Koleżanka mnie wkurzyła, dzwoniła do mnie chyba z milion razy...

Kiedyś zrobiła mnie w chuja, bo mówiła że bedzie jechala na pewną impreze, a dzień wcześniej twierdziła że nic takiego nie mówiła, ostatnio pytała czy ide na spotkanie ze starymi znajomymi, powiedziałam że chyba nie bo akurat znajomy ma urodziny i mnie zaprosił, chyba ze cos sie zmieni to pójde. A ona wczoraj się do mnie rzucała, że się nie umawiam z nikim bo mnie ten znajomy miesiac temu zaprosił akurat na ten dzien, w ktorym jest to spotkanie. Chcialam sie dzis wyspac, a ta do mnie dzwoniła juz chyba 10 razy i wyslala do mnie pare smsów i oczywiscie ma bunty, ze pewnie mam telefon przy dupie a nie odbieram i ze zajebiscie robie. Ona chce zebym chociaz na godzine przyszła, przez jej wczesniejsze zachowanie i dzisiejsze mam ochote tez nie pojsc, chociaz pewnie tak nie zrobie, bo nie jestem taka.. na dodatek mialysmy biegac ale ona po paru razach zrezygnowala twierdzac, ze jej sie nie chce, a wazy dwa razy wiecej ode mnie.. Co myslicie isc na to spotkanie?

z lubieżnym usmiechem na ustach zasadzam się w gołębniku sąsiada aby znienacka pokrywać moim kroczem niczego nie spodziewające się gołębie

Spełniwszy swą najprostszą potrzebę dosiadam zaspokojonego gołębia i latając nad miastem rodzinnym obserwuję czy gdzieś nie dzieje się zło, bo wtedy wkraczam do akcji jako kapitan Jaszczomp

:D

uh

"bo mówiła że bedzie jechala na pewną impreze, a dzień wcześniej twierdziła że nic takiego nie mówiła" wtf?

codzien rano dojezdzam do biedronki we wloszczowej polnocnej rozklekotanym ursusem c330 mojego kiedza proboszcza