Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość plywajaca...

Jak czesto zmieniacie reczniki?

Polecane posty

Gość Jak zaczynają nieświeżo
a mój facet ma na imię Azor, a pies to burek. zmieniam ich w łóżku kilka razy w tygodniu. zależy który się szybciej wystrzela:classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
Bardziej się wysil, bo przynudzasz. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
szmina Burka jest słodsza i wspaniale żylasta ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
Really? Co na to twój prowadzący?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
- Ruchałeś Pitka?- - Gdzie tam. On jest taki rozjebany, że mu z dupy pasztet cieknie. - - A czemu to? - - Podobno często na wieś do babki jeździ i gdy stara jest w kościele, a łazi tam co wieczór, Pitek puszcza się z bykiem w obórce - - Skąd o tym wiesz? - - Tomek Pała widział. Ma brata w tej samej wsi i kiedyś razem się tam wybrali. Była sobota, wypili kilka win i Pitce na amory się zebrało. Rozpiął portki, wymachiwał kutasem, ale Pała był tak pijany, że w pewnym momencie usnął - - To w takim razie jak mógł widzieć kiedy Pitkę ruchał byk? - - Obudził się w środku nocy i wyszedł na podwórze by oddać mocz. . Wtedy to usłyszał jakieś łomoty i zajrzał do obory. - - Hm. ciekawe, że tak się stoczył - - Nie stoczył, tylko wie, czego chce. Miał przecież tą, no jak tej habaninie na imię... Cirka? To mu pizdy skąpiła, a jak już dała pojebać, to za każdym razem pryszcze jakieś mu na kutasie wyskakiwały i raz mu nawet skóra z jaj zeszła... Babka robiła mu okłady ze śmietany i majeranku. Potem poznał taką Stasię. Bigosówa. Wziął prosto z dworca i przygarnął pod swój dach. Ponoć niebrzydka, ale cipę miała tak sflaczałą od pstrykania, że dzyndzel jej zwisał do połowy ud - - Ja to bym się tym nie przejmował. W dupę też można wyruchać. - - Jak taka nie ma robali. Raz dorwałem taką gliszczę, co to odszczelona z klasą, o niewinnej buzi, a cycki to miała jak świerze pyzy. No, ale jak ją w nocy zacząłem jebać, to i wdepnąłem w kawowe oko. Tak jej dosunąłem, że się na koniec spierdziała. Ale gdy parę dni później odbyt mi się rozswędział to wiedziałem, że mi flaki owsiorami nadziała... - - Ale kurwa ci się trafiła. Pewnie w dworcowym sroczu to złapała. Taka zamiast przykucnąć i się rozkraczyć, to przykleja rozpadówę do osyfiałego sedesu - - Bo baby nie mają fantazji. Stasiu Dziura odkaża deski własnym moczem, dopiero siada - - Tak, ale to jego jedyna zaleta, bo gumki ma już nieźle poluzowane - - Jak to? - - No pasztet mu cieknie, mówię. - - Słyszałem, że mieszka z jakąś starą ciotą - - Tak, Leon Puder zaliczył już siedem krzyżyków, ale podobno jeszcze jakoś się trzyma i przez to Stasiu łazi taki rozpruty - - Ten Puder to musi mieć chuja jak kibić jamnika - - Tylko, że jaja mu wyschly. Stasiu gadał, co stary kremy jakieś wcierał, a że nie pomogło, to smaruje kogucim sadłem - - A to kurwa zabobonnik. Pewnie próchnicy starczej się nabawił, a na to i okłady z nieletniej cipulki nie pomogą - - I choćby, ale Leon nie lubi bab, bo to wiadomo; w dupę niechętnie dają pobzykać, a kapciary są dla niego za luźnawe - - Jak on poznał Stasia Dziurę? - - Na pielgrzymce kutasów u Mietka Bzykalskiego. Puder spojrzał, Stasiu zamerdał pierdziawą i skamracili się - - No, a ty, nie rzuciłbyś jakiego spojrzenia na mnie...? - - Toż patrzę na ciebie już od godziny, ale mój stachanowiec coś nie chce zerwać się do roboty - - A czemóż to? - - Wiesz co, kup se pekińczyka by cię lizał po jajach bo mi oststnio zdrętwiał język -

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
no to nara, pojebko...🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
Skończyłaś już? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
Zenon Comasz żył z opróżniania pijackich kieszeń, toteż często-gęsto kręcił się w pobliżu zakątków, gdzie pilegrzymki alkoholowe lokalnych tubylców miejsce miały. Owe zakątki, to ławeczka suto otoczona krzaczkami gęstymi w pobliskim parku i niewielki skwerek za rogiem sklepiku spożywczego. Zenon obeznany był na geografii okolicy jak mało kto i stale na bierząco ocykany z sytuacją majętności okolicznej dziatwy. Lubił po odcedzeniu kilku piwek chełpić się przydomkiem prywatnego detektywa, bo ponoć niegdyś wypatrzył na bazarze jakieś fanty z ogołoconej w pobliżu piwnicy. - Ale nikomu o tym nie powiedziałem!...- zarżał przechwłką sojuszu kamrackiego - Bo i co by mi z tego było? Tyle, żem se inaczej z tego korzyści wybzykał, bo na ten przykład dziesięć procent zainkasował od kłusownika i było po krzyku - Szmerek uznania zafalował na gębach piwoszy w kółeczku przykucniętych, a Zenon Comasz łaskawie dał się poczęstować łyczkiem wina wytrawnego, jako co Marian Psychoza rentę akurat zafasował i butelczynę trunku tego lepszego z okazji tej na skwer przemycił. Lubił ano tam zachodzić, bo to ciekawostki iście niebylejakie często ucho mile połechtały, a i samemu duszę otworzyć szeroko też się udawało, bo to słuchaczy zaciętych na owej ławie przysięgłych nie brakowało. Zeniu, o przydomku detektywa prywatnego, właśnie wytropił, co Psychoza regularnie tam zagląda a i nie z pustą torbą. Czy trunkiem, czy dymkiem, to zawsze poczęstował, w zamian za te kilka podniet zmysłu psychicznego, co to usta opowiadającego kamrata wysmoktywały. Bo dodać należy, co pijaki podczas picia strasznie się ekscytują wywodami swych zwycięstw i porażek, często przy tym ulegając obecności iście upierdliwych demonów wprost z czeluści piekielnych, a zezwalając na krótsze lub dłuższe posesje postur swych zwiędniętych! Pręży się raptem taki, co to demona akuratnie zaprosił, i głos swój wystawia na hulanki różnorakie, modelując od szeptu do wykrzyków raptownych. Owa prezentacja dźwięków nikczemnych, czyli cmoktajka chochsztaplerska, stanowi iście pożądliwy element owych schadzek, a w szczególności dla amatora zawartości kieszeniowych, jako że to podkłada tło do tuszowania złodziejskich poczynań. Zenon Comasz, jako istota znająca niejedne tajniki swojskiej profesji, ekspertem był niebylejakim. Obdarzony pamięcią do imion, i z którą które kojarzy mu się gębą, potrafił wywołać zachwyt niejednego kręgu pijących apostołów. - Cie!... Ale z ciebie artysta! - wołał niejeden, gdy Zenon bez zająknięcia się recytował imiona przypadkowo-poznanej trupy, a po ośmiu godzinach całowania butelczyn wysokiej rangi procentowej. Wzbudzało to nie tylko zachwyt, co respekt a wraz z tym zaufanie, które przy popijawie przerabiało się w poufałość. Lico Comasza kraśniało od pochwał i honorów składanych wspaniałomyślnie w dłonie jego chwalebne w postaci butelczyny takiej czy siakiej. Kraśniało też ci, bo oto świadom był wielce, co czujności wszelkie pousypiał. Bo to wiadomo, że ululane zaufaniem kamractwo łatwiej jest obmacywać po kieszeniach. I hej, w to mu graj. Nim kac suchym jęzorem poliże takiego Mariana Psychozę po karku, co fenomenalnie ma miejsce o poranku, po Zenonie Comaszu ino wspomnienie mgliste przechadza się po łepetynie obolałej. Złodziej tego pokroju ulatnia się bowiem w chwili, gdy właściciel pustych już kieszonek idzie po raz piąty oddać mocz. Szósty raz robi to w spodnie, które naturalnie trza potem zsunąć z dupy aby wykręcić je w pobliskich krzakach, a wiadomo, że przed tą czynnością pijaczyna zapragnie zajrzeć do kieszeni - moment iście niebezpieczny dla złodzieja. Comasz, znając obyczaje owe, za zasadę wręcz przejął prędkie oddalenie się z miejsca parszywego, gdy tylko załoga w pory lać zaczyna. I szczerze mówiąc, zawsze umykał nieźle obłowiony. Raz tylko wpadł. A było to na placu budowy, gdzie blok mieszkaniowy dla inwalidów zasłużonych w legii cudzoziemskiej stawiano. Ale że to funduszy po wykopaniu fundamentów zabrakło, to i w odłóg zagracony miejsce owe się przeimało, to znowu chwaściskami obrosło, a i szczury wielkości kotów tam smykały wśród chaszczy. Ponoć niejakiego Piotra Dziecinę gryzonie tak tam pokąsały podczas drzemki, co obudził się bez uszu i napletka, bo to siuraka po oddaniu moczu do portek nie schował. Tam ci to też Zenon Comasz razu pewnego lico swe złodziejskie pokazał po wyczajeniu śpiewu chóralnego, co to z oddali się rozlegał fałszem upierdliwym. Grono zebranych biesiadowało niczym dwunastu apostołów, bo to akuratnie tylu ich sterczało wokół płachty jakiejś starej a rozpostartej na kupie piachu sklepionego. Dwie wędzone rybki i półbochenek skrojony cieniuśko środek zdobiły, a na brzegach butelczyny puste sterczały markotnie, że to do sucha wycmoktane były. Zeniu, człek znający się na rzeczy, szybko ocenił sytuację. W nieludzkie ryki bowiem śpiewy przechodziły, a to świadczyło co świadomość ustępowała miejsca podświadomości, co równało się tzw. zanikowi pamięci. Comasz spoczął obok najbardziej nieświadomego, i niby podtrzymując w kamrackim uścisku, łapę do kieszeni wsunął. Chusteczka spowita w gile ci ano tam spoczywała. Wielce nieszczęśliwy odkryciem owym sięgnął do drugiej. A tam z kolei pustka nicością się panoszyła paskudną. Nadziana łapą złodziejską kieszeń doznała tzw. skurczu szmacianego. Zjawisko to jest wielce nieporządane w kręgu złodzieji, a polega na tym, że włożoną w kieszeń dłoń trudniej jest wyjąć niż wsadzić. I podczas gdy Zenon Comasz próbował ją uwolnić, pijak spierdział się w amoku nieświadomym, uwagę zebranych na się zciągając. Sam po prawdzie nie poczuł, ale inni zauważyli, jak Comasz łokciem dryndał, by dłoń z kieszeni parszywej uwolnić. - I co mu tam grzebiesz, - zamamrotał na przeciw siedzący Zdzisław Piszczałka - toć on zbyt spity by mu konia walić... - Comasz, mało tam zrażony komentarzem owym wstydliwym, pytanie mu takie wystawił; - Kim był twój ojciec? - - Synem mego dziadka - - A dziadek? - - Krawiec -

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
Pytam, skończyłaś? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
Piotr Koszula czesaniem końskich ogonów na życie zarabiał. Z racji profesji swojej po wsiach kursował. Właził ci to z wieczora wczesnego do stajni, gdzie gospodarz ostatni obchód przed udaniem się pod pierzynę czynił, i zagadywał; - Przyczesać ogonek? - - Ano poszet, bo jak cie przyczesze... - mruczał siaki-taki, ale czesem zdarzało się, co ciekawością połechtany człek tak odpowiadał; - A na co mnie tam to?.. - - No, to niby w interesie szkapy prawda, bo trza wiedzieć, co dupa końska przesłonięta kołtunem ogona ulega zaskorupieniu liszajowym z braku stałego dopływu powietrza. Sprzyja to zatwardzeniom kałowym, czyli pociągowiec nie może się wysrać, popierdując w zamian co chwilę... - - To niby z wysiłku? - - Z wysiłku też. Bo czy pan gospodarz by nie pierdział, gdyby przyszło ciągnąć wóz wielki jak stodoła? - I w owym to momencie sprytnym, kiedy to ujarzmił gospodarza zażenowaniem nagłym, szczoteczki i grzebyki z torby przepastnej wydobywał, ku dupie końskiej podążając. Tak bywało do tej pory. Po rozczesaniu włosia skołtunionego pięknie go na koniec zaplatał w warkocz cygański, gumką u dołu ściągając. Kłaniał ci się potem nisko przed haziajem i czy słoiczek śmietany, czy słoninki połeć za usługę fasował. Ale owego wieczora pech zabzyczał melodią dziadoskiej torby, niełaskę rozsiewając. Obrządził ci to akuratnie dupę wybitnie wielką, a i nie bez trwogi bo to koń kopytem lewym fyrdał na boki, jako że muchy kąsały go po jajach iście srodze. Koszula warkocz piękny splótł, piórkiem sowim na koniec przyozdabiając. Gospodarz, Witold Anaco, przyszedł, popatrzył, i tak powiada; - Panie, a na co mu te ozdóbki? Toż un w polu ino... a tam nikto go nie ogląda... - - Jak to, a wy gospodarzu, to nie patrzycie? - - Eeee, a na co mnie tam to... - - Da pan co..? - - Eee tam, a bo to ja wiem? - zamamrotał i spacerkiem w drzwi obory wkroczył, nutę cieniutką przez odbyt wypstrykując.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
Jarosław Kufel pijakiem był, z kieliszka doił, pod siebie szczył... W barłogu spał, na materac srał, i całkiem fajnie się sobie miał. W chałupie koczował, nigdzie nie pracował, ale wódeczki sobie nie żałował. Z zasiłku ano żył ten niecnota, i czy pogoda, czy też słota, on do pijalni chodził namiętnie, gdzie zawsze golnął sobie chętnie. Aż raz koleś Heniu podszedł do niego, i tak powiada; postaw co, kolego. Kufel, że to spity był do nieprzytomności, nie rozpoznawał starych znajomości. W kącie ci siedział, o zroszonym kroku, z mordą zasmarkaną, a nieco na boku, i coś sam do siebie gadał, na prośby Henia nie odpowiadał. Bo to już taka dola pijaka, że jeden i drugi udaje cwaniaka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
Ej no Pelargonio, cienias jesteś i tyle. :P Nawet nic ciekawego nie potrafisz sama wymyślić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
Chrap smacznie nudziaro! :P Ja spadam, a ty nudź się dalej beze mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak zaczynają nieświeżo
idę ściągnąć Burkowi nieco płynów z nasieniowodu. jutro obniżę ciśnienie Azorkowi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×