Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość przyszła_żona

BARDZO PROSZĘ O RADĘ!!!!

Polecane posty

Gość przyszła_żona

Moi drodzy, mam bardzo delikatny problem natury wspólnego budżetu przyszłych małżonków, czyli mojego i mojego narzeczonego. W teorii niby wszystko wiem i rozumiem, ale praktyka nigdy nie idzie w parze z teorią. Jeżeli taki temat już się pojawił, to również przepraszam, ale nie jestem biegła w obsłudze tego portalu. Zatem, za 2 miesiące wychodzę za mąż, razem z narzeczonym od czasu zaręczyn tj. od maja postanowiliśmy zamieszkać w moim mieszkaniu, wcześniej tylko u mnie pomieszkiwał, a właściwie zostawał tylko na noc. Nie wiem czy uległam chwili uniesienia, ale pomijając, że jestem coraz bardziej pełna wątpliwości, to mam inny problem- czy jestem rozpieszczoną panienką z bogatego domu? możliwe, ale chciałabym poznać zdanie kogoś całkiem obiektywnego. Zatem mój narzeczony mieszka u mnie, właściwie to przyszedł na gotowe, mieszkanie, wyposażone-całkiem nieźle, moi rodzice po rozwodzie, kiedy jeszcze studiowałam zostawili mi je-. Nie musi martwić się o nic, wszystko jest, samochód tez mam ja. Obecnie nie pracuję, mieszkanie fajne, ale położone na wsi, ja w okolicy nie mogę znaleźć pracy, mój narzeczony ma całkiem świetnie płatną pracę, ja przygotowuje się na egzamin specjalizacyjny z mojego wykształcenia. W każdym razie jestem na jego utrzymaniu, co mi niezwykle ciąży, bo byłam zawsze niezależna, przynajmniej niezależna od mężczyzn. Kiedy się wprowadził czekałam aż zaproponuje mi np. że upoważni mnie do swojego konta, żebym mogła robić zakupy no i w ogóle mieć pieniądze, ale się nie doczekałam, więc bezczelnie-bo dla mnie to bardzo wstydliwe jest, powiedziałam, żeby dal mi tę cholerną kartę, bo ciągle jest w pracy i nie mam zamiaru czekać aż będzie miał wolne i pojedziemy razem na zakupy, dal mi tę kartę chociaż czułam, ze zrobił to niechętnie. Potem przy kłótni o co innego oddałam mu tę kartę i on szczęśliwy sobie ją ma, a ja się czuję jak uzależniona od faceta idiotka, która nawet nie ma na szkła kontaktowe i właściwie to za jakiś czas będę musiała się o wszystko prosić. Pisałam że mam wyposażone mieszkanie w obliczu tego i w obliczu tego, że to ja jednak prowadzę dom uważam, że powinnam mieć dostęp do pieniędzy. Kartę mu oddałam przedwczoraj w jego pracy, od rana kiedy wrócił chodziłam zła na niego, on chyba wie o co chodzi i bawi go ta sytuacja, a dla mnie jest uwłaczające. W moim przypadku bezrobocie to kwestia czasu, jak nie zdam egzaminu to idę do byle jakiej pracy, byle tylko się usamodzielnić. Ale wkurza mnie, że on sam nie wyszedł ani razu z inicjatywą, żeby chociaż upoważnić mnie do tego cholernego konta. Wczoraj ostentacyjnie wystawiłam przy nim swój zegarek na allegro, nawet nie zareagował, dalej odsypiał dyżur- masakra jakaś, fakt nigdy nie chodziłam w tym zegarku, ale jakby on coś sprzedawał żeby mieć własne pieniądze nigdy bym się na to nie zgodziła. Jak znam życie, powie jutro żebyśmy pojechali na zakupy on za nie sam zapłaci, a ja będę taką sierotą. Nie wiem czy dość jasno przedstawiłam swój problem, ale chciałabym wiedzieć jak z klasą na niego wpłynąć żeby się domyślił jak powinno być, bo ponownego proszenia się o kartę lub o upoważnienie nie przeżyję, to jest dla mnie zbyt urągające. Jestem załamana jego zachowaniem, tym jak postąpił, że nawet jak tę kartę mu dałam to ją wziął. Teraz na dniach trzeba opłacić rachunki (bo wcześniej płaciła moja matka za nas- bo ja bezrobotna to czuła się w obowiązku, ale mi jest też wstyd dać jej te rachunki, w końcu nie jesteśmy jacyś biedni), ciekawe czy się zreflektuje czy też mam się prosić. A może to ja jestem pazerna i rozpieszczona? Może mam się nie uczyć na egzamin, iść do byle jakiej pracy, ostentacyjnie pokazać, że dam sobie radę? Schować ambicję w kieszeń, szukam pracy dla siebie, ale na tych terenach trudno o jakąkolwiek pracę, ratunkiem jest tylko zdanie tego egzaminu. Zresztą dla niego tu zostałam, w dużym mieście z biegu dostałabym pracę on nie i taka była umowa, ja się uczę on tu nabiera doświadczenia, a potem pomyślimy o wyprowadzce. Błagam o poradę jaką dać mu nauczkę, bo rozmawiać nie mam zamiaru, ciągle mu coś tłumaczyć, mam ochotę utrzeć mu nosa, a póki co to utartego mam ja........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ty masz racje nie on
jw

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość majka...1
Za długie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Nie czytam.Na pewno jakieś bezdury

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zielono mi i cos tam...
rzuc go........jakas fajtlapa z niego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość teorię zapewne znasz
Skoro rodzice przekazali Ci mieszkanie przed ślubem to jest ono i zawsze będzie (o ile nie zechcesz tego zmienić) tylko Twoje, tym bardziej, że narzeczony nie wniósł nic do wyposażenia itd. I nie ma to żadnego związku z tym, z czego sobie żyjeciena bieżąco. Chłopak może i przyszedł na gotowe, ale niewiele zyskał, poza tym może co oszczędza na wynajmie u obcych, bo mieszkanie i tak nie będzie jego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przyszła_żona
No ok. a jak mu to wyjaśnić inaczej niż bezpośrednio?! Szlak mnie trafia, czytałam na jakimś forum coby mu na obiad ugotować samego ryżu, ale zakupy to on pewno zrobi. A jak nie będę z nim za kare spać (chociaż mogę długo nie wytrzymać) to będę się czuła jak prostytutka, co za jedzenie się sprzedaje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przyszła_żona
Wiem, ze mieszkanie nie będzie jego, ale idąc Twoim tropem to powinien oszczędzać na własne, a póki co nawet auta sobie nie kupił, chociaż go stac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wychodź za mąż. Ja osobiście uważam, że gdy dwójka ludzi się kocha to problemy z $$$ łatwo można sobie wyjaśnić, a kasa nigdy nie będzie problemem. A nikt nie będzie sępił od drugiej osoby...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie rozumiem dlaczego czekasz az TO ON wyjdzie z inicjatywa upowaznienia Ciebie do swojego konta ? Skoro Ty masz taki pomysł, trzeba usiasci spokojnie porozmawiac na ten temat jak i na temat jak bedziemy prowadzic nasze sprawy finansowe :O? "Błagam o poradę jak dac mu nauczkę , bo rozmawiac nie mam zamiaru, ciagle mu coś tłumaczyc..." Zachowujesz sie jak mały , rozkapryszony gówniarz , który na złosc mamie obetnie sobie ręke :O? Z tego co piszesz w ogole z nim nie rozmawiałas, a jedynie czekasz az on wpadnie na to co Ty chciałabys aby zrobił... Nie wróze szczeliwego pozycia małzenskiego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przyszła_żona
tak czekam aż on wyjdzie z inicjatywa ponieważ, wcześniej poprosiłam go o kartę, więc jeżeli miał z tym problem i dał min ją z ciężkim sercem, bo ochoczo ją zabrał, to powinien znaleźć jakieś wyjście z sytuacji- tak mi się przynajmniej wydaje. Dla mnie rozmawianie i proszenie się o coś, co dla mnie jest rzeczą naturalną jest krępujące. Ponad to rozmowa była, póki co mam się uczyć on będzie pracować. Nie wiem może faktycznie jestem rozpieszczonym gówniarzem, ale ta sytuacja jest dla mnie żenująca. Sądziłam że wyszystko jest jasne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasiiica 30
ja na jego miejscu nie dalabym Ci jednak karty, ale... napewno kase bym Ci jakas zostawiala!!! on jest albo sknera albo moze poprostu niedomyslny? powinnas poprostu pogadac z nim jasno o sprwachfinansowych, jak to widzi teraz a jak po slubie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przyszła_żona
dziękuje kassica30, może masz rację, ze tej głupiej karty nie powinien mi dawać, rozumiem, nie traktuję go jak niewolnika który ma mi w zębach przynosić pieniądze, ale z drugiej strony takie "wyliczanie " mi i dawanie kieszonkowe jest też niestosowne. Miałam swoje oszczędności kiedy na początku zabraklo mu pieniędzy na podatek (bo mamusia mu zabrała pieniądze, ale to chyba temat na oddzielny post) bez mrugnięcia okiem oddałam mu wszytsko co miałam, zapalciłam, pomimo ze to były pieniadze na studia podyplomowe. Sądzilam, że wspólne trzymanie jest tak oczywiste i naturlane, ze nie trzeba tego tłumaczyć. Cholera a moze go zrazilam tym, ze początkowo zażądała tej karty. Naprawde nie wiem, może mój problem jest blachy i glupi, z góry za to przepraszam i przeraszam za blędy ale pisze z serca

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Za dużo czytania aż nie chce mi sie wyszukiwać czy po ślubie jesteście. Jak tak to JEGO kasa jest WASZĄ KASĄ i bez problemu powinien Ci dać pieniadze na zakupy czy rachunki. Nie pracujesz to ON cie powinien utrzymywać, wiec kasa CI sie należy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×