Gość królowa everestu Napisano Maj 4, 2014 Witam, przepraszam, ale pewnie mój watek będzie podobny innym. chodzi o to, że nie kocham męża.. mamy dziecko i to już prawie cala komplikacja. dokładniej: nie pociąga mnie mój maż już nie pamiętam czy tak kiedyś było. Kiedyś usiłowałam sobie to w głowie poukładać i doszłam do wniosku, ze moje uczucie do niego chyba miało silny wydźwięk macierzyński i kiedy pojawiło się dziecko całość mojego uczucia przeszło na dziecko i nie zostało nic. drażni mnie jego dotyk, a wszystkie orgazmy podczas seksu są moja zasluga. seks jest katorgą dla mnie, ale czuję wielką na niego chęć- tylko nie z mężem. ze swoich poprzednich związków pamiętam, że czestotliwość stosunków była częsta (kilka razy w tygodniu) z Nim raz na dwa trzy miesiące- masakra. co innego jednak zrobić jak mnie nie pociąga? robi wszytko nie tak. Rozmów na ten temat było tez bez liku- nie skutkowały bo człowiek nie może udawać kogoś kim ni jest. Mam odczucie przegranego życia, ale tez dwu letnie dziecko.... wiem, że z nim nie bede naprawde szczesliwa, ale.... no wlaśnie dziecko. dodam, że pochodze z dysfunkcyjnej rodziny, gdzie problemem był ojciec (ale to juz odrębny temat). usiłował zaszczepić we mnie niskie poczucie wartości- walcze z tym z różnymi efektami nadal mimo skonczonych 30 wiosen. na domiar złego wracam myślami do czasu kiedy byłam z kimś- pracowaliśmy razem. Chemia i w ogóle wszystko inne było super.. porozumienie dusz i sex był boski... dochodziłam prawie zanim się akcja zaczęła. Gadaliśmy ze sobą godzinami. Tego też mi brakuje w moim obecnym związku tamto sie rozpadło- długa ckliwa historia sprzed 7 lat, a ja głupia nadal myślę o tym. wiem (?), że obecny związek się rozpadnie, chce tylko by najmniejszym kosztem. On mnie kocha, wiem, ale ja Jego nie. Cały czas mam takie myślenie, ze się martwię o męża, jest on w sumie dobrym człowiekiem, ale o innym typie wrażliwości niż ja. Spięcia i nieporozumienia są kilka razy na dzień a on nie chce odejść mimo, że już wiele rozmów na ten temat było... jakaś masakra i mam wrażenie że mam jakąś skazę psychiczną. połączyla nas moze sytuacja życiowa, on ze swoim ojcem mial podobne relacje co ja. To za malo jednak by nasz związek przetrwał- jest trochę niedojrzały;( ja chcę więcej, ale nie chcę by nasze rozstanie bylo dla dziecka traumą... to pragnienie 'więcej' spowodowało, ze podniosłam się po traumie z ojcem, ale może tez mnie pogrązyć z demonami przeszłości chyba najpierw sama muszę się uporać aby nauczyc się być silna za dwie osoby i dopiero wtedy odejść. bo, że odejdę to wiem... odejde by dać sobie szansa na prawdziwą milość... i dać córce dobry przyklad, że czasem trzeba coś zakonczyć, aby nie żalować niczego w zyciu. sytuacja tragiczna i ciężka. zastanawiam się jak długo w tym klamstwie zdołam wytrwać. Czy znowu nie pogrąże sie bardziej i czy kobieta z dzickiem na szansę na inną prawdziwą milośc? na domiar złego jestem perfekcjonistką. Wymagam duzo od siebie ale od innych również. nauczyłam sie nie powielać schematów. Sama byłam regularnie bita w domu i poniżana. Córki nie udezyłam ani razu i krytykuje tylko jej zachowanie, nigdy ją. (Ćwiczę to w sobie od poczatku) poswięcam jej tyle czasu ile zdołam i nie daje odczuć że to na siłę. Mowie jej że ja kocham (tego nigdy od rodziców nie usłyszałam) przytulam chwalę i robię to szczerze. chyba za dużo watków w jednym;] w związku z mężczyzna brakuje mi obecnie pierwiastka męskiego. Niema inicjatywy, zdecydowania. We wszelkich sytuacjach nerwowych- typu koniecznośc wezwania pogotowia i innych trudnych decyzjach moj obecny patrzy na mnie, nie umie się wziąć w garść. teraz mnie to doprowadza do szału.. wiem, że przez otoczenie bywam odbierana jako osoba na którą można liczyc, ale na litość boską ja tez muszę na kogoś liczyć.. Chciałabym sie móc wesprzeć na męskim ramieniu.. tego nie mam.. Też omawianez mężem bez rezultatu mam w domu osobe, które liczy na mnie. co z tego że mnie nawet kocha. Ja wyje środku z żalu, ze w porę nie zakonczyłam zwiazku. Ale na tamtem czas bylo to trudne. byłoby ok, gdyby nie seks. beznadziejny nudny i dla mnie już odstręczający z Nim. Zero męskosci. nienawidze prowadzenia za rączkę. Ja lubię dominacje mężczyzny on Kobiety i tu jest pies pogrzebany. spotykanie sie posrodku nikogo nie satysfakcjonuje. uważam, że seks to polowa satysfakcjonującego związku, podsumowując satysfakcjonuje mnie może teraz ok 15% i tak od dwóch lat. przepraszam, że tak dlugo, ale musiałam się wygadać:( nie licze na gotowe odpowiedzi, ale może ktoś z was, moje Panie, mial podobnie? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach