Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość vink

Trauma po porodzie

Polecane posty

Gość gość
Natomiast dodam jeszcze że ja nie miałam w ogóle takich myśli że tak wygląda śmierć ani nie myślałam o tym że mogłabym umrzeć. Natomiast miałam inne myśli a mianowicie jako osoba wierząca czasem się zastanawiałam jak też może wyglądać piekło i wtedy właśnie sobie myślałam że jeśli piekło istnieje to chyba właśnie tak to wygląda. Człowiek ciągle, milion razy zadaje sobie pytanie kiedy to się skończy, że nie jest już w stanie tego znieść, że brak już sił a to trwa i trwa i końca nie widać. Zaczęłam autentycznie sobie wyobrażać co muszą czuć dusze w piekle. A kiedy dziecko się urodziło to nagle tak jakby mnie ktoś przywrócił z tego piekła na ziemie i nie mogłam się nacieszyć tym że można nie czuć bólu. Chociaż szok i przerażenie faktem że takie coś może się dziać ot tak po prostu i człowiek się niewyobrażalnie męczy i nikt nie może nijak tego ukrucić to były we mnie jeszcze długo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość88
Nie mogę pojąć jak można oceniać tak krytycznie kobiety , które swoje odczucia nazywają traumą. To, że ktoś rodził kilka dni, życie dziecka było zagrożone albo urodził w drodze do szpitala i nie ma traumy nie oznacza, że osoba , która miała normalny poród nie może mieć traumy. Każdy ma prawo do swoich subiektywnych odczuć i nikt nie ma prawa tego oceniać. Skoro takie rzeczy macie pisać w wątku u traumie poporodowej to lepiej wcale się nie odzywajcie i chwalcie się w swoim towarzystwie jakie to jesteście silne bo wy miałyście straszny poród, a zero traumy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Uff, namęczyłam się, ale chyba wylałam z siebie wszystko :) Musiałam się wyżalić, a żadna z moich koleżanek jeszcze tego nie przeżyła. Jestem 6 tygodni po porodzie, mam 20 lat. To był mój pierwszy poród. Przedtem chciałam mieć 3 dzieci, teraz zrobiłabym wszystko, żeby drugie adoptować, żeby nie musieć przeżywać tego bólu jeszcze raz. Miało być znieczulenie, ale akcja poszła za szybko- w godzinę z 4 cm zrobiło się 10. Bóle rozwierające były jeszcze znośne, ale parte... Błagałam o znieczulenie, zresztą umawialiśmy się na nie z ginekologiem- anestezjologiem. Mój lekarz prowadzący, który miał mi je dać, nie odbierał telefonu. Wyczekiwałam tego zastrzyku jak zbawienia, ostatecznie dyżurna doktorka miała mi go dać. Już podpisywałam papier (udawałam, że czytam, bo przecież jak przy porodzie można się niby skupić na medycznej prozie?!), aż ryknęłam z bólu jak przy egzorcyzmach. Położna sprawdziła, bo zabrzmiało to dziwnie i stwierdziła "o, główkę widać". Położyłam się na wznak i kolejna godzina to była agonia. Mam genetycznie wąskie biodra, może dlatego bóle parte były dla mnie cięższe do wytrzymania niż rozwierające. Darłam się jak rasowa wokalistka death metalowej kapeli. Miałam blokadę psychiczną, która nie pozwalała mi przeć- całą energię przelewałam na krzyki. Wydawało mi się to zupełnie niemożliwe, żeby wycisnąć główkę przez tak małą dziurę. Nie dostałam nawet Dolarganu, ani żadnych tabletek przeciwbólowych. Jedyne co, to mogłam wdychać gaz rozweselający. Czujecie absurd, nie? Najgorsze było to, że od razu wiedziałam, że ten gaz nic mi nie daje, to było tylko placebo (jak Wam to brzmi- macie dostać znieczulenie zoo, a zamiast tego dają Wam GAZ ROZWESELAJĄCY. Litości!). Pamiętam każde słowo jakie padało na porodówce, lekarki i położne przychodziły się pogapić, bo byłam jedyna rodząca. Mówiły, że mam się streszczać, bo kolacja stygnie. Odpierałam, że nie jestem głodna. Całe szczęście, że mąż był przy mnie i żartami rozładowywał atmosferę- chociaż powiem szczerze, chyba nadal nie zdaje sobie sprawy jak bardzo mnie bolało. Skończyło się na nacięciu krocza. Ogolona byłam już przedtem, więc na szczęście tego robić nie musieli. 4 szwy na zewnątrz, kilka w środku, jeszcze się goją. 3 dni spędziłam sama z małym płaczącym Krzysiem w zupełnie pustym pokoju. Mąż przyjeżdżał po pracy, ale wychodził kiedy kończyły się godziny odwiedzin. 3 noce spędziłam z dzidziusiem, przy którym nie mogłam spać. Żałowałam później, że na pierwszą noc nie zostawiłam go u pielęgniarek, chociaż bym się wyspała po porodzie, a tak... Wiecie co było największym szokiem? Że to nie jest tak, że po porodzie przestaje boleć. Myślałam, że to już koniec. Ale przy szwie wdało mi się zakażenie, bo szwy zamiast się rozpuścić, wrosły mi w skórę. Położna środowiskowa nie miała prawa mnie znieczulić. Wyobraźcie sobie, że przychodzi do mnie do domu, wyciąga skalpel i "na żywca" rozcina krocze jeszcze raz, żeby wydłubać szwy... Wyjęła 3 z 4 i stwierdziła, że ostatni powinien sam wypaść. Następnego dnia okazało się, że 4 szew zaczął haczyć o jakiś nerw. Byłam kompletnie sparaliżowana bólem przez całe pół dnia. Położna przyjechała jeszcze raz i musiała rozciąć znowu... Piekło jak drugi poród. Rozcinanie to nie jest jeden zgrabny ruch skalpelem i po krzyku. Czułam jak tępym nożykiem szarpie mi skórę. Nie umiałam siedzieć przez dobre 3 tygodnie, chodziłam jak kaczka i leżałam. Chciałabym, żeby mój mały Krzyś nie był jedynakiem, ale nigdy w życiu nie chcę przejść porodu po raz drugi. Być może 20 lat to było dla mnie za wcześnie, może nie byłam przygotowana psychicznie na taki ból. Jestem na ból bardzo wrażliwa. Wszystkie kobiety dookoła mówiły, że o bólu się zapomina. Na razie pamiętam jakby to było wczoraj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
up masakra...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Paulina Wilewska
Witam serdecznie wszystkie Panie. Jestem studentką V roku psychologii. Obecnie jestem na etapie pisania pracy magisterskiej w temacie „Psychologiczne aspekty porodu, a chęć posiadania kolejnych dzieci”. Czytając Pań wpisy, aż przechodzą mnie ciarki, na samą myśl co Panie przeżyły. W Polskich szpitalach potrzebne są zmiany, a każdej kobiecie należy się szacunek oraz właściwa opieka na najwyższym poziomie. Toteż w mojej pracy chciałabym napisać o realiach panujących w placówkach, jak i o tym, jak niewłaściwe poprowadzenie porodu, niewłaściwa opieka nad rodzącą i dzieckiem, brak szacunku, niedoinformowanie, traktowanie kobiet przedmiotowo może powodować w kobietach silne przeżycia o charakterze negatywnym. Stąd też moja ogromna prośba. Jeśli któraś z Pań chciałaby wziąć udział w moim badaniu (najprawdopodobniej wypełnienie dwóch ankiet) i przyczynić się do ukazania się mojej pracy magisterskiej byłabym bardzo wdzięczna. Chętne Panie bardzo proszę o kontakt mailowy: pilewska@gmail.com Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lilii1459
To wyobraźcie sobie jaki szok przeżyłam kiedy w 35 tygodniu ciąży urodziłam synka, tego dnia byłam jeszcze na zakupach w supermarkecie, ciąża przebiegała bez problemowo. Najpierw odeszły wody, potem pojawiły się skurcze, urodziłam po 6 godzinach. Bartuś miał nie rozwinięte do końca płuca, musiał leżeć w inkubatorze, potem wdała się jeszcze infekcja i musiał dostać antybiotyk, byłam bezradna. Na szczęście po 4 tygodniach spędzonych w szpitalu zdrowi wyszliśmy do domu. Jeszcze w szpitalu podawali mu probiotyk ffbaby z żywymi bakteriami dla lepszego rozwoju układu pokarmowego i odpornościowego, pomimo że karmiłam go piersią przez pierwsze tygodnie również go podawałam w celu odbudowy mikroflory po antybiotyku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rodziłam 4,5 miesiąca temu. Wciąż śnią mi się koszmary o porodzie. Zaczęłam rodzić w 40 tygodniu, no ale poród trwał od momentu odejścia wód około 12 godzin. Gdyby mnie nie podłączyli pod oksytocynę pewnie bym rodziła i z tydzień. u mnie 1 cm rozwarcia (do momentu podłączenia pod kroplówkę) przypadał co około 2-3 godziny. Ból nieziemski, syn ogromny ale mimo to kazali mi rodzić SN. Nacięli mi krocze bez mojej wiedzy i zgody (w planie porodu zaznaczyłam, żeby mnie o wszystkim informowali i nic nie robili bez mojej wiedzy). Miałam poczucie, że nie radzę sobie i nie mam w ogóle kontroli nad całą sytuacją. Straciłam masę krwi, po porodzie dostałam ostrej anemii, miałam problemy z KP, a i położne mi nie pomagały i darły się, że mam nie krzyczeć, że poród powinien boleć, zresztą skoro krzyczę przy porodzie to jestem histeryczką. Miałam wrażenie, że przeszkadzam im w piciu porannej kawy. Chciałam stamtąd uciec, i nie wiem skąd nagle zaczęłam żałować, że nie zdążyłam się pożegnać z najbliższymi przed trafieniem do szpitala. Drugiego dziecka mieć nie chcę, ani żadnego faceta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Paulina Wilewska
Witam serdecznie wszystkie Panie. Jestem studentką V roku psychologii. Obecnie jestem na etapie pisania pracy magisterskiej w temacie „Psychologiczne aspekty porodu, a chęć posiadania kolejnych dzieci”. Czytając Pań wpisy, aż przechodzą mnie ciarki, na samą myśl co Panie przeżyły. W Polskich szpitalach potrzebne są zmiany, a każdej kobiecie należy się szacunek oraz właściwa opieka na najwyższym poziomie. Toteż w mojej pracy chciałabym napisać o realiach panujących w placówkach, jak i o tym, jak niewłaściwe poprowadzenie porodu, niewłaściwa opieka nad rodzącą i dzieckiem, brak szacunku, niedoinformowanie, traktowanie kobiet przedmiotowo może powodować w kobietach silne przeżycia o charakterze negatywnym. Stąd też moja ogromna prośba. Jeśli któraś z Pań chciałaby wziąć udział w moim badaniu (najprawdopodobniej wypełnienie dwóch ankiet) i przyczynić się do ukazania się mojej pracy magisterskiej byłabym bardzo wdzięczna. Chętne Panie bardzo proszę o kontakt mailowy: pilewska@gmail.com Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×