zostalam obgadana przez tesciowa, bo nie daje roczniakowi slodyczy

i nie ma wyjatkow, po prostu nie daje, bo chce odwlec ten moment i tyle. a ze synek do wszystkiego raczki jak to dziecko wyciaga, to podobno jestem wyrodna matka, bo nie chcialam mu dac ciasta ani lizaka jak inne dzieci jadly....

chwalisz sie czy żalisz?? Czy to jest powód by zakładać debilny temat na forum??? Synowa idiotka :o

Moje dziecko w wieku roczku jadlo biszkopty, herbatniki, serki homogenizowane-tez sa slodkie, wiec ciastek, lizakow i cukierkow juz nie dawalam... Moja tesciowa oczywiscie tez niezadowolona byla-13miesieczniakowi wciskala cukierki (twarde szklaki) i nie rozumiala, gdy jej mowilam, ze nie ma tego robic, bo nie daje mu slodyczy, ponadto takie dziecko jest za male na twarde cukierki i lizaki (latwosc zaksztuszenia sie, zadlawienia). Wiec tesciowa zaczela dawac mojemu dziecku bez mojej zgody i gdy nie widze, tylko moj maluszek najpierw przychodzil do mnie i poikazywal, co mu babcia dala :)

Dodam, ze 3-miesiecznemu dziecku moja tesciowa probowala wciskac w buzie smoczek zamoczony w cukrze... Moim zdaniem nie ma nic zlego w tym, ze dziecko nie je slodyczy.

ooo Andzia, ten smoczek w cukrze to masakra, daj spokoj co ta Twoja tesciowa wymyslila. Co do autorki tematu: tesciowa to wredne stworzenie(nie mowie oczywiscie o wszystkich) i nawet jakbys dawala dziecku slodycze to dla niej wraz bedziesz wyrodna matka. Wtedy stwierdzi, ze jestes zla bo dajesz dziecku za duuuzo slodyczy. Takie to juz sa mendy. Uwazam, ze raz na jakis czas moglabys dac maluszkowi cos slodkiego, ale to juz jak uwazasz;)

ja też nie dawałam i to długo słodyczy jak miał 2 lata to czasem dostał rogala z czekolada batonów cukierków itp nie na szczęście u mnie rozumieli teraz ma prawie 4 lata i je słodycze wiadomo przedszkole - urodzinowe cukierki wiec dostaje i w domu coś słodkiego bo nie zabraniam juz i tak wystarczająco odwlekłam moment wielkiego apetytu na czekoladę

Zreszta slodycze sa dla dzieci-ale trzeba miec umiar. Moje dziecko obecnie czasem dostanie lizaka, czasem batonik, ale nie codziennie. Codziennie to zjada sobie nadal owocowy serek homogenizowany, pije soki owocowe-to tez jest slodkie. Nie zabronie dziecku jesc slodyczy, bo sama czasem tez mam ochote na cos slodkiego :)

moj jak mu zabranialam jesc slodycze to jak potem widzial to jadl ile wlezie. teraz ma 2 latka i mu nie zabraniam skutek taki ze czasem cos slodkiego zje ale nie czesto. czekolada i cukierki moga lezec i nie ruszy. sadze ze nie nalezy zabraniac dziecku jesc slodyczy ale tesciowa od smoczka moczonego w cukrze jest chyba nienormalna. sama bym jej wcisnela lyzke stolowa cukru ciekawe czy by jej smakowalo.

moja chce dawać 11 miesięczniakowi cukierki i czekoladę a już chleba nie da bo może się zakrztusic debilka jakich mało

"sama bym jej wcisnela lyzke stolowa cukru ciekawe czy by jej smakowalo. " a jaki to problem? nigdy nie zjadlas lyzeczki cukru?? :D

dodam, ze moje dziecko ma alergie na jako, mleko, nie moze poki co glutenu i wszyscy dookola o tym wiedza, a i tak wcisnac probuja

i nie je słodyczy. Przecież to trucizna!!! Sporadycznie coś słodkiego mogę mu dać, żeby wiedziało jak smakuje i dzieciaki się nie śmiały, że nie wie co to jest np. Kinder niespodzianka. W Szwecji dają dziecku raz na tydzień jednego cukierka i to wszystko

Jak dziecko je duzo slodyczy to niestety odpornosc mu spada. taka jest prawda ale ludziom nie przegada :o

ja mojej nie daje słodyczy, bo alergik. uważam ze dobrze jest nie dawac słodyczy, ale u mnie też nikt kur*a nie rozumie. Jak raz wyszłam z pokoju na dwie minuty dosłownmie, a wracam a mała ma na bluzce plame z masy z ciasta z masą śmietanową, a ma alergie na nabiał, rodzinka to porażka...

Nie tylko rodzinka - u mnie rodzina - tzn. ta czesc z ktora sie widujemy rozumie i sama do slodyczy dzieci nie zacheca - a jak juz to jakas dobra czekolada, ciassto domowe lub z dobrej sprawdzonej piekarni i to tez z tych malo slodkich wiec tu nie ma problemu. Najwieksza porazka to obcy na sile wciskajacy dziecku jakies cukierki, dropsy, pastylki i oburzeni, ze czlowiek odmawia. Ostatnio w autobusie myslalam, ze zejde albo babe zamorduje . Siedzialam sobie z dzieckiem spokojnie na siedzeniu - dziecko jak rzadko grzecznie patrzylo sie przez okno wiec skorzystalam i zaczelam przegladac gazete. Za nami siedziala kobieta i glosno nadawala przez komorke - dodam ze rzecz dziala sie w UK - jedna k" za druga leci - ogolnie klimat nieciekawy - zerknala na corke i widze, ze biedna meczy sie z czyms w buzi - zagladam a tam drops - niewiele myslac szybko jej to wyjela i wyrzucila a za soba slysze ale K*** zabrala dziecku blablabal - tyrada na pol godziny - okazalo sie , ze bezmyslna idiotka wepchnela mojemu dziecku bez pytania tego dropsa do buzi i jeszcze wsciekla , ze go wyrzucilam. Po prostu slow mi zabraklo - jak mozna cudzemu dziecko cokolwiek do buzi wkladac bez pytania?