Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Toksyczna miłość

Polecane posty

Gość gość

Cześć wszystkim, Chciałam się przywitać i opowiedzieć swoją historię. Na pewno znajdzie się sporo osób, które spotkał podobny los i może doradzicie mi, jak się pozbierać. Ale może od początku. Jakoś nigdy nie miałam specjalnie szczęścia do związków. Mimo, że zawsze trwały dość długo, nigdy nie kończyły się happy endem. Rok temu, w czerwcu, zmieniłam pracę. Byłam wtedy rok po rozstaniu i z nikim się nie spotykałam. T. podobnie. Od samego początku dawał mi do zrozumienia, że jest mną zainteresowany. Powoli zaczęliśmy się spotykać. Nic sobie nie obiecywałam, ale było pięknie. Kwiaty, kawa w łóżku, piękne słowa... No miód po prostu, aż nie mogłam uwierzyć. Facet starszy co prawda o 8 lat, z przeszłością i córką z poprzedniego małżeństwa, ale ja też po rozwodzie. Zaczął mnie namawiać do tego, żebyśmy na poważnie wzięli ten związek, pomyśleli o dziecku. Szybko się do mnie wprowadził. Na początku oczywiście sielanka. Ale po czasie coś zaczęło mnie niepokoić. Mianowicie on stracił pracę. Ale nie specjalnie garnął się do szukania nowej. Ja wtedy całkiem nieźle zarabiałam, więc tematem za bardzo się nie przejęłam. W dodatku okazało się, że jestem w ciąży. I wtedy zaczęły się awantury. Najgorsze było to, że nic z nich nie wynikało. Zero porozumienia. Dwa kanały, ja mówiłam do jednego, on do drugiego i nijak się nie mogliśmy spotkać. W końcu doszłam do wniosku, że nie będziemy się męczyć i pójdziemy na terapie. Troszkę niby pomagała, ale relacje między nami nadal nie były dobre. W końcu dostałam krwawienia. Diagnoza - ciąża zatrzymana. Poronienie, zabieg. Wtedy jakoś tak nawet więcej wsparcia okazał. I postanowiliśmy, że jakoś przetrwamy i damy radę. Ja byłam wtedy na l4 w pracy. On jednak nadal nie myślał o tym, żeby coś ogarnąć, natomiast bez reszty oddawał się swojej pasji - jeździe konnej i piciu z kolegami. Powoli zaczynałam mieć dość. W dodatku czułam, że nie jest ze mną szczery. NIgdy nie wiedziałam, gdzie tak naprawdę jest i z kim. Podjęłam decyzję, że się rozstaniemy. On nie chciał. Ale co najlepsze, okazało, że ma mnóstwo tajemnic przede mną. Np to, że wszędzie ma od cholery długów. Komornicy, nie płacone alimenty, providenty. Jego wytłumaczenie było takie, że to jego sprawy, a mnie nic do tego. Wyprowadził się. To było przed samym nowym rokiem. Po miesiącu zadzwonił. Powoli znów zaczęliśmy się spotykać. W tym czasie, kiedy nie byliśmy razem, zatrudnił sie w stajni u dziewczynki, która zakochała się z nim. Mówił, że on do niej nic nie czuje, że jest za młoda, brzydka itp itd. Uwierzyłam. Wróciliśmy do siebie, ale on ciagle pracował daleko, widywaliśmy się raz w tyg. I w między czasie znów okazało się, że jestem w ciąży. Chorowałam wtedy, więc było to prawie niemożliwe, a jednak.... Załamałam się. Nie chciałam zajść w tę ciążę. Ale obiecywał, że wszystko uporządkuje. I wszystko niby powoli zaczęło się układać, prawie znalazł pracę w okolicy mojego domu, miało być znowu pięknie. Ale nie, kilka dni temu zadzwoniła do mnie ta dziewczyna. Zapytała, czy on jest ze mną, bo ona nie wie, na czym stoi. Podobno są razem od października, mieszka u niej, byli razem nad morzem i być może nawet jest w ciąży... Nogi się pode mną ugieły.,, Zaprzeczył. I ciągle ma z nią kontakt. Obiecał, że nigdy więcej tajemnic, a kasuje smsy. Dzwoni do niej. Kiedy pytam po co, mówi, że szukam awantury. Nie potrafię mu już zaufać. Pokłóciliśmy się i wrzeszczał na mnie strasznie. Mówił, że moge usunąć ciążę. Ze chce spokoju i ma wszystkiego dość i niczego absolutnie nie wyjaśnił. Kiedy ja się domyślam czegoś, co pewnie jest prawdą, on reaguje furią, jeśli tylko mam czelność zapytać. A ja jestem w 4 miesiącu ciąży. Martwię się o dziecko. Boję się o nas obydwoje (lub obydwie, bo jeszcze nie znam płci) Dodam, że przy nim całkowicie się spłukałam, bo to ja utrzymywałam nas obydwoje. I myślę sobie, że to chyba ze mną jest coś nie tak. Jeszcze nigdy nie czułam się tak podle. Wstydzę sie, że znów mu zaufałam. I że teraz nie wiem, jak poradzić sobie z myślami. A bywają tragiczne.. I za cholerę nie umiem zrozumieć, jak to jest, że rozum mi mówi, że powinnam wiać od niego jak najdalej, a serce ciągle szuka dla niego usprawiedliwień?? Gdyby ktoś opowiedział mi taką historię, powiedziałabym, że ten człowiek to jakaś pomyłka i nie mogłabym się nadziwić, że można tyle czasu wytrzymać z kimś takim. Jak się wyleczyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dokladnieeeee
Jedyna metoda na wyleczenie- zerwanie kontaktu i konsekwentne trzymanie sie tego. Dasz rade, wychowasz dziecko bez patologicznego ojca. Nie skazuj go na takie dziecinstwo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Muszę dać radę. W końcu ta mała istotka mnie potrzebuje. Chociaż mimo tego, że nie byłam szczęśliwa, że jestem w ciąży, teraz mam wrażenie, że to ja jej bardziej potrzebuję :) Tylko muszę znaleźć sposób, żeby przetrwać te najtrudniejsze chwile. On jeszcze ma u mnie rzeczy i prędzej czy później będę musiała się z nim rozmówić... Ciary mnie na samą myśl przechodzą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×