Gość sjkdhshgfjk Napisano Lipiec 13, 2012 odnoszę wrażenie, że to potrzeba bliskości i samotność. kiedyś zdarzało mi się to rzadko, mogłam być bardzo długo sama. teraz wystarcza mi niewiele by czuć motylki, nie jakąś miłość, ale motylki, tak jakby mój organizm potrzebował miłości i do niej dążył. nie ważne czy kogoś znam kilka miesięcy, czy kilka dni... wystarczy, że uważam tę osobę za sympatyczną, inteligentną i pociągającą...to mi wystarcza, żeby ją poznawać, chodzić na randki. przyzwyczaiłam się do bycia z kimś i jeśli jestem sama łatwo mi się otworzyć na nowe znajomości i zaangażować energię w coś nowego. nie wierzę, że można kochać tylko raz, nie uważam że są ludzie sobie przeznaczeni. myślę, że wystarczy, że oboje sobie nawzajem odpowiadają i podejmują decyzję o spróbowaniu bycia razem, a później samo się to napędza i może z tego być miłość. kiedyś potrafiłam kochać platonicznie jedną osobę, nie umiałam się angażować w nic innego, a teraz... teraz to zniknęło bezpowrotnie. jak nie ma głębokiego zaangażowania psychicznego, nie ma jeszcze miłości, deklaracji a jest tylko flirt, zainteresowanie i zauroczenie to łatwo przenoszę uczucia na kogoś innego. nie rozpaczam zbyt długo. mogę być w kimś zauroczona ale jak nie wychodzi z różnych losowych powodów, to łatwo przerzucam zainteresowanie na kogoś innego. jak jest u was? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach