Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość uczykijjjj

mój mąż nie umie oszczędzać - jak go do tego nakłonić? On sie śmieje ze mnie :/

Polecane posty

Gość uczykijjjj

Jak w temacie. Nie mamy za wiele kasy, w zasadzie nigdy nie starcza do pierwszego i trzeba naruszac oszczedności uciułane za granica lata temu - a te miały byc na dom w przyszłości. Tak więc nalezałoby oszczędzać i ja to robię, jak mogę, a on psuje wszystko.... 1. Ciagle zostawia gdzieś zapalone światlo, niby to grosze, ale w ciągu miesiąca zbierze sie kilka zlotych 2. Nie chce oszczędzać! -kupuje sobie żarcie na mieście (ma kanapki ode mnie, jedzie do domu na gotowy obiad, wcale nie musi kupowac np. pizzeriny za 2-3zł, za ta cene ma poł obiadu przecież -nie daje sie przekonac, że np. szampon dla mężczyzn oprócz nazwy "dla mężczyzn" nie ma nic innego, co by powodowało, że może byc 2 razy droższy niż szampon do włosów normalnych tej samej firmy (ziaja). Nie chce uzywac kosmetyków nie dla męzczyzn, bo on nie pedał przecież 3. Ciagle zaprasza ludzi na imprezy do nas. Co tydzien zawsze gdzies wychodzimy, lub przyjmujemy gości, jednak to ostatnie przeważa. Wiadomo, goscie cos do jedzenia zrobia, ale to ja mam ekstra wydatek, nie osoby, które przyniosa jakas sałatke czy piwo (nie ma u nas imprez studenckich, tylko takie bardziej przyjęcia) 4. Wszedzie jeździ autem, jak nawet nie musi. Np. trzeba skoczyc po ziemniaki do warzywniaka, oddalonego o 150m. Samochodem dalej, z 300-400m, bo po drodze są jednokierunkowe uliczki, poza tym ciezko tam zaparkowac, a od parkingu i tak trzeba iśc 40m około. Ale nie, on podjedzie autem. A piechotą byloby nawet szybciej!!! 5. Mieszkamy w małym mieście, nie ma u nas kina. A on jeździ (autem, nie busem, mimo iż busy są co 15 minut i 4-5 razy taniej wychdozi nimi niz autem) do kina do sasiedniego dużego miasta, no bo kultura itp. jasne, ale jak sie nie ma kasy - to nie powinno sie jej wydawac, zwlaszcza na cos, co nie jest pierwszą potrzebą 6. Ja do owego miasta dojeżdżam tez na studia zaoczne. Tłuke się busami i przesiadam, ale tak jest taniej. On mówi "pojedz sobie samochodem". W skali miesiąca, wybeirając busy zamiast auta (zakładając, że benzyna jest po 5zl) zaoszczedzam ok. 60zl. Jak sie nie ma prawie nic, to to jest dużo. I jednocześnie ma do mnie pretensje o wydatki, które uważa za glupie. Ja np. wiekszosc kosmetyków kupuje tanie, ale na kremie nie oszczedzam (tzn kupuje taki za 40zł). I jest złże na niego krzycze, a sama drogi krem kupuje. Nie rozumie tego. Co jakiś czas, gdy uda mi się coś odłozyc, albo dorobić po godzinach, kupuję ciuch lub buty. Jestem rok po studiach dziennych, nie miaalm wtedy stałej pracy, tylko same dorywcze, rodzice mi nic nie pomagali. Ledwo zarabiałam na akademik i jedzenie, wiec na ciuchy nie było. Miałam: 2 pary spodni, ok. 5 bluzek, 2 swetry, 1 polar, 1 stanik, 4-5 majtek, skarpetki. I tyle!!! A teraz pracuję w biurze, gdzie musze aldnie wyglądać. Więc co jakis czas dokupie spódnice, czy koszulę. Nie mam wyjscia. Zresztą kompletowanie podstawowych ubran to chyba nie jest wydawanie na głupoty? dodam, że on ma ubran wiecej niz ja, a butów to ... kiedys liczylam i było prawie 40 par!!!! ja mam teraz chyba 6.... i to z tenisówkami i kaloszami.... On nie czai, że nas nie stac na wygody. Kupuje drogie rzeczy do jedzenia, bez których można sie obejsć, niekoniecznie lepsze jakościowo. Ja już zaczęłam nawet mniej jeść z oszczednosci... Bo wciąż ruszam moje ciezko zarobione pieniadze za granicą. Zarabiam mniej niz moj mąż, w dodatku wydaję na czesne (mam nadzieje, że to sie kiedyś zwróci w postaci dobrej pracy), a finansuje wiekszosc domowych wydatków (ostatnio kupilam mikser, ciezko mi było bez niego, taki co ma blender i kroi, bo robie duzo przetworów i ogolnie duzo w domu gotuje - on uznal, ze wydaje na glupoty...) - ja kupilam z oszczednosci pralke, lodówke..... On zarabia więcej, ale wydaje to.. no własnie, nie wiem na co. Twierdzi, że wydaje wszystko co zarobi (czasem placi za zakupy, z jego konta ida opłaty rachunków, ale wiem ile tego jest) i nic nie może odłożyć. Nie wiem co z ta kasa robi, na koncie tego nie trzyma (mam dostep do jego kont i hasel), w szafce tez nie.... myslicie, że ja przesadzam? Nasze zarobki: On 1600zł Ja 1000zł Opłaty (wynajmujemy mieszkanie - nie stac nas na nowe a kredytu tez nam nie dadzą - ja nie mam umowy) ok. 800-1000zl.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość małgosia28wroc
to jest smieszne... twój facet wydaje normalnie kase, nie rób mu pretensje o pizze za 3zł. mój maż dziewnnie na śniadanie, obiad kolacje dla siebie wydaje znacznie więcej... pracuje i wychodzi z kolegami by cos zjeść to normalne ze nie będzie szedł na obiad

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buraczkowa zupka
nie wierzę, że chciało Ci sie tyle pisać. Moja rada rób tak samo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kropeczkaaaaa
Kiedyś próbowałam "zmusić" męża do oszczędzania - nie ma o czym mówić. Nie docierało do niego nic. Tyle tylko, że nie musieliśmy się aż tak bardzo liczyć z kasą. A w Twojej sprawie: pewnie to Ty regulujesz wszelkie rachunki - on nie ma pojęcia (albo nie chce mieć pojęcia) o tym, jak jest Wam cieżko. Przerzucenie dbania o finanse na niego nie ma sensu, bo on wszytsko wyda w trzy dni. Moja rada - wypisanie koniecznych rachunków. Jesli maż nie oddaje Ci swojej pensji to niech zaraz po wypłacie da na rachunki. Niech sobie uświadomi ile kosztuje zycie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gratuluję
No cóż, mój też nie umie, dlatego kasą zajmuję się wyłącznie ja, zresztą na jego wyraźną prośbę - po ślubie oddał mi karty,hasła, piny i powiedział "zarządzaj!" :D. Jest to trochę męczące, bo to ja muszę myśleć o wszystkim - o rachunkach, zusach, podatkach, ratach, ja muszę tak zaplanować budżet, żeby w każdym miesiącu była kasa i na ciuchy i na przyjemności i na ewentualne inne nieprzewidziane wydatki typu lekarze. I czasami muszę spełniać rolę "żandarma" jeśli chodzi o finanse,a le przynajmniej śpimy spokojnie, bo żyjemy na poziomie, a oszczędności rosną :) U nas zarobki wyglądają nieco inaczej, ale mamy kredyt na mieszkanie, więc tym bardziej oszczędzanie jest wskazane, bo przecież nigdy nic nie wiadomo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jgljfolhfoufygf
hmmm... to musisłaś sporo sumke odłozyc za granicą ,z e etraz z niej bierzesz...powiedz meżowi ze juz Ci sie skończyły te pieniądze..masz ich tyle co nam dom( bo tak pisałaś) to kup mieszkanie an ie wynajmuj, już masz pare stówek w kieszeni Twój maż jest niepoważny, ale jak na serio kasy juz zabraknie to wtedy odczuje...ja niesttey jestem chyba tak jak on, jeszcze studiuję lae juz oststni rok, co roku mam pare tys z oracy za granic a, pare..ehh ponad 5 zawsez i nigdy nei odłozyłąm na całhy rok, zawsze rozeszło się w miesiac 2, a potem bywało ze msusiałm jeśc chleb z dzemem albo błagac od rodziców na mieszkanie... wydaje mi sie ze dopiero jak sie wasza oszczednosći skończa to on zejdzie na ziemię...ja tez oszczędzam wtedy kiedy już mam groszę( dosłownie)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
On też twierdzi, że zarabia tyle, by nie musiał oszczędzać. Ale to ja ze swoich oszczednosci kupuje nieraz jedzenie... Rachunki płaci akurat on. Ze swojego konta wiec wie, ile to kosztuje. Ale on nie rozumie, ze mamy za malo kasy, żeby wydawac ile sie chce. Ja sobie juz odejmuje wszystko od ust. W pracy kazali mi kupić sobie takie a takie buty (dress code :/), normalnie ksoztuja 150-300zl skorzane, ja kupilam u chinczyka za 45 zł. Smeirdza, odparzaja, ale oszczedzilam. A on ma to gdzieś. Zrozumcie, nas nie stać na wydawanie na głupoty. Ja juz na allegro wyprzedaje swoje różne rzeczy - bizuteria (prezenty od roznych ludzi), ksiazki, cokolwiek mam wartosciowego, nawet torebki (bo mam 3 a chodze w 1), ale to są grosze....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
Zle mnie zrozumieliście!!! Odlożonych oszczednosci mialam 70 tysiecy, on swoich ma ok 120 tysiecy i razem mialo to byc na dom, ew. niewielki kredyt - ale na razie nie wiemy, gdzie bedziemy mieszkac, wiec nie budujemy. Z moich 70 tysiecy zostało niecale 50..... Biore z tego tez na czesne (2 tys na semestr) ale z mysla o tym zarabiałam. Jego oszczedności sa zablokowane i nie ma do nich dostepu. Są zamrożone na przyszłość. A ja swoich zamrozic nie moge, bo wiem, ze nie starczy na zycie. Mam je na koncie oszczednosciowym (czesc na lokacie) i co miesiac wyplacam troche - tu 500zl, to 600... teraz jeszcze musialam prywatnie pojsc do lekarza - wyszla mi rzadka choroba - wydalam 500zł.........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kropeczkaaaaa
Jak wam brakuje - to Ty dbasz o dodatkową kasę sprzedając to i owo. Przestań to robić. Zabraknie? Martwcie się razem, niech on tez pogłówkuje. Jak na razie to Ty dbasz o dziure budżetową i on się nie martwi i problemu nie widzi. I nie zobaczy problemu dopóki nie stanie przed dylematem: co by tu sprzedać zeby było na czysz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
Kropeczko ale jemu zupelnie nie bedzie przeszkadzało, że będe myła podlogi sama woda, że nie bede sprzątać (on nie widzi brudu, tylko balagan), że na obiad ugotuje tanie byle gówno (on zarabia, wiec sobie dokupi coś i sie tym dopcha). Niestety, ja zarabiam mniej, i on wychodzi z załozenia, że to, co ma wiecej ode mnie (te 600zł) to jest jego osobista sprawa i może je wydawac na co chce. Nie czai, że wspolnota, że razem mieszkamy itp.... moja przyjaciółka pracuje tam gdzie ja i tez zarabia 1000zł (może 1100 gora), jej facet tylko 1200zł, a nie 1600 jak mój i oni co roku odkładaja 1-2 tysiące. Odkładają!!! A my na odwrot. Oni jednak żyja oszczednie, na co mój mąż nie chce sie zgodzić. Na obiad musi byc mięso (nie byle jakie, tylko schab lub cos podobnego), do kanapek najdrozszy serek (bo taki on lubi - ja tez lubie wiele rzeczy a ich nie jem, by miec na np. krem do twarzy) itp itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość troche bezsensuuu
są dwie strony medalu z jednej strony - nie macie za wiele pieniędzy, czasem dobrze mieć jakieś oszczędności... a z drugiej strony - przecież życie jest jedno do cholerki, facet pracuje to i dlaczego ma oszczędzać, żałować sobie pizzetki za 3 zł... rozumiem, żeby gasić światło, nie kupować 40stej pary butów ale żeby nie pozwolić sobie za mini pizze za 3 zł? albo wyjścia na piwo? no ludzie.. jakieś przyjemności trzeba mieć z życia jak będziesz mu żałować na pizze za 3 zżł -to już widzę Was za 5 lat on sfrustrowany, nienawidzący swej ciągle narzekającej żony, bojący się kupić sobie hamburgera za 3 zł (bo przecież dostanie obiad!)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gratuluję
Hehe dobre. Dzieciak i tyle. Albo mu dobitnie przetłumaczysz, pokażesz rachunki za jedzenie z całego miesiąca, za zakupy do domu i do niego dotrze, albo zacznijcie prowadzić osobne gospodarstwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
Ależ rozmawiam, oczywiście. On chce na obiad mięso - ja gotuje krokiety. On mowi: ok, nie ma propblemu - i robi sobie 5 kanapek z centymetrowej grubosci plasterkami wedliny. Wiec juz sie bardziej oplaca naprawde zrobic schabowe. Wyda Wam sie smieszne przeliczanie wsyztskiego, nawet 1 obiadu?? Nie starczałoby wam do 1szego, tez byscie tak robili. A kasy on mi nie odda - przecież razem wydajemy, to moga byc oddzielne pieniadze - tak twierdzi. On i tak jest przekonany, że sobie odmawia wielu rzeczy i zyje jak biedak (w porownaniu z kolegami z liceum, ktorzy mieszkaja w duzym miescie to i zarobki maja wieksze - ale że wydatki też, tego on nie widzi).... Jego zdaniem wydatki, które ja sponsoruje typu: płyn do płukania/proszek do prania/srodki czystosci rozne rzeczy do kuchni, nie takie, co sie zaraz zje, tylko ich "nie widac" itp sa niepotrzebne!!!! Jemu np. nie przeszkadzałoby gdybym rzadziej sprzatała i mniej przez to zuzywala srodków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
"ale żeby nie pozwolić sobie za mini pizze za 3 zł? albo wyjścia na piwo? no ludzie.. jakieś przyjemności trzeba mieć z życia" ale zauwaz, ja sobie na te przyjemności nie pozwalam. -jak mam cos zalatwic - ide z buta, nawet jak nie mam czasu -na imprezach juz nawet nie piję alkoholu i nie jem przygotowanych potraw - zeby oszczedzic, a wciskam kit ze sie odchudzam, a alkohol mi szkodzi -nic nie kupuje na miescie, nawet gdybym musiala czekac do obiadu do 14stej, czy 22 (pracuje albo 6-14 albo 14-22) -oszczedzam jak sie da, wyprzedaje rzeczy, z ktorymi wiaza sie historie (piekny srebrny wisiorek z cyrkoniami od przyjaciolki, ktory dostaalm kiedys na urodziny, sprzedalam za 12zł :-( ) on ma to gdzies, mówi: to nie kupuj sobie tyle kosmetyków (a naprawde mam tylko pdostawowe i tanie), itp itd

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no cóż!!!!
jak może 600zgarniać dla siebie a Ty się martwisz o to, że nie ma co do lodówki włożyć kurcze! powinnaś z nim usiąść i pogadać poważnie powiedz, że się nie zgadzasz troche ten Twój facet to taka egoistyczna świnia ja też zarabiam mniej niż mój mąż, mamy ciut więcej niż Wy, no ale zarabiam mniej i nigdy nie było że jak on więcej to może kupować sobie to i to tzn jak ma ochote na małą pizze to sobie kupi, na piwko też sobie nie żałuje jak wyjdzie, nie jest ograniczony - ale sam czuje różnice każdy większy wydatek uzgadniamy! i co chwile mój mąż podkreśla, że to że zarabia więcej to nie prawda, bo kasa jest wspólna i gdyby nie ja to nie chciałoby mu się iść do pracy, nie miałby celu, nie miałby się dla kogo starać stara się jak może bym ja nie czuła się źle przez tą różnicę w zarobkach a Twój facet to dupek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gratuluję
Trochę bezsensu - wszystko fajnie to co piszesz, ale... można sobie nie odmawiać, jeśli się ma na to pieniądze! A u nich jest tak, że on sobie nie odmawia, a ona wydaje oszczędności, żeby związać koniec z końcem. Pizza za 3 zł, serek za 5 zł, ulubione piwo za 6 zł itp. itd. - osobno to są groszowe sprawy, ale jak zbierzesz wszystko miesięcznie do kupy to się zbiera niezła sumka. Ja też mam swoje ulubione serki, mąż z mięsa najbardziej lubi polędwicę wołową, ale to nie znaczy że musi ją codziennie mieć na obiad. Nie mówię, że trzeba zrezygnować ze wszystkiego, ale można np. kupić raz taki serek, raz inny, tańszy, jednego dnia zjeść na mieście ulubionego hamburgera, ale drugiego wziąć jedzenie z domu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no cóż!!!!
ale skróćmy i ustalmy jedno Ty oszczędzasz bo: - chcesz mieć oszczędności - brakuje Wam na życie a on ma to gdzieś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie czaję. Macie razem 170tys oszczędności i wynajmujecie mieszkanie?;/ Kupcie jakąs kawalerkę...czy cokolwiek.. Marnujecie kasę;/ Ruszanie oszczędności na studia OK, ale na życie codzienne nie ok;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kameleonka.....
A ja bym gotowała te krokiety. Chce schaboszczaka - niech sobie kupi. A jak chce dojadać wedlina z lodówki? Już ja bym zadbała o to, zeby w lodówce był tylko dzem:)) Twoje oszczednosci wreszcie się skończą. I co wtedy? Wtedy Twój mąż - wykończony ciągłymi narzekaniami na temat oszczędzania - powie, ze ma dość. Zabierze swoją kasę - pewnie zarobioną przed slubem, więc jego własną - i odejdzie. Przestań mu dogadzać. Jak zabraknie kasy i nie będzie obiadów to moze przejrzy na oczy. Albo Ty przejrzysz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość troche bezsensuuu
nie doczytałam wszystkiego, nie zakumałam że im brakuje na życie, myślałam, że autorka "chce się dorobić" przyznaję się ma rację, mąż autorki zachowuje się po prostu jak dziecko pogadać z nim stanowczo - powiedzieć BRAKUJE NAM NA JEDZENIE A TY WYDAJESZ NA PIERDOŁY ALBO COŚ Z TYM ZROBISZ ALBO ADJOS

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
no własnie, a jak ja kupie tanszy serek, to sama go jem, bo on nie tknie. To ja u nas wyjadam resztki, żeby się nie zepsuły. W tygodniu srednio 1-2 razy gotuje obiad tylko dla niego, a sama wyjadam resztki - jakis kawałek pasztetu, skwasnialy twarog itp. On uważa, że złotówke drozej to nic... ale codziennie kilka takich złotowek i zbiera sie kupa kasy!!!! Były rozmowy, oj wiele wiele rozmów, on sie tylko złości, że mu wypominam. Kiedys sie poskarżyłam tej przyjaciólce, o ktorej pisałam wyżej, to był foch, że robie przed ludźmi z niego panicza. On wychodzi z założenia "zarabiam wiecej, wydaje wiecej". Nie bierze pod uwage, że ja zajmuje sie domem (on nie sprzata prawie wcale, jedyne co to wynosi smieci i placi rachunki - przelewem internetowym).. Ale na wypłacie mam mniej = mój problem. Mogłabym na siłe szukac lepszej pracy, ale mieszkam w rejonie o dużym bezrobociu, a do tej pracy mam blisko, nie musze dojeżdżać, jak wiekszosc ludzi do siasiedniego duzego miasta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kameleonka.....
Gotujesz obiad tylko dla niego?????? A sama zjadasz resztki????? Z toba jest jednak cos nie tak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to chyba jednak prowokacja albo ta kobieta troche ma jakiegoś bzika.. sorry ale żałować mężowi zjedzenia wędliny z lodówki.. może ona ma hopla na punkcie oszczędzania napisała tutaj wszystko ze swojego punktu widzenia trzeba by było poznać tez punkt widzenia tego faceta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gratuluję
No dobra powiem Ci szczerze - nie wyobrażam sobie wspólnego życia z kimś o takim podejściu :o On chyba nie rozumie, że nie zarabia tylko dla siebie. A ktoś wyżej dobrze napisał - Twoje oszczędności się skończą, nie będzie dogadzania sobie twoim kosztem i kopnie Cię w tyłek, zabierając "swoje" oszczędności i tyle go będziesz widziała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
nie budujemy sie bo: on ma taka pracę, że dopóki nie awansuje na pewne stanowisko, będzie sie musiał przeprowadzać. Np. teraz wynajmujemy już 3 mieszkanie w naszej historii (dla mnie najlepsze, bo znalazlam tu prace). Jak bysmy wybudowali dom a on nagle musialby dojedzac 50km, a za rok 80???? Za 3-4 lata na 99% awansuje (taka praca, mniejsza o to) i wtedy zaraz kupujemy ziemie i budujemy dom. Tylko nie wiemy jeszcze gdzie!!!!!! Nie oszczedzam dla siebie, na swoje wydatki - to marzenia!!!! Oszczedzam, żeby starczało do 1 szego ...... A kiedys chcialabym miec dzieci, mam juz 25 lat... ale chyba niepredko sie to uda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
Kameleonka.... Musze jakoś oszczedzac, skoro jego nie da sie nakłonić. Ostatnio zaczęłam sama mu kupowac paste do zebów, żel do mycia itp, bo kupował drogie, nakłoniony reklamami. Nas nie stac na paste elmeź, mimo iz jest dobra, kupiłam colgate.... To on sobie sam kupil tego elmexa i teraz mamy oddzielne pasty do zębów. Szczoteczke tez musi miec wypasiona, z bajerami, jakimis gumami itp, za cene 1 jego szczoteczki ja mam 5 swoich (zwyklych). Co do tych resztek. On ma tak, że nagle ma wielka ochote na dajmy na to parówki. O tak, parówki, parówki. wracając z pracy przejezdza obok spozywczaka. Przywozi parówki. CHowam je do lodówki, jemu ochota przechodzi, parówki lezą. Jak sie da, to wkrajam mu do kanapek do pracy - ale on nie chce takich wiec kupi tą pizze za 3zł. A kanapki przyniesie spowrotem do domu.... Nie trafia do niego nic: mówi, że to moja wina,m że zostaje tyle resztek, że źle gospodaruje - ale on chce jednego dnia mielone na obiad, zrobie mu - a jemu sie odwidzi, zje jednego na sile, potem sobie zrobi zupke chinska, bo jednak ma na to ochote, a mielone zostają..... Ja juz naprawde nie wiem jak przemawiac. Stopniowo gotuje coraz tansze potrawy, kupuje tylko w biedronce, jak nie widzi - uzywam tanszych zamienników.... Ale na swiadome oszczedzanie on sie nie godzi. Przecież on zarabia!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
elmex miało byc, nie wiem skąd to "Ź" :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Inderolla
cóz ja też wcześniej podchodziłam do życia jak ty. Mój mąż wydaje naprawdę dużo, bo jeszcze pali sporo.. Też tak myślałam, bo tak też byłam nauczona, ze własne przyjemności to zbytek. Ale dzisiaj mam odmienne zdanie. Bowiem to te drobne przyjemności powodują, że nasze życie nabiera jakichś blasków. I uważam, że zamiast do tego stopnia oszczędzać lepiej zacząć rozglądać się za lepszą pracą. Wtedy będzie i owca cała i wilk syty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uczykijjjj
Przecież nie wmusze w niego danego jedzenia na siłę. Ma swoje pieniądze i jak mu sie nie podoba obiad (bo bez mięsa) to zje kanapke z wedliną - jesli ja jej nie kupie, zrobi to on sam. Niestety, on pochodzi z bogatej rodziny (bez przesady, ale mieli na wszystko, żyli lepiej niz rowiesnicy) i jest nauczony miec wszystko i nic sobie nie odmawiać. Te jego 100 tysiecy to od rodziców na start dostal wlasnie (nie zarobil, jak ja) ale jest zamrożone. Ja za to pochodze ze wsi, z rodziny wielodzietnej, gdzie była bieda, ale jakos sie to ogarniało, zasiłków nikt u nas nie bral itp. Oszczędzalismy, tak planowalismy wydatki, żeby było dobrze. I może miałam mniejsze kieszonkowe niż rówiesnicy, na obiad byly głownie pierogi, kopytka albo inne przetwory ziemniaczane (mielismy swoje ziemniaki) to jednak nikt nie wydziwiał. Kilka razy w zyciu jak byłam dzieckiem, nie miałam co jeść (jak my-dzieci dorastalismy a mama jeszcze nie miala pracy - jak bylismy w podstawowce, czyli ja i moje rodzenstwo w wieku 7-14 lat mama dopiero poszla do pracy na etat - wies, brak przedszkoli itp) i wiem co to znaczy, wiec smakuje mi wszytsko. Za to mój maz to troche francuski piesek - krzywo ukrojona wedlina na kanapce, maslo nierównomiernie rozsmarowane to już sa powody by miec rpetensje, a nawet nie zjeść podanego pod nos żarcia. Zła konsystencja sosu do pulpetów - to go nie zje, bo za rzadki. Nienawidzi kminku, niech sie trafi w jakims jedzeniu!!! na bank nie zje. A co ciekawe, nigdy mi nie mówi, czego nie lubi i wciąż sa nowe potrawy, które ja musze dojadać (np. ostatnio zrobiłam mieso w takim sosie z zielonego pieprzu - bo byla promocja w sklepie na ten pieprz to kupilam - moim zdaniem bylo pyszne, ale on nie lubie pieprzu zielonego - wiec sama jadłam. ale nigdy nie mowil, ze go nie lubi) Tak czytam sama siebie i faktycznie, to wyglada jak prowokacja, i to mnie dobija jeszcze bardziej, że mam takie denne zycie. Ale ja naprawde juz nie wiem jak z nim gadac :-( jak tylko zaczynam ten temat - zaraz sie zlości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sorry, ale
twój mąż chce żyć jak Panicz a zarabia 1600 zł..................... za doba jesteś dla niego kobieto.... marnujesz się, postaw się powiedz mu to... To, że zarabiasz mniej niż on nie znaczy, że masz wyjadać resztki. Kupuj tyle ile masz kasy ale tak,zebys normalnie TY zjadła. JAk mu nie starczy dojadac ze swojej kasy predzej zgodzi sie z twoimi zasadami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×