Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

yakamoz

uzależnienie od partnera

Polecane posty

Gość no niewiem
przyzwyczaiłas się?? do bicia ponizania i złego traktowania?:P Kobieto!!!!obudź się!!!!! Ja chyba odpadam :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no niewiem
yakamoz---->Znalazłaś sie w sytuacji, w której cierpisz. Koniec, kropka.Choć czasem kiedy on ma poczucie winy i serwuje ci miodowy miesiac aby naprawic to co spaprał ty karmisz sie złudną nbadzieją ze to juz tak bedzie. Ten chory układ tylko Ty jestes w stanie to zmienić. Czy gdybyś cierpiała z powodu mrozu albo powodzi to oczekiwałabyś od mrozu i powodzi, że sie zmienią? Nie, prawda? Więc przyłóż tę analogię do siebie i zaakceptuj fakt, że Twoja sytuację możesz zmienić tylko Ty sama. I nie trzeba od razu radykalnych srodków typu rozwód czy wyprowadzka, tylko trzeba zainwestować w siebie, dać sobie pomóc i dopiero wtedy, kiedy przestaniesz mysleć takimi samymi chorymi kategoriami jak ten facet, zobaczysz, że właściwe decyzje podejmą się niejako same. Pomoc terapeutów jest potrzebna aby zmienic siebie nauczyc sie szanowac siebie i wyznaczac mu granice, których nie wolno mu przekraczać. Bo zdrowy zwiazek oparty jest na szacunku a to oznacza nie przekraczanie wzajemnych granic :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość droga yakamoz
"mnie kompletnie na nim nie zależy uśmiałam się" no i o to mi chodziło po co piszesz , że kochasz jak to nieprawda no, chyba że odkryłaś to przed chwilą zdarza się :-) NIE MASZ ŻADNYCH POWODÓW ABY W TYM TKWIĆ pisałam Ci to kilka stron wcześniej chyba wszystko już z mojej strony zostało napisane nie mogę się logować na czarno pzdr zła33

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czyli uważasz że jeżeli ktoś kogoś kocha to powinien schudnąć mimo tego że jest nieszanowany? miłość to nie akceptacja i toleranca tylko ciągła walka o uznanie partnera?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
również nie rozumiem złej33 jak twierdzi TO JA NIE KOCHAM MĘŻA doprawdy...interesujący punkt widzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Trochę czasu mi zajęło zanim dokładnie przeczytałam cały temat. Czytając to wszystko widzę siebie pięć lat temu, gdy odchodziłam od takiego samego psychola jak Ty Yakamoz. Ja nie miałam dokąd wrócić, ponieważ mieszkanie rodziców było za małe, a rodzeństwa nie mam. To był horror i pamiętam doskonale co przeżywałam podejmując decyzję o rozwodzie. Byłam tak uzalezniona, że kończył się wtedy dla mnie świat, bałam się własnego cienia. Wiedziałam jedynie, że jesli zostanę to do końca życia będę żyła jak popychadło. Przepłakałam 2 może 3 tygodnie, dopóki nie zrozumiałam, że ratunku już nie ma. Ogarnęłam i poszłam do psychologa, który wzmocnił mnie na tyle bym była gotowa na złożenie wniosku o rozwód. Z perspektywy czasu uśmiecham się, gdy przypomnę sobie co wtedy myślałam. Teraz żyję jak inny człowiek, wiem co to szacunek do samej siebie i do, a także od innych osób. W każdej innej sytuacji będzie Ci lepiej niz teraz. Dużo bym tu jeszcze mogła napisać o takich schematach... . Pamietaj tylko o jednym - "żeby taki człowiek się zmienił potrzebna jest mu głęboka, kilkuletnia psychoterapia i pod wraunkiem, że sam chce się zmienić". To usłyszałam od kilku psychologów. I ta sama strategia raz "kopnąc" , a raz przytulić. Tacy ludzie wiedzą jak mają manipulować swoją ofiarą, by zawsze miała wątpliwości. Gdybyś miała pytania - zapraszam. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kota.strofa Miło że się odezwałaś, takich osób z podobną historią bardzo mi potrzeba. Mam do Ciebie pytanie, co robiłaś w tamtym czasie? W momencie rozwodu czy tuż po, czym zajmowałaś Swój czas żeby o nim nie myśleć? Jak spędzałaś wolne chwile, co robiłaś żeby zapomnieć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Yakamoz, przed rozwodem biegałam jak głupia do pani psycholog. gdy pojawiała się najmniejsz wątpliwość dzwoniłam do niej (tak się umówiłyśmy), by wylała mi kubeł zimnej wody na głowę. Do dzisiaj brzęcza mi w uszach jej słowa " dziecko uciekaj poki mozesz, bo potem będzie jeszcze gorzej". Na rozwodzie byłam wrakiem człowieka. Trzeslam się jak galareta i slowa nie mogłam wymówić tak panicznie się bałam. Moja psycholog wiedząc co się działo, kazała dosłownie kazałami pójśc do psychiatry po lek, który działał doraźnie, bym mogla przetrwać rozprawy. Dostałam taki, nazwy już nie pamietam, ale siedzialam na tej sali i usmiechałam się sama do siebie, co wprawialo go we wsciekłość , bo raz nie wiedział o co chodzi, a dwa, że jak ja w ogóle miałam czelność być zadowolona. Polecam Ci, to działa tylko około godzinki może dłużej, poza tym lekarz Ci doradzi. Gdy rozwód został orzeczony, nie wiedziałam co mam ze soba robić. Przyszłam na stancję i siedziałam bez uchu, az do wieczora próbujac sobie to wszystko poukładać. Chciałam z kimś porozmawiać, ale nia miałam z kim, bo odseparował mnie od wszystkich znajomych. Wziełam tel. i powoli, po kolei dzwoniłam do koleżanek. Potem spotykałam się z nimi na kawie, potem chodziłyśmy do kina i tak pomalutku zaczęłam wychodzić do ludzi. Teraz jak no to patrzę to widze ile ciekawych rzeczy mnie w życiu ominęło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja jak mialam bardzo ciezki okres to zapisalam sie na fitness, i robilam duzo dla siebie... amysle, ze to bardzo pomaga... i uczylam sie spedzac czas sama ze soba, i robic to z przyjemnoscia :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O własnie,dobrze Bianca napisała. Zapisałam sie też na basen i aerobic. Tam poznałam dużo miłych osób. Potem znajomości się tak rozwinęły, że zaczęlismy wspólnie jeździć na narty (nauczyłam się dopiero w wieku 31 lat), ale jaka to frajda. Powoli staniesz na nogi, gdy tego ***** nie będzie już przy Tobie. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość roxannna46
Przeczytałam początek i koniec i nie moge sie nadziwić? Nie temu że tkwisz przy nim i boisz sie odejść bo sama mam podobnie ale temu że sie o niego martwisz. Przecież gdyby mu się cos stało np. po pijaku to miałabys kłopot z głowy. miedzy mna a mężęm ( 1 rok poslubie) też sie nie układa też mój ma agresywny chrakter, ale ja po kilku jego akcjach już go nie kocham. Zbieram sie do rozwodu i waham sie tak jak ty bo przeciez nie zawsze jest źle. Większośc czasu jest nawet dobrze. Wielokrotnie łapie sie na tym że chciałabym aby umarł a w czasie albo po kłotni to z całego serca mu życzę smierci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co z podziałem majątku, później też musiałaś się z nim widzieć żeby wszystko ustalić? I najważniejsze czy teraz jesteś szczęśliwa? Ja uciekam, ale będe wieczorem, jeśli masz ochote i czas to napisz ile chcesz...szczerze każde Twoje słowo mi pomaga

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kkkkkkkkk
Ty yakamoz jestes juz tak nudna jak flaki z olejem.. Nudna i żałosna. Ubolewasz nad swoim cięzkim losem, a tak naprawde to nie robisz nic ani w kierunku żeby było dobrze, ani w kierunku żeby odejść. Chcesz byc popychadełem nadal? to sobie bądź. Za 13 lat dalej pożalisz sie na kafe i napiszesz,że przezyłas w koszmarze 26 lat? no parodia. ty jestes niedojrzała i niestabilna. Bo albo w prawo albo wlewo, co nie>?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Yakamoz, dręczył baardzo długo, dzwonił, przyjeżdżał, wykrzykiwał obelgi pod moim oknem, za każdym razem wzywałam policję. Potem mnie nękał telefonami i sms-ami. I kolejny raz sprawa na posterunku, aż w końcu trafiła do Sadu Grodzkiego. Od tamtej pory mam spokój, nie można tylko mu pokazać, że się boisz. Dużo mnie to kosztowalo, ale dzisiaj wiem, że było warto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość roxannna46
Kota.strofa ja już nie cierpiałabym po rozwodzie. Zdarza się że płaczę że jest mi źle ale płaczę i rozczulam sie nad sobą bo nie mam sobie nic do zarzucenia jako partnerce, żonie. Czuję sie oszukana zmanipulowana i wykorzystywana mimo że zawsze uważałam się za osobe która nie da sie wykorzystać. Nie wiem jak się dałam w to wplątać, tak bardzo chciałam mieć męża i pełną rodzinę że nie patrzyłam na nic na żadne wady ważne było tylko to że on tak bardzo mnie chce tak bardzo mnie kocha. Tak on mnie kocha i ja to czuje ale co z tego jak ma agresje w sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość roxannna46
Kota.strofa ja już nie cierpiałabym po rozwodzie. Zdarza się że płaczę że jest mi źle ale płaczę i rozczulam sie nad sobą bo nie mam sobie nic do zarzucenia jako partnerce, żonie. Czuję sie oszukana zmanipulowana i wykorzystywana mimo że zawsze uważałam się za osobe która nie da sie wykorzystać. Nie wiem jak się dałam w to wplątać, tak bardzo chciałam mieć męża i pełną rodzinę że nie patrzyłam na nic na żadne wady ważne było tylko to że on tak bardzo mnie chce tak bardzo mnie kocha. Tak on mnie kocha i ja to czuje ale co z tego jak ma agresje w sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
yakamoz trzymaj sie i nie watp w siebie i swoje postanowienia ! dasz rade ! ''Never argue with an idiot. They will bring you down to their level and beat you with experience." Nie mam polskich znakow

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jeszcze jedna ważna kwestia yakamoz. Musisz zbierać dowody jego zachowania. Wiem, że teraz to dla Ciebie jak zdobycie Mount Everest, ale sama zobaczysz do czego będzie zdolny w sądzie by odeprzeć Twoje argumenty. Ja zorientowałam się zbyt późno, kupiłam dyktafon i nagrywałam jego słowa, ale pod koniec były mniej agresywne, więc d**a. Nagrania, sms-y to moga być koronne dowody w Twojej sprawie i choc teraz może nie chcesz tego robić to powinnaś się zmusić.:) W dupiemanie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale my doszliśmy do takiego porozumienia że rozwód będzie bez orzekania o winie, w pozwie jest napisane że wyprowadziłam się rok temu i nie żyjemy ze sobą, powiedział że wszystko potwierdzi, zależy nam na szybkim rozwodzie, nie będziemy prać brudów na sali sądowej...pozew jest krótki ale rzeczowy, adwokatka powiedziała że to w zupełności wystarczy bo jesteśmy zgodni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość yakamoz kiedy
w takim razie złożysz wniosek?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zielonysweterek
Witam drogie Panie, a w szczególności Ciebie Yakamoz. Postanowiłam napisać coś pod tym tematem, ponieważ doskonale wiem co czujesz... Jestem w bardzo podobnej sytuacji. Jestem ze swoim facetem prawie 3 lata. Nie jesteśmy po ślubie ( i nawet dobrze). Może na początku powiem coś o nim. ma 26 lat nie ma pracy, jest muzykiem. Do niedawna mieszkał z matka, przyrodnim bratem i ojczymem, który bije jego matkę i nadużywa alkoholu... Obecnie wyprowadził się i mieszka u kolegi który wyjechał do pracy. Gdy go poznałam byłam wesołym, uśmiechniętym chłopakiem. Teraz wiem ze to alkohol stworzył go takim jakiego go poznałam. Poznając go bliżej bardzo chciałam mu pomóc... Zaczął sypiać u mnie w domu, karmiłam go pomagałam w miarę możliwości. Chciałam żeby ograniczył alkohol i w pewnym stopniu udało mi się mu w tym pomóc... Wiedziałam też że gdy nie było mnie przy nim 24 godziny na dobre, pił z kumplami. Zaczęłam odpuszczać sobie swoje życie by pomóc mu. Doszło do takich sytuacji ze przestało mnie wszystko cieszyć. On spotykał się ze znajomymi, a ja zmęczona tymi wszystkimi problemami (jego i moimi) zaczęłam coraz mniej nie wychodzić z domu, odsunęłam się od ludzi, nawet zawaliłam studia. Miałam i mam typowe objawy depresji. W końcu zaczęło dochodzić do sytuacji że zaczął mnie wyzywać że jestem nudna, leniwa, głupia, nie mam żądnej pasji. Potrafił mi zostawiać w pokoju kartki "idź weź łyknij psychotropa" (chociaż nigdy w życiu nie brałam), "jesteś chora psychicznie". Jest artystą wiec dobór słów miał naprawdę duży i potrafił tak bardzo boleśnie mnie zranić.... Zbiegiem czasu zaczęło być coraz gorzej, gdy zaczęłam mu mówić o pracy, moi rodzice zaczęli się bulwersować ze oni nie będą go utrzymywać. Zaczęło wyzywanie mnie od egoistek, skner, się bicie mnie za każdą głupotę. (chociaż muszę przyznać ze to ja go uderzyłam pierwsza. dostał w twarz gdy powiedział do mnie "idź kurwo wypnij dupę na targ", bez żadnych skrupułów mi oddał i od tego czasu nie przestał) :( PO jednym z jego ostatnich "wybryków" wylądowałam u psychiatry, która uświadomiła mi że jestem osobą współuzależnioną od alkoholu. Ze leczenie takiej osoby jest cięższe niż samej osoby uzależnionej. Mimo wszystko nie potrafiłam go zostawić doszło do takich sytuacji że on mnie bił i wyzywał a ja go za to przepraszałam... bo czułam ( i nadal czuje że jest tylko jedyna osoba, która może mi pomóc, ale nie wiem w jaki sposób). Dzisiaj znowu siedzę sama, pobita i upokorzona... I nie mam już siły dalej funkcjonować... Boje się rozmawiać z ludźmi, boję się im patrzeć w oczy bo czuję się nic nie warta. Mam 23 lata a jestem wrakiem człowieka... pozdrawiam Was wszystkie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no niewiem
zielonysweterek :( strasznie cierpisz. Wiem ale musisz sobie pomóc. sam psychiatra to mało potrzeba ci terapeutycznego wsparcia Idz do poradni leczenia uzaleznien i zapisz sie na spotkanie z terapeutą jest to darmowe i bardzo pomaga zmienic swoje zycie. Pomóż sobie koniecznie. Pozdrawiam i trzymaj się!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość roxannna46
Zielonysweterek wiem że to ciężkie ale nie ma innego wyjścia. Musisz go zostawić. Jesli doszło do aż tak drastycznych sytuacji jak bicie + alkoholizm to jedynym wyjściem jest rozstanie. Można wybaczać drobne potknięcia jak na codzień jest dobrze, ale u was non stop jest chyba żle

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monikaaaaaaaa28888
My kobietki to mamy jednak przerabane. Zakochujemy się, dbamy, karmimy, cackamy sie jak z małymi dziećmi, byle tylko kochali, byli i nie odeszli. A oni? Pija biją i rzucają jak się znudzi... Ja właśnie dochodze do siebie po tym jak ten palant mnie rzucił dla innej. On tam sobie urzywa z nową oanienką, a ja głupia łapię się na myślach --"jak on sobie bezemnie poradzi??" Wiem, głupota. I właśnie uczę się o nim nie myśleć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×