Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Nicze

Żona po miesiącu małżeństwa chce rozwodu

Polecane posty

Gość Nicze

Witam, nigdy nie sądziłem, że tutaj trafię ale mam poważny problem z moim świeżo upieczonym małżeństwem (choć symptomy takiej sytuacji, były widziane podczas naszego związku). Chciałbym po prostu przelać swoje przeżycia ale po kolei: Znam się z moją żoną od 8 lat, praktycznie po pół roku znajomości zostaliśmy parą(wspólne studia), wtedy to ona za mną szalała i robiła wszystko aby tylko być razem (mieliśmy chwile rozłąki, bo mi nie był wtedy w głowie poważny związek), ale zakochałem się w jej oddaniu i w jej dążenia do miłości, po którym zawsze do siebie wracaliśmy. Praktycznie od razu zamieszkaliśmy razem w akademiku. Zaślepieni przez miłość olaliśmy studia i przez to zarwaliśmy pierwszy rok. Wtedy nie znaliśmy swoich rodziców, którzy de facto je nam opłacali ale postanowiliśmy się wykręcić zmianą okresu studiów (5-letnie przekształciły się w 3 i potem 2-letnie co wiązało się z zmianą systemu zajęć). Byli wściekli (wtedy pierwszy raz poznałem Jej Ojca - odszedł do innej kiedy żona miała około 10 lat), Ojciec mojej żony zawsze wywierał na niej ogromny wpływ, (+ nasze standardowe kłótnie, kiedy nie ciągle nie byłem pewny sensu związku), po których prawie nabawiła się nerwicy ale my się nie poddawaliśmy zaczęliśmy je od początku i wspólnie wspieraliśmy - Ona mnie w systematyczności a ja Ją w matematyce i statystyce. Niestety Jej Ojca zobaczyłem jeszcze tylko raz, podczas komunii Jej córki z Jej macochą. Potem pewnej jesieni zmarł na zawał, a ja już przestałem tak bardzo się kłócić. Zakochałem się i postanowiłem, że to będzie moja żona, dbająca, wrażliwa i nerwowa ale oddana. Skończyliśmy studia, po których miałem pomagać rodzicom w prowadzeniu "średniego" przedsiębiorstwa. Już pod koniec studiów o tym mówiłem, ale ona nie była gotowa ze względu na teściową. Powiedziałem mamie, że zamieszkam z nią w mieście, dla Niej, i że muszę odłożyć przejęcie obowiązków na później. Wspólnie znaleźliśmy pracę w korporacji. I wtedy zaczęły się poważne problemy: Coraz większe kłótnie, niestety przez moje rozgoryczenie, bo powinienem już dawno uczyć się zajmować firmą ale też czasem przez moją zazdrość i przez stan gdzie byliśmy i gdzie pracowaliśmy za minimalną krajową. Stwierdziła że nigdy nie będzie mieszkać z teściową, co rozumiem bo to może powodować konflikty. Powiedziałem że wybudujemy sobie własny dom gdzieś niedaleko i ona na to przystała. Nie twierdze, że w pracy było źle bo było tam naprawdę miło i wspaniale (Jak każdy z ponad 1000 osób, wie że jedzie na jednym wózku to uśmiech sam się rysuje na buziaku :-) Ale w domu to był jeden z gorszych okresów - Zacząłem pić piwko albo winko wieczorami i oddawałem się grze na komputerze. Choć ciągle pomagaliśmy sobie wzajemnie, wspólnie gotowaliśmy, sprzątaliśmy, robiliśmy zakupy, to i tak złość narastała i wybuchała od czasu do czasu. Wszystko nasiliło się gdy dostałem propozycję długoterminowego wyjazdu za granicę. Żona mnie namawiała, żebym jechał choć ja jestem typem domatora, który za swoje podwórko wychodzi niechętnie. Ale to była szansa, na którą mnie namówiła więc z niej skorzystałem. Wszystkie zazdrości i złości nasilały się gdy zbliżał się termin mojego wylotu. Postanowiłem sobie że oświadczę się zaraz po powrocie do Polski ale po powrocie, żona oznajmiła, że lepiej jej było bezemnie i zrywa nasz już wtedy 7 letni związek. Byłem załamany, zacząłem pić, ale nie poddawałem się. Miałem znajomych z pracy i podwórka, którzy mnie wspierali i dałem radę, choć ciągle o Niej myślałem. Jako, że pracowaliśmy wspólnie to ciągle miałem z nią kontakt, ciąglę starałem się naprawić wszystko co źle zrobiłem. Ona to zauważyła i w końcu po około 3 miesiącach rozłąki wróciliśmy do siebie. Zmieniliśmy mieszkanie i pracę, tak jakby zaczęliśmy od nowa. Było cudownie, wspólnie razem wychodziliśmy na randki i puszczaliśmy siebie do znajomych, słowem miłość wróciła. Podczas naszego weekendowego wypadu do Pragi oświadczyłem się. Powiedziała tak, i tego samego dnia zaczęła planować wesele. Wszystko się nam układało - w pół roku załatwiliśmy wszystko na 3 dniowe 200 osobowe wesele. Było cudownie, wszystko się udało a my wspominaliśmy sobie to cały tydzień podczas naszej podroży poślubnej. Była tak szczęśliwa, że nic nie wskazywało by na to co się za chwilę wydarzy (choć dwa razy zdarzyły się incydenty, że nie mogłem jej przez pół godziny, znaleźć co ponownie wzbudziło mój niepokój choć ona twierdzi, że to zazdrość). Po powrocie zaczęły się problemy: choć wiedziała, że chce wrócić do rodzinnej firmy, stwierdziła że woli mieszkać w dużym mieście - nie chce mieszkać z dala od znajomych, którzy de facto dawno porozchodzili się w swoje własne strony i spotykają się raz na miesiąc. Zaczęły się potworne kłótnie o każdy szczegół. Nie twierdze, że jestem typem pedanta, bałagan robi sie niestety jakoś niezależnie ode mnie ale wszystko od razu sprzątam jak tylko żona krzywo spojrzy, prawie zawsze zmywam naczynia i zawsze z żoną albo sam przygotowuje jedzenie w kuchni. Ciągle razem chodzimy na randki do kina i restauracji, i puszczam ją kiedy chce wyjść ze znajomymi z pracy na imprezę.Niestety przez moją zazdrość czasem pojawiały się kłótnie. Zacząłem znów z nerwów popijać wieczorami. Niestety przez tą moją zazdrość i wyobraźnie ostatnie dwa wypady skończyły się kłótnią bo wracała przed 2 w nocy, pijana, kiedy następnego dnia trzeba było iść na 8 do pracy. Kłótnia kończyła się dla niej w ten sposób, że obiecywała mi rozwód i kazała spier*alać. Pierwszy raz myślałem, że to wyjątek ale kolejne wyjście skończyło się tak samo. Teraz musiałem zostawić ją na jeden wieczór w domu podczas gdy ja pojechałem do rodziców. Gdy wróciłem (wyjątkowo rano, bo lubię sobie pospać), okazało się że obrobiła 2 butelki wina, malibu, blue curacacao i gin, poza tym na stoliku leżała paczka fajek. Zaczęła mnie atakować że to przeze mnie pali, że jestem do niczego i chce rozwodu (po zaledwie miesiącu małżeństwa). Chciałem tylko spojrzeć razem z nią w jej telefon, żeby przekonać się że mówi prawdę. Zamknęła się z telefonem i nie pozwoliła mi na niego patrzeć. Nie ufam jej, moim zdaniem moja zazdrość ma podstawy, idę z nią podpisać intercyzę, żeby firma rodziców, której jestem w połowie właścicielem nie przepadła. To tyle, musiałem to z siebie wyrzucić, i dziękuję, że to przeczytałeś, kimkolwiek jesteś... Mam nadzieję że wszystko skończy się szczęśliwie - ciągle ją kocham (przewrotnie bo to ja na początku chciałem to skończyć, a teraz to ona jest ta osobą), ale kur*a zrobię wszystko żeby było dobrze dla Niej i dla Mojej Rodziny Dziękuję za odpowiedzi i Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
pobraliscie sie na siłe, nie widze miedzy wami miłosci i rozwód to najlepsze wyjscie bo szkoda sie ze soba uzerac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×