prosze o rade

nie wiem już co o tym wszystkim myśleć nie potrafie sobie już tego ułożyć w głowie, ale po kolei ostatnio z moim chłopakiem czesto sie kłóciliśmy, byłam naprawde nieznośna i o wszystko sie go czepiałam (dopiero teraz to zrozumiałam), wczoraj znowu, potem rozmawialiśmy(przez telefon bo mieszka ode mnie 30 km) i ja mówiłam że chciałabym to naprawić on mówił że też by chciał ale już nie ma siły, nie chce mnie ranić i patrzeć jak znowu przez niego płacze, powiedział że chce to zakończyć, ja byłam roztrzesiona, kazałam mu powiedzieć że mnie nie kocha, ale on mówił że tego nie powie że nie potrafi, wcześniej umawialiśmy sie że w piątek do mnie przyjedzie, i pytałam go czy jeszcze kiedyś sie zobaczymy on mówił że lepiej nie, że nie przyjedzie już nigdy.. ryczałam jak głupia i błagałąm go żeby przyjechał i porozmawiał, mówiłam że chyba po całym naszym związku zasługuje na to żeby powiedział mi to w twarz, on nie chciał, mówił żebym sie uspokoiła, potem przez przypadek dowiedział sie że zemdlałam wczoraj rano przed kłótnią jeszcze(zwykłe omdlenie z przemęczenia) i powiedział że już wyjeżdza i zaraz u mnie bedzie, kiedy przyjechał i po niego wyszłam, on na wejściu mnie zaczął mnie przepraszać, powiedział że nie wiedział co mówił, że kiedy dowiedział sie że zemdlałam uświadomił sobie że sie o mnie strasznie martwi, mówił że nie chciał przyjechać bo wiedział że nie dał rady by powiedzieć, patrząc mi w oczy że to koniec, ja go prosiłam żeby sie nie litował nade mną, on mi mówił że sie nie lituje że mnie kocha i błagał żebym mu wybaczyła, nie wiem co mam robić mam mętlik w głowie, kocham go cholernie, nie moge bez niego żyć, ale jak pomyśle że chciał tak poprostu przekreślić to wszystko... prosze o obiektywną rade..