Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Malinowa_126

Mój chłopak nie wierzy w miłość na całe życie...

Polecane posty

Gość Malinowa_126

Jestem od 2,5 roku z chłopakiem, on jest już po 30-tce. Kiedyś miał okres, gdy często zmieniał kobiety, nie tyle potrzebował się wyszaleć, co była to pewnego rodzaju zemsta na kobietach, rozgoryczenie. Było to po zerwaniu zaręczyn z jego wieloletnią miłością. W jego przeszłości jest jeszcze jeden niechlubny punkt - ma dziecko, z kobietą, która nie była jego narzeczoną. Podobno go "wrobiła", tj. oszukała, że wciąż bierze tabletki "anty", a wyskok miał miejscu już po ich rozstaniu. To tyle w kwestii przeszłości. Jak już wspomniałam, od 2.5 roku jesteśmy razem. Dla niego wróciłam do zapyziałego, rodzinnego miasta, chociaż życie planowałam sobie ułożyć w dużym mieście, w którym studiowałam. Codziennie mamy kontakt telefoniczny, nawet po kilka razy, ale widujemy się 1-2 razy w tygodniu, bo on mieszka i pracuje kilkadziesiąt kilometrów od miasta. Ja mieszkam z rodzicami, on pół roku temu rozpoczął remont swojego mieszkania, w którym mamy razem zamieszkać. Jeszcze przed remontem spędzaliśmy tam ze sobą weekendy. Znam jego znajomych i rodzeństwo, ale nie znam wciąż jego rodziców. Kiedyś tłumaczył, że przedstawienie dziewczyny rodzicom jest dla niego bardzo wiążące, może dlatego...? :( Nie ma z jego strony rozmów o ślubie, planów na przyszłość, pt. dzieci, dom i pies... Do tego od samego początku utrzymuje kontakty ze swoją byłą dziewczyną, a teraz podobno tylko dobrą koleżanką. W każdym razie wczoraj się pokłóciliśmy o pewną sytuację. Na koniec spytałam go, czy byłby w stanie żyć beze mnie? Czy mógłby się po jakimś czasie zakochać i ułożyć sobie życie z kimś innym? On odpisał, że na pewno kiedyś jakoś, że ja na pewno też. I że nie chce tego robić. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi... Wielokrotnie mu mówiłam, że dla mnie jest całym światem, tym Jedynym, że on albo żaden. Z jego strony nigdy nie padały takie deklaracje, ale tłumaczyłam go, bo wiem, że ma problem z wyrażaniem uczuć. Zawsze słyszałam tylko "kocham", bez innych wyznań. Załamałam się, pamiętając słowa " nie szuka się kogoś z kim można żyć tylko kogoś bez kogo nie można żyć". Powiedział, że nie wierzy w utopijną jedną miłość na całe życie i gwarantuje, że ja też byłabym szczęśliwa z kimś innym. Twierdzi, że chce żebym była jego na zawsze, że tylko mnie chce, itp., itd., ale po tym co powiedział, ja czuję, że w każdej chwili mogę być zastąpiona kimś innym, że jest życie "po mnie"... Bardzo mnie tym zranił, wie, że jestem mocno emocjonalna, a miłość jest dla mnie najważniejsza. Czuję się okropnie, jak dodatek, a nie sens życia. Ja postawiłam wszystko na jedną kartę przyjeżdżając tu do niego, od 2 lat czekając aż wreszcie ze sobą zamieszkamy, mam teraz problemy z pracą, bo w moim mieście jest ogromne bezrobocie... Dałam mu z siebie wszystko, w zamian otrzymując wyznanie w stylu: z nikim innym nie chcę żyć, ale w ostateczności mógłbym... Proszę, pomóżcie mi racjonalnie ocenić, co mam o tym myśleć... Jestem zdruzgotana, on jest całym moim punktem odniesienia, a ja poczułam się w jego sercu tak mało ważna, do zastąpienia... Czy to jest z jego strony miłość czy wyrachowanie? Może po prostu potrzebuje mieć kobietę w domu, niekoniecznie mnie, po prostu jakąś kobietę?? Nie potrafię się od wczoraj pozbierać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość germanistka86
On ma rację. Jakbyście się rozeszli to za jakiś czas byłabyś w stanie ułożyć sobie życie z kimś innym. Też byłam w 8-letnim związku, przeżyłam rozstanie strasznie, a teraz po 1,5 roku jestem w stanie być z kimś innym. Tu wcale nie chodzi o uczucia na teraz. Pewnie Cię kocha. A te słowa: " nie szuka się kogoś z kim można żyć tylko kogoś bez kogo nie można żyć" ja odbieram bardzo pozytywnie. Byłoby miło coś takiego kiedyś od kogoś usłyszeć, bo to świadczy jednak o wielkim przywiązaniu i uczuciu tej drugiej osoby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Malinowa_126
Ale ja nie usłyszałam nigdy takich słów od niego, to cytat, który jedynie zapadł mi w pamięć. Bardzo mądry zresztą. Poza tym... uważam, że jeśli się kogoś naprawdę kocha, to w danym momencie nie jesteś w stanie wyobrazić sobie życia bez tej osoby. Wiadomo, że kiedy związki się kończą, ból mija i czas leczy rany to nagle się okazuje, że jednak można zacząć coś nowego. Ale w danym momencie, jeśli jest się zakochanym, to jest się święcie przekonanym, że to na wieki. Na tym polega miłość. Nie uprawiajmy asekuranctwa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość germanistka86
"W każdym razie wczoraj się pokłóciliśmy o pewną sytuację. Na koniec spytałam go, czy byłby w stanie żyć beze mnie? Czy mógłby się po jakimś czasie zakochać i ułożyć sobie życie z kimś innym? On odpisał, że na pewno kiedyś jakoś, że ja na pewno też. I że nie chce tego robić. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi..." Właśnie o tej sytuacji pisałam. W Twoim życiu wszystko kręci się wokół niego. Ukróć to trochę, bo możesz bardzo cierpieć. Wiadomo, że w danym momencie nie można sobie wyobrazić życia bez kogoś, ale Ty go zapytałaś o sytuację w przyszłości po rozstaniu. Naprawdę nie rozumiem, co on powiedział złego.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rapapatyuoja
Kochana sek w tym ze on cie moze i kocha ale wydaje mi sie ze to ty sie bardziej starasz tobie mocniej zalezy i on jest tak pewny swojej milosci ze nie boi sie uzyc takich slow w kazdym badz razie daj mu wreszcie odczuc ze nie jest jakims zasranym pepkiem swiata i ze mozesz bez niego zyc a wtedy to on bedzie sral po nogach zeby cie nie stracic!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Malinowa_126
Rapapatyuoja, to niestety nie działa, próbowałam. Z jego strony jest odbijanie piłeczki - mniej mojego zainteresowania = w to mi graj, więcej wolności! Zasada stymulacji nigdy nie zadziałała, a wręcz pojawiały się z czasem wyrzuty, że moje zainteresowanie nim zmalało, że skąd ta zmiana, że się psuje, itp. Za to z jego strony żadnych specjałów, niespodzianek. Jest tak, że jak ja czegoś extra nie wymyślę, nie zasugeruję, to on nie wpadnie na pomysł jakiejś ciekawej randki. Germanistko, jeśli on nie wierzy w jedną miłość na całe życie, to w sytuacji składania przysięgi małżeńskiej (oboje jesteśmy wierzący), wszystko co powie będzie jedną wielką hipokryzją? Coś na zasadzie: jak się popsuje, to można wyrzucić, bo zawsze można mieć nowe... No chyba, że myślał wyłącznie o sytuacji mojej nagłej śmierci... U naszych dziadków istniała inna mentalność - wierzyło się w miłość i związki do grobowej deski. Jak się psuło, to się naprawiało, a nie wyrzucało do kosza. Dlatego tak wiele było szczęśliwych i trwałych małżeństw... A teraz tylko egoizm, konsumpcjonizm i łatwizna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gryka88
Ma rację. Nie każdemu jest taka dana, a ocenić czy to było *to*, można chyba dopiero pod koniec życia. W większości przypadków sprawdza się powiedzenie, że nie ma ludzi niezastąpionych. Co najwyżej pozostaje albo zniechęcenie, albo wspomnienia :) Osobiście bałabym się deklarować komuś *na całe życie*, bo nigdy nic nie wiadomo. Stąd też zniechęcenie, albo obawa przed ślubem. Nigdy nie jestem pewna samej siebie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gryka88
Zastanawiam się czy trwałość małżeństw naszych dziadków wynikała z tego, tak jak wszyscy trąbią, że wtedy ludzie woleli naprawić związek niż *wyrzucić coś, co się popsuło*. To były inne czasy. Rozwody, przynajmniej w wiejskim otoczeniu, były *plamą na honorze*. W bardzo hermetycznym i religijnym otoczeniu, takie osoby były tak jakby napiętnowane - zwłaszcza kobiety. Co do tych ostatnich, mając dzieci i dom na głowie, nie były w stanie same się utrzymać, nie mówiąc o prowadzeniu gospodarstwa rolnego. Może w wielu przypadkach to pragmatyczne podejście do życia trzymało ludzi ze sobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość germanistka86
No ja do tego podchodzę trochę inaczej. Mi się wydaje, że podobnie do niego. Też przeżyłam rozstanie po latach. Z jednej strony wierzę, że można przeżyć z kimś całe życie, ale dwie osoby muszą się bardzo starać. Z drugiej strony nic na siłę. Jeśli bardzo się psuje, mam na myśli naprawdę poważne rzeczy, a nie jakieś błahostki to nie warto ciągnąć związku dalej. Trzeba walczyć owszem, ale nic na siłę. Kiedyś miałam podobne podejście do Twojego i dużo mnie to kosztowało, bo cierpiałam strasznie po rozstaniu. Doświadczenia zmieniają człowieka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja też by, nie chciała słyszeć takiej odpowiedzi, ale też to bardzo ryzykowne pytać kogoś o to, tak jakby z jego strony to nie była prawdziwa miłość, pytasz kogoś o to co jest tu i teraz, a teraz on powinien Cię kochać na tyle, że nie wyobrażałby sobie życia bez ciebie ;)ja to rozumiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×