Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość agapod

Ja w ciąży, mąż w depresji

Polecane posty

Gość agapod

Witam Was. Może znajdzie się ktoś w podobnej sytuacji i coś doradzi, wzmocni doświadczeniem. Mój mąż ma depresję. Uświadomiliśmy sobie oboje ostatnio, że trwa to już od kilku miesięcy, ale od tej pory nie zdawałam sobie z tego sprawy, on tym bardziej. Mój mąż miał ciężkie życie z ojcem. Od małego utwierdzanie w przekonaniu, że jest nic nie wart, ojciec bił go za wszystko co tylko przyszło mu do głowy. Przyznał mi się ostatnio, że wieku nastu lat uznał, że życie takie jest beznadziejne i że nic mu nie wychodzi, do niczego się nie nadaje i że to życie poprostu musi jakoś przelecieć, a on nie ma siły, żeby cokolwiek w nim robić. Jednak kiedy skończył szkołe wyszedł z tego, wtedy go właśnie poznałam. Miał pasje, oddawał się im, był pozytywny, ale jednak jak teraz na to patrze to musiało to być tylko maskowanie. W tamtym czasie też nic nie musiał, nie miał juz szkoły, jeszcze przed pracą. Jakiś czas później rozpoczął pracę, potem zamieszkaliśmy razem i teraz widzę, że już wtedy miał początku depresji- miał problemy ze wstawaniem, mówił, że nie nikt nie zrozumie jak to jest ciężko otworzyć każdego dnia oczy i że to walka, wtedy się złościłam, żeby ruszył tyłek. Przed każdym dniem pracy albo wymiotował albo miał biegunkę. Przestał robić to co lubi twierdząc, że życie się już powoli kończy i nic go już nie może dobrego czekać. Ale tak sobie żyliśmy mimo wszystko szczęśliwie, z czasem wzięliśmy ślub. Zaczęliśmy starania o wymarzone dziecko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agapod
Po pół roku starań udało się nam i teraz jestem w 6 miesiącu z córeczką, za którą mój mąż już teraz szaleje, całuje, głaska, rozmawia, czasem chodzi z nią za rączkę przykładając palec do brzucha jak się tak toczę zmęczona po schodach :) Jednak w ostatnim czasie zaczęłam zauważać zmiany w jego zachowaniu. Bo że w moim to chyba każdy zauważył- ciążą, hormony, furiatka się ze mnie zrobiła nieziemska. A mój mąż, zawsze spokojny i opanowujący moje ciążowe napady złości- teraz sam jest non stop rozdrażniony, wszystko odbiera jak atak, same czarne myśli, że wszystko jest nie tak, że zawsze tak już będzie. Wyolbrzymia wszystko- zamiast powiedzieć, że już możemy zrobić obiad, bo jest głodny to on w jednym momencie wybucha, że jest beznadziejnie, że on wiecznie głodny chodzi. Oczywiście to nieprawda, w ostatnim czasie dbam o to, by z domu nie wyszedł bez śniadania, zawsze ma też zrobione do pracy, magnez łyka razem ze mną- nie zaszkodzi :) Generalnie staram się dbać o to, żeby zdrowiej żył,bo inaczej przez cały dzień nic by do ust nie włożył. Ale to wszystko jeszcze nie dawało mi nic do myślenia- zwalałam wszystko na nasze problemy finansowe- nie zawsze jest kolorowo, zawsze coś się schrzani i trzeba kombinować. Ale kilka dni temu gdy budział go do pracy powiedział zdanie po którym płakałam 2 dni próbując ogarnąć sytuację: "jak tak dalej pójdzie i będzie się tak czuł to skończę jak mój brat". Dodam, że miał brata przyrodniego, którego co prawda nie znał, ale ten popełnił kilka lat temu samobójstwo. Możecie sobie wyobrazić jak się przestraszyłam. Po liku dniach usiedliśmy i raz na spokojnie raz z krzykiem w obu stron doszliśmy do wniosku, że faktycznie ma depresję. Mąż nawet się ucieszył słysząc, że coś mu jest i że jest to coś co ma nazwe i da się coś z tym zrobić. Bo do tej pory - jak to ujął - myślał, że jest jakiś inny z tym, że mu się nie chce, że nie ma siły wstać, że nie ma siły pójść się wykąpać, podjąć jakiejkolwiek decyzji... Że zawsze tak miał i że jeśli to depresja i może z tego wyjść i czuć się jak za małego dzieciaki czy jak wtedy gdy się poznaliśmy to jest super. Zapisał się do prychoterapeuty, wizytę ma za tydzień. Ale nadal jest drażliwy, nie ma siły wstać, wykąpać, się zdecydować o czymkolwiek. Mam wrażenie, że jest coraz gorzej. A ja chciałabym być dla niego wyrozumiała i cierpliwa, ale nie potrafię najczęście. Mi tak szaleją hormony, że jak słyszę te jego czarne wizje to się złoszczę. A on ma do mnie wręcz pretensje, że jak ja mogę myśleć pozytywnie, przecież jest źle i zamiast dodać mi troche otuchy w tej ciąży to mnie dołuje non stop. Wiem, że nie chce aby był taki tego efekt, ale tak jest- czuję się zdołowana, a też nie zawsze patrze pozytywnie. Boję się wielu rzeczy, porodu, przyszłości, sytuacji finansowej, bo w naszym kraju jest różnie, teraz najbardziej tego, że mógłby sobie coś zrobić... I o naszą córeczkę, bo mój stres źle na nią wpływa, tez mam wrażenie, że rusza się bardziej nerwowo w takich chwilach. Co prawda powiedział mi, że tylko tak głupio powiedział wtedy rano i że kocha mnie i córcie ponad wszystko i że nigdy więcej mu coś takiego do głowy nie przyjdzie, ale ja nie wierzę... Wiem, że nas kocha mocno, ja jego też i chciłabym, że po narodzinach Małej cieszył się wszystkim razem ze mną, a nie widział tylko złe strony jak to jest teraz. A co jeśli ja nie będę dawać rady jak urodzę, jeśli mnie dopadną doły... do porodu 4 miesiące- mam nadzieję, że terapia przyniesie efekt. Mam nadzieję, że komuś chciało się to przeczytać mimo, że bardzo się rozpisałam. Musiałam to z siebie wyrzucić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dobra skończ 2/10 na zachęte :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agapod
Jest tu ktoś w podobnej sytuacji, kto znajdzie chwilkę na przeczytanie moich wypocin?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
my przez neta ci nie doradzimy,ale ze swojego doświadczenia wiem,że dla faceta w takim stanie pomaga *****np,bieganie i psycholog,mojemu wystarczyło podawanie xanaxu i z czasem zmiana pracy,bo okazalo się ,że problemem nie jest dom,my,tylko stres w pracy związany z irracjonalnym zachowaniem i decyzjami dyrektora wobec czego mąż musiał działać wbrew sobie i logice i tłumaczyć się z decyzji dyra przed właścicielami firmy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agapod
Dziękuje za odpowiedź. Właśnie na tą pierwszą wizytę czekamy jak na zbawienie, bo zawsze to pierwszy krok do przodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jasne,dobrze,że nie walczy,że nie pójdzie,mój walczył ja ryczałam,prosiłam,w końcu przypadkiem i podstępem,na drugą już poszedł bez problemów ja po tych tabletkach jak brał w 8 dzień nie doczekałam się jego wyładowywania nerwów,zły był bo praca ale nie darł się na mnie tylko normalnie opowiadał po drugiej wizycie bardzo przepraszał potem znormalniał,złagodniał wyciszyl sie,zmienil pracę i wrócił ten w ktorym się zakochałam,do dziś jak ma wenę to mówi,że nie wie dlaczego nerwy wyładowywał na mnie dlaczego nie mówił tylko krzyczał,foszył się wiecznie obrażony,czepiał.to znikło. Życzę powodzenia z mężem i szczęśliwego rozwiązania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam nadzieję, że wam się ułoży, zwłaszcza jak mąż szuka pomocy u fachowców, powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agapod
Dziękuj***ardzo za te słowa :) dobrze wiedzieć, że udjea się z tego wyjść. On też cały czas mówi, że jeśli terapia ma mu oddać tamtego jego i to jak wtedy się czuł to będzie chodził, no i że dla nas, naszej rodziny, żeby nam się dobrze razem żyło. Chwilami tylko mówi, że szkoda pieniędzy, ale go przytulam i przechodzi. Wiem, że to może potrwać dlatego mam nadzieję, że i ja będę miała cierpliwość i nie będę się na to wszystko tak irytować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
JA raczej polecam psychiatre i antydepresanty, bo te wszystkie terapie maja b niska skutecznosc. a leki sa b skuteczne... chyba ze macie góre kasy i traficie na kogos co sie zna na rzeczy (jakies 5 % szansy)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×