Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość 1qaz_krzysiek_1qaz

Klementynka, zawiodłem jej zaufanie - czy to koniec ?

Polecane posty

Gość 1qaz_krzysiek_1qaz

Klementynka, pomóż mi proszę, przeczytałem część innego wątku i widzę, że jestes genialna jesli chodzi o wsparcie. Poznałem dziewczynę w sierpniu, pokochalem ja miloscia prawdziwa, szczera i powazna. Naprawde powazna. Dwa tygodnie temu w rozmowie o wspolnym wyjsciu na basen wyczulem, ze cos kreci, ze cos jest nie tak. A wierz mi, to jakby szosty zmysl zadzialal, bo przerobilem to juz kiedys - byla juz zona mnie zdradzila i tak samo wyczulem, ze cos jest nie tak i z dnia na dzien sie dowiedzialem. teraz, w jakims szoku, stresie, nie wiem czym, zrobilem najglupsza rzecz na swiecie - zajrzalem do jej telefonu. znalazlem tam, ze umowila sie ze swoim kolega na basen, na ktory ze mna nie bardzo chciala isc (to bylo te wlasnie jej krecenie, ktore mnie tak tknelo). Dalej zachowalem sie jeszcze gorzej. Bylem wtedy u niej w domu. Pod jej nieobecnosc na dole domu, zabralem wszystkie plyty, ktore ode mnie dostala, prezent mikolajkowy i jak zeszla na dol, powiedzialem jej "zegnaj, teraz mozesz umawiac sie na basen bez przeszkod" i wyjechalem do siebie (120 km). Nastepnego dnia napisalem jej, ze ma spalic reszte rzeczy ode mnie, bo za swoje klamstwo nie zasluguje nawet na to. nastepnego dnia pojechalem do niej do pracy i oddalem jej drobiazgi, ktore ode mnie dostala. wciaz na nia zly. w nocy przed czwartym dniem nagle cala zlosc minela i zrozumialem co ja narobilem i co trace. od tamtej pory minely dwa tygodnie i jest tak: ona mowi, ze zawiodlem jej zaufanie do tego stopnia, ze potrzebuje teraz czasu w samotnosci zeby to przemyslec, ze nie wie czy bedzie jeszcze chciala ze mna byc kiedykolwiek. dla mnie to szok, bo jak bylo wszystko dobrze miedzy to mielismy ze soba caly czas kontakt (120km), caly czas byla bliskosc, chec bycia razem. Jest tez tak, ze ja ją kocham, ale ona mnie nie. Przez te cztery miesiace, jesli klocilem sie z nia, to zawsze o to samo: o brak uczuc z jej strony, o za male ich okazywanie, o jej chlod, dystans. powiedziala mi w koncu, ze to celowe, ze boi sie szybko angazowac, bo kiedys sie angazowala, po tygodniu byla gotowac zamieszkac razem, a potem cierpiala. powiedzialem jej: ok, w porzadku, rozumiem, kocham cie, nie zostawie cie, bede trwal przy tobie, nie bede probowal cie zmieniac i walczyc z toba o to, bede po prostu czekal. i tak sie stalo, klotnie sie skonczyly. a potem przyszlo to zdarzenie. rozmawialismy ze soba od tamtej pory ze dwa, trzy razy plus jakis sms i gadu i ja jej na spokojnie wytlumaczylem, ze zrobilem to, bo mi odpierdolilo, ale nie jestem taki. obudzily sie na chwile we mnie demony przeszlosci zdrady mojej zony i sie chyba wystraszylem, wpadlem w jakis szok, amok, nie wiem. ale nie jestem taki, nie chcialem jej skrzywdzic, nie zrobilem tego na zimno, celowo, z wyrachowaniem, tylko po prostu jestem czlowiekiem i popelnilem blad. trauma z przeszlosci i tyle. teraz jak dziecko z reka do ognia, wiem, ze nigdy tego nie powtorze, bo sam wystarczajaco cierpie, a co mowic dopiero Ona, ktora tez przezywa to co zrobilem. Ale Klementynka, do cholery jasnej, czy nie mozna jak ludzie ? Spotkac sie, rozmawiac, uwolnic emocje, wygadac sie, probowac rozumiec, porozumiec, wyciagnac reke. Ona mi caly czas powtarza, zebym nie pisal, nie dzwonil, ze on chce sie wyciszyc. Czy to oznacza to, co tu pisali niektorzy? Ze nie zalezy jej i powoli sie ze mna rozstaje ? Czy to mozliwe, ze jednym wydarzeniem - co prawda przykrym i glupim, ale nie az tak jak np. zdrada, gwalt, pobicie, dreczenie psychiczne etc. - to wszystko przekreslac. Do kosza, nie sprawdzil sie, nastepny prosze ? Zero zrozumienia, tolerancji, ludzkiego gestu. Jak bylo dobrze i przez caly dzien nie mogla sie dodzwonic do mnie, to szalala, przez znajomych mnie szukala. A teraz cisza. Absolutna cisza, ktora mnie zabija. Standardowo, tak jak po tym jak zona mnie zdradzila - nie spie, nie jem, nie funkcjonuje, caly czas bol, nic nie chce robic, wszystko co bym robil nie koi bolu. Brak zycia, wegetacja, cierpienie. Znow to samo. Niszczy mnie to, ze nie ma NAS i jeszcze bardziej niszczy mnie to, ze nie chce gadac, tylko "wyciszac sie", "pobyc sam na sam". Co to oznacza ? Jest szansa czy to juz koniec. Jak sie spotkalismy tydzien temu i na spokojnie jej mowilem o tym wszystkim, to pozwolila wziac sie za reke, pocalowac w dlon na pozegnanie. Bylo tak fajnie przez chwile, jakas nadzieja. A teraz znow jest zla, dzis rzuciala sluchawka, bo sie wkurzyla, ze prosze ja o spotkanie zamiast zostawic w spokoju. Proszę Cię o pomoc. Jesli podasz mi jakiegos maila to wkleje Ci tresc dzisiejszej rozmowy na gadu. Moze sprobujesz rozszyfrowac co ona mysli. Ja to tak drążę, bo jestem juz bardzo slaby, nie dam rady przezywac drugi raz tego bolu. Boje sie. Jestem niecierpliwy. Nie potrafie tak czekac i milczec, bo boje sie, ze im dluzej bedzie brak kontaktu tym szybciej ona stwierdzi: bez niego nie jest zle, nie mam co sie z nim godzic. Jak mozna tak od razu przekreslac czlowieka, po jednym bledzie. Przez cztery miesiace bylem dla niej tylko dobry. Pomocny, szczery, uczciwy, oddany, bez dwuznacznosci i falszu. Kochajacy. I tak od razu niegodny zaufania, do kosza ? Wiem, ze zrobilem straszna rzecz, ale czy czlowiekowi nie daje sie szansy ? Kocham ja. Ale czy mam czekac, czy oswajac sie, ze to koniec? Czy mozliwe, ze to juz koniec ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×