Gość gość Napisano Wrzesień 18, 2013 Jakiś czas temu opisałam na forum sprawę mojego brata, który przez błąd lekarski, ma bardzo poważne problemy ze zdrowiem. Od razu zaczęłam dostawać anonimy (domyślałam się, że od Pani doktor, której sprawa dotyczyła, albo jej znajomych), dość obraźliwe, z wyzwiskami i pogróżkami… W skutek czego administrator usunął wątek, pozostawiając lekarzy bezkarnych…. (Dlaczego na forum, a nie w szpitalu? Wszystko wyjaśnię). Mój kilkuletni brat trafił do szpitala z bardzo powszechną i lekką chorobą. Jednak wiadomo, lepiej położyć dziecko na kilka dni do szpitala, żeby mu zrobili wszystkie badania niż czekać miesiącami w kolejce na te same wyniki. Po paru dniach okazało się, że dziecko dostało zapalenia mięśnia sercowego, co było dla nas wszystkich strasznym zaskoczeniem. Brat trenuje karate, gra w piłkę nożną, siatkówkę od lat (jednym słowem jest bardzo aktywny fizycznie) i nigdy nie miał najmniejszych problemów z sercem, a badany jest regularnie. Lekarze próbowali wmówić nam, że to wada wrodzona, coś z zastawką. Gdy wyjaśniłyśmy, że dziecko było parę dni temu badane, zmienili taktykę mówiąc, ze to wirus. Dla porównanie skontaktowałyśmy się z innymi lekarzami, niezwiązanymi ze szpitalem. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że problemy z sercem spowodowane są DUŻYMI DAWKAMI STERYDÓW które dostawał. Pani doktor, dodam, że ordynator, która się nim zajmowała, na wszelkie próby uzyskania jakichkolwiek informacji o stanie zdrowia dziecka i przyczynie problemów z sercem reagowała krzykiem i agresją. Była bezczelna, agresywna, chamska. Wyrzuciła nas za drzwi machając rękami… (dodam, że oczywiście leki w karcie informacyjnej, różniły się od tych, które dostawał naprawdę….) Powiedziała, że możemy sobie zgłaszać sprawę gdzie chcemy, możemy jeździć po całym świecie ze skargą i tak nikt jej nic nie zrobi! Dlaczego? Nie dlatego, że nie popełniła błędu. Dlatego, że ma znajomości… A wiadomo, w świetle prawa nie zaskarżamy lekarza tylko szpitala. I dlatego lekarze są bezkarni. Nawet przy ewidentnych błędach. Bo mają kasę, znajomości, nazwisko. Oczywiście idealistycznie uparłam się, żeby z nimi walczyć, a wtedy zaczęły się anonimy, wyzwiska, afera, groźby, że nawet nie będzie nas stać, żeby dziecku ugotować … To nie jest jednostkowa sprawa, takich spraw jest tysiące, ale żeby walczyć trzeba mieć mnóstwo kasy, a jeszcze więcej „przyjaciół” tam gdzie trzeba. Dziecko jest skazane na leżenie, ciągłe wizyty u lekarzy, branie leków garściami. Ma zakaz jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Fakt, nie jest kaleką. Nie rozbili z niego rośliny, jak to się często zdarza, ale pozbawili go możliwości robienia tego co lubi. Takie rzeczy można zrozumieć, gdy organizm atakuje choroba. Ale to nie choroba zrujnowała mu plany i wakacje, tylko nieudolna doktorka. Najgorsze jest to, jak mam wytłumaczyć dziecku, któremu dopiero kształtuje się osobowość, że sprawiedliwość wygrywa tylko na filmach? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach