Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Czy pozwalacie aby dziadkowie dawali waszym dzieciom słodycze?

Polecane posty

Gość gość
Moje dziecko je słodycze, nie świruje jak inne wariiatki, które uważają że dziecko jest szczęśliwe jak dostanie suszoną morelę, albo placek z jabłkami. Efektem tego, że nigdy nie zabraniałam jeść mojemu dziecka słodyczy jest to że obecnie w pokoju synka jest miseczka, w której są czekoladki, kinderki, cukierki, a dziecko i tak przez ostatnie 2 tygodnie niczym się nie poczęstowało. Niczego nie ubyło, bo wie, że w każdej chwili może się poczęstować i nie rzuca się na słodycze, jak tylko rodzice nie widzą, tak jak jest to w przypadku dzieci, które mają zakaz jedzenia słodyczy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a moje dziecko nie może jeść czekolady ze względów zdrowotnych a wytłumaczenie tego teściowej zajęło z pół roku. I za każdym razem robiła głupią minę i pytała "nawet jednego batonika nie???" A po lekarzach ja z mężem jeździliśmy. Zresztą to taki typ że jakby jej powiedzieć że można troszkę to by pakowała w dziecko non stop, sama tak je, zawsze ma całą szafkę zapchaną słodyczami. Niestety skończyło się mega awanturą tzn mąż w końcu nie wytrzymał bo moje prośby i opowieści co lekarz powiedział do niej nie trafiały, poza tym pchała w dziecko za każdym razem jak do nich poszło, parę razy akurat jak ja kończyłam robić obiad (mieszkają niedaleko) i mała przychodziła od niej "najedzona". Teraz zanim coś jej da to pyta czy może.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I dodam jeszcze że uważam że dziadkowie nie powinni dawać dzieciom tego typu rzeczy, jak już to dać rodzicom żeby dali na deser np.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatnio wpadła w moje ręce książka pt. "Być rodzicem- to takie proste!" Marcina Przewoźniaka i Marii Szarf. Książka nie jest typowym poradnikiem typu co robić ja dziecko.. jest napisana w ciekawy sposób i bardzo przyjemnie się ją czyta. Autorzy poruszają różne tematy rodzicielstwa z perspektywy kobiety i mężczyzny. Piszę wam o tym dlatego, że 2 krótkie rozdziały idealnie pasują do tematu rozmowy :) Polecam zapoznać się z "Gorzko o słodyczach" oraz "Dziadkowie kontra rodzice". Są to krótkie z życia wzięte wypowiedzi :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Basiulka89
Ja miałam kiedyś spory problem z moją córeczką, która najchętniej cały czas jadła by tylko i wyłącznie słodycze. Próbowałam jej tego zabraniać, ale itak to nic nie dało, ponieważ zawsze znajdywała sposób, najczęściej właśnie naciągając dziadków na kupno słodyczy. Ostatecznie dobrym rozwiązaniem okazało się ustalenie wspólnie z córką tego kiedy i ile słodyczy może zjeść. Dzięki temu mam wgląd do tego ile słodyczy zjada, ponieważ sama jej przydzielam ich porcje. Kupuje słodycze hurtowo w internecie na http://www.argo.net.pl/pl-PL/cukierki_twarde.html tak aby mnie córka nie męczyła za każdym razem kiedy jesteśmy w sklepie. Teraz wie że w domu jest zapas słodyczy, więc w sklepie ich dodatkowo nie kupie, i czeka na swoją porcje o ustalonej godzinie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość goscW
A mój syn 2,7 lat, pierwsza czekoladę jaka dostawał to taka 90% gorzka. Teraz jak ktoś da mu jajko, króliczka z mlecznej czekolady czy cokolwiek z takiej przesłodzonej brązowej mazi to ślini się i pluje po jednym gryzie, i każe myć sobie język :D i już sam nawet nie tyka takich słodyczy nawet jak ktoś mu da czy jak widzi swoją mała kuzynkę która je takie czekoladki tonami. Sami jesteśmy zaskoczeni ze tak dziecko nauczyliśmy fajnych nawyków. Kakao tez mu gotujemy takie prawdziwe na mleku i dosypuje płaska łyżkę cukru. Jogurty je naturalne same lub z owocami dosładzane Max połówka łyżeczki cukru. Ogólnie nie przepada jakoś bardzo za słodkim. Lubi ciasta, torty ;) lody, racuchy z bananami. Jego słabością są żelki misie :D potrafi zjeść dużo naraz przy okazji sie bawiąc, ale ja mu nie zabraniam jedzenia słodyczy ma zawsze dostęp chciałam go nauczyć żeby sam z siebie miał pewny umiar, co chyba nam sie udało :) a dziadkowie są ok i jak jest u nich to tez wiedza co lubi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
przeciez i tak wiekszosc z was ma nadwage lepiej isc na silownie a nie do kuchni 333 www.youtube.com/watch?v=n08-SNPvLKk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Proszę Państwa. Matka ma prawo do tego aby wychowywać dziecko zgodnie ze swoimi przekonaniami o ile nie są one oczywiście w granicach rozsądku. Jeśli nie daje słodyczy to jej prawo. Proszę poczytać sobie o szkodliwości słodyczy i badaniach jakie przeprowadzono ile tam jest chemii a sami się przekonacie, że to nie takie dobrodziejstwo. Jeśli by dziecku dawała szkodliwe substancje to oczywiście, że trzeba reagować, ale jak dobrze żywi to należy to uszanować. Ale prymitywni dziadkowie czy inni ludzie, którzy nie szanują zdania matki (czy też rodziców) zwyczajnie robią dziecku krzywdę a tak naprawdę to specjalnie robią na złość rodzicielce. Paskudni i pokrętni ludzie z kompleksami i nieuki celowo będą karmić dziecko niezdrowym jedzeniem ze zwykłej podłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja widzę, że nikt nie napisał o innym problemie - dziecko które uwielbia słodycze, dostaje ich mnóstwo od dziadków, czekoladki nie mogą leżeć sobie na stole, bo zostają pochłonięte w sekundę mimo że 5 min wczesniej zjadł tabliczkę czekolady. Tak, to moje dziecko, wychuchane do ukończenia 1 roku życia na maksymalnie zdrowej żywności i wodzie mineralnej. A potem się zaczęło, mały ma 3 latka, babcie i dziadków widzi bardzo często, normą są dni kiedy po każdym posiłku (albo zamiast posiłku, bo przecież "tak prosił") dostaje czekolady, cukierki, galaretki w czekoladzie, prażynki, chrupki, chipsy .. W domu mu nie wolno, od czasu do czasu dostaje kostkę gorzkiej czekolady albo chrupkę (liczymy razem 3 chrupki i koniec). Ale jak pisałam babcie i dziadki są często, przychodząc przynoszą słodycze i soczki, w domu dają słodycze.. oszaleć można, synek nie jest otyły, ale litości, a zdrowie? Nie tylko waga jest miarą zdrowia. Nie przepada za wodą do picia, ale smakuje mu każdy inny niesłodki napój, np owocowa herbata bez cukru, woda z cytryną itp.. to nie, trzeba go zamulić litrami nierozcieńczonego soku.. i słodycze w nagrodę za zjedzony posiłek - totalny idiotyzm, tym bardziej że mojego dziecka nie trzeba zmuszać do jedzenia, zwykle zjada wszystko, czasem nie chce, czasem zje mniej.. jak każdy czlowiek.. to nie, stanie nad nim i pakowanie w niego kolejnej porcji obiadku "jak zjesz dostaniesz czekoladkę" - którą de facto już zdążył wczesniej zjeść na przemian z chrupkami i sokiem i wielkie zdziwienie, bo niegłodny. Ciężko mi się pokłócić z teściami, bo to dobrzy i troskliwi ludzie, ale już mam dość. Ja gotuję zdrowo, nie kupujemy gotowego jedzenia, ciasto u mnie to marchewkowiec albo babeczki na miodzie z bakaliami - które synek bardzo lubi. Z bananem, rodzynkami, migdałami. Naleśniki z owocami i gorzkim kakaem, młody nawet nie lubi dżemu. Ja staje na głowie żeby zjadł różnorodnie i zdrowo, a moje wysiłki idą w d** bo przyjdzie dziadziu i od drzwi macha paczką chipsów.. I potrafi powiedzieć 3-latkowi "jak zjesz obiadek to dostaniesz".. Nic tylko o scianę łbem walnąć..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mialam ogromny problem, jesli chodzi o slodycze. Te ''mamuski'' wcale nie sa takie nawiedzone, jak niektore z Was pisza. My mamy taka sytuacje, ze mieszkamy z tesciowa (chora na cukrzyce!), ktora ciagle dawala malemu potajemnie slodkosci, kupowala w sklepie cale paczki prazynek, w lato niemal codziennie. Ile ja sie oblagalam, oprosilam, w koncu juz krzyknelam nieraz, maz tak samo... Jak tesciowa miala zakaz kupowania malemu slodkosci, to dawala potajemnie u siebie w pokoju. Tak samo byl problem z moim rodzicami, ktorzy mieszkaja na drugim koncu Polski oraz moja babcia, ktora mieszka niedaleko. Rodzice przyjezdzaja dwa razy do roku i ZAWSZE przywozili ze soba cale siatki slodyczy. Doslownie- zelki, gumy, chipsy, m&msy, batony, kinder niespodzianki, no wszystko doslownie. Chcieli byc dobrymi dziadkami. Na moje prosby, by nie zwozic tyle slodyczy doslownie malo mnie nie zakrzyczeli, ze malemu nic nie bedzie, ze widza go raz na jakis czas, itd. Niemal sie obrazali. Moja babcia tez nie lepsza. Wypracowalam u malego, by pil herbate slodzona zaledwie jedna lyzeczka curku albo zwykla wode, to babcia dawala mu soki do picia, pomimo moich prosb. Dodam, ze babcia rowniez ma cukrzyce! Tesciowa z kolei zaczela malemu slodzic po dwie pelne lyzeczki cukru do herbaty i moje wysilki szlag trafil- maly nie chce pic malo slodkiej herbaty. Na szczescie chetnie pije wode. Nigdy nie nalezalam do matek, ktore bronia dziecku czekoladke, ale zostalam do tego zmuszona przez dziadkow, bo skoro do nich nic nie docieralo, to ktos musial zrezygnowac z kupowania mu slodkosci. I tak zawsze niemal musze dziecku odmowic. Poza tym nie skonczylo sie tylko na tym: malego leczymy aktualnie z pasozytow- lamblii i grzybow. Strasznie nie mial apetytu, za to slodkie jadlby codziennie. Wkurzylam sie, zabronialm tesciowej cokolwiek dawac mojemu dziecku, to ta wziela sie za gotowanie mu znowu. Maly uwielbia zurek, nie mialam nic przeciwko, dopoki nie zauwazylam, ze tesciowa robi go w ciagu 10 min, z torebki, zabiela tylko maka. Co drugi dzien samzyla my frytki. Potrafila wolac go do siebie do pokoju jesc, chociaz widziala, ze ja juz koncze gotowac swoj obiad. Tym sposobem maly ma bardzo ograniczony ''repertuar'', jesli chodzi o menu, bo nie chce probowac nowych rzeczy. Jesli ja zrobie cos, czego on nie chce, to leci do babci, a kochana babunia zaraz robi wnusiowi frytki albo ''zurek''. Ilez ja nerwow zjadlam przez to, to tylko ja jedna wiem. Maz stoi na szczescie po mojej stronie, jak trzeba, to opierdzieli matke, ale to na krotko dziala. Maly ma przerosniete migdaly, non stop chory, bo nie ma diety urozmaiconej, ale ja juz nie mam sily walczyc z dziadkami. Moi rodzice tylko glupio milczeli, gdy mowilam o pasozytach. Gdy mowilam o tym, ze maly bedzie mial grzyby, jesli beda go tak pasli, to mowili, ze glupia jestem i dziecku cukierka bronie. Poza tym maly ma juz prochnice, na szczescie sa to pierwsze zeby, bo maly za kilka miesiecy skonczy 5 lat. Ale wiem, ze to wszystko wina zlej diety. Nieraz mam dosc, bo musze dzieciaka pilnowac, jak oka w glowie, nie moge go z nikim zostawic, nawet na godzine, bo po prostu nie mam nikogo godnego zaufania. Jest to bardzo ciezkie i przykre, jak dziadkowie chca pokazac, ze sa wazniejsi i madrzejsi od rodzicow. Dodam, ze maly w ogole nie widzi we mnie autorytetu. Bywalo tak, ze dziadek/babcie daly malemu cos slodkiego, a ja nie pozwalalam- wtedy oczywiscie do akcji wkraczali dziadkowie, ze wnusio moze, ''nie sluchaj mamy'', potrafili krzyknac na mnie, ze dziecku bronie, w maly wtedy szybko wpychal slodkosc do buzi, bo przeciez mamy nie trzeba sluchac. Kilka razy sie wkurzylam (gdy moja babcia zrobila podobna akcje) i zabralam malego, przez jakis czas ograniczylam kontakt, to byla obgadana niemal po calej rodzinie. Babcia malo nie plakala, jak mowila, ze nie mam serca dla wlasnego dziecka, ze nie ma przeze mnie smaku dziecinstwa i gdyby nie ona, to dzieciak by cukierka nie widzial- tak, tak takie teksty tez padaly. Co ja przeszlam z tymi slodkosciami, to tylko ja wiem. Niedawno sie zdarzylo, ze musielismy z mezem jechac cos zalatwic, a dzieciaka musielismy zostawic z moja babcia. Moj maz potem pojechal po niego i widzial w lustrze (wszedl do domu nie zauwazony), jak maly sie objada ciasteczkami ( a babcia juz wiedziala, ze maly ma grzyby i lamblie i miala wyraznie powiedziane, ze malemu nie wolno jesc slodkosci). Gdy zamknal za soba drzwi, a babcia uslyszala, to gadala do mojego dziecka: predko, chowaj, chowaj, buzie wycieraj! Rece opadaja. Myslalam, ze skoro maly juz ma takie problemy, to odpusci i bedzie powazniej podchodzic do sprawy, ale widocznie sie pomylilam. Najgorzej jest, ze nie mam z kim malego zostawic. Nie ufam zadnym dziadkom, z zadnej strony. Dlatego tez potrafie zrozumiec matki, ktore ograniczaja slodycze. To naprawde w nadmiarze jest zlem w czystej postaci. My w tamtym tygodniu skonczylismy leczyc grzyby, od dzisiaj zaczelismy leczyc lamblie. Za tydzien jade z malym skontrolowac migdalki. Smutne jest to, ze nie mam przy sobie dziadkow, ktorzy sie stosuja do zasad, jakie wprowadza rodzice, tylko takich, ktorzy chca pokazac i udowodnic nie wiadomo co. Tylko szkoda, ze kosztem dziecka. Chca byc najlepszymi dziadkami, a krzywde wyrzadzaja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Takim dziadkom zabroniłabym zbliżać się na krok do mojego dziecka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×