Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość valkyriaaaaaaaa

Po czterech latach chce to zakończyć ale się boję.

Polecane posty

Gość valkyriaaaaaaaa

Po czterach latach bycia razem chce zakończyć związek. Powodem jest to, że mamy odmienne priorytety. Ja myślę o przyszłości, mój facet żyje z dnia na dzień. Kocham go jeszcze i to jest dla mnie trudne i wiem że go zranię, ale ja się męczę w tym związku. Poza tym są inne powody, drobniejsze, które się nakładały z czasem. Chodze ostatnio i ryczę po katach i nie mogę się zebrać w sobie by to zrobić. Ja mam 24 lata, on 26 boję się, że nie da sobie rady jak się wyprowadzi, jak sobie poradzi itd. Ma pracę, ale bez ubezpieczenia, nie ma prawka ani nic i boję się, że wyląduje na bruku, chociaż z drugiej strony ja nie mogę za niego zyć... odajcie mi otuchy, proszę was

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Panterkas20
Jeśli go kochasz, weź aby On wziął się w garść. Porozmawiaj z Nim szczerze co myślisz, nie zrywaj tak od razu. Miłość przetrwa wszystko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Malterra
nie bierz na siebie odpowiedzalności za czyjeś zycie,co to za sierota, że ty się martwisz jak on sobie poradzi... jeśli to postanowione to powiedz mu to na spokojnie, współczuję ci bo trudno zrywać, będzie ciężko ale lepiej tak niż tkwić w związku bez przyszłości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no tak ale
Zacznijcie może tak najpierw rozmawiać. Chcesz zerwać bez jakiejkolwiek rozmowy? Po 4 latach? Przedstaw mu swój punkt widzenia. Daj szansę się wybronić. Dopiero wtedy jeśli nie da rady inaczej to spisz wszystko na straty, ale nie wcześniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gmdka
lepiej zerwać mając 24 lata niż 30. Teraz łatwiej ci będzie kogoś sobie znaleźć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaaaa
ale my rozmawialiśmy wielokrotnie....i zawsze w końcu wszystko się sypalo....teraz zrozumiałam, że tak nie mogę żyć...wybaczyłam mu strasznie dużo rzeczy, próbowałam to ratować, ale czuje jakbym to tylko ja sie starała,,,jak to pisze to płaczę bo jest mi strasznie ciężko....każdy mi radzi bym z nim zerwała bo z nim przyszłości mieć nie będę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość echechech
valkyria byłam w bardzo podobnej sytuacji dwa lata temu... tylko ze ja miałam nie 24 a 26 wiosen na karku;) Poza tym mój zawalał cciągle na całej linii.... Było bardzo trudno, ale decyzji nie żałuję. Także ze względu na niego, bo dzięki temu w końcu sie ogarnął, wziął za robotę etc. Tylko jak już przestaniecie mieszkać razem to nie bawcie się w "przyjaźń" to za bardzo boli obie strony... Wiem ze mój były długo miał do mnie zal o to że w końcu odmówiłam spotkań, ale tak bardzo się starał a ja nie potrafiłam już uwierzyć ze to nie jest tylko na chwilę, dopóki nie wrócę a potem znowu będzie jak zwykle...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no tak ale
Innych nie słuchaj, siebie słuchaj, bo to Ty później będziesz żalowała w razie czego, nie oni. Coś mi się wydaje, że Ty już bilans zrobiłaś i straty są dużo większe. No cóż. Musisz się zebrać w sobie i powiedzieć mu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaaaa
a mogę wiedzieć jak to zrobiłas? jak wyglądał sam moment rozstania? ja nie wiem jak mu to powiedzieć, przecież go tak strasznie zranię. Ale wiem, że razem będziemy się tylko męczyć. Dotąd bałam się samotności, ale teraz udaje mi się poznać ludzi, którzy stają mi się bardzo bliscy, przyjaciół. To takie trudne i boli jak niewiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość echechech
byłam w o tyle lepszej sytuacji że prawie mieszkałam u niego ale większość rzeczy jeszcze była u rodziców... Ty będziesz pewnie musiała poczekać aż on znajdzie miejsce do mieszkania

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaaaa
na pewno na początku będe żałowała, bo mam w pamieci dobre chwile. Jednak tych złych jest coraz więcej i coraz więcej klotni i łez.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaaaa
dokładnie i to mnie przeraża, bo jakby on mieszkał sobno byłoby o niebo łatwiej, a tak to ja sobie nie wyobrażam jak to zniosę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaaaa
Blair masz rację. Już teraz czasem rzygam na jego widok, szczegolnie jak sobie wypije. Potrafi być dobry, a są momenty, że mnie przeraża....po prostu sie boję co może znów wymyslić. I mam w pamięci co robił dawniej. Czasami sama się sobie dziwię, że tak sie upadlałam dla niego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no tak ale
Kurcze dziewczyno, smutne to co piszesz :( Musisz się zebrać w sobie, nie warto ciągnąć czegoś co przynosi tyle łez i ciepienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaaaa
tenmój nie widzi nic poza grami komputerowymi. Nigdzie nie mogę go wyciagnąc, nic nie zrobi,szlag mnie w chuj trafia jak widzę jak moje koleżanki mają facetów zktórymi fajnie się dogadują, którzy je wspierają, rozumieją się....ja tykoiedzę i wysłuchuję jaka to jestem niedobra i leniwa, bo nie pracuję i nie sprzątam, a on nawet talerza po sobienie odniesie do zlewu.Jak dostanie wypłate to o 2 tygodniach jej nie ma, a nie płaci moim rodzicom dużo za życie. Zarabia też nie najgorzej, a kasa mu ucieka przez palce. Nie mażadnych oszczędności bo wszystko wydaje na bzdety. Jak ja mam z nimczuć sie bezpiecznie? No, kurwa, jak? a powiem ci w sekrecie, że na horyzoncie jest inny chłopak, to nic pewnego, dopiero go poznałam i polubiłam. Nawet nie wiemc zy chciałabym z nim być, ale pokazał mi, swoim zachowaniem jaki może być prawdziwy facet. Ma pasję i poświęca się jej, jest zaradny, oczytany. a mój? jego pasja to jebane gry i piwsko. Tylko praca, sen i komp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaaaa
sorry, że wylewam żółć, ale tego wszystkiego jest we mnie za dużo ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaaaa
ide sie położyć bo jestem tym wszystkim wyczerpana. Od wczoraj chodzę jak na tabletkach nasennych....wrócę tu jutro, dzieki za wypowiedzi i rady 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość echechech
Najpierw próbowałam sie z nim rozstać miesiac wczeniej,... błagał na kolanach żebym wróciła, ze wszystko się zmieni, cały dzień biłam się z myslami i złamałam się... Miesiąc później, było jak wczeniej, cos obiecywał a potem twierdził ze nic takiego nie miało miejsca, pracy szukał nadal tak, zeby nie znaleźć, całymi dniami przesiadywał w domu... zaczęłam się zastanawiać nad tym jaka czeka mnie przy nim przyszłosc, ze ja bede zyly wyprowac i pracowac a on.... ja już byłam tak zmarnowana wczeniej przed zerwaniem w tym związku, wolałam wracac do siebie niż przyjć do niego - foch z jego strony-pretensje więc musiałam, nic mnie nie cieszyło i nie mogłam już na niego patrzeć, zaufanie moje zawiódł na wielu frontach, szkoda wrecz o tym opowiadać tak naprawdę powinnam to była skończyć za pierwszym razem kiedy zawiódł moje zaufanie (i to było w pierwszym roku związku) i nie potrafiłam już mu wierzyć a potem pozwalał sobie na coraz więcej...po kolejnej "akcji", która tak naprawde była błacha z tym co potrafił robić wczeniej, przyszłam do niego powiedziałam że bardzo go przepraszam ale nie pasujemy do siebie, ze mamy inne priorytety i ze już go nie kocham, ale zawsze bedzie dla mnie kims waznym i znajdzie we mnie oparcie.... i po tym zaczeły się schody... najpierw mnie uszczypnął tak że miałam sińca wielkoci pięsci (powiedziałam co miałam powiedzieć nie dałam mu dojsć do słowa, chcial w ten sposob zwrocic moją uwagę... nie wiem to było chyba ujscie jego bezradnosci w tej sytuacji) i trzasnąl mi drzwiami przed nosem. Potem dziaałania poszły w drugą stronę, przyjechał z kwiatami pod moją pracę (nie przyjełam), obdzwonił wszystkie moje kolezanki zebym wróciła... Potem udawał ze chce mimo wszystko tylko się przyjaźnić... zachowywał sie tak jak zawsze chciałam zeby zachowywał się w stosunku do mnie, znalazł pracę... ale ja nie potrafiłam znaleźć już w sobie dosć zaufania w stosunku do jego osoby, co we mnie pękło. Każde spotkanie z nim i to że widziałam jak się stara i że ja nie potrafię mu uwierzyc ze to na stałe sprawiało ze serce mi krwawiło, nie mogłam dawać mu przecież fałszywych nadziei, to byłoby okrutne... I tak naprawde dopiero to było prawdziwe rozstanie, kiedy powiedziałam ze nie mozemy sie spotykac bo to za bardzo nas boli... płakalismy oboje... Przez ponad rok były smsy, telefony z jego strony, raz miłe z próbami namówienia mnie do powrotu raz skrajnie wredne i prubujące wpedzic mnie w poczucie winy ze jestem tak straszliwie zła i wyrządziłam mu taką ogromną krzywdę.... Fakt jest taki ze duzo szybciej znalazł sobie nową miłłosć niż ja... ba nawet dostawałam wiadomoci typu ze jego nowa dziewczyna nie może zrozumieć dlaczego sie nie przyjaźnimy etc i jakaż to ona wspaniała i tolerancyjna i ze ze mna nie miałby szans na tak szczęliwy związek. Chyba się w końcu ogarnął, troche przykro było na początku otrzymywać wiadomosci z których wynikało ze to wszystko czego ja pragnełam ona dostaje z miejsca... szczególnie że ja wciąż byłam sama i nie potrafiłam sie otrząsnać. Ale to dobrze, bo znaczy ze to go czegos nauczyło i może faktycznie przemianował swój system wartosci... Ech alem się rozpisała Nie powiem że będzie łatwo z perspektywy czasu rozwiazałabym to inaczej, dużo wczesniej zdecydowałabym się na rozstanie ale tak naprawde a nie że powie wróc a ja już biegłam... bo kochałam zbyt mocno. wtedy moze jeszcze była szansa na zaczynanie wszystkiego od nowa... ja czekałam na wszystko zbyt długo, tak długo ze zapomniałam o sobie że zaczełam czuć sie nikim i bałam zerwać bo on sobie przecież sam nie poradzi... ale poradził sobie doskonale, nawet lepiej niż ja moze to że opisałam całą sytuacje pozwoli ci nie powtórzyć moich błędów :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaa
podnoszę, może dziś też się ktoś wypowie i doda mi siły?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaaa
echechech ze mną było tak, że kilka razy to on chciał odejść tylko ja błagałam by został....teraz strasznie żałuję bo jakbym tedy pozostawiła sprawy swojemu biegowi teraz nie miałabym dylematów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość echechech
ależ moja droga, on mnie zostawił tydzień po moim pierwszym razie... przeżyłam to okrutnie, potem stwierdził jednak ze to był błąd i wrócił... a ja głupia się zgodziłam kłótnie były, próbowałam cos wyegzekwować... ale zawsze to ja się łamałam, bałam sie ze mnie zostawi... naiwnie chciałam żeby pierwszy był jedynym ;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość valkyriaaaaa
ja całyczs teraz ryczę i podejmuję decyzję....to tak bardzo boli...jak patrze na niego to chce mi sie płakać ale już nie mogę tak żyć, po prostu nie mogę. Ma brata, kumpli, mam nadzieję, że mu pomogą i się wreszcie ogarnie. On coś chyba wyczuwa bo jest chłodny, chodzi naburmuszony, ale gdy pytam co jest twierdzi, że wszystko ok. Szkoda mi tych lat, naprawdę szkoda. Przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie i wyję jak bóbr. Czemu życie jest takie okrutne? Jutro ma urodziny więc świństwa mu nie zrobię w najbliższym czasie, poczekam, aż dostanie wypłatę i wtedy przeprowadzę rozmowę. Zobaczymy co z niej wyniknie....Tak strasznie mi żal i serce mnie boli....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×