Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość żona na rozdrożu

Przestałam kochać męża

Polecane posty

Gość anika9988
Mam bardzo podobną sytuację, wszystko się zmieniło, kiedy pojawiło się dziecko. Wszystko go denerwuje, jak jest grzeczna i wesoła to jest ok, ale jak zaczyna marudzić czy płakać to on też się denerwuje, wogóle przestał liczyć się z moim zdaniem. Mam wrażenie, że to on przestał mnie kochać a mojego uczucia też coraz mniej. Z seksem u nas też do bani,od ślubu już było źle a teraz to tragedia...wiecznie jest zmęczony, nie ma ochoty, itp. próbowałam różnych metod nic nie pomogło, a teraz po porodzie to już wogóle jest dramat. już nawet był u lekarza i seksuologa, ale jemu poprostu na tym nie zależy, nie stara się, żeby tą sytuację zmienić. Też nie wiem już co robić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mężatka5lat
Czytam te wszystkie wypowiedzi i prawie jak bym czytała o swoim małżeństwie... U mnie przed i po ślubie było super, problem pojawił się po urodzeniu dziecka - zaczeła się wtrącać moja teściowa, robić jakieś jazdy (dodam że mieszkamy sami bez teściowych) Gdy dziecko miało 2 lata rozpętała się woja między mną a moją teściową (wyzywała mnie, obrażała i ubliżała) - mój mąż był po mojej stronie. Od tego czasu coś we mnie prysło, coś pękło - miałam już odejść os męża - chciałam się od nich uwolnić, on nie jest niczemu winiem, ale to jego matka i tu jest problem. Jeśli chodzi o mnie to pracowałam przd ciążą, przestałam pracować w 3 mieś ciąży bo bardzo ciężko znosiłam ciąże, po urodzeniu dziecka zostałam w domu by się nim opiekować i ogólnie jestem gospodynią gotującą i sprzątającą. Dziecko jest moim oczkiem w głowie - majważniejsze stwożonko na świecie :) Ale po tej całą wojnie z teściową moje uczucie do męża wygasło, jest we mnie tyle złości, gniewu, nienawiści - nie potrafie nad tym zapanować. To co czuje to wina mojej teściowej - jak psychicznie mnie wykończyła, nie wiem czemu ta kobieta chce zniszczyć innym życie. Moja teściowa pierwsze dziecko miała z żonatym facetem, który nie przyznała się do dziecka z nią, potem wyszłą zamąż za rozwodnika - który żałował że się z nią ożenił(wiem od jego rodziny) i jak wyszła za mąż miała 2 dziecko(mojego męża). Mąż nie wspomina pozytywnie swojego dzieciństwa - przez swoją matkę. A ja nie wiem czego ta kobieta odemnie chce, ja nie pije, nie pale, nie chodzie nigdzie na imprezy, zajmuje się dzieckiem 24godz na dobę, nie zdradzam męża, gotuje, sprzątam - a jej się zawsze coś nie podoba (pewna osoba z jej rodziny powiedział mi niedawno że takiego czubka jak moja teściowa to w całym swoim życiu nie spotkała) Ale co to mi da że każdy wie jaka jest- ważne jest to że zniszczyła moje uczucie do męża, często płaczę, nie mam ochoty rozmawiać z mężem, przytulać się, całować, kochać się - nie mam na nic ochoty co jest z nim związane. Denerwuje mnie w nim prawie wszystko - boje się że to wszystko się rozpadnie. On mnie kocha, ale ja go już chyba nie.......... nie interesuje mnie że coś go boli, że jest np smutny. Czuję się nieszczęśliwa i zazdroszcze innym gdy widze że są razem szczęśliwi i nawet gdy teraz to pisze to przez łzy........ Nie wim co ma z tym wszystkim dalej robić.....................

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nefele
Do Mężatka5lat... bardzo smutna jest Twoja historia, bo u Ciebie głównym powodem niechęci do męża jest teściowa. Może warto iść z mężem do poradni życia rodzinnego, może on poradzi wam coś mądrego. Może dobrym rozwiązaniem było by całkiem urwać kontakty z teściową. Moja sytuacja jest podobna do Twojej tylko pod względem braku uczuć do męża, ale problem jest zupełnie innej natury. Jestem mężatką od dwóch lat, ślub wzięliśmy po 5 latach związki, z których 2 lata mieszkaliśmy już razem i wydawało mi się że nic się między nami po ślubie nie zmieni, a jednak byłam w błędzie. Mój mąż stracił ochotę na sex (dodam tutaj że nie wyglądam jak zombi :)), jakąkolwiek propozycja z mojej strony była odrzucana, całym czas mówiłam o tym że mnie to boli, a on zawsze mówił że to się zmieni. Ogólnie stracił jakąkolwiek ochotę na wspólne wychodzenie, tylko dom, praca itd. Po 1,5 roku walki ja całkiem się wypaliłam i powiedziałam że chcę rozwodu bo go nie kocham. Zgodziłam się pójść do poradni małżeńskiej i tam okazało się, że mój mąż w dniu ślubu stwierdził, że już nie musi się o mnie starać bo i tak zawsze już będę jego, ponad to okazało się że mój mąż ma syndrom DDA (dorosłe dziecko alkoholika), zaczął chodzić na terapię i zmienił się. W tym miejscu było by pięknie gdybym mogła napisać że żyli już długo i szczęśliwie, ale.... Przez ten czas moje uczucia tak wygasły, że nie potrafię w żadne sposób ich w sobie rozbudzić, zależy mi na nim jak na kimś z najbliższej rodzinny, ale nie czuję żadnej chemii, nie traktuję go jak męża a jak brata: / umówiliśmy się że dajemy sobie 6 miesięcy a jak nic się nie poprawi to się rozstaniemy. Żeby nie było, ja też nie jestem złotem.... w pracy poznałam człowieka, w którym się zakochałam i to nie była jakaś przelotna miłostka. Nigdy wcześniej nie miałam tak żeby patrzeć komuś w oczy i nie zauważać otaczającego świata. Jak już zdecydowałam o rozwodzie to rodzina przekonała mnie żebym jeszcze trochę poczekała i ja się na to zgodziłam :( niestety ten drugi stwierdził że nie chce mi psuć mojego poukładanego życia i postanowił zakończyć naszą znajomość. Aktualnie wybieram się do psychologa, ponieważ pierwszy raz w życiu nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość na rozstaju drog
Mam bardzo podobna sytuajce, rowniez zostalam zaniednbana przez meza, walczylam o jego milosc przez 6 miesiecy, blagalam, prosilam o jego uwage i milosc, ale on mnie zlekcewazyl i smial sie ze mnie, ze nie wiadomomo, czego od niego chce i ze on jest szczesliwy. Dodam, ze wielokrotnie widzial,jak placze, ze jestem nieszczesliwa i potrzebuje milosc, smial sie tego tylko glupio i odchodzil do codzinnych spraw. Nie jadalismy razem posilkow, on je jadal na swoim fotelu, - a nie przy stole ze mna, nie pomagal mi wogole przy dziecku (mamy obecie 2 letnia coreczke), ani w domu, nie robil nic. Do tego przestal dbac o sowoj wyglad, higiene i stal sie domatorem, nie chcial nawet ze mna nigdzie wychodzic, wolal zajmowac sie swoim hobby. Do tego pil codziennie. Mimo moich prosb o zmiane, nie zareagowal, a nawet gorzej: zaczal wypominac mi do tego jeszcze, ze mnie utrzymuje i w obliczu klotni kalzal "wypie...c" z domu. Po jakims czasie zaczelam sie spotykac z kims z pracy, z kims kto pragnal sie mna opiekowac, dawal mi szczescie. BYlismy ze soba jakis czas, tak strasznie zakochani w sobie, az doszlo do sytuacji, keidy to zdecydowalismy, ze oboje bierzemy rozwod (on tez byl nieszczesliwy w malzenstwie). jednak moja chwila zawachania (po namowach i szlochach meza), spowodowala, ze ten czlowiek odszedl do zony. Ja zsoatalam sama, z wielkim rozczarowaniem. Mam wrazenie, ze stracilam wielka milosc, ktorej juz nigdy nie znajde, a moj maz mimo zdrady chce, zebym do niego wrocila. Jednak ja go juz nie kocham i mimo jego zapewnien o zmainie nie wiem, czy kiedykolwiek pokocham. Moje uczucie wygaslo. Kocham tamtego, chociaz wiem, ze z nim juz nigdy nie bede... To jest dla mnie straszna trauma. Nie moge sie pozbierac. Czy myslcie, ze jestem w stanie jeszcze pokochac swojego meza, jak sie zmieni, czy lepiej sie rozwiesc? Chce w nim widziec cechy mezczyzny z ktorym mialam burzliwy romans, jednak wiem, ze maz nigdy nie bedzie nim.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość więc
Więc nie tylko ja mam dylematy :) Też przestałam kochać męża, też nie od razu, i też zaczęło się psuć po urodzeniu dziecka... (A właściwie w końcówce ciąży) Mój mąż jest strasznym nerwusem, ale od ok 4 lat ostro przegina z wrzaskami. O byle głupotę obrzuca mnie takimi wyzwiskami, że wstyd powtarzać. Twierdzi, że to przez zbyt małą ilość sexu- no rzeczywiście pod koniec ciąży było go trochę mało, dlatego że strasznie przytyłam, i wiecznie chodziłam zmęczona. Później raz lepiej raz gorzej, ale ogólnie ja tak mam, że jak mąż się na mnie nadrze i naubliża, to jakoś nie mam na niego ochoty. Nie potrafię godzić się w łóżku, muszę być pogodzona wcześniej, i wtedy dopiero mogę się kochać. Z tego powodu kłótnie wciąż narastały. Do tego to co dla mnie było byle powodem- np nie pozmywane naczynia, dla męża było jakimś priorytetem życiowym. Powodem dla którego można mnie zmieszać z błotem. Dodam że nie jestem leniwą osobą, oprócz opieki nad dwójką naszych dzieci i nie dostatecznym zajmowaniem się domem, prowadzę własną działalność, żeby trochę dorobić bo bardzo krucho jest. Teraz jeszcze dodatkowo pracuję na etat, a on nadal mi wy\rzuca że nie sprzątam... Pewnego dnia pomyślałam sobie że mimo moich licznych wad, nie powinnam sobie pozwolić na takie traktowanie. Poznałam kogoś bardzo interesującego, i mimo że wiem że nie ma przyszłości z tym nowo poznanym, nie mogę się już patrzeć na mojego męża... On w przerwach między krzykami stara się być miły, a ja już nie potrafię tego odwzajemnić... Mamy dzieci. On jest dobrym tatą, w domu też coś zrobi, no ale te wyzwiska... Do tego coraz bardziej drażni mnie to że on ma zupełnie inny światopogląd, inne zainteresowania, inne priorytety... No ale tu sama sobie jestem winna- po co go brałam? A kiedyś go kochałam ...naprawdę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość więc
Nefele Jeśli jeszcze tu zaglądasz- byłaś u psychologa? dała Ci coś ta wizyta? Ja też się wybieram, ale ciężko się dostać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kiedyś kochałam...
Nie wiem czy ktokolwiek to przeczyta ale... Kilka lat temu poznałam chłopaka, miałam ok 22 lat, zakochałam się na zabój. Dla niego zmieniłam całe swoje życie. Nie widzieliśmy poza sobą świata. Sielanka trwałam prawie 3 lata, były nawet nieoficjalne zaręczyny i plany dotyczące slubu... Teraz wiem, że kochałam za bardzo, za bardzo poświęciłam się dla tej osoby, która z dnia na dzień zostawiła mnie dla małolaty. Przeszłam załamanie nerwowe, nie wiedziałam jak się pozbierać bo mimo tego wszystkiego wciąż go kochałam. No i wtedy pojawił się mój mąż, w momencie kiedy byłam w depresji. Pomógł mi zmienić otoczenie (sam mieszkał w Anglii), zabrał z Polski. Fakt, że znaliśmy się bardzo długo bo ok 7 lat ale nigdy nie myślałam, że moglibyśmy być razem. No ale... Wyjechałam i zamieszkałam z nim i jego rodziną. Miało to być do momentu kiedy znajdę pracę i pokój. Jednak już z nimi zostałam. Na poczatku nie czułam do niego nic, był i tyle ale po pewnym czasie zamieniło się powiedzmy w zakochanie. Teraz już wiem, że spowodowane to było poczuciem wdzięczności, codzienności(mieszkaliśmy razem) oraz tego, że byłam sama w obcym kraju i miałam tylko jego. Po roku zareczyliśmy się, a po 2 od wyjazdu wzięliśmy ślub. Rok po ślubie zostaliśmy rodzicami. Teraz mały ma już roczek a ja cierpię bo żyję z osobą, której nie kocham. ?I nigdy nie kochałam. Teraz wiem, że pomyliłam uczucia i tak bałam się samotności, że zgodziłam się na wszystko. Tak chciała kogoś kochać na siłę, że skrzywdziłam nie tylko siebie ale i Jego. Wiem, pytanie to po co decydowaliśmy się na dziecko skoro moje uczucia były takie a nie inne. A bo był okres, kiedy czułam dużo i pomyslałam, że dziecko zapieczętuje to uczucie, Myliłam się. Mój mąż jest bardzo dobrym człowiekiem, wspaniałym ojcem - mały za nim piszczy. Fakt, nie zawsze pomagał mi przy synku ale rozmowa pomogła i teraz jest ,powiedzmy, wzorowym tatą.Jednak bycie rodziną to nie tylko tatowanie a bycie mężem. Wiem, że mnie kocha, stara się ale non stop jest podirytowany i przez to co dzień się o coś kłócimy, o byle co ale zawsze kończy się to krzykiem a później milczeniem. Nie chcę takiego życia. Nie mogę nikomu o tym powiedzieć bo wszyscy go kochają, uważają za ideał. A ja co dzień płaczę bo cierpię. Cierpię bo nie kocham a bardzo tego pragnę. Nie kochamy się już wogóle, ale seks nigdy nie był dla mnie priorytetem i zawsze głośno o tym mówiłam. Nie mam ochoty na pieszczoty, pocałunki, tulenie... Po prostu odpycha mnie od niego. Niestety nawet wcześniej mnie odpychało, bo mój mąż nigdy nie był w moim typie. Ale to jakim jest i był człowiekiem, że dawał mi poczucie bezpieczeństwa i stabilności przysłoniło wszystko. Teraz to dobrze widzę i wiem. Nie wiem tylko jednego, jak mogłam doprowadzić do tej sytuacji kiedy mój strach przed samotnością oraz źle uformowane uczucie spowodowało, że cierpimy oboje. Nie chcę go zranić ale serce mi pęka na myśl, że resztę życia spędzę bez uczucia miłości do tej niby jedynej osoby. Marzę o dzikim szale namiętności, motylach w brzuchu, oczekiwanie na spotkanie, namiętnych pocałunkach... o odrobinie szaleństwa... o takiej JA jaką byłam kiedyś kiedy po raz pierwszy na prawdę kochałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w_odpowiedzi
Moje drogie Panie. Był ślub? TAK/NIE Było dziecko? TAK/NIE Jeżeli jest 2 x TAK to trzeba teraz żyć razem, przynajmniej na stopie neutralnej, chociażby miało się cierpieć. Dlaczego? Żeby dziecko było szczęśliwe. Jedna rozwódka powiedziała mi ostatnio, że rozstała się bo mąż ją zdradził (ok, rozumiem motyw), ale jej dziecko powiedziało ostatnio, że nie tak wyobrażała sobie swoje życie.. w rozbitej rodzinie.. i zgadnijcie do kogo dzieci będą miały w przyszłośc**pretensje? Do WAS! Do ojców, do matek. Albo co gorsze - będą obwiniały samych siebie i nigdy nie uda się Wam tego wypławić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Porąbana ta wypowiedź wyżej. Facet sobie zdradza a dzieci będą do ofiary mieć pretensje. Fajne pierniczenie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mecenas75
w_odpowiedzi 2013.12.23 Ktoś musi mieć naprawdę chorą głowę. Żyć razem ??? Żeby dzieci miały pełną rodzinę ??? Ja mam natomiast koleżankę, której dzieci zapytały, mamo czemu nie odeszłaś od tego idioty, tylko waszymi kłótniami, napiętą atmosferą w domu, zepsułaś nam dzieciństwo ? Trzeba naprawdę być osobą z ciężkimi zaburzeniami osobowości, by twierdzić, że jak są dzieci, to sprawa jest już skończona. Dokonało się wyboru. O czym tam osoba pisze, co to za brednie. Przez coś takiego masa żałosnych "mężów" żyje jak pączki w maśle. Bo kobiety mają poczucie winy za swoją decyzję. Skąd ten ciemnogród, skąd te dziwne pomysły i założenia ? Ludzie zastanówcie się na tym wszystkim, bo życie jest jedno - i wasze i waszych dzieci. Jeśli można coś naprawić to trzeba, jeśli nie to nie można niszczyć samych siebie. Liczy się miłość. Jeśli jej nie ma to nie ma niczego....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam podobnie jestem 8 lat w związku 5 w małżeństwie 1.5 roczne dziecko ... było raz lepiej raz gorzej ale nasze drogi się zaczęły rozchodzicrozchodzic bo mąż na tirach jeździ więc często go w domu nie ma jak jest to są sprzeczki a ja czuje sie na dalszym planie była rozmowa nic nie dało próbowałam różnych wersji dalej bez zmian. jestem zależna finansowo bo gdyby było inaczej odeszlabym... dlaczego ? oglądałam kiedyś program.... i psycholog pytał kobiety która miala wahania czy odejść od męża czy nie ? Czy widzisz się w tej sytuacji lub nawet gorszej za 5 lat? I to daje Ci odpowiedź ... ja zawsze robiłam wszytsko żeby wszyscy dookoła mnie byli zadowoleni i w zamian nic nie oczekiwałam.... mój błąd . wiem . mąż wracał wszytsko posprzątane ugotowane żeby nie musiał sie niczym martwić o brak docenienia więc po co być z kimś kto twoje wysiłki ma gleboko....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×