Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość antoniusz

Kto kradnie nasze pieniądze

Polecane posty

Gość antoniusz

Pomniejszy Babilon Piątek, 25 marca (11:44) Zaproszony zostałem, jako dziennikarz, do Parlamentu Europejskiego, odbywającego akurat sesję w swej mniejszej siedzibie w Strasburgu. Znajomych informowałem o tym słowami, że zwiedzam "pomniejszy Babilon". Jeśli dotąd miałem jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, że ta piramida absurdu, zwana Unią Europejską, musi kiedyś runąć tak samo, jak wcześniej runął socjalizm w wersji sowieckiej, to teraz już straciłem je definitywnie. Mniejsza o iście gierkowski w swym mechanizmie, podniesiony tylko do monstrualnych rozmiarów absurd, jakim jest wożenie na cztery dni w miesiącu całego europarlamentu, tysięcy osób i skrzyń z dokumentami, a przez resztę czasu utrzymywanie gargantuicznego budynku ze wszystkimi jego służbami pod parą w oczekiwaniu na tak rzadkich gości. Na ten nonsens idą miliony i nikt nic nie może zmienić, bo dla Francuzów i Niemców rzecz jest prestiżowa. Pal diabli śmieszność Jerzego Buzka, paradującego codziennie rano do swego biura po czerwonym dywanie w asyście sześciorga (!) operetkowo umundurowanych portierów, pal diabli te szwadrony tłumaczy, symultanicznie przekładających błahy słowotok z każdego z dwudziestu siedmiu oficjalnych języków na dwadzieścia sześć pozostałych, te tłumy świetnie płatnych asystentów, szatnych, podczaszych, koniuszych i diabli wiedzą jak ich jeszcze zwać. czytaj dalej Pal diabli nawet zupełnie rozbezczelnione złodziejstwo europasibrzuchów, zdemaskowane ostatnio dziennikarską prowokacją "Sunday Times" - trudno się dziwić, skoro unijne organa już kilkakrotnie zupełnie bezwstydnie ucinały dochodzenia w sprawie praktycznie udowodnionej korupcji i nepotyzmu, a - jak to pisał staropolski poeta - "gdy występków nie karzą, grzeszyłby, kto by dobrze czynił". Ale, można rzec, parafrazując powieściowego Mateusza Bigdę, "Europa bogata, wytrzyma". Za tą śmieszno-straszną fasadą kto się dłużej przygląda, zobaczy oblicze potwora naszych czasów - "Bestię plugawą, imion wszetecznych pełną". Najczęściej z tych imion używane brzmi "neoliberalizm", ale jest to miano bardzo nieadekwatne. "Neosocjalizm" albo "neomarksizm" byłyby trafniejsze. Czyli, mówić krótko - świat uwłaszczonej nomenklatury. Różnymi drogami szły do niego lewicowe z pochodzenia oligarchie po obu stronach żelaznej kurtyny, i na różnych etapach jest ta budowla w rozmaitych krajach Zachodu. Znacznie bardziej zaawansowana w Niemczech i Francji, nieco mniej w krajach anglosaskich. Ale generalna sytuacja wszędzie jest mniej więcej taka sama. Po wierzchu - fasadowa demokracja, oferująca do wyboru "liberałów" - mnożących antyrynkowe regulacje i stale zwiększających udział państwa w redystrybucji dochodów, "socjaldemokratów" - z grubo wypchanymi portfelami akcji, i "chadeków", którzy nawet by się nie umieli przeżegnać. Do głębi zaś - samonapędzająca maszyneria, w której władza produkuje pieniądze, a pieniądze produkują władzę. Kto się urodzi w rodzinie bezrobotnych, zostanie bezrobotnym, i jego dzieci kiedyś też pójdą od razu na "socjal"; kto się urodzi wyższym sferom, ma gwarancję dla siebie i potomstwa, że nigdy nie straci uprzywilejowanego statusu. Warstwa średnia zanikła lub zanika, regularnie przegłosowywana przez otumaniony medialną potęgą nowożytny plebs, wygłosowujący sobie coraz więcej chleba i igrzysk; równość szans, wolność wyboru, wolność gospodarcza i inne cnoty republikańskie - w zaniku. Słowem, jak to zwięźle i celnie podsumował Lech Jęczmyk: "ze starcia socjalizmu z kapitalizmem zwycięsko wyszedł feudalizm". Ten neosocjalistyczny system czuje się niezagrożony, bo opozycja, którą sam przeciwko sobie wyprodukował, domaga się uparcie tego, co go wzmacnia. Bo zachodnie elity wciąż tkwią w lewicowym oduraczeniu, nie pozwalającym im spostrzec krzyczącego, horrendalnego błędu, jaki tkwi w głównym jej ideologicznym założeniu. I podstawą jej działań wciąż pozostaje przekonanie, że jeśli się państwo demokratyczne wyposaży w prawo redystrybucji dochodów, to będzie ono wykorzystywać to prawo do transferowania bogactwa od bogatych, których jest mniej, do biednych, których jest więcej. No bo wygrywać będzie większość, a więc... logiczne? Może i logiczne, ale w rzeczywistości jest odwrotnie. Wybory wygrywa, owszem, ten, kto ma więcej głosów - ale skoro, jako się rzekło, klasa średnia (czyli równi sobie i materialnie niezależni) przytłoczona została przez obdarzony nadmiernie szeroko rozdanym prawem głosu plebs, to to, kto zdobędzie więcej głosów, zależy od tego, kto zdobędzie poparcie, mówiąc umownie, bogatych. Aby zagrać o miliony głosów, musisz mieć za sobą banki, grupy finansowe, koncerny medialne, globalne korporacje. Więcej takich "baronów" cię wsparło - więcej głosów. Więcej głosów - większa władza, umożliwiająca kupowanie poparcia kolejnych "baronów". W ten sposób połączenie demokracja - redystrybucja sprawia, że nowoczesne państwo demokratyczne transferuje bogactwo od licznych i coraz liczniejszych biednych do wąskiej grupy bogaczy. Wszelkimi metodami: w użyciu się dotacje i subwencje z wyciśniętych z obywateli podatków, cła, monopole, przymus konsumencki, cokolwiek ludzkość dotąd wymyśliła, i pewnie sporo knypów nowych, ogółowi nieznanych. To nie jest błąd systemu; to jego zasada. To nie jest tak, że akurat wybraliśmy złego polityka, który faworyzuje "baronów", oligarchów, kosztem interesu społecznego - ale jak wybierzemy dobrego, to wszystko wróci do porządku. Nie wróci, bo każdy, kto bierze udział w tej grze, musi grać na "baronów" właśnie, inaczej w ogóle nie ma szans na wygraną. Nie podoba ci się ten system? Możesz przystąpić do nowej lewicy, która skieruje twoją energię na "prawa homoseksualistów", albo przeciwko "globalnym zmianom klimatycznym", no i oczywiście przyuczy, byś na wszystkie bolączki domagał się tradycyjnego lewicowego lekarstwa, czyli więcej państwa, przepisów, urzędników. W ten sposób zostaniesz lewicowym pożytecznym idiotą, który cokolwiek zrobi, utwierdzi tym władzę wielkich tego świata i napędzi im kolejnych milionów. Możesz też przystąpić do nowej prawicy, która skieruje twoją energię na walkę z imigrantami, z pedałami i murzynami i nauczy, żebyś domagał się więcej państwa, tylko "narodowego". Chcesz zachować rozsądek? Możesz walczyć o racjonalizowanie wydatków i stabilność budżetową, o mniejsze wydatki i mniejsze podatki, poprawę konkurencyjności - co, jeśli do tego prawicowy program ograniczyć, pomijając fundamentalne wartości republikańskie, o których zaniku pisałem przed chwilą, też jest tylko wzmacnianiem oligarchii. Lewicowym, prawicowym czy liberalnym, ale pożytecznym idiotą, tak czy owak, cię uczynią i wmontują w odpowiednie miejsce maszynerii. Trzeba było dwustu lat, by zmiażdżywszy starą arystokrację o rodowodzie ziemiańskim, nowa, wyniesiona mniej lub bardziej rewolucyjnymi metodami, zajęła jej miejsce i mocno chwyciła światu cugle. Po korytarzach strasburskiego Pomniejszego Babilonu przechadzają się cienie uczestników Kongresu Wiedeńskiego, i, jako żywo, czują się tu znakomicie. Pytano mnie wczoraj na promocji "Wkurzam salon" o deklaracje prawicowości i lewicowości, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Musiałbym długo opowiadać o tym, co mi chodziło po głowie podczas zwiedzania Pomniejszego Babilonu. Bestia łypnęła na mnie okiem, i jeśli nawet odnotowała mój bunt, to ledwie pobłażliwym półuśmiechem. Nie zaszkodziłbym jej nawet, gdybym jej w sztrasburskich korytarzach podłożył bombę; najwyżej pokiereszowałaby część z Bogu ducha winnych dwunastu tysięcy sprzątaczy, kelnerów i techników obsługujących otwartą przez cztery dni w miesiącu pomniejszą siedzibę europarlamentu. A ja mogę podłożyć najwyżej felieton albo książkę. Bestia się tym nie przejmuje do tego stopnia, że stać ją nawet, żeby mnie zaprosić, opłacić samolot, hotel i rieslinga... Co jej tam, łaskawa jest. Bo jak każda potwora w dziejach wierzy święcie, że jest wieczna. Nie dostrzega rozkładu i absurdu, który produkuje. Jest jak specjaliści z Lehman Brothers, którzy samym sobie i swoim szefom udowodnili matematycznie, że system "destylowania" jednych długów w drugie, a tamtych w znowu kolejne może działać w nieskończoność. Znajomy matematyk zapewnił mnie, że i tak bym nic z tego dowodu nie zrozumiał, ale wedle jego wiedzy jest on nie do podważenia - a krach bankowy dowodzi tylko tego, że świat jest głupi i nie zna matematyki. Bogu dzięki, "wciąż mamy wielu analfabetów i w tym nasza jedyna nadzieja", jak napisał kiedyś Dmowski. Ale tego bestyja nie rozumie. Więc łaskawa. A jedzenie i wino w Strasburgu - co tu gadać, po prostu pyszne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×