Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość smutna sama sobie winna

czy ten związek ma jeszcze jakiekolwiek szanse? nigdy nie zrozumiem facetów :(

Polecane posty

Gość smutna sama sobie winna

Nie radzę sobie już sama ze sobą. Cała historia jest trochę skomplikowana. Mianowicie, w maju tego roku rozstałam się z facetem po 3 latach związku. Bo się wypaliło. Było między nami przykładnie, ale potwornie nudno. Mój Mądry (tak go nazwijmy) był mężczyzną idealnym: inteligenty, oczytany, mający poodbne zainteresowania, opiekuńczy, a przede wszystkim dobry człowiek, na którego zawsze można liczyć. A mimo to nam nie wyszło. Postanowiłam zaryzykować, uznałam, że chcę od życia czegoś więcej, że brakuje mi emocji, motyli w brzuchu. Chciałam emocje, to teraz mam... Zaraz po rozstaniu nie chciałam zaczynać niczego nowego, bo wiedziałam, że wyjeżdżam na 3 m-ce na zagraniczny staż (od lipca do września, teraz go kończę właśnie) Ale... w czerwcu zaczęłam spotykać się z Pięknym... I jakoś samo się potoczyło. Było cudownie. Miałam wrażenie jakbym spotkała mężczyznę swojego życia. Nigdy wcześniej, przy nikim się tak nie czułam. On twierdził, że też nie. Wiedziałam, że od lipca wyjeżdzam i nie będzie mnie 3 miesiące. Mówiłam mu, że to może nie mieć sensu. Prawie w ogole sie nie znamy, i ciężko będzie tak na początku przetrwać 3 miesiące rozłąki. Ale uspokajał mnie jak mógl, ze to nie tak dlugo, ze zaczeka, ze mu na mnie zależy, ba... że mnie nawet kocha! (teraz sobie myślę, ze chyba nie wiedzial co mowi...) I wyjechalam. Na początku było ok, dzwonił, rozmawialiśmy na Skype codziennie. Po dwóch tygodniach zrobil mi niesamowita niespodzianke przyjezdzajac do mnie. I ok, wtedy jednego dnia troche zawalilam, strzelajac focha bez sensu, nie podobalo mi sie troche jego zachowanie. Ale tego samego dnia wszystko sobie wyjasnilismy i juz bylo ok. Przyanjmniej tak myslalam. Ale chyba sie pomylilam, bo w zasadzie od czasu jego wizyty w zasadzie się nie odzywa, częściej niż raz na tydzień. Twierdzi, ze nie ma czasu ani ochoty na takie rozmowy, że niedługo wrocę to "wtedy zobaczymy co dalej z nami" Kiedy go pytam czy w ogole jestesmy jeszcze razem, twierdzi, że tak. Ale mam wrażenie, ze po porstu nie chce zerwać przez telefon. Boję się, że wroce, cała w skowronkach pobiegnę na spotkanie z nim... a on mnie zostawi. Nie potrafię się ogarnąc. Paradoskalnie, o ile przed moim wyjazdem jemu zależało bardziej, to teraz ja jestem tą stroną, której bardziej zależy żebyśmy byli razem. W sierpniu dostal zaproszenie na wesele, zapytal czy przyjade, i ja glupia pojechalam. Nawet nie wyszedl po mnie na dowrzec. Samo wesele bylo nawet udane, dobrze sie bawilam, on tez. Łudzialam się, ze bedzie lepiej, ale nie jest. Jest beznadziejnie. Dzis rano np dostalam sms: "Dawno sie nie odzywalem, w kazdym razie, lece dzis na tydzien na urlop, do uslyszenia" Rece mi opadaly. Juz nie moge zniesc tego traktowania. Jak wam sie wydaje? Czy mamy jeszcze szansę na to, żeby to jakoś poukładać, czy lepiej nie łudzić się i dać sobie spokój?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna sama sobie winna
?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
moze opisz dokladniej co sie stalo jak do Ciebie przyjechal bedzie latwiej ocenic sytuacje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×