Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość smerfetka274

zwierzenia

Polecane posty

Gość smerfetka274

Ostatio bardzo dużo wydarzyło się w moim życiu. Do tej pory trzymałam to wszystko w sobie ale czuje potrzebę wyrzucenia tego z siebie. Ostatni rok był dla mnie najgorszym w życiu. Już od dawna nie układało mi się z narzeczonym, ciągłe kłótnie wyniszczały mnie i nie pozwalały normalnie funkcjonować. Wreszcie, po którejś z kłótni się rozstaliśmy. Przeżyłam to okropnie, prawdę mówiąc nie wiedziałam, jak ma dalej wyglądać moje życie (byliśmy ze sobą 4 lata). Wszystko, co robiłam do tej pory było dla niego i z myślą o nim. Minęło trochę czasu i stwierdziłam, ze muszę się pozbierać. Dotarło do mnie, że bez niego jestem tyle samo warta, co z nim, że mogę robić wszystko, a przede wszystkim poświęcić się swojej karierze zawodowej (studiuję ratownictwo medyczne). I tak też zrobiłam skupiłam się na nauce a w wolnych chwilach wyszłam do ludzi. Okazało się, że jestem lubiana. Zaczęłam spotykać się ze znajomymi z roku - czułam, że szczęście po mału wracało. Zbliżał się koniec semestru. Ja dopięłam swego - byłam najlepszą osobą na roku. Wszyscy byli podekscytowani końcem zaliczeń - a w ostatni piątek przed feriami postanowiliśmy to uczcić organizujac domówkę u mojej przyjaciółki. Ja także cieszyłam się na tą imprezę, miałam zamiara na prawdę dobrze się bawić. Niestety impreza ta okazała się najgorszą w moim życiu. Pamiętam tylko jej początek. Ostatnią rzeczą, którą jestem w stanie przywołać w pamieci jest drink przyniesiony przez mojego kolegę. Byłam bardzo zdziwiona dlaczego przyniusł go akurat mi, ale nawet nie przypuszczałam, ze może w nim coś być... Później ocknęłam się na łóżku w drugim pokoju z drugim kolegą... chyba nie muszę opisywać co działo się dalej. Najgorsze jest dla mnie to, że nie mogłam nic zrobić, ze nie wiele pamiętam, ze nie byłam sobą.... Wszyscy moi znajomi, oczywiście odwrócili się ode mnie - twierdzili, że się upiłam i sama tego chciałam. Po imprezie wróciłam do domu. Na początku nie docierało do mnie co się stało, ale w raz z upływem czasu zaczęłam sobie wszystko uświadamiać. Zaczęłam się bać, że przecież mogę być w ciązy no i przede wszystkim, że ja na prawdę tego nie chciałam... to było poza moją świadomością. Musiałam o tym komuś powiedzieć. Mieszkam tylko z babcią, ale moja mama mieszka niedaleko mnie ze swoim mężem. Opowiedziałam mamie i babci i wszystkim. Oczywiście dostałam ochrzan, że "z kim ja się zadaję, po co tam poszłam, że one w moim wieku..." itp. itd. Mama poszła ze mną do lekarza, przepisał mi tabletkę "wszesnoporonna" i odradzał zgłoszenie sprawy na policję - bo nie ma dowodów - jedynie moje słowo przeciwko im słowu. Jak wróciłyśmy do domu moja mama nie odpuszczała. Zadzwoniła do mojej kolezanki - tej u której była impreza i oczywiscie usłyszała, ze się upiłam i ze sama tego wszystkiego chciałam. I mama w to uwierzyła. Wyzwała mnie. Usłyszałam dokładnie to: "nie wiedziałam, ze mam córkę kurwę", nawet nie chciała słuchać wyjaśnień. W tym momencie świat się dla mnie zawalił. Zupełnie nie wiedziałam, co mam dalej zrobić ze sobą, jak dalej żyć. W tym momenicie, jakby kierowany jakąś intuicją przyszedł do mnie mój były (chciał jakies swoje rzeczy) zobaczył mnie w takim stanie, opowiedziałam mu wszystko. I on mi uwierzył. Zadzwonił do opiekunki naszego roku i opowiedział jej o wszystkim. Za jej i jego namową zgłosiłam to na policję. Byłam przesłuchiwana wiele godzin, badana przez lekarza, psychologa itp itd. Ze mną było coraz gorzej, nie jadłam, ciągle płakałam, całe dnie spędzałam w łóżku i starałam się spać żeby tylko nie myśleć (to akurat były ferie), nie wyobrażałam sobie powrotu do szkoły, do tych ludzi, do tego chłopaka... Jedynymi osobami, które mnie wspierały były mój chłopak oraz ta nauczycielka. Po kilku dniach zostałam wezwana na policję. Usłyszałam, że sprawę umożono po przesłuchaniu tylko mojej przyjaciółki, która tj mojej mamie powiedziała, ze tego chciałam. Powiedziano mi, ze powinnam zostac ukarana za składanie fałszywych zeznań, że policjanci musieli tyle czasu się nad tym napracować, że zrobiłam to tylko po to aby dostać tabletkę "po". Było ze mną źle, prawie nikt mi nie wierzył, nie miałam wspracia w najbliższych, nie chciałam ciągle płakać w ramię swojej nauczycielce. Chciałam rzucić szkołę, ale w końcu przy wsparciu owej nauczycielki wróciłam do szkoły. W szkole zaczęły się docinki, komentarze, plotki za plecami. Nie raz zamykałam się z płaczem w szkolnym kiblu, nie wiedziałam co mam zrobic ze sobą. W domu tez było źle. Po powrocie ze szkoły zamykalam się w swoim pokoju z słuchawkami na uszach, słuchając na całą parę muzyki by zagłuszyc własne myśli. Nie wytrzymywałam juz tego wszystkiego, potrzebowałam mamy, której nie było... miałam juz nawet myśli samobójcze. Łykałam tabletki nasenne, zeby spać i nie myśleć. Moja nauczycielka dostrzegała, ze jest ze mną coś nie tak. Próbowała rozmawiać ze mną, mówiła, że się o mnie boi, że mnie lubi, że jestem wartościowa itp. Te rozmowy zaczęły mi pomagać, czułam ze mam w niej wsparcie. Znowu poszukałam swojego ratunku w nauce, brałam wszystkie dodatkowe zajęcia kursy pierwszej pomocy itp. Przestałam zwracać uwagę na docinki ludzi, robiłam swoje. Spędzałam w szkole po 12h. Z biegiem czasu plotki zacszynały cichnąć, zdobyłam nawet kilku znajomych, co odważyli się przeciwstawić reszcie. Teraz w zasadzie jest chyba lepiej, ale mój organizm dal o sobie znać. Ostatnio ciągle robiło mi się słabo, az niedawno zemdlałam na zajęciach i zabrało mnie ze szkoły pogotowie. To raczej nic powaznego, mam za mało magnezu i potasu. Mój rok bardzo się wystraszył, chyba dotarło do nich że doszłam do granicy wytrzymałości. Teraz jest ze mną lepiej, nie płaczę już ciągle, nie dręczą mnie koszmary, jedyne co mnie dręczy to, to że nie mam wsparcia w swojej rodzinie. One nawet nie rozumieją, ze cos zrobiły źle. Myślą, ze wszystko jest ok, wymagają ode mnie miłości, przyjaźni - stosunków takich jak były kiedyś, a ja wiem, ze nie mogę liczyc na ich wsparcie, ze gdyby nie mój były i moja nauczycielka nie dałabym rady się pozbierać i najprawdopodobniej skończyłoby się źle...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przywies mamie kartke na drwiach z jej cytatem tuż po telefonie.Moze sobie przypomni,co zrobila zle...ja bym nie zniosła tego,gdyby mama nie była za mną i uwierzyla "kolezance". Jednak gratuluję Ci,że wyszlas z tego :))))))))))))) Chłopak na wagę złota:)Jestescie razem? teraz moze powinnas poswiecic troche pieniedzy na wizyte u psychologa...jedną,dwie,zeby sie wygadac. Powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smerfetka274
tak jesteśmy razem, nad psychologiem sie zastanawiałam ale nie przekonałam się do tego pomysłu jakos

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smerfetka274
wiesz czego się teraz boję? co jeszcze przydarzy mi się złego... i czy dam radę to wytrzymać :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×