Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Jak sobie radzić z rozczarowaniami porażkami

Polecane posty

Gość gość

Macie jakiś patent? ja niestety jestem osobą, która wsztkim się przejmuje i każdą porażkę roztrząsam, stwierdzam, że jestem do niczego bla bla bla. taka pseudodepresja mnie dopada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hej, właśnie mam to samo i też szukam jakiejś recepty na to. póki co pomagają mi rozmowy z przyjaciółmi, którzy widzą moje problemy w innym świetle i dają takie argumenty, że i ja sama patrzę na to wszystko inaczej. ale szczerze mówiąc, wolałabym obyć się bez tych rozmów (wiesz, nie zawracać nikomu gitary swoimi problemami) i sama radzić sobie z porażkami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
psychotropy i psychoterapia, modlitwa i sport

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
psychotropy?? chyba żartujesz. psychotropy nie rozwiążą tego, że czlowiek wszystkim się przejmuje, co najwyżej zrobią z niego chwilowe zombie :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
I ja czasami rozmawiam z przyjaciółką o problemach, jednak najczęściej moim powiernikiem jest mój chłopak, aczkolwiek on stwiedził, żebym sie nigdy na nic nie nastawiała i nie wmawiała sobie niczego, że coś mi sie uda etc. bo w razie niepowodzenia, on nie zniesie kolejnej mojej "psudodepresji" (leżenie w łózko, przesypianie dnia, chodzenie jak zombie) Niestety tak to wszystko mnie dotyka. Ja chyba naprawdę nie mogę o niczym marzyć bo jak mi sie nie udaje to... kaplica.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Modlitwa czasami mi pomaga, ale jak prosze o coś Boga długooooo i tego nie dostaje to mam na niego "focha" że tak powiem i wygaduje względem niego bardzo bardzo złe rzeczy (jakkolwiek by to nie brzmiało).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
przynajmniej masz chłopaka :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Normalnie - pare dni dolu, a potem w glowie rodza sie nowe rozwiazania, inne wyjscia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wystarczy zrobic analize pod innym kątem, typu ": po co sie to zdarzylo? czego mnie to nauczylo? czy aby na pewno wyciagnelam wnioski,skoro cos podobnego przytrafia sie znowu? co cie nie zabije to cie wzmocni - doslownie,bo to dlatego sie porazki trafiaja w zyciu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciagle musze o czyms marzyc i do czegos dazyc. Jak upadam nawet kilka razy w tej drodze to czuje coraz bardziej ze musze to osiagnac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oczywiscie jak jest mowa o osiaganiu marzen,to sie nie poddawac (mamy na mysli marzenia,ktore z zalozenia nie krzywdza drugiego czlowieka of course)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale nie wolno tez sie stac zakladnikiem swoich marzen. Trzeba byc wolnym i czujnym na swoje prawdziwe pragnienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I Boga w swoje zycie nie mieszac ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Dzięki za te słowa. Przeraża mnie to, że tak przeżywam. Rok temu nie dostałam stażu z UP, przez tydzień łaziłam jak zombiak. Piszę trochę i wysyłam swoją twórczośc na konkursy literackie wierząc w swoje jakieś zdolności czy chocby cień talentu. Na wyniki czekam wrecz desperacko i zawsze się rozczarowuję. Ktoś lepszy, ktoś ma szczęście. A ja co? Taki ktoś, kto jest do niczego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lolutka
mam to samo. Każdą, najmniejsza porażkę odczuwam jako uderzenie w policzek od losu, coś mi wtedy mówi "jesteś beznadziejna i do niczego się nie nadajesz". Po porażkach czuję się nic nie warta (nawet jeśli nie były z mojej winy. np. źle się czuję gdy po rozmowie rekrutacyjnej w sprawie pracy już do mnie nie oddzwaniają, tłumaczę sobie to tym, że byłam najgorsza z kandydatów, a nie tym, że tak naprawdę było ich tak wielu, że trudno było dostać tą pracę). Najgorsze jest, że słyszę taki mały głosik gdzieś w głowie "twoje życie już zawsze będzie porażką, jesteś do d**y" :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
lolutka - rozumiem Cię doskonale

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość poprzedni
Wydaje mi się, że to kwestia wyboru: mogę napisać piękny elaborat, gdzie przedstawię swoje życie jako pasmo porażek na każdym polu, bazując na faktach, ale mogę też napisać elaborat, gdzie przedstawię swoje życie jako zbiór szczęśliwych zbiegów okoliczności i sukcesów, również opierając się na faktach. A życie jest tak naprawdę gdzieś pomiędzy tym wszystkim, między wierszami, zabrzmi to górnolotnie, ale życie jest jak rzeka, której nic nie powstrzyma. Ten temat jest mi bliski, bo zwłaszcza w ost roku miałam dużo takich załamań, i tych w związku z pracą (też staże z UP;), i z dalekim wyjazdem, i z chłopakami... Przy każdej porażce, upadku nadziei, mam już podobny schemat: ogłuszenie, zablokowanie emocji lub płacz; 1-5 dni obniżenie nastroju, rozmyślania typu "Jestem największym pechowcem na świecie", "Czemu mi NIC NIGDY NIE MOŻE się udać"; Czemu innym wszystko przychodzi tak łatwo, a mi nie"; potem - iskierka nadziei, nowe światełko, rodzący się nowy zapał do szukania innej drogi, aż do pełnego zaangażowania w ten nowy cel, z nową wiarą i nadzieją, ale też ostrożnością - bo wiem już, że nie powinnam ekscytować się jakimiś sygnałami, że coś się uda, dopóki nie otrzymam realnego potwierdzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość poprzedni
I wydaje mi się, że nie ma innego rozwiązania - porażka to porażka i trzeba ją przeboleć ;) pozwolić przez siebie przepłynąć, ale nie pozwolić, by rzutowała na nasze poczucie własnej wartości. Zwłaszcza że wiadomo, że przeważnie z naszą wartością wyniki konkursów itp nie mają żadnego związku :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Ładnie napisane :) Mój eleborat o sukcesach byłby bardzo krótki ;) o porażkach dłuższy. Ciekawe czy takie odczuwanie ma związek z syndromem DDA.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość poprzedni
Dzięki ;) nie wiem, możliwe, jak też ze strukturą osobowości, sposobem wychowania, pewnie ze wszystkim po trochu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam to samo dziewczyny :( i przez to właśnie nic mi nie wychodzi. Trzeba się ogarnąć bo jedno niepowodzenia popycha drugie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×