Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość blogowicz frutti

Blog faceta

Polecane posty

Gość blogowicz frutti

Na początku znajomości, zanim zaszła w ciążę, zanim się pobraliśmy, seks był niczym ekstaza. Kochaliśmy się dosłownie wszędzie. W samochodzie, na łonie natury, pod lasem, w lesie, nad rzeką, nawet niemal na cmentarzu bo akurat nam się zachciało. Jednak najczęściej przez nas odwiedzanym miejscem był stary dom jej rodziców. Ukradkiem brała klucze z domu i jechaliśmy tam, aby oddać się temu co lubiliśmy najbardziej. Większość par, na początku swojej znajomości jest zafascynowana sobą, szczególnie swoją seksualnością. My też tacy byliśmy. Spotykaliśmy się głównie po to, aby móc być ze sobą. Czy rozmawialiśmy wtedy? Szczerze powiem, że nie pamiętam. Nie poruszaliśmy jakichś wzniosłych tematów, naszym głównym celem było być obok siebie, czuć swoje ciepło, bliskość, i odczuwać to co każdy pragnie odczuwać gdy jest zakochany. Muszę przyznać, że wtedy pragnęliśmy siebie chyba najbardziej jak tylko można. Oczywiście dla większości par, czas kiedy się poznają, pierwsze miesiące, wygląda dokładnie tak samo. Uwielbienie, zachłyśnięcie się sobą, swoją seksualnością. Nie ma czasu na rozmowę, wspólne spędzanie czasu polegające na czymś innym niż tylko seks. Taka to już natura człowieka i tu każdy się chyba ze mną zgodzi. Nasz seks był niemal idealny do czasu. Kiedy zaszła w ciążę, te parę miesięcy kochaliśmy się, ale jakby to wszystko powoli ostygało. Wtedy tego w ogóle nie zauważałem. Mając na uwadze jej stan, samopoczucie, tłumaczyłem to wszystko po prostu tym, że jest w ciąży. Ponieważ zaczęła się zachowywać bardzo nerwowo, zdarzało się, że po prostu nie kochaliśmy się jak dawniej niemal codziennie, a raz na tydzień, czy dwa. Po pewnym czasie, głównie ze względu na jej stan wcale. Rzecz najzupełniej normalna. Każdy człowiek wie, że seks może w pewnym okresie ciąży spowodować akcję porodową, stąd po prostu nie kochaliśmy się. Kiedy urodziła się nasza córeczka, wiadome było, że jest okres tak zwanego połogu, gdzie kobieta z natury nie może się kochać bo ją po prostu wszystko boli. Gdy już wszystko było w porządku, nie kochaliśmy się tak jak dawniej. Najpierw, bo ją jeszcze boli, potem bo się boi znowu zajść w ciążę, bo ją boli głowa itd. Zwykłe, normalne wymówki. W końcu jednak po paru miesiącach zaczęła zażywać tabletki antykoncepcyjne i wydawało mi się, że nasze życie seksualne zacznie się z powrotem rozwijać. Po porodzie, jeśli już w ogóle mieliśmy cokolwiek do czynienia ze sobą to nigdy nie kochaliśmy się w taki sam sposób jak przed. Nie czułem od niej tego samego pożądania co kiedyś. Wtedy nawet nie myślałem o tym jak często się kochamy, czy jak to wszystko ogólnie wygląda, bo zbyt często się kłóciliśmy. Kiedy się pokłóciliśmy, zdarzało się, że nie kochaliśmy się nawet przez parę dni a nawet tygodni. O ile na samym początku naszej znajomości żona nie miała z niczym problemów, o tyle po porodzie, oprócz innych problemów pojawił się jeszcze jeden. Mianowicie bardzo rzadko zdarzało się, że miała orgazm, a jeśli miała, to zupełnie inaczej to wyglądało. Próbowałem z nią o tym porozmawiać. Jedynym jej tłumaczeniem było to, że w momencie gdy zaczynamy się kochać to na początku czuje podniecenie, a potem nagle jej to wszystko przechodzi i już nie może się skupić na tym co robimy. Próbowała swoją reakcję tłumaczyć strachem przed ponownym zajściem w ciążę, zmęczeniem, stresującym dniem, kłótniami i jeszcze kilkoma rzeczami, których nawet nie pamiętam. Jej oschłość, niechęć do zbliżeń, brak zaangażowania, gwałtowny spadek ochoty na seks już w trakcie zabawy, to wszystko o czym mówiła usiłowałem sobie wtedy wytłumaczyć tym, że w końcu przecież urodziła naszą kochaną córeczkę i jeszcze nie doszła do siebie. Nie pomagała ani kąpiel przy świecach, ani wystrojona lampeczkami sypialnia, ani żadne moje pomysły, na pobudzenie do aktywniejszego życia seksualnego. Ponieważ nasze łóżkowe ekscesy były tak sporadyczne jak tornada w Polsce, zacząłem coraz mocniej odczuwać jej niechęć do mnie i do tego co nazywa się małżeńskim seksem. Mijały kolejne miesiące, nasze życie seksualne było takie sobie. Kochając się z nią czuć było w powietrzu jak robi to na siłę. W końcu i mnie przestało to sprawiać przyjemność i jeśli już w ogóle kochaliśmy się, to chyba tylko po to aby zaspokoić organizm a nie umysł czy serce. Praktycznie w ogóle nie angażowała się w nic co można nazwać pożądaniem. Nie ubierała ładnej bielizny do łóżka, której miała pełne szafy, nie okazywała w ciągu dnia niczego co można nazwać pożądaniem. Skończyły się przytulania w kuchni, podszczypywanie, miłe słówka, jakakolwiek zachęta do tego aby w końcu wylądować w łóżku, na podłodze czy na stole w kuchni. Wspominanie o jakimkolwiek sposobie pobudzenia fantazji, zakładania ładnej bielizny, wymyślenia czegoś fajnego, obejrzenie filmu, poczytanie czegoś, wszystko to kończyło się jedynie kłótnią, aż w końcu nawet wyzywaniem mnie od zboczeńców. Jedyne w czym była dobra wtedy, to we wszczynaniu kłótni o byle co. W końcu któregoś dnia powiedziała, że nie będzie więcej jadła tabletek antykoncepcyjnych bo i tak się nie kochamy. Gdy już przestaliśmy mieszkać ze sobą, a nasze kontakty ustały, w końcu dowiedziałem się od niej o tym co wtedy podejrzewałem. Moja, jeszcze wtedy żona, wyznała mi, że tylko na początku naszej znajomości było jej dobrze. Później, czyli po zajściu w ciążę, porodzie i w trakcie mieszkania razem, nigdy nie miała orgazmu, a jeśli już to wszystko było udawane. Jak mogłem się wtedy poczuć? Po prostu źle. Czułem się oszukany na całej linii. Po co oszukiwać w swoim własnym małżeństwie? Nie lepiej porozmawiać o tym? Pójść do seksuologa? Pooglądać filmy o takiej tematyce jeśli wyobraźnia przestała działać, poczytać artykuły, nawet przejrzeć kamasutrę jeśli brak pomysłów. Dlaczego kobiety kłamią? Nie wiem. Wiem natomiast jedno. Jeśli w związku życie seksualne zaczyna zanikać, psuć się, należy bezwzględnie zaraz próbować coś z tym zrobić. Jeśli ktoś nie chce, widocznie mu wcale na tym nie zależy, jej na pewno nie zależało. Poza tym, trudno będzie w przyszłości uwierzyć, że kolejna kobieta w tej kwestii nie kłamie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blogowicz frutti
Piwo, koleżanka i koniec z seksem Od samego początku naszej znajomości, jednym z elementów spędzania wolnego czasu były kolacje. Jeśli jechaliśmy gdzieś do knajpki, zawsze oprócz ciekawych dań jakie zamawialiśmy, dodatkiem, który towarzyszył niemal każdej kolacji było wino. Regułą było to, że to ona korzystała z lampki wina. Ja niestety z racji tego, że byłem tzw. kierowcą nie piłem żadnego alkoholu. Nie upijała się, lecz wiadomo jest, że czasem lampka wina może człowiekowi zamieszać w głowie. Wtedy nie zwracałem uwagi na ten fakt, wręcz byłem zadowolony, że moja ukochana śmieje się, jest zadowolona i ma dobry humor. Gdy już zamieszkaliśmy razem, kolacje jakie jej przygotowywałem, również były wzbogacone o wątek winiarski. Na samym początku większości kolacji towarzyszyła lampka wina, dobry humor i jakaś tam, rozmowa, zabawy w łóżku, etc. Szybko jednak, z racji tego, że między nami zaczęły się różnego typu kłótnie, tylko te kolacje, będące wspólnymi, były okraszone lampką wina. Czasem zdarzało się, gdy przygotowałem ukochanej kąpiel, dostała do rączki kieliszek, i siedziała sobie w wannie z winem przy świecach. Oczywiście takie dni z czasem należały do rzadkości, bo przygotowywane przeze mnie kolacje, czy kąpiel były jedynie wtedy gdy się nie kłóciliśmy i między nami były te powiedzmy „dobre dni. Nie twierdzę, że tylko żona raczyła się lampką wina. Ja też, o ile spędzaliśmy go przy wspólnej kolacji. Żona miała zwyczaj, że w każdą środę jechała sobie z koleżanką do solarium. Cieszyłem się, że po solarium miała zawsze dobry humor. Potem, gdy zdarzało się, że dwa razy w tygodniu robiła wypad do solarium, a w inny dzień wypadała na chwilkę do koleżanki mieszkającej parę ulic dalej, zauważyłem, że humor jej zaczyna coraz bardziej dopisywać. Ponieważ z każdym miesiącem kłótnie stawały się coraz bardziej nie do zniesienia, każde jej wyjście było „zbawieniem. Mogłem wtedy w spokoju posiedzieć, zrobić coś pożytecznego, czy chociażby pobawić się z córeczką gdy nie mogła zasnąć, nie czekając aż żona powie coś co zwali mnie z nóg. Schemat był mniej lub więcej taki, że przychodziłem z pracy, kąpałem lub kąpaliśmy córeczkę, potem ona przygotowała jedzonko, a ja karmiłem maleństwo. Najczęściej ja usypiałem bobaska, bo moja ukochana nie miała do tego zbyt wiele cierpliwości. Gdy córeczka zasypiała i była powiedzmy godzina 20:00 ukochana wychodziła do solarium lub do swojej koleżanki. Pewnego dnia, wróciła około 22:00, bardzo wesoła i uradowana. Zapytałem ją czy dwie godziny w solarium to nie za dużo, bo z reguły jej wyjście, a raczej wyjazd do solarium trwał z godzinkę lub nieco krócej. Trzeba przyznać, że to całe solarium, było jakieś 5 minut od naszego mieszkania. Znając jednak podejście żony do transportu, rzeczą normalną było, że nigdy nie chciało się jej iść na nogach i zawsze jechała samochodem. W ten niezapomniany wieczór, żona na pytanie dlaczego tak długo siedziała w solarium, opowiedziała mi, że jak zwykle odwiozła koleżankę pod blok i sobie tam chwilę posiedziały przy piwku. Zapytałem ją czy aby jest poważna, bo przecież jeśli złapie ją policja to zabiorą jej prawo jazdy i skończy się cała zabawa w kierowcę. Dodam, że wcześniej nie przyznała się do tego, że popija z koleżanką po solarium. „E tam, już raz nas złapał taki fajny policjant, ale znam go. Trochę, żeśmy pobajerowały i puścił nas. Nic się nie stanie, nie raz tak wracałyśmy. Boisz się jak dziecko. Tchórz jesteś i tyle. „Co to znaczy nie raz? zapytałem „No czasem piwo, czasem winko. Wiesz jak lubię dobre winko uśmiechnęła się i opowiedziała, jak to raz wypiły całą butelkę wina w aucie. Jej uśmiech i to co mówi, w pierwszej chwili ironicznie mnie rozbawił. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy na ten temat i poprosiła abym przygotował jej kąpiel. Szczerze powiem, że po wysłuchaniu historii o tym jako to razem z koleżanką najpierw chleją piwsko czy wino w aucie jak jakieś małolaty, a potem bajerują policjantów żeby im nie wlepili mandatu czy jeszcze gorzej, odechciało mi się jakiegokolwiek miłego wieczoru. Poszła się rozebrać a ja zostałem sam w łazience. Przygotowując kąpiel, zacząłem analizować to wszystko co mi powiedziała, o co się kłóciliśmy. Przypomniałem sobie kłótnie o moje wyjścia do kiosku po fajki, kłótnię o pogaduchy z kumplem, po której powiedziałem mu, że nie ma sensu aby mnie odwiedzał bo i tak nie wyjdę z mieszkania. Zacząłem się zastanawiać nad tym, że ona przecież zawsze wraca od koleżanki uśmiechnięta i z ochotą na cokolwiek. Zacząłem sobie przypominać każdy udany wieczór, któremu towarzyszyła lampka wina i jej dobry humor. Przygotowywałem kąpiel. W pewnym momencie ona weszła do łazienki. Ubrana w śliczną, koronkową bieliznę, dała mi przemiłego całusa i poprosiła abym ją rozebrał. Być może chciała mnie przeprosić, lecz niestety źle trafiła. Byłem wściekły całym zajściem. że ona ciągle gdzieś wychodzi, a ja nigdzie nie mogę wyjść. Zdenerwowany również tym, że nagle, po wielu rozmowach dotyczących podratowania naszego życia seksualnego i tym, że praktycznie zawsze naszym igraszkom towarzyszy lampka wina (akurat wtedy to wszystko skojarzyłem ze sobą), powiedziałem do niej: „Wiesz co, zachowujesz się z tą swoją koleżanką jak małolata, pijesz z koleżanką w aucie, jeździsz na, potem przychodzisz i masz ochotę na zabawę. Nie będę nic z tobą robić, bo jesteś pijana. Potrzebujesz się napić, żeby się ze mną kochać? Daj mi spokój. Wtedy pokłóciliśmy się i wyszła z łazienki. Zaraz potem dotarło do mnie, że musiało się jej zrobić przykro. Próbowałem ją przeprosić ale nic z tego nie wyszło. Od tamtej pory nigdy więcej nie ubrała się tak ładnie a nasz seks był jeszcze gorszy niż przed tym wydarzeniem. Z resztą tego czasu nie było zbyt wiele bo niedługo po tym wydarzeniu wyprowadziłem się z mieszkania. Nie wiem czy powinienem tak postąpić. Na pewno te słowa były dla niej przykre i po tej sytuacji jeszcze wielokrotnie ją przepraszałem. Potem już nigdy nie ubrała się do łózka tak ładnie. Nie winię jej za to. Mogłem się powstrzymać przed zjechaniem jej na drobne. Ale ta cała sytuacja była tak denerwująca, że był to jeden z niewielu momentów, gdzie powiedziałem do niej co o tym wszystkim myślę. Może wcześniej nie przeszkadzało mi to, że można wypić lampkę wina, iść do łóżka i kochać się. Teraz jednak, patrząc wstecz, wydaje mi się, że za każdym razem gdy było fajnie, nie była to jej miłość, pożądanie, a raczej wpływ alkoholu. Wydaje mi się, zwłaszcza, po tym gdy dowiedziałem się o udawanych przez nią orgazmach, i wielu innych faktach, że cała zabawa w seks była jedną wielką tragikomedią. Kobieta musiała się napić, żeby kochać się ze mną. To dopiero jest przykre. A najgorsze jest to, że nieświadomie w tym jej pomagałem, bo wydawało mi się, że jest szczęśliwa. Po tym wydarzeniu, zapytałem ją dlaczego musi się napić, żeby się kochać ze mną. Jedyne co powiedziała to, chyba tylko tyle, że przecież to nic takiego i „bo wtedy mam większą ochotę. Czy to jest całkowicie normalnie? Nie wiem, chyba nie do końca, no ale, z pewnością znajdą się tacy, którym to nie przeszkadza. Ja z kobietą „na rauszu już bym na pewno nie poszedł do łóżka, bo zastanawiałbym się co tym wszystkim kieruje, jej pożądanie, czy wyłącznie zawartość krwi w alkoholu. Jeśli w ogóle, to chyba bym się dwa razy nad tym zastanowił co się dzieje. Alkohol może i daje rozluźnienie i pozwala miło spędzać czas, ale gdy zaczyna być „lekarstwem na cokolwiek, a tym jak sądzę był dla mojej ukochanej, należy się dobrze nad sobą zastanowić. Alkohol szczególnie w nadmiarze, jest ogólnie problemem ludzkości. Gdy zauważymy, że staje się nieodłącznym dodatkiem do spraw między kobietą a mężczyzną, trzeba się dobrze zastanowić nad partnerką, czy partnerem. Kto wie, co takie uciechy kryją

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blogowicz frutti
Zrób mi drugie dziecko a dam ci święty spokój Wybiegając nieco w przyszłość opowieści o moim małżeństwie, bo aż do momentu, w którym już nie mieszkaliśmy razem, chcę Wam opowiedzieć historię, która niestety zdarzyła się naprawdę. Gdy już rozstaliśmy się na dobre, ona mieszkała u swoich rodziców, ja u swoich. Czasem rozmawialiśmy przez telefon na temat naszej córeczki, o tym jak się czuje, czy i kiedy mogę do niej przyjechać. Pewnego piątkowego popołudnia zadzwoniłem do niej, aby umówić się na spotkanie z córeczką, ale nie odebrała. Potem zauważyłem, że dzwoniła. Oddzwoniłem, ale znów nie odebrała. Akurat siedziałem w pokoju, gdy ponownie zadzwonił telefon. Odebrałem. Trochę dziwnym głosem, bardzo spokojnym, powiedziała, że musi ze mną porozmawiać. Myślałem, że chodzi o nas, że może chce abyśmy się jakoś dogadali i zaczęli żyć razem jak normalna rodzina. Tymczasem ona zaczęła. „Wiesz co, w sumie nic takiego nie chciałam. Mam do Ciebie sprawę, ale to może jak się spotkamy. „Nie powiesz mi co chciałaś? zapytałem. „Nie, to nie rozmowa na telefon odpowiedziała. „To czemu do mnie dzwonisz, zaczynasz mówić, a potem nie kończysz. No powiedz, proszę co chciałaś mi powiedzieć kontynuowałem „Nie, jak się spotkamy to ci powiem „Proszę, powiedz bo nie wytrzymam, nie zaczynaj a potem mów, że jednak nie powiesz nalegałem. „Wiesz co, może zrobisz mi dziecko, a ja ci podpiszę papiery, że nic nie chcę od ciebie powiedziała Zamurowało mnie. To co usłyszałem od swojej żony, po prostu nie mieściło mi się w głowie i całkowicie nie pasowało do wzorców pojmowaniu tego świata. Myślałem, że to co usłyszałem od niej to jakiś żart. „Co takiego? zapytałem zszokowany „No zrobisz mi dziecko, bo chcę mieć drugie, a ja ci podpiszę papiery, że nie chcę żadnych alimentów, ani pieniędzy potwierdziła „Tak po prostu? zapytałem „Tak, będę miała dwójkę dzieci a ty nie będziesz miał żadnych problemów powiedziała „Chyba jaja sobie robisz i zacząłem się śmiać. „No co się śmiejesz? Nie głupi pomysł? Chcę mieć drugie i tyle, po co mam prosić kogoś skoro mogę ciebie. - „Czy ty słyszysz w ogóle co do mnie mówisz, kobieto? Chcesz, żebym zrobił ci kolejne dziecko a ty nic nie będziesz za to chciała i dalej będziemy tak żyć po prostu jakby się nic nie stało? Chyba cię popierdoliło, że ja mam być dla ciebie jakimś bykiem rozpłodowym. Zastanów się dobrze nad tym co powiedziałaś! i odłożyłem telefon. Wtedy, do wieczora wypaliłem wszystkie papierosy jakie miałem. Mieliśmy się spotkać, nie spotkaliśmy się. Miałem jechać do córeczki, nie pojechałem. Byłem wściekły z jednej strony, z drugiej zaś, tak skołowany, zszokowany, zdziwiony i diabli wiedzą jeszcze jaki, że osoba, którą kochałem potraktowała mnie jak rozpłodowego byka a nie jak wtedy jeszcze męża. Nie miałem ochoty w ogóle jej widzieć. Wysłałem jej jeszcze kilka smsów o tym co wtedy myślałem. Bez odzewu. Potem gdy się spotykaliśmy, uciekała od tego tematu. Dopiero gdy raz poszliśmy do psychologa, zapytana dlaczego mi to zaproponowała, powiedziała że z resztą to temat na kolejny artykuł. Zastanawiałem się wtedy jak chora psychicznie może być kobieta, która nie dość, że zachowuje się jak jakiś tyran, to jeszcze tak po prostu, ze spokojem w głosie, proponuje coś takiego. Najgorsze, że w ogóle nie byłem świadom tego co miało nastąpić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Donna Pelagia
A ona cię wydyma, bo alimenty zasądzi państwo na korzyść dziecka. Ona będzie tylko prawnym opiekunem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×