Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość NFMIKS

różnice nie do pogodzenia

Polecane posty

Gość NFMIKS

Witajcie, pewnie temat oklepany. Ale nie wiem jak mam sobie poradzić z chyba dość prostą sytuacją.. Byłam z kimś trzy lata, to był trudny związek, bo generalnie on jest osobą, która nie lubi, nie chce rozmawiać, a trudne tematy wywołują u niego ucieczkę i agresję... A było ich sporo, bo różnimy się wszystkim Ja emocjonalna i potrzebująca ciepła i rozmów, ale też wsparcia w postaci miłych i podnoszących wartość słów, on milczący, wpatrzony w siebie i swoje potrzeby, bardzo nieuczuciowy, niechętny do rozmów... Więc naprawdę było ciężko. Nieustanna walka. Ale bardzo się kochaliśmy...Na dodatek różnica podstawowa on w innej religii i ja w innej religii... A ponieważ wciąż rozmowa kulała, a on raczej nie przejawiał odwagi do rozmów o problematycznych kwestiach, a ja bałam się agresji i przykrych reakcji z jego strony i też trochę niechęci z jego strony do mojej religii, wogóle do wnikania w moje poglądy, potrzeby, myśli...odsuwałam te trudne tamaty, aż będziemy super związkiem. I jak się poczułam pewnie, jak w końcu poczułam, że możemy o wszystkim porozmawiać, poruszyłam temat wszystkich naszych różnic, w celu wspólnego zastanowienia się jak sobie z tym poradzimy... Wtedy byłam silna, wtedy wiedziałam, że chcę iść na kompromisy ale na wszystkie nie mogę, że jednak wiara jest dla mnie ważna... Ale on się wystraszył...Zdzwiony, że tych różnic jest tyle, że to nie tak miało być, dla niego nagle stałam się wierząca, a sam wcześniej o nic nie pytał, wiedział kim jestem. Rozstaliśmy się, bo nie znaleźliśmy kompromisów, zdecydował, w sumie wspólnie zdecydowaliśmy, że musimy skończyć, bo w przyszłości kiedy pojawią się dzieci się pozabijamy, znienawidzimy. Ja od samego początku jednak nie umiałam sie z tym pogodzić. Gdy się rozstawaliśmy oboje płakaliśmy. POtem rozmawialiśmy jeszcze, on mówił rozsądniej niż Ja, pokazywał mi, że nie ma to sensu, dla niego naprawdę religia ma ogromne znaczenie, dla mnie moja też..Nie było kompromisy. Iwiem, że cierpiał. Bardzo. Ja też. Wciąż jednak szukałam rozwiązań...I po zaledwie miesiącu, powiedziałam mu, że ja to wszystko walę, że on liczy się dla mnie, że mam w nosie wszystko inne, bo już nie moglam bez niego, a wiara stala się dla mnie czymś nieistostnym, czymś do czego poczułam uraz, co przeszkodziło mi w osiągni ęciu szczęścia... I powiedziałam mu, żebyśmy wrócili do siebie, że będzie tak jak chce, że możemy wychowywać dzieci w jego religii... A on powiedział, że nie ma już powrotu...Po miesiącu... że on zabił w sobie uczucia, żeby nie cierpieć, że już nie ma co sklejać.. Byliśmy ze sobą trzy lata... Nie rozstaliśmy się w gniewie, tylko w płaczu, że musimy rozstać się z rozsądku... Jak to możliwe, że on przestał mnie kochać w ciągu miesiąca...Ktoś, kto tak bardzo to przeżywał...Nie potrafię sobie z tym poradzić. A on mi powiedział, że już nie widzi nas razem, że nauczył się już żyć na nowo... A ja nawet się nie otrząsnęłam po rozstaniu... Ja nawet nie zdążyłam zacząć myśleć, że nas już nie będzie. Szukałam dla nas rozwiązania... I kiedy mu je dałam, on powiedział, że on już nie ma w sobie żadnych uczuć, że musiał je zabić, żeby nie cierpieć, bo skoro ustaliliśmy że nie ma dla nas rozwiązania to musimy się rozstać...I on się do tego zastosował... Jak można przestać kochać kogoś po trzech latach...ot, tak.. w miesiąc. W miesiąc podczas którego mieliśmy kontakt, podczas którego padały słowa, że mi ciężko - mi też...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×