Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Aborcja farmakologiczna. I had an abortion

Polecane posty

Gość gość

I had an abortion. Opowiem wam moją historię... bo myślę, że wiele z was jest/będzie w podobnej sytuacji i borykacie się z wielkim stresem, brakiem odpowiednich informacji i doświadczeń. Zazwyczaj jak ktoś przez to przejdzie nie chce już tego opisywać szczegółowo i wracać do tego co się stało. Mam 23 lata, studiuję na prestiżowej uczelni technicznej, pracuję jako Manager/kierownik w dużej firmie, awansowałam całkiem niedawno, jestem najmłodszą osobą na tak wysokim stanowisku w dodatku z najkrótszym stażem w firmie (w ciągu 9 miesięcy przeskoczyłam o jakieś 3 stanowiska). Kieruję zespołem, spełniam się zawodowo i zarabiam naprawdę dobrą kasę, angażuję się w życie studenckie i politykę uczelni, pozostałą część „wolnego” czasu przeznaczam na sport, treningi, siłownię, bieganie – mam fioła na punkcie zadbanej sylwetki i zdrowego stylu życia. Funkcjonuję na najwyższych obrotach, mieszkam ponad 400 km od domu i jestem niezależna. Od niedawna zaczęłam się spotykać z facetem, oczywiście zabezpieczaliśmy się, nie mam 15 lat wiem jak dbać o tego typu rzeczy. Niestety chociaż wydawałoby się to absolutnie niemożliwe (gumki, niewypadające akurat dni płodne) okazało się że jestem w ciąży. Z Markiem nie łączyła mnie jeszcze wielka miłość, może co najwyżej zauroczenie. Zorientowałam się bardzo szybko, jeszcze tydzień przed planową datą miesiączki. Co mnie zaniepokoiło? Znam bardzo dobrze swój organizm, który nagle zaczął płatać mi figle. Bolało mnie podbrzusze jak na okres, ale za razem jajniki jak w trakcie owulacji, do tego ból w krzyżu, normalnie przed okresem miałam lekkie plamienia teraz.. ból był ale ciągle sucho. Bolesne, nabrzmiale piersi, dziwne samopoczucie takie... „nieswoje”, nie miałam ochoty w ogóle na sport i wysiłek fizyczny (jestem od nich uzależniona! Skończyłam szkołę mistrzostawa sportowego) i to cholerne przeczucie... intuicja... Kupiłam dwa testy, zrobiłam... Dwie kreski. 6 rano, łazienka, zapłakana. Co ja mam teraz K**a zrobić? Pogadałam z facetem, zachował się po męsku, zniósł to lepiej niż ja, poszedł ze mną do ginekologa, który tylko utwierdził mnie w tym co już wiedziałam. Początkowo się wahałam, ale porozmawiałam z kilkoma bliskimi osobami, dowiedziałam się o womanonweb.com i womanonwaves.com, poczytałam, podjęłam decyzję, zadzwoniłam do mamy, która zawsze jest po mojej stronie i zawsze mnie wspiera. Powiedziała, że podjęłam słuszną decyzję. Nie skorzystałam z fundacji, bo bałam się problemów z przesyłką, znalazlam bardzo szybko dojście do lekarza z holandii przez znajomych, przleałam kasę, znajoma poszła po recepty, wykupiła ru i cytotec i przez swoich pracowników którzy akurat zjeżdżali do Polski przekazała. Cała procedura trwała 4-5 dni. To było proste jak zamówienie pizzy. Dostawa szybsza niż przez allegro. Pojechałam do domu, chciałam być z osobą, której mogę zaufać w 100%, czyli oczywiście padło na mamę. Jak to przebiegło? Po konsultacji z lekarzem wzięłam pierwszą tabletkę RU 486 rano kilka godzin przed podróżą. Wsiadłam w samochód, włączyłam sobie ulubioną muzykę i jechałam próbując się relaksować :) Następnego dnia rano, poszłam na zakupy, podpaski, film w wypożyczalni, dla własnego kaprysu maseczka na twarz i gazeta, żeby się czymś zająć, zmajstrowałam również ketonal na wszelki-wielki. Gotowa do akcji wzięłam pierwsze 4 tabletki pod język. Ręce trzęsły mi się ze strachu, stres gorszy niż przed egzaminem na prawo jazdy.Tabsy mają nieprzyjemny kształt (heksagonalny) i wlożenie 4 pod język nie jest przyjemne. Smakują jak kreda. Po 30 min zaczęło mnie lekko boleć podbrzusze, dostałam drgawek, leżałam pod kołdrą i wszystkie mięśnie mi drżały, gardło bolało i było rozpalone od tabletek, dostałam rozwolnienia. Książkowe objawy. Po kolejnych 30 min te objawy przeszły, natomiast skurcze stały się mocniejsze, ale do wytrzymania, jak pierwszego dnia okresu (nie przechodzę 1 dnia okresu zbyt dobrze), w tym czasie posiedziałam sobie przed kompem, nawet zrobiłam się trochę głodna, później dostałam lekkiego stanu podgorączkowego i skurcze zaczęły się nasilać, cały czas „goniło” mnie do łazienki. Po wzięciu drugiej dawki z łazienki już nie wychodziłam, dostałam bardzo mocnych skurczy, leżałam na ziemi, gdzieś w międzyczasie nie wiedziałam czy mam siedzieć na kiblu czy przed nim klęczeć, bo z bólu zrobiło mi się niedobrze, a cały czas męczyła mnie biegunka. Dałam za wygraną i wzięłam tabletki przeciwbólowe. W tym czasie też zaczęło się krwawienie, jeszcze mocniejsze skurcze i.... poszło. Done. Challenge accepted. Momentalna ulga, skurcze o wiele słabsze, krew, skrzepy, „materiał biologiczny”. Położyłam się, zmęczona, wyczerpana, piłam dużo wody, żeby się nie odwodnić, w odpowiednim czasie wzięłam kolejną dawkę tabletek, oczywiście znowu drgawki przez pół godziny, skurcze, trochę skrzepów, czułam się słabo bo straciłam trochę krwi, lekko kręciło mi się w głowie i podbrzusze pobolewało ale to by było na tyle. Po tygodniu poszłam prywatnie do ginekologa, umawiając się na wizytę zaytałam czy nie podpisywał deklaracji wiary, poszłam, nie ściemniałam, że poroniłam. Po co? Idę do lekarza specjalisty, któremu płacę sporą kasę za profecjonalizm i wiedzę medyczną a nie za bycie kaznodzieją. Nie zawiodłam się, lekarz okazał się bardzo kompetentny, popierający aborcję, wyrozumiały. Zbadał mnie, ręką, wziernikiem i zrobił USG. Stwierdził, że nie ma oznaków ciąży, że w macicy jeszcze jest sporo materiału ale że to się będzie oczyszczało. Zalecił branie nospy x3 dziennie, nie przeciw bólowo ale, właśnie dlatego że wspomaga ona samoczynne oczyszczanie macicy. Od tego dnia miałam trochę mocniejsze bóle i lepiej się wszystko zaczęło oczyszczać. Wyglądało to tak, raz dziennie mocny skurcz, ból podbrzusza i kręgosłupa, krwawienie, dosyć intensywne, kilka dużych skrzepów a w zasadzie nie skrzepów tylko materiału, którego pozbywała się macica i jeszcze trochę krwawienia. Trwało to z zegarkiem w ręku 2h, wkurzające i męczące, nie fajnie jak dopadało mnie akurat w pracy, ale co nas nie zabije to wzmocni. Zaciskałam zęby i wiedziałam, że to była najlepsza decyzja jaką moglam podjąć. Jutro umawiam się na kolejną wizytę, żeby jeszcze raz zrobić usg i skontrolować jak się sprawy mają. Jeszcze trochę materiału się ze mnie wydostaje i krwawię ale już co raz mniej. Czy żałuję tej decyzji? Nie. I nigdy nie będę żałowała. Zrujnowałabym wszystko co osiągnełam do tej pory, może nie skończyłabym studiów i z musu związałabym się z facetem, którego nie kocham. (Już nic nas nie łączy po tym co się stało). Nie zabiłam. Będąc u ginekologa po raz pierwszy lekarka powiedziała tylko, że jest pęcherzyk ciążowy, a czy jest to żywa ciąża możemy się przekonać za 2-3 tygonie. Usunęłam wcześniej. Czy faceci spuszczający się do gumek i „marnujący” swój materiał genetyczny to mordercy? Nie do cholery. „Zarodek” miał tyle samo wspólnego z dzieckiem co te plemniki. Może podchodzę do tego w tak chłodny sposób bo jestem naukowcem. Mój świat to w dużej mierze liczby, wektory, mechanizmy, związki. Ale mimo wszystko nie chciałabym przechodzić przez to jeszcze raz. Usunąć czy nie? Zadajecie sobie pewnie to pytanie. To ja wam podpowiem, jeżeli wierzysz w to, że TY tego chcesz, że to jest najlepsze wyjście dla CIEBIE, że możesz zmarnować sobie życie i być nieszczęśliwa i jesteś osobą o silnej psychice to zrób to. Ale musisz mieć 100% pewności. Tylko kobieta może decydować kiedy chce, żeby w niej powstało nowe życie, kiedy ona jest na to gotowa. Jeżeli chce tego Twój chłopak, rodzice, nie masz kasy, ale w sumie to chciałabyś mieć dziecko, może jakoś to będzie, ale nie, w sumie usuniesz bo studia, bo jesteś za młoda. Jeżeli się wahasz albo chcesz zrobić to dla kogoś to daj sobie spokój. Posłuchaj swojego serca i zastanów się czy Ty tego chcesz. Pamiętaj, że będziesz musiał z tą decyzją borykać się do końca życia. Jeżeli jakaś cząstka Ciebie już się przyzwyczaiła do myśli o ciąży i zżyła się z „dzieckiem”, to dasz radę, urodzisz i będziesz szczęśliwa! Przetrwasz to nawet jeżeli facet się odwróci, bo jesteś kobietą a my jesteśmy cholernie silne! Uwielbiam dzieciaki a one uwielbiają mnie. Kiedyś chcę mieć... jedno max dwoje ale jeszcze nie teraz :) Nie jestem typem matki polki i nie mogłabym „poświęcić się” pracy w domu, a już na pewno nie na tym etapie swojego życia. To tylko pozornie była dla mnie trudna decyzja, bo tak naprawdę jak zajrzałam w głąb siebie to wiedziałam co zrobić. Mam nadzieję, że chociaż jednej osobie pomogłam opisując swoją historię. Na komentarze w stylu „szkoda, że Twoja matka Cię nie usunęła” odpowiadam. że gdyby moja mama nie usunęla pierwszej ciąży, nie poznałaby mojego taty, pewnie byłaby teraz z kimś innym i nie urodziłaby mnie :))) i nie byłaby najszczęśliwszą mamą i żoną na świecie. Dziękuję jej za wszystko, bo jest najwspanialszą i najsilniejszą kobietą na świecie! Hejty czas start! :D Gdybym nie gardziła popcornem i nie dbała o linię to teraz usiadłabym sobie z wielkim pudłem tego tłustego paskudztwa i z ciekawością i śmiechem czytała wasze komentarze o morderczyni bez sumienia bla bla bla bla bla Trzymajcie się kobitki! Bądźcie silne, niezależne i nie dajcie sobą sterować! Keep calm and take control!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja tez usunelam ciaze.mialam wtedy 20 lat i juz wtedy wiedzialam,ze dzieci nigdy nie bede chciala.zawsze to wiedzialam.teraz mam prawie 40 i nie zaluje.nie pozwole,zeby przypadek decydowal o moim zyciu.mnie tez zawiodlo wtedy zabezpieczenie.pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×