Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

klara karla

Miesiąc do Wigilii - opisujcie zeszłoroczne kolacje wigilijne.

Polecane posty

Ja zacznę :) Wigila, jak co roku odbyła się 24 grudnia...Zorganizowała ją moja mama u siebie w domu. Bo moja mama ma dom, nie mieszkanie. Przy stole gościła nasza 9-tka (mamusia i tatuś, brat z żoną i trójką dzieciątek no i ja z Arturek-tak ma na imię mój mąż). Weszliśmy do mieszkania i u nas jest taki zwyczaj, że jak się wchodzi w wigilię do mamusi to trzeba się pokłonić choince, ucałować najsatrszą bombkę (pamiątkę po prababci,z czasów jej dzieciństwa)a następnie odśpiewać kanonem pieśń"Choinko piękna jak las". Następnie każdy zajął miejsce przy wigilijnym stole. Stół był pięknie, odświętnie przystojony. Mamusia ze skorup jaj strusich stworzyła piękne mikołaje oraz anioły. Była kupa śmiechu, bo okazało się, że mamusia za dużo siana położyła pod obrusem i wszystko się przewracało, wylewało, ale w końcu tatuś zdjął naczynia, wszedł na stół i nogami uklepał nieszczęsny obrus. Potraw było oczywiście 12: grochówka, zupa makowa, karp gotowany z porem, salatka jarzynowa, kutia, kopytka, pyzy ziemniaczane, panga w cieście, pierogi z kapustą i grzybami, kompot z suszu, cebula smażona z serem oraz kapusta z grochem. Dzieci mojego brata (Marek, JArek i Darek) niecierpliwie krążyły od okna do okna wyczekując pierwszej gwiazdki. Niestety, na próżno. Ok. godziny 20-tej ktoś (chyba mój Arturek) zorientował się, że przecież niebo jest bardzo zachmurzone, więc może dlatego nie ma gwiazd. Tatuś się bardzo roześmiał (tak samo jak się śmiałna programie Śmiechu Warte) że takie gapy z nas i pozwolił nam zacząć wieczerzę. Było pysznie. Czar wiligilijnej nocy coraz bardziej nas wypełniał. Po kolacji opłatek (w większości rodzin opłatek jest chyba przed kolacją, u mnie jest po -dziwne, wiem, nie wiem dlaczego tak jest . Uwielbiam go...Zawsze dostrzegam wtedy błysk łez w kącikach oczu u wszystkich. Po opłatku złapaliśmy się za ręce tworząc 2 koła. Dorośli stworzyli duże koło kręcące się w prawo, natomiast dzieci w środku naszego koła utworzyły mniejsze kółeczko kręcące się w lewo. My śpiewaliśmy"Cicha noc", A oni "Wsród nocnej ciszy". Równocześnie. Cudowny efekt...Potem oni śpiewali "Przybieżeli do Betlejem" a my "Lulejże Jezuniu". Również w jednym czasie JA wymyśliłam tą zabawę...Mówię wam spróbujcie...Czar nocy wigilijnej uderza wtedy z potrojną siłą. Potem to co dzieci lubią najbafziej-prezenty!!! Oczywiście najpierw taniec...Tym razem utworzyliśmy jedno duże, rodzinne koło i odtańczyliśmy wokół choinki coś a'la Zorbę śpierwając przy tym "Kto wie czy za rogiem nie stoją anioł z Bogiem". Zabraliśmysię za rozpakowywanie. Wszyscy byli bardzo zadowoleni. Zawsze staramy się robić prezenty zgodne z naszymi zainteresowaniami. I tak -mój mąż - zapalony szaradzista-dostał krzyżówki "1000 panoramicznych", książeczkę z sudoku i tabletki na koncentrację -mamusia - zapalona fanka seriali - zdjęcie z autografem Agnieszki Kotulanki, solidny program telewizyjny oraz płytę z czołówkami wszystkich seriali -tatuś - wędkarz- przynęty, nowy spławik, czasopismo wędkarskie - mój brat - zapalony kierowca- znaczek św. Krzysztofa, choinka zapachowa i taką szpanerską czachę na skrzynię biegów -jego żona Arleta - pasjonatka literatury - zakłądka do książki, leksykon ptaków -Marek- chce zostać podróżnikiem - plan sosnowca, żelazny kubek, długopis z latarką -Darek - piłkarz- nowe sznurówki do korków, igła do pompki od piłki, plakat Grzegorza Rasiaka - Jarek- fan muzyki - kasetę z przebojami lat 80-tyh (pamiatka po tatusiu), kostka do gitary -No i ja -kucharka- gazetę z przepisami kulinarnymi, zestaw przypraw (sol, pieprz, majeranek, bazylia) oraz nową chochlę. Wszyscy byli bardzo zadowoleni. Potem dopiszę resztę kochani.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość PANNA NIEZGODA
z teściową umówiłam się na 17 ze będziemy pojechaliśmy do moich rodziców a tamta zaczęła swoją szopkę bez nas później mnie zwyzywała, ze syna jej zabrałam a później pojechaliśmy do domu i bzykaliśmy się do rana, tak w skrócie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
-Marek- chce zostać podróżnikiem - plan sosnowca, żelazny kubek, długopis z latarką Spadłam z krzesła :D Plan Sosnowca jest zdecydowanie najlepszy:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gwiazdore
Zeżarłem, zapiłem, bekłem, poszłem spać 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ????????????
" wszedł na stół i nogami uklepał nieszczęsny obrus. " "-mój mąż - (...) tabletki na koncentrację" "Tym razem utworzyliśmy jedno duże, rodzinne koło i odtańczyliśmy wokół choinki coś a'la Zorbę śpierwając przy tym "Kto wie czy za rogiem nie stoją anioł z Bogiem" A w domu wszyscy zdrowi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
> Najpierw trzeba, kurwa, kupić prezenty. Oznacza to, że będę latał po > sklepach, przepychał się przez spoconych ludzi z obłędem w oczach, żeby > wydać mnóstwo kasy na jakieś pierdoły. Co gorsza, wszystko już kiedyś > komuś kupiłem. Wujek Edek dostał w zeszłym roku flaszkę, a przecież nie > kupię > mu w tym roku książki, bo ten facet nigdy nie przeczytał nic ponad tekst > na > etykiecie półlitrówki. Ciocia Jadzia rok temu ukontentowała się kremem > nawilżającym, co go kupiłem z przeceny, bo za tydzień kończył się termin > ważności. W tym roku jedynym kosmetykiem dla tej lampucery byłby krem > prze-ciwzmarszczkowy, ale po pierwsze, takich zmarszczek żaden krem nie > wygładzi, a po drugie, przecież nie wydam na kosmetyki całej kasy na > Boże Narodzenie, l tak ze wszystkimi. Dziecko mordę drze o jakiś nowy > program > komputerowy, choć i tak wiadomo, że przestanie się nim zajmować po 48 > godzinach, bo każda gra jest dla niego za trudna, półmózga. Żona będzie > miała jak zwykle pretensje, że Kowalska z jej biura dostanie coś > ładniejszego. W rezultacie kupię byle co - jak co roku. > > Potem śledzik w pracy i patrzenie na męki szefa, który życzy nam "dużo > pieniędzy", choć wszyscy wiedzą, że dopiero wtedy byłby szczęśliwy, > gdybym pracował za miskę zupy z brukwi przykuty łańcuchem do komputera. > Krwiopijca. Potem wszyscy się nawalą jak szpaki, a pan Henio obślini > biust > pani > Bożeny z księgowości, zamkną się oboje w archiwum, bo oni zawsze walą się > jak > króliki, kiedy są naprani. Następnego dnia kac, w dodatku żona będzie > robić wymówki. > > Jeszcze tylko trzeba jebnąć w baniak karpia, bo małżonka - uważacie - > wrażliwa jest i na męki zwierzątka nie może patrzeć, choć mnie męczy od > 15 lat bez zmrużenia oka, garbata owca. Przynieść i przystroić choinkę. Z > dzieckiem, "żeby miało ciepłe wspomnienia z dzieciństwa", a ono w dupie > ma choinkę, mnie, Boże Narodzenie i wszystko. Jak taki glon emocjonalny > może mieć jakiekolwiek wspomnienia? > > No i kolacyjka wigilijna. Rodzinna, mać ich w tę iż powrotem. Jedna > wielka męka. Co za kutas wymyślił ten łzawy termin "rodzinna wieczerza"? > Przyjdą wszyscy ci, od których na co dzień trzymam się z daleka z dobrym > skutkiem. Usiądziemy za stołem... A nie, pardon, najpierw prezenty! > Trzeba > będzie > się kłamliwie ucieszyć, choć z góry wiem, że ten krawat kupiony na > bazarze > od Wietnamczyków dopełniłby liczną kolekcję podobnych gówien, gdybym > oczywiście zawalił szafę takim badziewiem, a nie zaraz następnego dnia > wyrzucił > wszystko do śmietnika. Dostanę też najtańszy koniak i jakieś kosmetyki. > Jakie - będę wiedział ostatniego dnia przed Wigilią, kiedy w pobliskim > supermarkecie zaczną wyprzedawać to, czego nie udało się upchnąć > ludziom. > > Po prezentach się zacznie. Te same kretyńskie dowcipy wuja Bronka, > zwłaszcza, kurna, ten o gąsce Balbince. Wszyscy będą dokarmiać mojego > psa po to, żeby narzygał w nocy na pościel. Ciotka załzawi się po dwóch > godzinach żucia żarcia z wytrwałością tapira i zacznie płakać, "jak to > dobrze, że > trzymamy się razem". Gówno prawda akurat, co wykażą następne dwie > godziny, kiedy to nawaliwszy się już, zacznie wyzywać swojego ślubnego od > złamanych chujów. To oczywiście prawda, ale dlaczego popierać to rzucaniem > w > niego > salaterką po śledziach? Mniejsza o jego mordę, ale ciotka nigdy nie > trafia. Plama na wersalce cuchnie jeszcze przez dwa tygodnie po Wigilii. > Jedyna > nadzieja, że akurat w tym roku 6-letnia latorośl kuzynostwa z Łodzi nie > nawali w gacie w połowie kolacji i nie zakomunikuje o tym radośnie > jeszcze przed deserem. Bo to, że coś wywali sobie na łeb ze stołu, to > pewne > jak > w banku. Jeszcze tylko muszę przeżyć debilne gadki o polityce, przy > których wszyscy oczywiście skoczą sobie do gardeł i na siebie się > poobrażają. Na > koniec ciotula Jadzia puści maleńkiego pawika na ścianę koło swojego > fotela i można będzie odtrąbić koniec męczarni. > > A nie, byłbym zapomniał. Kolejną rozrywką będzie wyprawa na pasterkę, bo > to religijna rodzina. No to pójdę, choć nikt nigdy nie wyjaśnił, po nagłą > cholerę tłuc się po nocy, żeby stać na mrozie w bezruchu przez godzinę > czy więcej. Ciekawe, czy moja małżonka znowu wywinie orła na, ryj na > schodkach kościółka - jak to robi od kilku | lat z uporem godnym lepszej > sprawy? W > kościele, jeśli tam się dopcham, będzie cuchnąć jak w gorzelni, bo > wierni tylko dlatego stoją na własnych nogach, bo za duży tłok, żeby > upaść. > Czasem tylko ktoś beknie albo puści głośno bąka, ale i tak nikt na to nie > zwróci uwagi, bo wszyscy drzemią na stojąco. Wracając trzeba tylko będzie > uważać na chłopców z osiedla, bo w Wigilię katolicka młodzież szczególnie > lubi > wpierdolić bliźniemu. Rok temu zglanowali wujka Edka, ale on chyba tego > nie zauważył, bo był zalany w płaskorzeźbę. > > Wreszcie wychodzą z chałupy, wory jedne. Moment zamykania drzwi za > ostatnim z tych troglodytów jest najszczęśliwszą chwilą w moim > świątecznym > życiu. > > Kilka dni odpoczynku. Ale mijają jak z bata strzelił, bo wielkimi > krokami zbliża się kolejny kretyński wynalazek - sylwester. Ludzie! Kto > to > wymyślił?! Już od listopada ślubna wydala z siebie idiotyczne pomysły, > żeby pójść na "jakiś bal". Jakbyśmy srali pieniędzmi... Albo żeby gdzieś > wyjechać, gdzie gorąco. A niech se włączy farelkę pod fikusem, będzie > miała tropiki w chałupie, l tak przecież skończy się na balandze u Witka. > Jasne, trzeba ładnie się ubrać, bo wszystkim się wydaje, że to jakiś > uroczysty > dzień. Czyli żona najpierw puści w trąbę pół budżetu domowego na jakąś > kieckę, w której wygląda jak zwykle, czyli jak w worku po nawozach > sztucznych. Ale cena taka, że za to można by żywić jeden powiat w > Somalii przez kwartał. Ja się wbijam w garnitur, bo europejska > cywilizacja > wymyśliła, że mężczyzna wygląda dobrze, gdy wdzieje na siebie marynarę, > co pije pod pachami. Pod szyją zawiążę sobie kolorowy postronek, l tak > mam > przewagę, bo prysnę na dziób jakąś wodę kolońską i jazda, a małżonka > kładzie sobie tapety tyle, że palec w to wchodzi do pierwszego stawu, a > daje > rezultat mumii Tutenchamona zaraz przed konserwacją. l zajmuje ze trzy > godziny. Łazienka, oczywiście, zajęta i wszyscy pozostali domownicy mogą > szczać do zlewu, jak mają potrzebę, albo niech zdychają na uremię. > > U Witka ten sam zestaw ludzki, ale czasem trafia się coś nowego, na czym > można by oko zawiesić. Jak zwykle nic z tego nie wyjdzie, bo chociaż > Wituś ma dużą chałupę, to ryzyko za duże. Zresztą każda kobitka jeszcze > przed > północą doprowadza się do stanu, w którym wygląda jak kupa. W tym dniu > trzeba być radosnym jak młody pies, szczerzyć zęby w uśmiechu i ruszać w > tany, nawet jeśli ni pyty nie mam o tym pojęcia. Zresztą nikt nie ma, za > to wszyscy miotają się w konwulsjach i po krótkim czasie cuchną, jak > gdyby > nie myli się z tydzień. Baby w szczególności. Z facetami jest prostsza > sprawa, bo już kota jedenastej są pijani w sztok i bełkoczą albo chcą > ruchać > wszystko, na co trafią w drodze do baru. O północy trzeba obcałować > wszystkie te oślinione i śmierdzące wódą mordy, obłudnie życząc > wszystkiego najlepszego, choć jedyne, o czym wtedy myślę, to żeby ich > szlag > trafił > czym prędzej. > > Potem sylwestrowa noc, banalna do bólu - rozmazane makijaże kobitek > (najlepszy tusz nie wytrzyma, gdy właścicielka walnie mordą w sałatkę), > śpiący pokotem faceci, jacyś zarzygani klienci w kiblu. Norma. Ja, > oczywiście, nawalę się już przed północą, żeby uniknąć konieczności > potańcówek i dialogów z własną żoną, bo co jej można nowego powiedzieć > po 15 > latach małżeństwa? Trzeba tylko doczekać do rana, kiedy ruszą pierwsze > autobusy, bo zamówienie taksówki graniczy z cudem. Pijany i śmierdzący > autobus dowiezie nas jakoś do domu. Można spać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o je jebieeeeeeeeee
Uśmiałąm się jak norka...Opisz cos jeszcze dziewcho!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agrestowa84
Co Ci sie nie podoba w Klarowych prezentach? One mają CZAR :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zlałam sie ze smiechu
My śpiewaliśmy"Cicha noc", A oni "Wsród nocnej ciszy". Równocześnie. Cudowny efekt...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zlałam sie ze smiechu
"Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią nasze szalone lata 80.: Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo Higieny Zabaw). Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki. Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem. Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwojak zwykle. Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą do niej wracać. Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć. Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję, żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami dorosłych. Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka. W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z namibez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na „sznurku od presy i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce. Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie osikać lub „tam nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył, po tej czynności, rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka. Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo. Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów. Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot. Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii. Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł. Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitaniebez beczenia i wycierania ust rękawem. Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy sobie dawać radę sami. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością. Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu. A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miało byc o swietach
Drogi Mikołaju, Musisz być zaskoczony, że piszę do Ciebie dziś, 26 grudnia. No cóż, bardzo pragnąłbym wyjaśnić pewne sprawy, które miały miejsce na początku miesiąca, kiedy, pełen złudzeń, napisałem do Ciebie list. Prosiłem o rower, kolejkę elektryczną, parę rolek oraz strój do piłki nożnej. Zniszczyłem sobie umysł ucząc się przez cały rok. Nie tylko byłem pierwszy w klasie, ale miałem też najlepsze oceny w całej szkole. I nie skłamię, jak powiem, że nie było nikogo w całej okolicy, kto zachowywałby się lepiej ode mnie wobec rodziców, braci, przyjaciół i sąsiadów. Byłem posłuszny i nawet pomagałem starszym przechodzić przez ulicę. Faktycznie nie było niczego możliwego dla mnie do zrobienia, czego bym nie zrobił dla ludzkości. I gdzie Ty ku...a masz jaja, żeby dać mi jakieś pier...e jo-jo, ch...y gwizdek i parę wstrętnych skarpetek? Co Ty sobie, ku...a, wyobrażasz ty stary, tlusty kut...e, że robisz ze mnie frajera przez cały rok, żeby na koniec pod choinkę puścić mi takie gówno? I na dodatek, jakbyś jeszcze mnie za mało wydymał, to Kwiatkowskiemu z naprzeciwka dałeś tyle zabawek, że ledwo do domu wszedł. Żebym Cię ku...a nie widział, jak próbujesz zmieścić to swoje wielkie, tłuste dupsko w moim kominie w przyszłym roku. Wyp...ę Cię i obrzucę kamieniami te Twoje jeb...e renifery ! Wypłoszę je, i będziesz musiał zapier...ć na ten swój biegun północny na piechotę, tak jak ja muszę bez zapier...ć, skoro nie przywiozłeś mi tego zasranego roweru. PIER...L SIĘ ! W przyszłym roku się przekonasz, jaki mogę być wstrętny ! TY GRUBY OBCIĄGACZU ! Bez powazania, Jasio Klasa 4 B

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość słodka czekolada z truskawkami
Pamiętam, że zjadłam niedosmażonego karpia i przez kilka godzin miałam niestrawność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sukinkotkaa
o matko zaraz sie posram ze smiechu hahahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rzeczywiście niezapomniana Wigilia:D najbardziej podoba mi się pomysł z kółkiem:D a prezenty wprost zajebiste:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rzeczywiście niezapomniana Wigilia:D najbardziej podoba mi się pomysł z kółkiem:D a prezenty wprost zajebiste:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Klara where are youuuu
Kllaro, zbliżają się święta - WRÓC DO NAS!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×