Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość jemkompulsywnie

jem kompulsywnie

Polecane posty

Gość jemkompulsywnie

Oto setny już chyba temat, który założyłam. Nie wiem, czy wytrwam w prowadzeniu go. Nie wiem do końca, co będę tu zamieszczać. Nic nie obiecuję. Ostrzegam, że przeklinam. Zbyt wielu szczegółów o sobie też nie napiszę, bo irracjonalnie boję się, że wśród milionów blogów jakimś cudem ktoś mnie skojarzy i rozpozna, a ja przecież tak bardzo przejmuję się opiniami innych ludzi… Nie zastanawiam się za bardzo, co piszę, przynajmniej staram się nie zastanawiać. Wiem tylko, że jestem w obcym mieście, obcym kraju, że jestem potwornie samotna, i że serdecznie nienawidzę siebie. Dlaczego tak jest mogę się tylko domyślać. Co odkryłam – bo jakichś odkryć dokonać musiałam, skoro wybrałam taki „elokwentny” tytuł dla tej notki – to że mój problem z wagą, choć faktycznie spotęgowany problemami metaboliczno-hormonalnymi w ciągu ostatnich kilku lat, wynika nie tyle z samego zamiłowania do jedzenia, co z jedzenia kompulsywnego. Lat mam już trochę ponad 20, gruba jestem odkąd pamiętam, i jakoś nigdy nie przyszło mi to do głowy. Dopiero obejrzawszy sobie chyba wszystkie odcinki Extreme Makeover Weightloss Edition na YouTube, wylewając przy tym hektolitry łez nienawiści, żalu i rozczarowania samą sobą, zdałam sobie sprawę, że zaburzenia odżywiania to nie tylko anoreksja i bulimia, ale też żarcie bez opamiętania dla stłumienia wewnętrznego bólu. Czyli krótko mówiąc wychodzi na to, że jestem uzależniona od jedzenia i generalnie mam przesrane. Bo do tej pory naiwnie się łudziłam (a może i nie, bo jestem mistrzem diet jojo i już niby straciłam nadzieję), że po prostu wezmę się za siebie i schudnę, w końcu, kiedyś. Od poniedziałku. Teraz mam wrażenie, że te wszystkie teksty o „uświadomieniu sobie problemu”, że to niby pół sukcesu, to totalna bzdura, bo ja się czuję tak, jakby mi ktoś odebrał resztki nadziei. W stylu jak ja do cholery mam pokonać najgorsze uzależnienie świata (wszystkie inne używki można odstawić. Jedzenia nie!), skoro jestem słaba, beznadziejna? Jakie pół sukcesu? Nie umiem patrzeć w lustro bez złości na siebie i żalu. Nigdy nie umiałam. Mimo, że tak naprawdę przez większość życia nie byłam otyła – miałam nadwagę, owszem, ale nie było tragedii. Otyła jestem od pierwszego roku studiów (który notabene był chyba najgorszym okresem mojego życia, najbardziej samotnym i stresującym). Jak patrzę na zdjęcia z liceum, ze studniówki, i przypominam sobie moje stresy i żale pt. „jestem gruba jak słoń!” to mam ochotę cofnąć się do przeszłości i zdzielić samą siebie kijem bejsbolowym, bo wtedy akurat schudłam, byłam zdrowej postury i wagi, i byłam śliczna. A w ciągu kolejnych 4-5 lat stres i zajadanie go, do spóły z popieprzonymi hormonami dowaliły mi + 30kg. W czerwcu ważyłam 101 kg, teraz 88 kg, przy 168cm. Powinnam się cieszyć, mimo że to wolny spadek, ale spadek. A co ja robię już drugi tydzień? To samo, co przed odchudzaniem (które mimo wszystko było najdłuższym okresem odchudzania z sukcesami, jakie pamiętam) – czyli ryczę, unikam ludzi, budzą mnie w nocy koszmary senne, a w dzień wpierdalam pizzę, frytki, chipsy, czekoladę, colę… i dopiero teraz dociera do mnie, dlaczego to robię, mimo że 100 razy lepiej czułam się przez ostatnie miesiące jedząc zdrowo i pijąc wyłącznie wodę. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że to faktycznie jest kompulsywne. Jem tak szybko i mechanicznie, że nawet nie czuję smaku. Nie czuję przyjemności ani w czasie jedzenia, ani po nim. Wręcz przeciwnie, jak skończę jeść zaczynam rozważać, czy mam odwagę zwymiotowac. Dzięki Bogu nie mam tej odwagi – śpiewam, więc boję się o struny głosowe i mój głos. Kocham to ponad życie, ponad odchudzanie, więc póki co udaje mi się korzystać z tego jako tarczy przed zapędzeniem się w bulimię. Choć przynajmniej jako bulimiczka byłabym chuda… I szczerze mówiąc mam taką cichą, nie do końca uświadomioną nadzieję, że jednak zwymiotuję, ale nie „na życzenie”. Żebym nie miała wyrzutów sumienia, ani tego potwornego bólu brzucha i duszy po przejedzeniu…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
locha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wrzuc fote

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
co sie dziwić jak takie gnojki wszędzie są jak wyżej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Karioka1111
Ludzie są okrutni....bardzo Ci współczuję.....trzymam kciuki; może jednak uda Ci się zaakceptować siebie, nie będziesz ciągle myśleć o tym, jak wyglądasz. Nie zawsze te szczupłe, ładne akceptują siebie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jemkompulsywnie
Dzięki :) ale zeby siebie zaakceptować MUSZĘ schudnąć, innej opcji nie ma...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×