Na ratunek wlosom.

I znowu idzie jesien i znowu tragedia- wypadanie wlosow. Nie dosc ze mam ich nie za duzo i sa cienkie, to jeszcze wypadaja :o W wakacje przesadzilam i za czesto je tapirowalam, suszylam i prostowalam, wiec to tez im zaszkodzilo (szczegolnie tapirowanie). Wiec postanawiam: 2 razy w tygodniu maseczka z zoltek jajka i naparu z pokrzywy. Mam nadzieje, ze za jakis miesiac bedzie poprawa.

no i chuj nas to? nara paszczurze

spadaj leszczu

...do tego żółtka naftę kosmetyczną i olejek rycynowy ... no i przydałoby się uzupełnić dietę jakimiś witaminami/minerałami ...a tak w ogóle, to jak wiesz że masz słabe włosy, to po co męczysz je tapirami/prostownicami... no i już latem powinnaś pomyśleć o jesieni - i miesiąc-dwa wcześniej wzmacniać je takimi zabiegami... te co mają wypaść i tak wypadną, bo nie ma takiego sposobu, żeby natychmiast zatrzymać wypadanie włosów - chyba że te ampułki z vichy, ale po nich (przynajmniej u mnie) , zaraz po miesiącu znowu wypadały... więc nie ma nic lepszego niż systematyczność - wiem, bo z takimi problemami zmagam się od daaawna :)

Oj nie nie nie. Nafcie mówię nie. Już kiedyś próbowałam z naftą i wolę do tego nie wracać. Musiałam po takich zabiegach myć włosy co najmniej 4 razy, a i tak często bywały nadal tłuste (pomimo małej ilosci nafty), i podczas mycia wyjmowałam włosy garściami :o. Zostaję przy maseczce z żółtka, wierzę, że systematycznie stosowania zdziała wiele ;). A potem dokupię jeszcze jakąś ziołową odżywkę. Tabletek nie będę stosować, bo już wielu próbowałam, i efekt był niewielki, musiałabym je brać przez całe życie.