Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość smutny gość

powiem Wam o swojej "diecie" i przygodach

Polecane posty

Gość smutny gość

Albo nie, powiem sobie. Może ktoś to nawet przeczyta, może ma tak samo albo będzie chciał się na mnie wyżyć za swój zły dzień albo upierdliwe dziecko. Na dietę wpadłam jakieś dwa miesiące temu, i to wcale nie ze względu na wagę. Postanowiłam, że wyeliminuję z diety gluten, gdyż wyczytałam, że jest on często przyczyną złego stanu cery, a borykam się z takim od dobrych kilku lat. Oczywiście życie bez glutenu jest niemożliwe, a jeżeli jest, to nie ma sensu. Poddałam się po 1,5 i tak zaczął się mój pierwszy "binge". Tak zaczęły się też myśli o diecie i ćwiczeniach. Jestem czymś, co określa się mianem "skinny fat" - mam ogromny brzuch mimo niedowagi, która zresztą wynika pewnie z tego, że składam się na sam tłuszcz i nie dociążam ciała tkanką mięśniową. Moja chudość jest pozorna. Chude ręce i nogi, do kolan, brzuch zaczepiający granice niepokojących objętości u kobiet, nie wiele mniej niż 80 cm obwodu. Naprawdę do d**y jest mieć taki brzuch, wciągać go non stop żeby ktoś nie pomyślał, że jesteś w 4 miesiącu ciąży. Zaczęłam ćwiczyć. Wybrałam najcięższe cardio jakie można znaleźć i ćwiczę tak sobie od dwóch tygodni. Oczywiście efektów nie ma żadnych, bo plany o dobrym żywieniu przeistoczyły się w koszmar. Nie myślę już o niczym tylko o tym. Jadłam zdrowo przez większość życia, od czasu do czasu zjadałam coś "dobrego", ale nawet nie dlatego, że miałam na to straszną ochotę, tylko dlatego, że po prostu było i ochota przychodziła ot tak, jakby wcześniej nic podobnego nie istniało. Teraz istnieje tylko jedzenie. Od kiedy zaczęłam myśleć w kategoriach diety wszystko się posypało. Najpierw liczyłam kalorie, skrupulatnie nie przekraczając 1100-1200 kcal dziennie. Po tygodniu, nie zobaczywszy różnicy, z rozpaczy pozwoliłam sobie na coś ekstra, czyniąc to coś rytuałem, który z biegiem czasu stał się codziennością. Ostatnio jest coraz gorzej, jem tyle i tak, że nie mam już nawet siły na ćwiczenia. Wymiotuję to, co zjem, nienawidzę siebie i robię to samo. Wydaję mnóstwo pieniędzy na jedzenie, którego nie jestem w stanie zjeść i je wyrzucam, by do niego nie wracać. Ale nawet połowa tego to tak dużo, że nie ważne ile bym nie ćwiczyła i tak może być tylko gorzej. Ogólnie to nie polecam nikomu żadnych diet, moga rozwalić wszystko. Z perspektywy może wydać się to proste - nie jedz, nie kupuj, nie miej tego w domu. Ale pragnienie zjedzenia bezbożnej ilości jedzenia jest niewyobrażalnie ogromne przy restrykcyjnym pilnowaniem kalorii, procentów i tego wszystkiego. To okropne i beznadziejne. Jedzcie to, co lubicie, tylko troszkę mniej, przy ćwiczeniach i tak będziecie o krok bliżej do celu. Głodowanie przynosi takie oto plony. Nigdy bym nie pomyślała, że zacznę wymiotować to, co zjem z poczucia winy i bezsilności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pewnie twoja dieta bazowała na węglowodanach. Wyeliminuj je z diety. Dodaj wiecej tluszczu np. Miesko smazone na smalcu + brokuły polane stopionym masłem. Na deser bita śmietana z odrobiną ksylitolu i kakao. Bedziesz syta, nie bedziesz mieć napadów głodu, zachcianek. Nie licz kalorii. Zyskasz utratę tluszczu z brzucha i zdrowie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutny gość
Próbowałam i tego, to niby ma wprowadzić organizm w ketozę... i jedyne, co miałam w głowie to węgle. Niedługo po tym poszłam kupić ciastko, które wtedy jawiło mi się jako doskonałe w swojej stuprocentowej węglowodanowatości :( Kilka godzin temu znowu nażarłam się czekolady i mam teraz obrzydzenie do wszystkiego, co jadalne, ale wiem, że to tylko chwilowe. Chyba za bardzo rozhuśtało mi się to wszystko i teraz jest trudno, dlatego przestrzegam, że z osoby, która nie ma specjalnych chęci na słodycze/fast foody - można łatwo zmienić się w obsesyjno-kompulsywnego pożeracza, który potem rzyga

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutny gość
Może wezmę się w garść i od jutra zacznę od nowa, przypominając sobie za każdym razem to okropne uczucie bo obżarstwie i kasę jaką zaoszczędzę miesięcznie nie kupując i nie wywalając tego jedzenia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wiesz co, ja też byłam chudym grubasem, z tym że nie miałam brzucha, w obwodach wszędzie mało, ale ciało takie ciastowate. w naszym przypadku, to trzeba ćwiczyć siłowo z obciążeniami, a aeroby traktować jako dodatek i np zrobić 15 minut cardio po treningu siłowym. i tak naprawdę wystarczy 2-3 x w tygodniu tak ćwiczyć, żeby przeobrazić ciało. nie jestem już flakowata, mimo że nie zaczęłam się jakoś super odżywiać. też kocham węgle i nie polecam ich całkowicie eliminować, bo w pewnym momencie nie myślisz o niczym innym jak sięgnąć po tel i zamówić największą pizzę w mieście:D po prostu trzeba starać się, zeby nie były, to takie kosmiczne ilości. ktoś tu podał przykładowy jadłospis- może to i korzystne przy walce z tłuszczem, ale niestety mięsa smażonego na smalcu, to bym w siebie nie wmusiła- musiałabym głodować przez tydzień, a i tak bym nie dojadła:D dieta musi być dostosowana do preferencji, bo inaczej nic z tego nie będzie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×