Gość handy82 Napisano Maj 23, 2011 Jestesmy małeżenstwem od prawie 4 lat, mamy 15 miesięcznego syna. Tak zaczne bo nie wiem jak inaczej! Przed ślubem nie było kolorowo, często wyrzucałam go z domu, bo czesto nie moglismy sie dogadać. Zawsze wracał, przepraszał, okazywał skruche, przynosił kwiaty, poworty piękne, potem to samo. Wkońcu uległam zgodziłam się na ślub, argumentami za małżeństwem, było to, że był bardzo rodzinny, rodzina na pierwszym miejscu. Wtedy nie wiedziałam, że w grę wchodzi tylko jego rodzina. Ślub, potem wspolne mieszkanie ... no i zaczęło się docieranie (tak nazywali to znajomi i bliscy). Nigdy nie wąptpiłam, że będzie łatwo, ale przed ślubem znał moje oczekiwania co do związku i rodziny. Budowa domu rozpoczęła się równocześnie z moim zajsciem w ciąże. Dom budowaliśmy, dzięki temu, że jego rodzice sprzedali działke i dali nam sporą część pieniiędzy ok 300 tys. zł. Działke kupilismy wczesniej za własne oszczedności. Od tamtego momentu moje życie jest koszmarem. Z jednej strony stres zwiazany z pierwsza ciążą, z drugiej wazna decyzja budowania domu. od pierwszych etapow budowy stale mi podkreslał, że to jego, że mam byc wdzieczna jego mamie za to ze bedziemy mieli dom. tylko pojawiałam się na placu budowy - naszego domu - to on nie rozmawial ze mna, unikal mnie, o niczym nie moglam decydować nic ustalać. On za kazdym razem uwazał ze wszytsko ze mna uzgadanial - ale tak nie bylo - on mnie informował. Jego rodzice byli częsciej na róznych etapach budowania domu niz j. Jak juz chcialam cos widziec badz wiedziec to sama musiałam tam pójść. KŁÓTNIE, kłótnie o wszystko. a w miedzy czasie ciąża. to co mnie bardzo boli do tej pory: 1. awantura o to, że jestem rozrzutna - bo chodziłam prywatnie do lekarza 2. sylwester spędzony w towarzystwie m.in. jego siostry, po telefonicznych zyczeniach dla mamy stał sie strasznie agresywny, wracalismy szybciej do domu - zaczął rzucąć we mnie butami, udawał goryla tzn. boksował mnie w powietrzu, potem juz w domu, rzucał mnie po korytarzu, ponieważ nie chcialm by wychodzić z domu, bo chcial jechac samochodem (pod wplywem alkoholu) 3. wkoncu ostatnie 3 miesiace wyprowadził sie na budowę naszego domu, nie spedzalismy ze soba wcale czasu. tylko podczas poislkow. 4. wkoncu urodzilam syna, nie wrocilam do tymczasowego domu moich rodzicow gdzie przez rok mieszkalismy, tylko z 1 reklamowką ciuchow przywiozl nas do naszego wspolnego domu 5. pierwsze dni macierzynstwa - okropne - nowe miejsce, nowa sytuacji i jeszcze mąz który na kazdym kroku podkreslal ze nie jestem u siebie, zaczeły sie awantury, ja wrzeszczałam, krzyczałam, żeby mnie przytulił, zeby nie zostawiał, on mnie odpychał, rzucał mna po korytarzach i wyzywał od wariatek. Ja też nie oszczedzałam w słowach, tak bardzo cierpiałam, i cierpie. 6. 3 dzien wdomu po urodzeniu - zapalenie piersi, ponad 40 C goraczki, błagałam, zeby mnie nie zostawiał bo sie zle czuje, a on miał wazna sprawe do załatwienia dla siostry (rejestracja samochodu), nie miałam jak wstać do dziecka, po 4 godzinach wrócił. wieczorem po wizycie w szpitalu, dzwoni jego matka, z pretensjami, ze ja sie nilicze ale wazne jest dobro dziecka, i jak moglam dopuscic do tego zapalenia. przykładów mogłabym mnozyć, jednak chyba i tak sie juz zagalopowałam. Kończe. po 3 miesiacach stałych kłotni, o walke o to zeby byl dla nas i dla naszej rodziny stale słyszałam, ze mam się odczepić - ze on ma rodzicow i tylko oni sie licza - ja na to zawsze wybucham histerią, krzycze, płacze albo błagam, przeplata sie to z wielkim stresem, nerwami, ktore powodują, że klnę jak szewc. Kazda proba ustalenia jakiegos wspolnego zdania zeby wszystko naprawić, jest taka, że on milczy, albo taka ze ma rodzicow. To wprowadza mnie w stan szału. Mam juz dosć, chce rozwodu, staralam sie z nim ten temat podjąć pare razy, żeby to zalatwić polubownie, ale odpowiedzi byly takie, że albo zabierze mi dziecko, albo obrażaze sie dorobilam na nim i jego rodzinie. CO mam robic Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach