Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Nie wiem jak to mieć życie uczuciowe

Polecane posty

Gość gość

W moim przypadku bowiem nigdy nie było takowego. Zawsze żyłam czymś innym - pracą, edukacją, wolontariatem itp. i teraz, gdy już przekroczyłam 26 rok życia nagle poczułam się śmiesznie. Nie mam bowiem pojęcia co to związek, miłość, seks, pocałunki, bliskość. I nie wiem, czy teraz, gdy mam już swoje lata chce mi się nagle tego wszystkiego uczyć. Nie wyobrażam siebie w roli czyjejś dziewczyny ani też tego, że ktoś mógłby się we mnie zakochać tak po prostu. Życie uczuciowe z jednej strony mnie kusi jako nieznany obszar, który domaga się zbadania, z drugiej jednak pozostaje czymś, co wywołuje we mnie strach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co sądzicie o kimś takim jak ja?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zacznij w koncu zyc , nie przejmuj sie takimi p*****lami;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No właśnie chciałabym i dlatego też staram się otworzyć na mężczyzn, ale niestety lęk przed bliskością stale bierze górę nad resztą. Umiem się z facetami co najwyżej kolegować. Na samą myśl o czymś więcej wybucham śmiechem. Nie widzę siebie w ogóle u boku faceta. Nie sądzę, bym była dobrą partnerką i spełniała oczekiwania tej drugiej osoby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SzP
To nie Ty masz sądzić, czy jesteś dobrą partnerką. To on ma tak sądzić, więc jest jeszcze nadzieja:) A samą sytuację rozumiem. Sam nie mam zbyt rozmaitych doświadczeń, bo zawsze odkładałem (i chyba nadal odkładam) wszelkie miłoście na pózniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiesz, teraz tak na to wszystko patrzę i myślę, że było w tym dużo ucieczki. Studia, praca, pasje, zajęcia dodatkowe - to wszystko stanowiło pretekst do tego, by odwrócić uwagę od miłości. Dziś jestem już dobrze po 20 roku życia, nie mam żadnych doświadczeń na polu uczuciowo - seksualnym i maleje we mnie chęć zaczynania wszystkiego od początku. Moje koleżanki mają już dawno za sobą okres oswajania się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nawet rozumiem. Sam szukając pracy, odrzucalem wszystko, bo nie wiedziałem, gdzie los mnie poniesie. Gdy pracę znalazłem, postanowiłem się bardziej otworzyć po trzymiesięcznym okresie próbnym. Okres próbny minął i teraz się zastanawiam, tylko czy na pewno z tym miastem zwiążę swoją przyszłość? I powód do odwlekania następny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość juzpolnoc
podpisuje sie pod tym i doskonale Cie rozumiem. sama nigdy bylam w zwiazku, nie wiem jak to jest kochac i byc kochanym. zbudowalam wokol siebie mur do ktorego zadnego faceta nie dopuszczam. nie jestem jakas zgorzkniala, jestem wesola, zabawna. jednak smiech sie konczy gdy ktos probuje mnie swatac albo daje do zrozumienia ze chce ze mna byc... nauczylam sie byc sama i nie wiem czy umialabym sie odnalezc w zwiazku choc jest taka ciekawosc jak to by bylo, czy by sie ulozylo itd... brakuje tej osoby ale mam jakas blokade, boje sie przelamac, boje sie zranienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Właśnie ta blokada, o której piszesz bardzo utrudnia zmiany w tym zakresie. Ja np. zdążyłam wytworzyć wokół siebie wrażenie osoby bardzo niezależnej, samowystarczalnej i silnej psychicznie, ale tak naprawdę pod maską jestem kimś wrażliwym i podobnie jak Ty obawiam się mocno zranienia. Nie wierzę w siebie i trudno mi uwierzyć, że mogłabym być zaakceptowana i pokochana. Dlatego też stale uciekam w pracę. Bywam w tym wręcz nadgorliwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pytanie do Autorki i drugiej pani : Jaką miałyście i macie relację z ojcem? Jak układa się w małżeństwie Waszym rodzicom? Czy jest w nim czułość, przyjaźń, akceptacja mimo niedoskonałości?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moje relacje z ojcem bywają różne: kiedyś często się kłóciliśmy, dziś natomiast jest już lepiej, choć w dalszym ciągu wiele nas dzieli. Tata jest bardzo uparty i lubi narzucać innym swoje zdanie, co mnie strasznie denerwuje. Co do relacji rodziców i atmosfery w domu przyznam, że zawsze brakowało ciepła, miłości i zrozumienia. Wyczuć można było za to chłód i ukryty żal. Tak jest i teraz. Rodzice są razem raczej ze względu na mnie i na opinię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
autorko mam to samo, nie musze nawet nic dopisywac bo sama to dobrze ujelas, opisalas. gosc 1:14 moi rodzice sie nie kochaja, nie sypiaja razem choc mieszkaja pod jednym dachem tzw malzenstwo na papierze i ciagle to powtarzaja, wieczne klotnie i wyzwiska, zero milosci w domu. mama czy ojciec nigdy nie powiedzieli dobrego slowa na mnie, o "kocham cie" nie ma mowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja bym wolala nigdy nie wejsc w zwiazki by nie czuc tego koszmaru ktory teraz czuje. Jestescie ciekawe zwiazku? Prosze bardzo: wyobrazcie sobie ze kochacie kogos nad zycie, a ta osoba dwokrotnie mowi wam ze nie wie czy was kocha a po 5 minytach ze jednak kocha. Grunt wali sie pod nogami. Chcecie byc kochane ale nie wiecie czy jestescie i czy bedziecie. Stoicie na krawedzi: co bedzie jutro.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No właśnie u mnie tak samo. :( Niby małżeństwo, a wszędzie osobno, nie mówiąc już o seksie, pocałunkach, bliskości... W naszym domu nigdy nie rozmawiało się o tym głośno. Rodzice są od siebie różni jak ogień i woda, ich pragnienie wzajemnie się wykluczają. Często się ze sobą kłócą i bywa, że wypominają sobie rzeczy sprzed lat, teraz już tak naprawdę nieistotne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie sądzę, bym była dobrą partnerką i spełniała oczekiwania tej drugiej osoby. x Związek nie polega na spełnianiu czyichś oczekiwań, tylko po prostu na obecności przy boku drugiej osoby... przynajmniej ja to tak widzę i dlatego żadna kobieta przy mnie nie wytrzyma dłużej niż 2-3 lata ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Możliwe, że tak jest, jak piszesz, ale ja zawsze podchodzę do siebie bardzo krytycznie i zanim odsłonię przed kimś swoje wnętrze zastanawiam się ciągle, czy ta osoba w ogóle mnie kupi taką, jaką jestem. Czy zaakceptuje moje słabe strony? A może powie, że się pomyliła i liczyła, że jest kimś innym, w sensie lepszym?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I właśnie dlatego ludzie się rozstają, bo wiążą się nie z drugim człowiekiem tylko ze swoim wymyślonym ideałem, ze swoimi chorymi oczekiwaniami, a kiedy dostrzegą że ta druga osoba, to nie to co myśleli, to odchodzą. Byłem w kilku związkach i nigdy nie wymagałem aby kobieta się dla mnie zmieniała, wymagałem jedynie szacunku i lojalności, nic poza tym... i zawsze na koniec słyszałem jedno, że to nie to czego szukały, że myślały że będzie inaczej... dlatego dałem sobie z tym spokój.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja nie chcę tego, by ktoś się zmieniał dla mnie. Chcę tylko, by ktoś mnie zaakceptował taką, jaką jestem i nie próbował zmieniać. Jeśli będę gotowa na to ostatnie, musi to być to wypływać tylko ode mnie samej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I tak to powinno wyglądać, ale widać większość zanim kogoś pozna, to już wie jaki ten ktoś ma być, jakie warunki ma spełniać i jeśli w zasięgu wzroku trafi się ktoś podobny to tego ideału z głowy, to zaczynają się te idiotyczne podchody... a potem jest rozczarowanie, bo ideał okazał się mało idealny ;) Ludzie sami komplikują sobie życie, a przecież to wszystko mogłoby być banalnie proste.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Już mówię dlaczego zadałam Wam te pytania.... Prawdopodobnie same odpowiedziałyście sobie dlaczego macie "jakąś blokadę" na bliskość z kimś. Patrzycie na ewentualny związek przez pryzmat związku Waszych rodziców. Jeśli między nimi nie ma miłości, czułości, akceptacji, wsparcia, a są głównie kłótnie, pretensje, przymus czy obojętność, życie jak z obcym, to nie dziwnym jest to, że nie czuliście długo potrzeby wiązania się z kimś lub trochę chcieliście ale mieliście blokadę. x Z drugiej strony, czując brak miłości od rodziców, szczególnie ojców, podświadomie chcecie ją nadal dostać, nadrobić i potrzebujecie bliskości jak wody na pustyni (jak dzieci), ale boicie się, że zostaniecie zawiedzeni, odepchnięci tak jak to miało miejsce w przeszłości lub nawet teraz i będziecie żyły takim życiem jak Wasze matki. We wczesnej młodości zdusiłyście te potrzeby do podświadomości, ale w dorosłym życiu mechanizmy obronne z dzieciństwa działają na naszą niekorzyść (blokady nam szkodzą). x Inna sprawa to to, że możecie mieć tendencje do wybierania sobie partnerów podobnych do Waszych ojców. Tzn zimnych, niedostępnych, nieempatycznych, nieznoszących sprzeciwu i Waszych niedoskonałości, których trudno jest zadowolić. A mając już obniżoną samoocenę, nastawiacie się na rolę dawcy, na "zasługiwanie na miłość" (podświadomie czujecie że nie możecie być kochane po prostu za to że jesteście). Chcecie dostać to, czego nie dostałyście od rodziców/ojców od Waszych potencjalnych partnerów (przenosicie swoje braki na nich). No i możecie stawiać się w pozycje dziecka, zamiast kogoś równorzędnego, dorosłego, a to może napawać strachem, bo dziecko jest bardzo zależne... podatne na krzywdę a przecież boicie się zależności, "niewoli" tym bardziej od kogoś apodyktycznego, nieempatycznego (który przypomina Wam ojca a którego macie tendencje przyciągać). W rezultacie powielacie schematy z domu, koło się zamyka i kręcicie się w kółko nie mogąc wyjść, nie mogąc zwolnić "blokady". Może trochę niespójnie to napisałam, ale wybaczcie, bo późno już jest :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
///////////Inna sprawa to to, że możecie mieć tendencje do wybierania sobie partnerów podobnych do Waszych ojców. Tzn zimnych, niedostępnych, nieempatycznych, nieznoszących sprzeciwu i Waszych niedoskonałości, których trudno jest zadowolić. A mając już obniżoną samoocenę, nastawiacie się na rolę dawcy, na "zasługiwanie na miłość" (podświadomie czujecie że nie możecie być kochane po prostu za to że jesteście). Chcecie dostać to, czego nie dostałyście od rodziców/ojców od Waszych potencjalnych partnerów (przenosicie swoje braki na nich). No i możecie stawiać się w pozycje dziecka, zamiast kogoś równorzędnego, dorosłego, a to może napawać strachem, bo dziecko jest bardzo zależne... podatne na krzywdę a przecież boicie się zależności, "niewoli" tym bardziej od kogoś apodyktycznego, nieempatycznego (który przypomina Wam ojca a którego macie tendencje przyciągać). W rezultacie powielacie schematy z domu, koło się zamyka i kręcicie się w kółko nie mogąc wyjść, nie mogąc zwolnić "blokady". Może trochę niespójnie to napisałam, ale wybaczcie, bo późno już jest usmiech.gif//////////////// Z tym racja. Uwazajcie dziewczyny. JA mam dopiero 20 lat, ale mój mąż po niecałym roku juz zaczął pokazywac pewne cechy mojego ojca co mnie raczej dołuje. Ojciec wiadomo nie był idealny, były tez dobre czasy, ale niestety te złe cechy są. No i jak sie poznaje faceta to nie widzi sie tych cech, które sa podobne do ojca. Dopiero po slubie, albo po na prawdę długim czasie one wychodzą, bo, tak - nieświadomie wybieramy sobie partnerów podobnych do ojca, mimo że nam się wydaje, ze są zupełną ich przeciwnościa. W pewnym sensie nie ma od tego ucieczki. Bo w domu taki wzór faceta nam został pokazany i taki nam sie wydaje słuszny (mimo że mamy jakiś tam swój ideał w głowie, zawsze bedzie nas ciagnąc do wzorca). Chyba, że będziemy starac sie zmieniac nasza karme, ale to już cieżka praca :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mnie się udaje zmieniać ten wzorzec w swym myśleniu, więc jest to możliwe :) no i też na bieżąco pracuję nad charakterem narzeczonego, ale oboje się terapiujemy, bo wiemy co nasi rodzice źle robili - jesteśmy z trudnych domów. v Wcześniej ciągnęło mnie do typów jeszcze bardziej podobnych do mego ojca -zimnych, nieempatycznych, czasem nawet egoistycznych, bezlitosnych, krytykanckich, czepiających się każdego niedociągnięcia, apodyktycznych. Jednak na szczęście drzemał we mnie jakiś radar, bo tylko się spotykaliśmy, dość długo, bo bałam się z nimi być w związku (na szczęście). Sporo mi się dali we znaki, ale dzięki temu widzę, jaki schemat powielałam i dokąd by szło moje życie gdybym tego nie przerwała (beznadzieja, zgorzknienie, autodestrukcja). v Odważyłam się dopiero być z kimś, kto jest zaufanym, dobrym i bardzo ciepłym człowiekiem, ale dużo pracy nad sobą mnie to kosztowało, terapii. Dziwne na początku było to, że ktoś jest dla mnie taki dobry, ciepły, akceptujący moje niedoskonałości czy kochający mimo dokuczliwych wad. Dziwne było to, że nie muszę na to wszystko sobie zasłużyć, miałam wrażenie że za łatwo mi to przychodzi i nie umiałam przyjąć czy docenić miłości, dobra od drugiego człowieka. Dążyłam do tego by mnie odrzucił, bo odrzucenia nauczyłam się w domu, sama też wielu odrzucałam, samą siebie też. Narzeczony ma co prawda trochę cech mojego taty - ale większość tych pozytywnych -energiczność, pracowitość, błyskotliwość, inteligencja, twardy kręgosłup moralny. Nad cechami które źle nam się z kojarzą z naszymi ojcami, oboje pracujemy, ja nad swoimi schematami nauczonymi przez mamę także. Jako DDA i DDD bez terapii pewnie nie bylibyśmy w stanie zmienić swoich błędnych nawyków i utrzymać związku a nawet go rozwijać, jestem bardzo wdzięczna moim terapeutom za pomoc :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość z wczoraj godz 04 10
gość dziś 1:09 bardzo podobne cechy wymieniasz do mojego męża te negatywne i pozytywne. Niestety cięzko mu jest pracowac nad tymi negatywnymi, bowim wkurza go tez to że jestem bardzo emocjonalna. Potrafie płakac dlatego, że jest czasami zimny tzn. jak chcę sie poprzytulac albo pokochac to czasami odmawia, albo nie powie mi wystarczajaco często jak na moje standardy że mnie kocha, albo ze jestem atrakcyjna, piękna. Może własnie ldatego, że jestem emocjonalna i wszystko biore na powaznie. dokuczamy sobie dla zartów też, co jest zdrowe w związku, ale czasami własnie zamiast tego wolałabym romantyczności, a przeciez od poczatku wiedziałam, że on taki nie jest. Zatem nie możemy kogos na siłe zmienić. Staramy sie nad tym pracowac: ja nad moja emocjonalnością a mysle, ze on nad tym, że moge go czesciej poprzytulac i polelać. no my ludzie a zwłasza kobiety tego potrzebujemy. On tez twierdzi, ze jak płacze z róznych powodów to nie przyjdzie i mnie nie przytuli, pocieszy, bo twierdzi, ze musze stac się silniejsza emocjonalnie, twardsza itd. Myslicie że słusznie? Czy to czasem nie pogroszy? Mnie sie wydaje ze to jest normalne ze czasami potrzebujemy pocieszenia. A bliska osoba od tego jest zeby pocieszyć, bo wiadomo, że przy innych to bedziemy grać twardych. No, ale z drugiej strony ta bliska osoba jest ofiara rozładowania emocji. V jesli chodzi o mnie to taka jest moja mama. wszystko wynosimy z domu. Jesli chodzi o męża to jego ojciec zdradził i nigdy nawet żony nie przerosił za to. Zyja razem ale ze wzgledu na dzieci chociaz widze ze to żle wpływa na teasciowa bo boi sie zostac sama z mezem jesli dzieci miałyby sie wyprowadzić. CZy słusznie, że czasami mam strach, że mój mąż moze sie do tego równiez posunąć? Mimo że go znam i wiem, że nigdy by nie zdradził, nigdy nawet przede mna nie chciał miec dziewczyny, jesli jakies sie do niego podwalały na studiach opisywał to jako "złe doświadcvzenia" i ciesyzło go to ze je blokował itd. Miał przyjaciółki ale nie mieli relacji. Do tego widzi jakie ojciec ma teraz zycie zatem nie chce miec takiego jak on. Czy kiedy dzieci sie pojawiaja na prawde wszystko musi sie tak zmieniac w związku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Carmen999
Oj skąd ja to znam kobietki :) też taka byłam. Otoczona murem. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym z kimś być :) bałam się, że nie będę spełniała czyichś oczekiwań, nie miałam pojęcia jak się zachowywać w związku. Z wieloma mężczyznami flirtowałam, czasami było blisko, żebym z którymś weszła w związek, ale szybko rezygnowałam, odwracałam kota ogonem. Na jednego nawet agresywnie naskoczyłam, jak zapytał "Czy to oznacza, że jesteśmy razem ?".. Podobał mi się, ale się bałam się zaangażować i urwałam z nim kontakt. Mój pierwszy związek zaczął się od wakacyjnej miłości ;) poznałam na wakacjach chłopaka, który mi się podobał. Nawet nie wiem, kiedy doszło do tego, że zostaliśmy parą. Ale nie czułam się w tym związku najlepiej. Sama z siebie nie przytulałam go, ani nie całowałam. Wszystko on inicjował. Wyjechaliśmy ze wspólnymi znajomymi na wakacje i tam zrozumiałam, że nic z tego nie będzie. Wstydziłam się go, nie wiedziałam, jak się zachowywać wobec niego, jako jego kobieta. Czułam się strasznie zagubiona. Po tym wyjeździe zerwałam z nim. Trochę popłakałam, ale musiałam się pogodzić z tym co się stało. Czasem były chwile, że żałowałam, że zerwałam. Ale co to za związek, jak druga osoba nie czuję swobodnie. Po dwóch miesiącach poznałam mojego obecnego partnera ;) i było to samo, bałam się zaangażować. Znów myśli "jak miałabym się zachowywać w związku", to było okropne. Ale po około 3 miesiącach on się zdenerwował, że zaczynam jednego dnia traktować go poważnie, a drugiego odrzucać i wziął sprawę w swoje ręce i przyjechał do mnie, do domu niespodziewanie. I od tej pory jesteśmy razem :) czuję się przy nim wspaniale, dał mi poczucie bezpieczeństwa i zrozumienia. Jestem teraz szczęśliwa, bardzo go kocham i jesteśmy już ponad 2,5 roku razem. Ale czasami się zastanawiam, co by było gdyby do mnie wtedy nie przyjechał.. Pewnie dalej bym się zastanawiała, czy dać mu szansę i sobie na stworzenie związku czy nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam Was ponownie, to ja autorka. :) Rzeczywiście jest bardzo dużo prawdy w tym, co napisałyście. Szczególnie zgadzam się z tym fragmentem: "Z drugiej strony, czując brak miłości od rodziców, szczególnie ojców, podświadomie chcecie ją nadal dostać, nadrobić i potrzebujecie bliskości jak wody na pustyni (jak dzieci), ale boicie się, że zostaniecie zawiedzeni, odepchnięci tak jak to miało miejsce w przeszłości lub nawet teraz i będziecie żyły takim życiem jak Wasze matki. We wczesnej młodości zdusiłyście te potrzeby do podświadomości, ale w dorosłym życiu mechanizmy obronne z dzieciństwa działają na naszą niekorzyść (blokady nam szkodzą)." To rodzi pewien paradoks: z jednej strony pragnę być kochana, ważna i doceniana, z drugiej jednak stale uciekam za każdym razem, gdy pojawi się na horyzoncie ktoś, z kim mogłabym wejść w bliższą relację. Wszystko właśnie dlatego, że czuję, że na dłuższą metę mogłabym tę osobę rozczarować. Niemal przy każdym facecie, który mi się podoba czuję się gorsza. Każdy z nich jest ode mnie mądrzejszy, ciekawszy, zdolniejszy, więcej w życiu osiągnął itp. Stąd też sobie odpuszczam - szkoda, żeby się przy mnie marnowali, skoro jest tyle kobiet, które dorównują im poziomem. Ja już wolę być samotna niż być tą gorszą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dodam też, że tak niskie poczucie wartości nie wynika u mnie tylko z sytuacji w domu. Równie mocno odbiło się to, co działo się w szkole podstawowej i gimnazjum. Byłam stale zastraszana: najpierw przez chłopaków ze starszych klas, potem przez rówieśników. Dzieciaki wyczuwały, że jestem tym słabszym ogniwem i to wykorzystywały. Byłam gnębiona głównie psychicznie i potrzebowałam bardzo dużo czasu, by pokonać fobię społeczną, jaką się nabawiłam w wyniku tych traumatycznych przeżyć. Nawet na studiach, gdzie przecież ludzie byli zupełnie inni, nie potrafiłam się do końca otworzyć. Ciągle wyłapywałam negatywne sygnały z otoczenia, co też sprawiało, że czułam się nielubiana. Do dziś pamiętam sytuację, kiedy dwie dziewczyny z grupy niewinnie sobie zażartowały ze mnie, a ja zaraz poszłam do łazienki i się poryczałam. Potem to sobie wyjaśniłyśmy i było mi wstyd. Teraz już jest nieco inaczej, widzę, że dużo osób jest do mnie dobrze nastawionych, ale wciąż często wracają do mnie wspomnienia z tamtych lat, gdy byłam tłustą świnią i tępaczką. Największe kompleksy mam na tle inteligencji i talentu (wygląd już w miarę akceptuję). Ciągle się zastanawiam się, czy wszystko u mnie pod tym względem w porządku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Carmen999
Autorko, to są tylko i wyłącznie Twoje myśli, a w rzeczywistości jest zupełnie inaczej :) facet w ten sposób tego nie odbiera, jak Ty :) moim zdaniem powinnaś dać komuś szanse, żeby się o tym przekonać, jak ja :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chcesz to mogę Cię wprowadzić w świat bliskości i nie mówię tu teraz o seksie, bo to naturalne że po takich przeżyciach masz jakieś opory. Jeśli miałabyś ochotę na jakieś piwo odezwij się mirodow@gmail.com gg 8117738

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dzięki, Mirodow. :) Carmen, wiem, że to wszystko jest w mojej głowie, ale i tak się obawiam. Teraz np. wpadł mi w oko pewien facet, który jest znacznie starszy ode mnie, ma wiele osiągnięć na koncie i jest bardzo elokwentny i błyskotliwy, więc tym bardziej mam kompleksy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×