Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Anielkaaaaaa

Kto osiągnie szczęście - one czy ja?

Polecane posty

Gość Anielkaaaaaa

Ostatnio kilka moich koleżanek, będących w długoletnich związkach i o których sądziłam (zresztą pewnie nie tylko ja), że są w tych związkach szczęśliwe, zdecydowało się na zakończenie tych związków i rozpoczęcie nowych. Mówiąc wprost, wyglądało to mniej więcej tak: koleżanki były w kilkuletnich związkach, wszyscy dookoła sądzili, że ich związki są szczęśliwe i udane, potem kogoś poznawały i ulegały zauroczeniu do tego stopnia, że kończyły swoje długoletnie relacje, rozpoczynając jednocześnie te nowe, świeże, ekscytujące. Nie wiem, jak się do tego odnieść, podziwiać je za odwagę i zdecydowanie, czy dziwić się, że postawiły wszystko na jedną kartę. W końcu gdyby w ich związkach naprawdę źle się działo, to zakończyłyby je jeszcze przed poznaniem tych „nowych, tzn. obecnych partnerów. A może to strach przed samotnością? Albo „nowy facet uświadomił im, że związek, w którym tkwią, to nie to? Teraz ciężko jest powiedzieć, czy podjęte przez nie decyzje były słuszne, bo na razie wszystkie są szczęśliwe, lecz ich obecne związki trwają dopiero kilka miesięcy. Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiam? Otóż sama jestem w idealnym na pozór związku, który przechodzi trudne chwile i ostatnio wystawiany był co jakiś czas na próbę. I też poznałam kogoś, kto jest teraz moim kolegą, super mi się z nim gada o wszystkim, poprawia mi humor i wiem, że mu się podobam. Ale mimo to nie odeszłam (i nie mam zamiaru odejść) od mojego partnera. I zastanawiam się, czy w porównaniu z moimi koleżankami jestem zwykłym tchórzem, czy też mam więcej zdrowego rozsądku. Czy one będą szczęśliwe, gdyż podjęły ryzyko i odeszły od swoich długoletnich partnerów, czy ja osiągnę szczęście, trwając przy swoim partnerze i próbując wraz z nim naprawiać to, co psuje się w naszym związku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sama sie nad tym zastanawiam
bo mam podobną sytuację. na razie czekam na rozwoj sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
gdyby wszyscy uciekali z budowy gdy cos sie spierdoli to co by bylo ? jedno wielki gówno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja własnie po kryzysie
To zależy o co się kłócicie, hm? Jeśli o rzeczy, które można zmienić, to walczcie o siebie. Czego potrzebujesz w związku? co dostajesz, a czego Ci brakuje? Ja się chwilowo rozstałam ze swoim, ale długo nie wytrzymaliśmy, bo płakaliśmy po kątach, że jednak więcej nas łaczyło niż dzieliło. Szczerze pogadaliśmy, co jest dobre, a z czym nam ciężko i dogadaliśmy się, że jednak chcemy walczyć o siebie. Ja staram się zrozumieć jego a on mnie i oboje idziemy czasem na kompromis. On zrezygnował z czegoś ważnego dla siebie dla mnie, a ja podobnie. Po kryzysie na nowo się doceniamy, jest nawet lepiej niż przedtem, tak dojrzalej, uczucie się pogłębiło, bo wiemy teraz co mogliśmy stracić :) nie jest się z kims tylko na dobre, ale i na złe też, grunt to żeby się szanować i doceniać :) Kochasz go? Wiesz, że miłość to nie motyle w brzucu i zakochanie? Miłość zaczyna się wtedy, gdy zakochanie mija... Miłość do DECYZJA, a nie same uczucia, które są zmienne z dnia na dzień. ... "Miłość nie szuka swego, wszystko przetrwa, miłość nigdy nie ustaje..."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość troche infantylne to pytanie
Pytasz nas, jakby ktokolwiek mógł to wiedzieć, nikt nie jest wyrocznią. Można jedynie na innych przykładać zakładać różne scenariusze. Trzeba najpierw przyjać fakt, że na początku zawsze jest ładnie, pięknie, druga osoba jest ideałem wszystkiego i w ogóle. Ale zauroczenie wiecznie nie trwa i potem już zaczynają się schody. Niektórzy przez to ciągle zmieniają partnerów, bo "się odkochali", a to bzdura. Albo się kogoś kocha, albo nie. Jak ktoś się "odkochuje" to znaczy, że wcale nie kochał, tylko pomylił to z zakochaniem. O związek trzeba stale dbać, jak o ogródek, wtedy związek się rozwija mimo zmian. Każdy związek MA ETAPY i ewoluuje, co nie znaczy, że jest gorszy, po prostu inny, dojrzalszy, bardziej przyjacielski.... Jeśli szukasz motyli, to zastanow się czy naprawdę kochasz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak w ogolee.
ile masz lat Ty i Twoje koleżanki? oraz ci faceci?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość za malo danych,
pytanie czy tylko "znudzilo sie" czy jestesmy w toksycznym zwiazku Wasz wiek, staz, powod rozstania itepe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anielkaaaaaa
Kłócimy (kłóciliśmy?) się o rzeczy, które oboje postanowiliśmy zmienić. Ja zrezygnowałam z czegoś bardzo dla mnie ważnego i sądziłam, że on tego nie docenia, że tylko ja się poświęcam i z czegoś rezygnuję. Ale dziś wiem, że on też postanowił duuuużo w swoim życiu zmienić. Dla mnie. I myślę, że nie są to tylko puste słowa, "obiecanki-cacanki", bo widzę zmianę także w jego zachowaniu, nastawieniu. Wydaje mi się, że podjęłam dobrą decyzję, próbując ratować związek, choć początkowo miałam wrażenie, że tylko mnie na tym zależy, a wiadomo, że naprawianie relacji ma sens tylko wtedy, gdy zależy obu stronom. Ale dałam mojemu chłopakowi trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego i widzę, że jemu też zależy, żeby było między nami dobrze. Wcześniej tylko o tym mówił, a teraz widzę, jak zmieniło się jego nastawienie. Jasne, wiem, że nikt nie jest tu wyrocznią, ale zdaję sobie sprawę również z tego, jak mogło zabrzmieć to, co napisałam. Dlaczego założyłam ten wątek? Wbrew pozorom wcale nie oczekiwałam rad. Chciałam się dowiedzieć, jakie jest zdanie innych, czy kończenie wieloletniego związku pod wpływem silnego zauroczenia i przysłowiowych "motyli w brzuchu" w imię budowania wątpliwego szczęścia jest w porządku. Czy to może ja jestem jakaś głupia i zamiast - wzorem koleżanek - odejść z kimś nowym, fascynującym, z kim wszystko jest piękne (ale tak jest na początku każdego związku), podejmuję trud naprawiania tego, co się zepsuło. Jeśli chodzi o wiek, to wszyscy mamy 22-28 lat. Mój związek trwa ok. 2,5 roku. Koleżanki były w związkach (tych zakończonych) ok. 4-5 letnich, a z nowymi partnerami są od 3-5 miesięcy. Powody rozstania w każdym przypadku były takie, że pojawił się ktoś nowy, kto im daje szczęście i kto uświadomił im, że tamten związek to nie było to. Przynajmniej każda z nich tak twierdzi. Ale szczerze mówiąc ja też nie zauważyłam, by przed poznaniem tych "nowych" w ich długoletnich związkach działo się źle, więc może rzeczywiście jest dokładnie tak, jak mówią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×