Gość gość Napisano Styczeń 3, 2015 Cześć Wszystkim. Mam nadzieję, że podzielicie się ze mną swoją opinią na pewien temat, może to pozwoli rozjaśnić moją sytuację :) Otóż tak: Niecały rok temu zmieniłam pracę. "Wypatrzyłam" sobie z tłumu pracujących tam facetów jednego, z koleżanką z działu zgodnie twierdziłyśmy, że ma śliczną twarz - tak, nawet nie przystojną, ale śliczną - a przy tym wszystkim cały jest męski. Wiecie, takie niezobowiązujące, babskie gadanie. Obgadywałyśmy nie jego jedynego, pewnie wiecie, jak to jest. Po pewnym czasie przeniesiono mnie na inny dział, gdzie, jak się okazało, miałam okazję współpracować z działem P. (Tak go roboczo nazwijmy). Nie rozmawialiśmy co prawda dużo, jedynie z rzadka zamienialiśmy kilka słów raz, może dwa razy na tydzień, głównie odnośnie spraw służbowych. Wszystko zmieniło się, kiedy przeprowadził się bardzo niedaleko mnie. Tuż przed przeprowadzką zaczepił mnie na facebooku i wypytywał o atrakcje w tej okolicy, gdzie można wyjść, itp. Od tamtej pory te nasze facebookowe rozmowy zdarzały się coraz częściej i trwały nawet po 5, 6 godzin. Zaczął podchodzić w pracy do mojego stanowiska i czasem był tak długo, że jego kierownik zwracał nam uwagę i, chichocząc jak nastolatkowie, wracaliśmy do pracy. Pewnego popołudnia, gdy wracaliśmy razem z pracy, poprosił mnie pod jakimś pretekstem o numer telefonu, powiedziałam, że nie ma takiej potrzeby, załatwię mu tę sprawę od ręki. Jakąś godzinkę później zaczepił mnie na fejsie i spytał, czy może wpaść z piwem. Podobnie jak w przypadku rozmów, te nasze spotkania zaczęły się powtarzać. W którąś sobotę mój telefon zadzwonił o 4. nad ranem. To był P., powiedział, że stoi u mnie pod klatką i jest mu zimno, więc chciałby, żebym go wpuściła. Nie do końca wiedziałam o co chod*******ońcu było bardzo wcześnie, więc niewiele myśląc wyszłam przed budynek. I faktycznie tam stał. Wszedł, miał z sobą piwo, gadaliśmy dość długo, ale wygoniłam go w pewnym momencie, bo oboje przysypialiśmy. Jakiś czas później była impreza firmowa, jechaliśmy tam razem ze znajomymi, którzy zaproponowali podwózkę, bo nie pili. P. wypił troszkę za dużo, więc stwierdziliśmy, że wracamy, ale chwilkę później mój bliższy kolega powiedział, że jeśli chcę zostać, mogę wrócić z nim. P. wsiadał do samochodu blisko godzinę, bo jęczał, że mnie nie zostawi i beze mnie nie wróci. W drodze powrotnej wydzwaniał do mnie, pytał, czy żyję i czy wszystko ze mną w porządku, obiecywał, że zaraz po mnie przyjedzie :D Jego współlokator zabrał mu kluczyki do auta, bo rzeczywiście chciał po mnie jechać. Łooo, ale się rozpisałam, wybaczcie. Chodzi mi głównie o to, że znajomi wpierają nam uczucie. Ja bardzo go lubię, ale odnoszę wrażenie, że nie jestem w jego typie, więc ich argumenty są bezsensowne. Jak to wygląda z waszej perspektywy? Starałam się opisać wszystko z dystansem, bez wtrącania własnych odczuć. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach