Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Judka9876

Szpital Warszawa Madalińskiego do porodu

Polecane posty

Gość gość
Witam, czy ktoś wie ile kosztuje opieka położnej po porodzie w tym szpitalu ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rodziłam na Madalińskiego w kwietniu 2015 i do dziś psychicznie dochodzę do siebie. Przez całą ciążę prowadziłam tam ciążę (+ w Lux Med bo tam doprosić się badań to trzeba cierpliwości, więc chodziłam ze swoimi wynikami). Umówić się do tego samego lekarza było trudno. W połowie grudnia nie dało się zapisać na wizytę bo nie było jeszcze umowy z NFZ. Panie w recepcji to chyba z łaską tam pracują. Trzeba mieć zapas co najmniej pół godziny przed wizytą bo wiecznie układają karty i pokazują sobie paznokcie. A najbardziej "uprzejmy" jest taki młody chłopak. Ale to w sumie drobiazg. Do szpitala przyjechałam 8 dni po terminie o 5 rano z bardzo wysokim ciśnieniem, wiec byłam pierwsza w kolejce do przyjęcia na patologie. Czekałam na zwolnienie się miejsca i koło 9 "dostałam łóżko". Oddział odnowiony, czysty z naprawdę dobrą obsługą. Codziennie rano wizytę prowadzą Maciej Gawlak i Agnieszka Czarnecka-Świerkot i są naprawdę bardzo w porządku. Odrazu zrobili mi kontrolne badania. 2 dnia po przyjęciu miałam założony cewnik (taki pompowany w pochwie). Ból okropny i mi w niczym nie pomógł. Później musiałam czekać na zwolnienie miejsca na porodówce, aby mogli podłączyć mi oksytocynę. Kobiet jest tyle, ze czeka się dzień, czasami dwa bo jak indukcja nie przyniesie efektu to wracasz na patologie i tak do skutku. Kobiety są baaardzo wymęczone ale to akurat nie ich wina, że te dzieci nie chcą sie rodzić :( Panie położne bardzo uprzejme i pomocne. Naprawdę cierpliwe i wszystko tłumaczą. Nie pamiętam dziś już nazwisk ale każda z nich była naprawdę w porządku i biegają tam z sali to sali. Po trzeciej bezskutecznej dawce oksytocyny (0 skurczy, rozwarcie 2 cm), zapytano mnie czy zgadzam się na przebicie pęcharza-nie zgodziłam się, ponieważ czytaliśmy, ze ma to sens gdy akcja się zaczęła a u mnie jej nie było. Zdecydowaliśmy o cesarce (4 dzień w szpitalu), którą przeprowadzili błyskawicznie. Poinformowano mnie o wszystkich ew. komplikacjach. Widać ze zespół zna sie świetnie i wie co robi. Akcja była błyskawiczna, cięcie malutkie i ładnie zszyte. Okazało się, że syn był owinięty pępowiną a dzień wcześniej na usg albo nie było widać albo "zapomniano" mnie poinformować. Nie umiem ocenić. Za to wagę wyliczyli idealnie. NA sali pooperacyjnej pomoc świetna (była taka starsza Pani Janka i druga starsza położna:brunetka z mocnym makijażem - cudowna kobieta niestety nie pamiętam jak się nazywała). Miałam szczęście bo urodziłam w sobotę o 18:54, więc mogłam zostać do 6 rano. Dziewczyny, które rodzą w dzień przebywają tam krócej. I tu się zaczyna jazda bez trzymanki. Na wózku zawieźli mnie na 3 osobową salę w której łóżka stykały się zagłówkami. Nie było czym oddychać. Miałam łóżko przy WC i każdy kto tam szedł musiał przesuwać moje dziecko bo nie dało sie wejść. Zostawili nas tam i radź sobie. Z świeżo rozciętym brzuchem, z bólem i krzyczącym w wniebogłosy noworodkiem. Odwiedziny od 15 i każdy kogo zauważą wcześniej dostaje ochrzan. W weekend na oddziale jest po prostu weekend i każdy miał nas gdzieś. Mój syn płakał tak, ze do wieczora ochrypł, ie mogłam go uspokoić. Mleka nie miałam, brodawki podeszły krwią a sztucznego nie dostanę bo "szpital jest przyjazny dziecku". Zero empatii. Jak dziewczyna obok zadzwoniła po położna 3 raz to powiedziała Jej, że dzwonek jest w nagłych przypadkach i ma nie dzwoni bo ją boli czy dziecko płacze. W poniedziałek rano ((2 doba po porodzie) z neonatologii zawitała do nas szanowna pani doktor Dziadkiewicz (niska blondynka koło 60) i na dzień dobry zjechała mnie od stóp do głowy: że jak to dziecko płacze, że czemu tak wolno wstaje, dlaczego nie potrafię nakarmić dziecka i w ogóle to ten kocyk jest za gruby i dziecko się przegrzewa. Zafundowała małemu kąpiel chłodzącą. Potraktowała mnie jak tępą małolatę, która wpadła i trzeba ją zgnoić. Na drugi dzień czekałam na nią ze strachem i oczywiście znów to samo. Mały spadł na wadzę prawie 10% i to moja wina, ze nie umiem karmić. Usłyszałam, że nie potrafię być matką skoro wole dać smoczek a nie karmić (wolę?!?!?!) i co tak się głupio patrze. Wykończyła mnie psychicznie. Nie umiałam sie po tym uspokoić. Mleka w zasadzie nie miałam tak się zestresowałam, płakałam. Do dziś nie mogę wyjść na prosto z laktacją i dokarmiam syna :( KOSZMAR! Dopiero 3 dni serce okazała mi tylko położna z sali pooperacyjnej (taka z mocnym makijażem), która widziała jak płacze na korytarzu i Pani doktor Broda, która usłyszała rozmowę mojej Mamy na korytarzu o moich problemach i sama się zainteresowała. Przychodziła do mnie i wezwała fantastyczną Panią Katarzynę Schmittag z poradni laktacyjnej. Dla mnie największą porażką były 2 dni po operacji, które zniszczyły mnie psychicznie. Nie dość, że nikt nie chciał mi pomóc, podpowiedzieć, to jeszcze te komentarze od podłej neonatolog. Nie wiem jak ktoś taki może w ogóle pracować z kobietami świeżo po porodzie. Ocenę pozostawiam Wam ale ja się chyba głęboko zastanowię czy chciałabym tam wrócić. Chyba, że z opłaconą salą, położna i czym sie da. Wtedy za empatię płacisz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rodziłam w marcu 2015 roku w Szpitalu na Madalińskiego, sam poród (oprócz 2 godzin czekania na korytarzu na salę) był ok, miałam dobrą opiekę położonego Pana Radka (polecam), Ale opieka na poporodowce to dramat. Pielęgniarki z łaską odpowiadają na pytania czy prośby o pomoc np. w odłączeniu pompy podajacej antybiotyk dziecku czy przystawieniu do piersi. Słyszałam reż różne złośliwe komentarze i zastraszanie, że źle się opiekuję dzieckiem i je mi odbiorą i przeniosą na inny oddział, dodatkowo słaba opieka pediatryczna i brak informacji o leczeniu dziecka, złośliwe komentarze, opiernicz za wszystko, spada dziecku waga - twoja wina, nie chce jeść - twoja wina, jest chore- twoja wina! !!!! Wsystko przerzucaja na wykończona i zestresowana kobietę która właśnie urodziła i jeszcze nie doszła do siebie. Nie polecam, jak z dzieckiem jest wszystko ok i się wychodzi po 2 dniach do domu to pewnie szybko się zapomina o złej opiece ale jeśli tak jak ja musiałam zostać prawie 2 tygodnie to traumatyczne przeżycia i wspomnienia zostają na długo. Nie warto bo z tego co wiem są szpitale w Warszawie w których położne wiedzą jak opiekować się kobieta i jej dzieckiem po porodzie, a także wiedzą podstawową prawdę że szczęśliwa i zaopiekowana matka równa się szczęśliwe i zaopiekowane dziecko!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Spędziłam w tym szpitalu trzy tyg przed porodem i jednym słowem mogę nazwać to KOSZMAREM którego nikomu nie życzę... Od początku mam 27 lat i była to moja pierwsza ciąża która do 38 tyg była wzorową. Do dnia kiedy przyszłam na USG powtórne bo lekarz w 9 m ciąży stwierdził, że , mój synek będzie miał jedną za krótką nóźke. Pominę już fakt, że "lekarz" który przeprowadzał badanie obrócił ekran ,że nic nie widzieliśmy i nic nie mówił przez całe badanie. Na końcu stwierdził, że niestety nie jest dobrze z kończyną dolną dziecka bo dobrze cyt "może być u cioci na imieninach".( wcześniej w 6 badaniach USG było wszystko ok). Totalna załamka i lament :( Tego samego dnia udałam się prywatnie na USG i wyszło wsz ok na szczęście, ale od lekarza prowadzącego wzięłam ponowne skierowanie na USG na fundusz w szpitalu i od tego się zaczął mój koszmar. Dnia 22 Września 2015 miałam wizytę USG już u innego lekarza który stwierdził nadciśnienie w pępowinie i wielowodzie. Zostałam skierowana na Izbę przyjęć i od razu przyjęta do szpitala. Po czekaniu paru godzin w poczekalni zostałam przyjęta, ale niestety nie było miejsc na Patologii ciąży więc pół nocy spędziłam na bloku porodowym podłączona do KTG. Ok 2 w nocy zostałam przeniesiona na Patologie na 2 piętro. Przez 3 dni spędzone za pierwszym razem na oddziale nikt nawet NIE ZBADAŁ MNIE ginekologicznie (odbywały się tylko ktg i mierzenie pulsu dziecka przez położne co parę godzin na co nie mogę narzekać) drugiego dnia miałam USG którego wyniku mi nie podali i 25.09.15 zostałam wypisana do domu. Ordynator stwierdził poprawę i żebym czekała na poród w domu zaplanowany na 5.10. Zostałam zapisana na KTG kontrolne. Po podłączeniu KTG które miało trwać 15 min a trwało godzinę zostałam odesłana do lekarza. Okazało się że maluch strasznie szaleje i ma skoki ciśnienia od 60 do 120 :( zostałam drugi raz skierowana do szpitala na patologie. Powtórka z rozrywki najpierw pare godzin na porodówce pod KTG później przeniesienia na oddział patologii. Przez ponad tydzień leżałam i czekałam aż poród sam się zacznie chodź nadal codziennie były skoki ciśnienia maluszka zagrażające życiu i wielowodzie. Ordynator codziennie na obchodzie zapewniał mnie, że musimy czekać bo nie ma powodu do przerwania ciąży. Miałam robione 3 razy USG na którym za każdym razem synek inaczej był ułożony!!! Przez wielowodzie przekręcał się,a to miednicowo innym razem poprzecznie . I codziennie inne decyzje raz , że cesarka a raz że czekamy. Nocami strasznie się rozkopywał i nie mogłam spać przez ból rozrywający ból. Podobno rzadko się zdarza, że tydzień przed porodem dziecko się przekręca a jednak :( Przez pierwszy tydzień znowu nikt mnie nie zbadał ginekologicznie czy mam jakieś rozwarcie. Trafiłam do szpitala we wtorek a był już poniedziałek. Po zrobieniu awantury na obchodzie o badanie łaskawie miałam mieć zrobione i badanie USG, ale jednak lekarz się nie wyrobił i nie było. Chore jest to, że przez weekend nie ma ordynatora i nikt nie może podejmować żadnych decyzji i obchody polegają na tym, że przychodzi obcy lekarz i pyta się czy wsz ok i to tyle. Był już 6.10 dzień po moim terminie po zrobieniu awantury na obchodzie o badania USG żeby sprawdzić czy wsz wporządku z dzieckiem i wyczekiwane badanie ginekologiczne położna przyszła o 16 i przeprosiła bo podobno coś się zepsuło i nie będzie badań. I wtedy moja cierpliwość się skończyła na nie udolność lakarzy na wieczornym obchodzie (z przypadkowym lekarzem jak codziennie wieczorem ) nie wytrzymałam i powiedziałam, że to jakaś kpina żeby przez ponad tydzień nikt nie zrobił badania ginekologicznego i USG od paru dni przy wielowodziu i zmiennej pozycji dziecka!! co zagrażało jego życiu! Trafiłam na lekarz z porodówki która wzieła mnie od razu na badania. ( rozwarcia zero i szyjka twarda i długa )na USG wyszło, że maluch obrócił się główkowo i decyzja , że czekamy dalej. W nocy pełniła dyżur inna doktor i gdy zobaczyła skaczące ciśnienie dziecka od 60 do 120 natychmiast zabrała mnie na porodówkę ( dobrze mi już znaną) całą noc spędziłam podłączona pod KTG ,a rano na obchodzie lekarz stwierdził , że będą przebijać pęcherz płodowy !!! Szok bez skurczy i bez rozwarcia !!! Nie zgodziłam się więc czekałam nadal na samoistny poród. Co zmiana lekarzy to inna decyzja a to że podajemy oksytocynę a to że cesarka inni że balonik.. Nastepnego dnia włożyli mi cewnik tz " balonik" na rozwarcie i podano pierwszą dawkę oksytocyny która nie wywołała żadnych skurczy. Następnego dniap wyjęciu baloniku (który nic nie dał rozwarcie 1 cm ) przerwa bo lekarze nie mogli się zdecydować i powrót na noc na patologie bo pani która miała dyżur nie podobało się , że zajmuje miejsce na sali porodowej a nie rodzę. Więc na noc wróciłam na górę . Miałam zostać zabrana rano o 7 na następne wywołanie, ale nikt się nie zjawił :/ na obchodzie powiedzieli, że mam czekać bo nie ma miejsca ( był piątek 9.10.15 a na weekend wiadomo że pozbywają się pacjentek żeby mieć mniej roboty co było widoczne na oddziel bo ze mną zrobili tak za pierwszym razem) Byłam już u skraju wytrzymałości i miałam milion myśli czy wszystko dobrze jest z maluszkiem bo ruchy nie były już tak silne) Sobota rano powtórka jadę na porodówkę na następną oksytocynę po 4 godzinach podawania znowu nic. Zero skurczy i rozwarcia. Lekarz zdecydowała o przebiciu pęcherza płodowego i zwiększenia dawki kroplówki. Dziś wiem, że nie musiałam się godzić ale nie zostałam o tym poinformowana. To był największy błąd i koszmar. Przebicie pęcherza polegało na wsadzeniu prętu i rozcięcia po czym cała byłam zalana wodami (miało to wywołać skurcze porodowe i przekonać malucha na wyjście) Dostałam masakrycznych skurczy krzyżowych przy których zwijałam się z bólu co 3 minuty. Ale rozwarcia zero :( Znęcali się tak nade mną przez kolejne 4 godziny. Później godzina przerwy i następna dawka oksytocyny już 8 godzina chodź podobno można mieć 6. Była godzina 22 przez cały dzień raz była pani lekarz a położna może ze 4 razy na zmianę strzykawki w pompie insulinowej z oksytocyną i po tym jak mój mąż po nią poszedł. Gdyby nie On to leżała bym tam cały dzień sama sobie nikt nie interesował się nawet czy wszystko jest wporządku i nie zaczynam rodzić. Po przebiciu pęcharza nie zostałam podłączona pod KTG!!! chodź ruchów nie czułam przez straszne bole w plecach. Położna była zajęta w swoim kantorku plotkami z innymi zamiast zainteresować się co u mnie. Mój mąż zmieniał mi podkłady całe mokre od wód płodowych bo inaczej bym się w nich utopiła. ok 24 wreszcie zjawiła się lekarz bo tym jak mój mąż prosił o kogoś parę razy bo wiłam się z bólu i chciałam odłączenia oksytocyny albo znieczulenia. Łaskawie mnie zbadała i powiedziała że nie ma rozwarcia i czekamy jeszcze do rana!! Pęcherz przebity został ok 17 czyli jakieś 7 godzin temu. Ogarneła nas wściekłość i bezsilność co będzie dalej z naszym synkiem. Wpadłam w histerię nie wytrzymywałam już tego bólu i bania się o dziecko. Na znieczulenie nie było rozwarcia i nie chcieli odłączyć kroplówki położna powiedziała żebym wytrzymała do 2 i podłączyli mi KTG. Mój mąż nie wytrzymał zrobił awanturę, że znęcają się nade mna co nie daje efektu i doktor wróciła z decyzją o odłączeniu 3 dawki oksytocyny i zrobieniu cesarskiego cięcia co nazwała ,że nie jest porodem. ( bardzo była nie zadowolona) Była już ok 1 z soboty na niedzielę 11.10.15. Odłaczyli mi ktg i kazali czekać na cc. Przez ponad 1,5 godziny nikt do nas nie przyszedł i nie sprawdził nawet tętna maluszka !!! a wody odchodziły już ponad 8 godzin.. Koszmar zero profesjonalizmu i udręka bo koniecznie poród naturalny chodź wszelkie próby wywołania nie dawały efektu. Po godzinie 2;30 wreszcie przyszli po mnie i pojechałam na blok operacyjny. O 2;57 urodziła się nas synek na szczęście cały i zdrowy dostał 10pkt. Położna powiedziała mężowi że maluch leżał bokiem i miał wyprostowane nóźki i nie wiadomo jakbyłoby przy naturalnym porodzie. Ogólnie straszne przeżycie którego nikomu nie życzę.. Niby bardzo dobry szpital a pełno nie dopatrzeń i błędów. Cud że wszystko skończyło się dobrze, a co do opieki po porodzie to zostawia to też wiele do zyczenia. Po cesarce w 8 godzinie kazały mi już wstać do łazienki. Później zostałm przewieziona na zwykła salę poporodową i radz sobie sama chodź wstać nie możesz żeby wyjąć dziecko do karmienia ;/ po 2 dniach 13ego wypisali nas do domu w stanie dobrym, a po 4 dniach wróciliśmy z ostrą żółtaczką na fototerapię na 3 dni.. Ogólnie nie polecam tego szpitala przez prawie 3 tyg spędzone naoglądałam się wiele jeszcze gorszych przypadków co wyprawie się z kobietami w ciąży.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość goscmarta
R odzilam na Madalińskiego syna w styczniu 2015. Położna do porodu opłacona więc pomimo trudnego porodu jestem zadowolona opieką ok lekarz był natychmiast. Najgorsze szycie krocza i tekst ze po co się Pani spina jeszcze bardziej wtedy boli. Mały urodził się 5.25 o 9 znalazłam się na sali po porodowej i zaczął się horror. Zaraz był obchód dziecko położna rozebrala i zostawiła gole żeby sobie wstać i ubrać. Wc daleko iść trzeba i pretensje po takim ciężkim porodzie dokąd Pani idzie i olewka. Zadzwoniłam po mamę to została z sali wyrzucona po minucie. Nie miałam pokarmu Mały płakał non stop. Żeby dostać mleko trzeba było chodzić do szanownych pań co równe trzy godziny i z wielką łaską dawały. Przez 3 dniowy pobyt pokarm straciłam zupełnie. Po powrocie do domu dostałam drgawek i spałam 24 godziny. Jeżeli masz rodzić pierwsze dziecko omijaj ten szpital szerokim łukiem. Jeżeli to ok. Ze mną leżała dziewczyna która urodziła drugie nic od położnych nie chciała i była zadowolona. Opisałam tylko ogólnie mój koszmar opisanie dokładne zajęło by dużo miejsca....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kaska nie pitol. Ja tam rodzilam 2 dzieci i mam bardzo dobre wspomnienia. Wszystkie znajome rowniez. O jakiej sali 2 osobowej piszesz? Owszem byla taka jedna w 2012 roku ale teraz wszystkie sa pojedyncze. Tak jak pisalam ja jestem batdzo zadowolona zarowno z opieki przed po jak i w trakcie porodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mojito222
ja rodzilam w marcu 2016 i jestem zadowolona. mialam wykupiona wlasna polozna, niestety musialam by podlaczona pod ktg i nie moglam sie ruszac... :/ porod zakonczyl sie cc... na sali pooperacyjnej opieka ok ale trzeba samemu domagac sie srodkow p-bolowych. po 7 godzinach zostalam przeniesiona na sale dwuosobowa, bylo to ok godz 17 i juz nie zalapalam sie na kolacje(a przez caly dzien nic nie jadlam - cesarka wyk. z samego rana) - gdyby nie jedzenie doniesione przez rodzine lezalabym glodna do sniadania :/ rodzina doniosla mi takze tabletki p-bolowe, co pozwolilo mi przetrwac noc (inaczej musialabym sama chodzic po nie do pielegniarek, a juz samo wstanie z lozka po cesarce jest problemem). Przez pierwszą dobę dziecko wlasciwie nie bylo karmione, ja nie mialam pokarmu, dopiero po 24 h przyszla polozna i je dokarmila strzykawka. Pozniej sama musialam pilnowac por karmienia i prosic o mleko - nie kazda polozna chciala mi je wydac. Poprosilam o porade laktacyjna i udalo mi sie ja uzyskac - ale musialam sama poprosic. Połozna laktacyjna super miła i pomocna. Inne połozne też - jednak po wszystko trzeba chodzic do ich dyzurki, bo same do sal pacjentek nie zagladają. Ja wszystkiego sama dopilnowałam i byłam zadowolona z opieki - kiedy już zasygnalizowałam ze mam z czymś problem panie pomagaly.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziewczyny prosze o szczera opine na temat szpitala na Madalinskiego... dzisiaj wieczorem bylam tam by porozmawiac z polozna... prosze o szczera opinie na temat poloznych i ogolnie na temat tego szpitala.... polecacie ten szpital? podajcie prosze plusy i minusy tego szpitala... z gory dziekuje za wszystkie odpowiedzi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rodzilam rok temu. Bylam zachwycona. Co prawda polecam wykupienie położnej. Poród nie postępował. Dwa dni dostawałam oksytocyne i miałam cesarkę. Bardzo polozne byly pomocne. Cesarka cudowna bez komplikacji. Po porodzie masz szkole zycia bo wszystko robisz sama:-) co prawda możesz liczyć na pomoc ale od razu robisz wszystko sama. To bylo dobre bo jak wróciłam do domu nie bylo szoku. Mam nadzieje ze ordynator katolik nie wróci. Jezeli nie wróci to na pewno znów chce w tym szpitalu przywitać dziecko :) mąż byl na cesarce. Pomagaly mk z karmieniem ale jak pokarmu nie bylo nikt nie robił problemu by dać mm. Chodziłam tez w tym szpitalu do szkoły rodzenia. Moje koleżanki rodziny na Madalińskiego naturalnie i tez sa zadowolone. Polecam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hej. Czy na salach poporodowych jest jeszcze stara część bez łazienek w sali?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wszystkie sale mają łazienki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika

Rodziłam w lutym 2019 z położną Anną Soszyńską - polecam (miła ale i konkretna). Szpital czyściutki, położne w 99% super - jak poprosisz o pomoc to pokażą, odpowiedzą. Ja osobiście po porodzie byłam na sali jednoosobowej co szczerze polecam - komfort przebywania z dzieckiem i mężem (może nawet tam spać) nieoceniony!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×