Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Tomasz kljkljljhlkhlkhkla

Zdrada i małżeństwo czyli samo życie c est la vie

Polecane posty

Gość Tomasz kljkljljhlkhlkhkla

Witajcie, nie oczekuję od Was odpowiedzi co mam ze sobą robić, bo to moje życie i moje wybry, ale tak auto-terapeutycznie napiszę, co mi się przytrafiło: Mam 35 lat, dwójkę dzieciaków: 3 i 6 lat, żonę, z którą jestem od 8 lat. Dobrze dajemy sobie radę finansowo, nie chorujemy itd. Miesiąc temu przypadkowo dowiedziałem się o „zdradzie” mojej żony. „Zdradzie”, bo żona nie uprawiała z nim (żonaty lekarz z dwóją dzieci) seksu, ale była bardzo zaangażowana emocjonalnie. Zebrałem to co udało mi się ustalić i porozmawiałem z żoną. Początkowo zaprzeczała, ale w końcu przyznała, że poznała go, widziała się z nim dwa razy, że nie wie co się stało, ale on całkowicie zawładnął jej zmysłami, że była nim absolutnie zafascynowana, że nie zdaję sobie sprawy jak on z nią rozmawiał i jakie zrobił wrażenie. Dodała, że widziała się z nim tylko dwa razy i potem to skończyła. Jak przyznała, skończyła wyjąc z bólu i tęsknoty za nim. Powiedziała, że nie brnęła w to bo „ma za dużo do stracenia”. Na pytanie, co by zrobiła gdyby nie miała dzieci małych, odpowiada szczerze, że „nie wie”. Mówi również, że rozstawała się z nim telefonicznie i że gdyby rozstawała się twarzą w twarz to nie wie jak by to się mogło skończyć, że byłaby gotowa na seks. Wielokrotnie z żoną rozmawiałem i mówi konsekwentnie, że to drugi mężczyzna w jej życiu, który tak na nią zadziałał, że zatraciła się w nim. Pierwszym był ten, z którym była zanim mnie poznała (10 lat temu), a drugim ten teraz. Co do mnie, powiada, że nigdy nie wzbudzałem takich jej emocji, że nigdy nie była we mnie zakochana, że kocha mnie na swój sposób, tzn. z przywiązania i poczucia bezpieczeństwa. Że miałem być dla niej lekiem po pierwszym burzliwym związku 10 lat temu, że wydawało się jej, że związek z kimś tak stabilnym i przewidywalnym jak ja wydawał się jej wówczas potrzebny, ale teraz mówi, że wie, że jednak jej takich emocji brakuje. Dodaje, że nie ma ochoty na seks ze mną i że ja jej nie pociągam, że wg niej nie jestem wystarczająco męski itd. Mówi, że ma ogromną ochotę na seks, ale nie ze mną. My sypiamy ze sobą raz na 3-4 miesiące już od kilku lat... Kończąc „związek” z ww. facetem napisała mu (pokazała mi swój SMS do niego) „nigdy Cię nie zapomnę, niczego nie żałuję, nauczyłam się wiele o sobie, dojrzewam do zmian”... Teraz szczerze mi mówi, że nie wie co do mnie czuje i że nie może powiedzieć, że mnie kocha. Stoimy przed rozwodem. Za kilka dni idziemy o terapeuty małżeńskiego. Ot samo życie. Ja wiem, że jej zdrada to skutek, a nie przyczyna, i że do zabójstwa związku trzeba wspólnika. No i w sobie takich wspólników znaleźliśmy. Analizuję to i wydaje mi się, że wiem jakie błędy popełniłem i wiem co ona źle zrobiła. Czuję się jednak jak poddany jej 8-letniemu eksperymentowi pod tytułem „mąż jako lek na burzliwy poprzedni związek”... Powiada, że jestem mało męski... Przyjmuję to z pokorą. Widać tak ona to czuje. Męskość to kwestia charakteru. Ja siebie jako mało-męsko nie postrzegam, ale cóż... nie ma to specjalnego znaczenia. Teraz już odnajduję w sobie siłę wewnętrzną, czuję się mocniejszy, wiem, że dam sobie radę, mam po co i dla kogo żyć, ale lekko nie jest i nie było. To w końcu 10 lat naszego życia i 8 w małżeństwie, które okazało się nieco obłudne (mimo wielu wspaniałych chwil i wspomnień). Zapisałem się na drugie studia, angażuję się w pracę, rozwijam się sportowo (jestem od lat sportowcem amatorem i kondycję mam jak koń :-) ), rozwijam swoje rozliczne pasje, ale zderzyłem się z życiem tak że hoho! Idę na terapię z żoną, ale szczerze jej mówię, że to raczej koniec, że czuję się jak zimna owsianka, którą się je w razie braku lepszego dania... A żona mi na to szczerze odpowiada, że nie daje mi żadnej gwarancji jak się zachowa jak kogoś takiego jak ten facet znowu spotka na swojej drodze... Czyli wieczna niepewność? Ot musiałem się wypisać. Dzięki za Wasz czas na czytanie tego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ile lat ma Twoja żona? Jestem w szoku jak to przeczytałam. Bardzo niedojrzała ta baba jak na swoje lata, bo domyślam się, że ma około 30tki. Zostaw ją, bo chyba nie ma sensu tego ciągnąć, ta kobieta jest tak niedojrzała, że aż ręce opadają. Ja bym tak nigdy swojemu mężowi nie mogła powiedzieć, że go nie kocham, że mnie nie pociąga, że wyszłam za mąż z rozsądku, a szukam przygód na boku i seksu :O dla mnie to obrzydliwe po prostu. Ja tam bym wolała porządnego męża, w którym może nie jestem jakoś strasznie zakochana ale przynajmniej daje mi poczucie stabilizacji. Przeżyłam już kilka "wielkich miłości", gdzie byłam strasznie zakochana, a i tak wszystkie się rozpadły, bo facet okazał się doopkiem, dlatego ja już na to nie patrzę. A jakieś miłości dorosłej baby do lekarza to są po prostu śmieszne. Wiadomo że chyba każda kobieta marzy o mężu lekarzu, bo to jednak prestiż, pieniądze, no ale nie każda ma to szczęście mieć męża lekarza. I nie ma co podrywać żonatych lekarzy bo nic z tego i tak nie będzie, taki lekarz może przebierać w kobietach, same mu wskakują do łóżka, więc tylko zabawi się taki a potem i tak porzuci, więc jaki sens wchodzić w jakieś romanse z takim? :] A dla samego seksu no cóż, ja akurat wyuzdana nie jestem i wolę nawet nudny seks z własnym mężem, niż zwierzęcy prymitywny seks z lekarzem, który potraktuje mnie jak wór na spermę a potem i tak wróci do żony. Generalnie uważam, że jesteś porządnym facetem i miałeś pecha, bo trafiłeś na szmatę. Ale tak to w życiu bywa. Ja Ci napiszę, że jestem porządną kobietą, mam 29l, i pecha do facetów z kolei, jestem starą panną. Więc tak to jest wszystko na opak, porządny facet znajdzie sobie taką szmatę, która go będzie zdradzać, nie szanować... A porządna dziewczyna trafia na doopków. Ja bym się cieszyła jakbym miała takiego męża jak Ty. A taka szmata Cię po prostu docenić nie umie i lekarzy jej się zachciewa. I jeszcze wierzy w jakieś "wielkie miłości" he he, każda wielka miłość się i tak skończy, gdy trzeba ze sobą zamieszkać i prać brudne gacie kochanka, więc naprawdę, wypadałoby mieć jednak trochę rozumu w tym wieku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witaj autorze,domyslam sie jak trudno poukladac mysli w takiej sytuacki, Twoja zona nie jest szmata,podobno lepsza najgorsza prawda niz klamstwo. Mysle ze czegos jej zabraklo i nie jest powiedziane ze Ty zawiiniles. Wycofala sie bo jednsk wybrala Ciebie,zauroczenie nie wybiera albo nas trafi albo nie. Ja trafilo i zawladnelo i to jest uczucie nie do opisania ale jesli mamy silna wole to odrzucimy to i postaramy sie zyc jak dawniej. Milosc to troska i poczucie bezpieczenstwa,tesknota i cieplo i to was laczy. Ona zbladzila ale mine jej to uczucie i bedzie sie wstydzic za jakis czas, jesli ja kochasz daj wam szanse. Bo takie zakrety zdarzaja sie i mozna wyjsc na prosta. A co do prestizu lekarza to chyba tylko tu kobiety maja na to cisnienie. Dla mnie to bez znaczenia nie chcialabym miec meza lekarza choc miec moglam ale odeszlam bo go nie kochalam. Wybralam kogos biednego i zwyklego ktory daje mi milosc kazdego dnia i jest zaradny w zyciu codziennym . Zycze wam szczescia i wadzej todzinie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tomasz kljkljljhlkhlkh
Odezwu się nie spodziewałem, ale dziękuję. No cóż... wina jest z pewnością wspólna. Tego akurat jestem pewien i wiele swoich błędów widzę. Żony zresztą też. W mojej sytuacji akurat nie chodzi o tego lekarza. Mógłbym to potraktować jako incydent. Wybaczyć, ale nie zapomnieć. Problem leży w tym czego się dowiedziałem o tym jak żona mnie postrzega. Cenię sobie w niej to, że przynajmniej szczerze mi mówi, co czuje i nie daje mi iluzji gwarancji, bo dać ich nie może. Z mojego punktu widzenia trudna do przełknięcia jest niepewność. Po prostu i ona i ja wiemy, że nie wiadomo czy to się powtórzy i jak wtedy zareaguje. Żona mówi, że dużo się z tej sytuacji nauczyła, wie czego jej w życiu brakuje i wie, że ja jej tego dać nie mogę. Sama przyznaje, że nie wie jak się zachowa jak się jej to przytrafi znowu. To potęguje brak poczucia pewności, zaufania i oparcia. Druga sprawa, to moje siebie w tym związku postrzeganie. Nawet jeżeli z nią będę, to cały czas z tyłu głowy będzie mi siedzieć coś, co podszeptywać będzie, że nie wywołuję w niej emocji takich jakich pragnie, że jej nie wystarczam, że pragnie czego innego, że nie jestem dla niej wystarczająco męski itd. To są oczywiście moje słabości z samooceną i z tym muszę sobie poradzić. Rozstać się z godnością to z pewnością umiemy. Szanować się - również. Problem pojawi się gdy w jej życiu lub w moim ktoś nowy kiedyś może się pojawi. Ja to znam z pracy zawodowej, bo akurat prowadzę wiele spraw rozwodowych i znam to od podszewki i od lat. W każdym razie dziś nawet jej nie pożądam jako kobiety. To dla mnie zupełna nowość, bo zawsze jej bardzo pragnąłem. Była niedostępna, to fakt. Seks raz na 3-4 miesiące to wszystko. Ale radziłem sobie z tym i jej nie zdradzałem. Uciekłem w sport (to się akurat opłaciło, bo jestem obrzydliwie zdrowy i sprawny i co roku zostaję "królem plaży" ;-). no ale to jest bez znaczenia, bo seksualność i atrakcyjność nie leży w wyglądzie, lecz w osobowości. A moja dla żony taka nie jest. No nic... idziemy na terapię i zobaczymy. Żona mówi, że chce to z terapeutą przepracować, ale znamienne, że po tym jak się cała sprawa wydała, to nigdy mnie nie przeprosiła ani nawet nie próbowała tego robić. Żałowała tylko, że się to wydało... Miłego dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o_plotki
sugeruje zebys zamknal sie w klatce na reszte zycia szczelnej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tomasz kljkljljhlk
Hahahah.... i ten ostatni wpis bardzo mi się podoba :-) Dzięki :-)))))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To co mialam na ten temat do powiedzenia napisalam w trzecim poscieMam nadzieje ze uda sie wam to naprawic:-) pozdrawiam. K

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
chcesz powalczyc? czy odlozyc w czasie decyzje po prostu? bo chyba lepiej jest byc z kims z milosci,a nie z przyzwyczajenia? lepiej samemu niz z byle kim. Troche sie dziwie,ze nie zakonczyles tego w momencie jasnej sytuacji,pt. ze niby "jestes lekiem", tylko lekiem na dodstek. Rozumiem,ale bardzo sie dziwie. O co Ty chcesz zawalczyc na tej terapii? bo jak o siebie , to moze na indywidualnej. A poza tym, nie zauwazyles,ze to nie szalencza milosc na poczatku, co - udawala uczucie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość321
miałam podobną sytuację-mąż miał dziewczynę teraz minął rok,a ja żałuję że uległam namową żeby się nie rozwodzić.Teraz patrzę na niego in nymi oczyma widzę same wady to już nie to co było.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tomasz- takie coś co wam się przydarzyło, to jak pekniete lustro, przejrzysz sie w nim, ale odbicie nie jest takie jak być powinno, i nigdy już nie będzie. Trzeba kupić nowe. Jeżeli przez 10 lat nie byłeś dla żony dość męski, to już raczej nie będziesz. Nawet po terapi.Jestes silnym facetem i raczej po męsku zniosłeś ten (delikatnie mówiąc)"policzek", dlatego zacznij żyć prawdziwym, wlasnym życiem. Masz prawo do szczęścia i miłości jak każdy człowiek. Tylko nie smakuje ona gdy jest udawana czy tak z litości, bo nie mozna przecież prawie kochać lub trochę kochać, podobnie jak nie mozna prawie lub troche żyć, prawda? Prwdziwa miłość istnieje naprawdę, jest sensem życia, slońcem, powietrzem i wodą. Prawdziwa miłośc to poświęcenie każdego dnia ukochanej osobie, to troska i oddanie...i nie kończy się po kilku latach, nie wypala, tylko dojrzewa jak wspaniały owoc. Każdy ma prawo do takiej miłości. To nie półśrodki, nipewnośc i obawa co będzie jutro....nikogo nie zmusisz by kochał, nie a takiej mozliwosci. Życzę Ci madrych wyborów...pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Koala74
Tomasz, ja od roku zmagam się z uczuciem do osoby, która mnie cholernie zraniła... to nie jest na forum.. ale wiem jedno, nie da się wybaczyc w 100%... zawsze pozostaję choć cień wątpliwości, a życie z poczuciem że mogło być inaczej... nie to się nie da...jakby co daj znać odezwę się na gg...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Koala74
ja chciałam zawalczyc... ba walczyłam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wydaje mi się, że jakby poszła w inną stronę to w końcu pożałuje, doceni Ciebie. Kobieta ma dwoje dzieci i ten fat juz utrudni jej założenie trwałego związku. Nie ma co się oszukiwać, potencjalny kandydat w końcu się wycofa a ona zostanie ze swoimi myślami i frustracją. Nie wiem czy warto się rozchodzić bo jak nie masz dla kogo to w jakim celu? Piszesz , że się szanujecie, jest poprawnie, dzieciaki mają normalny dom. Ona zdobyła się na szczerość i teraz jest problem co zroić z tym faktem. Nie wierzę, że terapia obudzi w niej uczucie natomiast wydaje mi się, że poczucie straty i świadomość, że jednak nie jesteś lekiem ( może byłeś ale nie teraz). W 10 letnich związkach takie zauroczenia bywają z wielu innych powodów. Nie mówię walcz, nie mówię odpuść. Piszę tylko, że odejść zawsze zdążysz . Czasem bywa tak, że jak kobieta zauważy że jej facetem interesuje się inna wówczas włącza jej się zupełnie inne spojrzenie, nie chce stracić tego co do tej pory dawało jej spokój. Ten spokój to stabilizacja, której nie doceniasz do momentu straty. Miłość, przywiązanie ma różne odcienie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mataczz
daj sobie spokój z taką zoną to czysty pasożyt .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mataczz
nie słuchaj goscia powyzej , bedziesz piescił , szanował , dbał , lepił to wszystko co jak tylko sie nadarzy okazja od ciebie odjedzie z tym wszystkim w co w nią włozyłes - szkoda czasu , a zycie w ciągłej niepewnosci to nie zycie , zas ona sprytny pasozyt ci wszak powiedziała , wiec pretensji potem miec nie mozesz - wiec co ci gosc proponuje ? byś swą krew , uczucia i czas po prostu marnował i choc nie wiadomo na pewno , to po co ci to ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tomek ljkljljljljl
Dziękuję wszystkim za wypowiedzi. Koala74: niestety nie mam gg, a chętnie poznałbym Twoją historię, już chociażby dlatego, że masz ochotę ją opowiedzieć. Byliśmy u terapeutki....No cóż... powiem tak..., nic nowego i odkrywczego nie usłyszeliśmy. Po raz enty opowiedzieliśmy sobie nasze wzajemne żale i uwagi względem siebie i tyle. Pani terepeutka była wyraźnie przytłoczona naszą historią, osobowościami, zawodami i - jakkolwiek idiotycznie może to zabrzmieć - czułem, że ona ma przed nami duży respekt i boi się wygłupić. No rety... ja tylko przyszedłem po pomoc i niczym nie epatowałem! Poza ogólnikami w stylu "myślę, że problem może tkwić po części w komunikacji" nie wzniosła się :-) Za to, owszem, zaproponowała minimum 10 spotkań po 300 zł, które mają nam ponoć pomóc ustalić, co mamy robić, jakkolwiek wyrwało się jej, że naszego problemu nie da się raczej terapią załatwić :-). Szczerze mówiąc, to stać mnie i moich znajomych, z którymi rozmawiałem o mojej sprawie - na o wiele głębszą analizę sytuacji niż Pani terepeutka raczyła była wykazać. Nie to, że jestem najmądrzejszy, bo nie jestem, ale widzę, że ta Pani to raczej niewiele może nam dać. To już się robi opera mydlana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
bardzo Ci wspolczuje. i naprawde rozumiem twoje rozterki. Rowniez mam 35 lat, 2-letniego synka i jestem na rozstaju. Z ta roznica, ze mieszkam zagranica, w kraju meza, jestem tu osaczona, bo bez dziecka nie wyobrazam sobie powrotu do Polski. a zostac mi tu jest mi naprawde ciezko. maz nigdy nie zgodzi sie abym zabrala synka, mimo, ze predzej czy pozniej bedzie mu tylko ciazyl. Ty masz ten komfort - mozesz zdecydowac co jest dla Ciebie lepsze. zastanow sie i mam nadzieje, ze decyzje, ktora podejmiesz sprawia, ze poczujesz sie szczesliwy - dla siebie samego i dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość antoska 12345
przykre.. najbardziej szkoda dzieci w takich sytuacjach. Ludzie zbyt często biorą śluby bo "już pora", bo myślą że nikogo ciekawszego nie spotkają, bo szukają stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa, a później rozwód..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Koala74
Hej. Tomasz.... trzymaj się i petrz przed siebie..:) "Czasami po prostu trzeba zapomnieć o tym co było,docenić to, co jest i czekać na to co będzie dalej:)"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Koala74
.... i nie korzystałam z terapeuty, bo to jest bez sensu...nie wiem, czy mogę powiedzieć że już dałam sobie radę... chyba nie to długi proces i bolesny... a sposób na kontakt zawsze można znaleźć...pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość księżna Anna
Tomkowie są zbyt subtelni żeby być uważani za męskich przez kobiety, jesteś dla żony samcem drugiej kategorii czyli wszystkim zamiast męskim podniecającym kolesiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Cóż, to już lepiej nie będzie. Pierwsza zdrada to jak strata dziewictwa, potem już idą łatwo nastepne. Jak nie będzie żadnych konsekwencji, to będzie zgodna na następne. Nie odpuść tego tak łatwo - w twoim wieku znajdziesz jeszcze wiele kobiet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutne to jest
:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lairdówna
tomaszu, także w pracy zajmuje sie rozwodami ;) i powiem, ze to rzuca lekki cien na zycie i zwiazek Jestem z mezem 9 lat razem, 3 po slubie Oszukiwał mnie, przebaczylam, ale rozwiodlam sie kilka dni temu. Z mezem probujemy od nowa to ukladac, ale rozwod byl mi potrzebny dla rownowagi psychicznej Jakas forma ukarania go za oszukiwanie. Jednak nie skreslilam go calkiem, przez wzglad na te wspolne 9 lat. Ale fakt, ze formalnie mamy rozwod, powoduje, ze sytuacja jest "nowa" i wymaga nowych postaw. Jesli mi, nam sie uda, to byc moze rozwod okaze sie ratunkiem ;) wiem, brzmi to dziwacznie, ale tak zrobilam, rozwiodlam sie, bo mam nadzieje, ze to uratuje moj zwiazek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×