowa brutalnie odpychając wszystkich na bok, łącznie z karczmarzem. - O wilku mowa... - szepnął Maćko. - Jezus, kurwa, ja pierdolę! Rzymianie! - jęknął Sipka. Drągale podeszli do lady. Najwyższy z nich rzucił okiem na papirus z nową oferta lokalu, potem znacząco spojrzał na Veronę, nie omieszkając zajrzeć za jej niewiele pozostawiający wyobraźni dekolt i spytał cichym, łagodnym głosem: - Czy to ty trzepiesz gruchę ręką za dziesięć sestercji? - Tak, a co? - Verona dumnie wypięła biust i oblizała pełne wargi. - To umyj sobie te łapska i daj mi bułkę z serem! - ryknął Rzymianin. Przestraszona Verona natychmiast pobiegła na zaplecze, opłukała ręce w misce z wodą i wróciła z bułką w ręku. Rzymianin wyrwał jej pieczywo, dał gryza, wyjął z sakiewki monetę o nominale dwudziestu sestercji i rzucił na ladę. - Nie mam drobnych. - A ja nie mam jak wydać. - No cóż, trudno, odbiorę w naturze. Bez zastanowienia mężczyzna wszedł za ladę, rozpiął rozporek, podciągnął dziewczynie spódnicę i zaczął dupczyć. Stało się to tak szybko, że Cycolina nawet nie zdążyła zareagować, a potem przyzwyczajona do rzymskiego zwyczaju odbierania przez klientów reszty właśnie w ten sposób tylko wzdychała i ziewała znudzona. - Specjalnie płacą dużymi nominałami, żeby potem posuwać nasze kobiety - szepnął Gromkopierdiejew. - Cholerni Rzymianie! - Słyszałem! - głośno krzyknął mężczyzna, klepiąc po tyłku Veronę. Wszyscy w milczeniu czekali aż skończy. Pozostali Rzymianie sami nalali sobie piwa, a karczmarz kawałkiem węgla zaznaczył na blacie ilość nalanych kufli. Gdy mężczyzna skończył odbierać resztę, odwrócił się w kierunku sali i spytał: - Kto tu jest karczmarzem, kurwa?! - Ja, kurwa! - To wiedz, że dzisiaj masz zaszczyt gościć dziesiętnika, Gajusa Dewiacjusa czyli mnie - jego dzielną drużynę czyli tych oto czterech bęcwałów. A to oznacza ni mniej, ni więcej, tylko że lejesz nam piwa i wina ile tylko zażądamy, a my oczywiście nie zapłacimy ci za to ani złamanego grosza. - A dlaczego tak, kurwa?! - spytał karczmarz. - Bo to my jesteśmy sprite, a ty jesteś pragnienie, kurwa! Więc nie masz szans, kurwa! I zamknij się, bo zrobimy ci z dupy jesień średniowiecza! - Kurwa! - dodali czterej pozostali Rzymianie jak jeden mąż.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dr. ŚWINTUCH
NEXT Wobec tak postawionej sprawy karczmarz zamknął się i skoncentrował na przygryzaniu dolnej wargi i zaciskaniu pięści schowanych za plecami. Z kolei Gajusowi humor raczej dopisywał. Przyjrzał się pozostałym mężczyznom i wesoło zagadał: - Zaraz, zaraz, a co to za mili jegomoście siedzą przy stole i z pełną kulturą żłopią piwsko, drapiąc się po tłustych zadkach? Niech tylko spojrzę w ściągawkę... Dziesiętnik pogmerał w kieszeni i wyjął malutki skrawek pergaminu, na którym drobnym maczkiem było skreślonych kilka słów. - No tak, mam tu rysopis poszukiwanych świnopasów, podejrzewanych o pewną niewielką dozę antypatii w stosunku do Rzymian. Co my tu mamy? Gruby jak beczka, świńskie oczka i tępy wyraz mordy. To chyba ty nazywasz się Gromkopierdiejew? - Dewiacjus pokazał palcem na Saszę, który nic nie odpowiedział i spuścił głowę. - Czytajmy dalej. Kawał wielkiego skurwysyna, rozpusta i sodomia wypisana na twarzy. Toż to waćpan Ruchałowski, wypisz, wymaluj kiwnął głową na Macką, który uparcie wpatrywał się w podłogę. - No i mister Cipka. Pardon Sipka. Kaprawe oczka, pedalskie ruchy, smrodliwy oddech, ryj taki, że bez wyroku dziesięć lat. Zdenek, poznaję cię! No to teraz macie przejebane! - Nie, to nie my! - zaprzeczył Sipka. - No powiedz Sasza, to nie my, nie? - No pewnie, że nie my! Maćko może potwierdzić. No Ruchałowski, powiedz coś! - Oczywiście, że to nie my! - potwierdził Maćko. - Gromkopierdiejew, Ruchałowski i ten pedał Sipka już dawno sobie poszli. - Tylko nie pedał, dobra?! - zaperzył się Sipka. - A Remus Kwitylius Wielkopałus twierdził coś zupełnie innego ton głosu Gajusa Dewiacjusa był zimny i okrutny. - A jakoś mu bardziej wierzę. Zwłaszcza, że to mój ziomal. Chłopaki, bierzemy ich! Pięciu Rzymian zwartym kręgiem otoczyło stół, przy którym siedzieli trzej przyjaciele. Dziesiętnik obrzucił ich nienawistnym spojrzeniem, a oni spuścili głowy i wyglądali tak, jakby chcieli się zapaść pod ziemię. - Kurwa za dużo ich... Ja wezmę tych siedmiu przy stole - szepnoł Ruchałkowski - Ja ośmiu przy barze - szepnoł Gromkopierdiew - ale przy wejściu stoi ich jeszcze z dziesięciu a Sipka ledwo stoi na nogach... - Co tam szepczecie świńskie ryje - przerwał Dewiacjus - Podobno śpiewaliście piosenkę: „Przecz z Rzymianami. Możecie przypomnieć mi melodię? Słyszałem, że bardzo wpadająca w ucho. - Oczywiście odpowiedział pijany w cztery dupy Zdenek. - To leciało tak: „Przecz z Rzy! Z Rzy-mia-na! Z Rzy-mia-na-mi! Precz! - - Zamknij się, Sipka, debilu jeden! - syknął Maćko. - Czyli to jednak wy! A przez chwilę miałem wątpliwości. Twierdzicie, że Rzymianie niczego nie wymyślili? O wy ścierwojady! I że pierdzą przy dupczeniu?! O wy skunksy chędożone! Zaraz się przekonacie, czy pierdzimy przy dupczeniu. Na własnej dupie! - wydarł się przywódca Rzymian. - To znaczy..., to znaczy, że co? - spytał przestraszony Sipka. - Znaczy, że dupczyć was będziemy! - Ale... Ale my nie mamy cipek! - Ale macie dupy! Ha, ha, ha!A dupczy się jak sama nazwa mówi gdzie? W dupę! Ha, ha, ha! - Jesteście pedałami? - cichutko odezwał się Maćko. - Oczywiście. Że nie! Ale otwór to otwór. Ha, ha, ha! Wszystko mi jedno, gdzie wsadzę i gdzie walę! Byle byłoby ciasno! Ha, ha, ha! To wy będziecie robić za pedały, cholerne cioty, bo nadstawicie tyłków! Ha, ha, ha! - Ale dlaczego, o wspaniali Rzymianie? - spytał nieśmiało Maćko głosem łagodnym i cichym jak dziewczynka. - Przecież my was tak bardzo podziwiamy, waszą kulturę, dokonania, wynalazki, obyczaje i w ogóle wszystko! - Naprawdę? - Tak. Dziesiętnik Gajus Dewiacjus wybałuszył oczy i przybliżył się do Ruchałowskiewego, z niewiadomych powodów podejrzewając, że być może Ruchałowski nie jest z nim do końca szczery. Jednak z uczciwej, prostodusznej twarzy Maćka nie wyczytał żadnych złych intencji, więc powiedział spokojnie: - Trochę mnie udobruchałeś. Ale i tak musicie zostać ukarani, żebyście poznali miejsce w szeregu. Skoro nie reflektujecie na dupczenie w żyć, to wymyślcie coś innego, może się przychylimy do waszych wniosków. - To może... Może lody? - zaproponował pijany Sipka, spuszczając wzrok. - Świetna koncepcja! Na początek mogą być lody! - przyklasnął przywódca Rzymian. - Jak to kurwa na początek? To zrobienie laski nie wystarczy?- wkurwił się Maćko - Pewnie, że nie. Potraktujemy to jako przystawkę do głównego dania. - Gajusie Dewiacjusie, to może zrobimy reality show? - odezwał się brzuchaty, łysy Rzymianin. - Jakiego rodzaju? - spytał Dewiacjus. - No na przykład te dwa wielkie wieprze będą posuwać tego małego fajfusa. - Chyba konusa poprawił go dziesiętnik. - No właśnie, konusa, dokładnie to miałem na myśli. - Nie no, to już by był hardcore! jęknął Maćko. - Miałbym wydupczyć Zdenka? Już wolałbym posuwać kozę. Albo jakąś ładną owieczkę. - Świetny pomysł! - krzyknął Dewiacjus. - Tego jeszcze nie widziałem! - Skoczcie no szybko poszukać jakieś kozy! ***** To, co działo się potem w karczmie „Pod rozdeptaną, w żyć kopniętą ropuchą pominiemy milczeniem ze względu na drastyczne i wysoce nieobyczajne sceny. Wystarczy, że powiemy, iż koza beczała długo i głośno. Bardzo głośno. Oszczędzając Wam i sobie opisu tych zboczonych ekscesów, przenieśmy się w czasie o godzinę do przodu, gdy Sasza Gromkopierdiejew, Maćko Ruchałowski i Zdenek Sipka szli zataczając się w ponurych nastrojach noga za nogą w dół wąskiej, rzymskiej uliczki. Co chwilę zadzierając głowę, by uniknąć strumienia pomyj wylewanych przez okna przez miłujące czystość gospodynie domowe, milczeli zawzięcie, aż w końcu odezwał się Maćko: - Niezły miałem pomysł z tą kozą, nie? Zdenek, powinieneś mi za to podziękować i postawić beczułkę jakiegoś dobrego wina. Wiesz, co bym ci zrobił z dupska moim zaganiaczem? - Wiem. Jesień. Średniowiecza. - No właśnie! A za to ty z tymi ładnie wyjechałeś z tymi lodami. Jak jakiś pedał. Albo George Michael. - A George Micheal to nie pedał? - Nie. Gej. - Słuchaj tłumaczył się Sipka. - Chyba lepiej mieć gorzki posmak w ustach niż pieczenie dupy, nie? Zwłaszcza, że posmak jesteś w stanie zmyć. Dużą ilością piwa, oczywiście. Niby tak. Ale zdecydowanie wolę kozę. Słuchaj, Ruchałowski! - zdenerwował się Zdenek. - Tak w ogóle to nie wiem, czy to był taka super koncepcja z tym chędożeniem kozy! Wiesz, że ta bestia się zesrała?! I to akurat jak ja ją, ten tego, wiesz? Nie zdążyłem nawet dojść! Teraz będę miał uraz do końca życia! - A to już nie moja wina! - A kurwa kogo?! - Tych pieprzonych Rzymian! - krzyknął Ruchałowski. - Gdyby nie mieli piętnastokrotnej przewagi, dałbym im bobu! Żeby było ich tak trzech, nawet pięciu na jednego, to zrobiłbym z ich siekane kotlety! - Tak? To ilu było tych Rzymian? - spytał Sipka. - Cała centuria a co najmniej z trzydziestu pięciu! - Tak? A ja naliczyłem góra dwudziestu? - Co ty powiesz? Zawsze byłeś słaby z rachunków. Pewnie dlatego, że uczyłeś się na popsutym liczydle. W tym momencie ich oczom ukazał się mały, chudy jak szczapa staruszek, liczący sobie co najmniej osiemdziesiąt lat. Zapamiętale grzebał w śmietniku, poszukując resztek jedzenia. Znajdował się kilkadziesiąt kroków od naszej wesołej kompanii i absolutnie nie zdawał sobie sprawy z grożącego mu niebezpieczeństwa. - Normalnie mam ochotę odbić sobie te niepowiedzenie z karczmy powiedział Sasza. - Ja też - odpowiedział Maćko.- Gdybym teraz spotkał jakąś grupkę Rzymian mogłoby ich być nawet dziesięciu to pokazałbym im, gdzie raki zimują. - Jak ja ich nienawidzę! - Przecz z Rzymianami! - Słuchajcie, słuchajcie! - wtrącił się Sipka. - A czy ten potężny mężczyzna przy śmietniku nie wygląda wam na Rzymianina? - Faktycznie! Stuprocentowy Rzymianin. Ale mu dokopię do dupy! Za mną, bracia! Maćko rzucił się w pogoń za staruszkiem, a Sasza i Zdenek ruszyli w jego ślady. Biedaczek zauważył ich w ostatniej chwili. Uskoczył w bok, przebiegł przez bramę i wypadł na dziedziniec, z którego nie było innej drogi wyjścia niż z powrotem, wprost w ręce ścigających go wrogów Rzymu. Na jego szczęście na środku dziedzińca rosło drzewo, więc zwinnie wdrapał się na nie i z góry spoglądał na swych prześladowców, którzy bezradnie obserwowali go z poziomu ziemi. - Pieprzony sukinsyn! Wiedzieliście jak nam uciekł? - To Rzymian! Zawsze ci wlezie na drzewo! powiedział Zdenek. - To wejdź za nim. Ja jestem za ciężki i nie dam rady! Maćko też! - A ja mam lęk wysokości! - No to ma farta, plugawa rzymska świnia! - zdenerwował się Sasza. - Co się odwlecze, to nie uciecze! - stwierdził Maćko. - Zrobimy z nimi wszystkimi porządek! Precz z Rzymianami! Koniec cz. I drugiej szybko nie napiszę bo nie długo wyjeżdżam a do tego nie widzę zainteresowania tą twórczością osób na kafe Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Coś dużo popełniasz tych „celowych błędów". A „Dr Świntuch" ZAWSZE pisze się BEZ kropki. Chyba, że nie potrafisz odmieniać wyrażeń przez przypadki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hygenista forever
Dr Świntuch pracowicie kończył kolejną część opowiadania. W kwiecistym maminym szlafroku, przydeptanych papciach z wyliniałym futerkiem i obłędem w krótkowzrocznych oczach wizualizował kolejną sprośną scenę. Przed kaprawymi oczyma przewijały się wątki i postaci. W zdegenerowanym umyśle wiła kolejna kulawa fabuła. Przez moment psotna fantazja podsunęła mu widok bordowego pióropusza wieńczącego zawadiacko rzymski hełm wywołując u twórcy niekontrolowaną erekcję i mocząc włochate uda. - Taaak - syczał - ja wam dam bez kropki. Jestem Dr z kropką! - wrzasnął rozbryzgując obficie kropelki śliny. Z kropką jak byk! Do pokoju wbiegł pielęgniarz i po raz trzeci w tym tygodniu ustroił go w gustowny kombinezon z za długimi rękawami, sznureczkami na plecach i szorstkim kołnierzykiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teraz dopiero się zacznie. :) Widać pomarańcza wzięła sobie głęboko do serca, słowa tego domorosłego pisarczyka i jak rozumiem, nie specjalnie stając na rzęsach, spłodziła coś bardziej interesującego. ;) 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzięki za komentarze Kotka -poes i niegrzeczna kobietka widzę że macie dobre serduszko. Ciesze się, ze teksty się podobały. Mam nadzieję, że ta mieszanka, pastiszu, absurdu, parodii, starożytności i nowożytności wyszła w porządku. A że wydźwięk znacznie bardziej erotyczny? To chyba dobrze, nie ; A że nie wszyscy są tego zdania, od tego są gusta, jednemu się podoba drugiemu już nie. To tak jak jeden woli udko a drugi woli mostek a ja wole pipkę bo tam nie ma kostek. Wcale nie jestem obleśnym staruchem mam ledwie 32 lata, i nie chodzę w szlafroku ale papcie mam, a kochanej mamusi 3 lata nie widziałem (ale ze mnie wyrodny drań w dodatku uznający zasadę że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu) W piątek lecę zza oceanu do Polski na dwa tygodnie wakacji YEESS wreszcie ją uściskam. Piszę teraz bo nie będzie mnie jakiś czas ale po powrocie się odezwę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×