Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

SmutnaStokrotka

początek miłości, a jego przeprowadzka

Polecane posty

Witam wszystkich serdecznie!Jestem tu nowa, ale potrzebuje czyjeś porady, bo już nie wiem jak mam z nim rozmawiac, nie chcę znów go tracić!  Nasza historia jest długa i zawiła, ale postaram się ją skrócić.  Wierzę, że łączy nas przeznaczenie, ale zły los ciągle próbuje nas rozdzielic. Pierwszy raz uslyszalam o nim 3 lata przed naszym poznaniem. Nasi wujkowie się przyjaznili. Jego stryjek odwiedzal nas i pewnego razu opowiedzial mi o nim. Mówił, że mają w rodzinie chłopaka, z którego są bardzo dumni. Pochodzi ze wsi, a dzięki swojemu uporowi i pracy w wakacje, mógł skończyć studia w dużym mieście. Na wynajem mieszkania i utrzymanie sam zarabiał. Jego wujek bardzo go wychwalal, że to dobry, porządny i religijny chłopak. 2 lata później zakochalam się w pewnym chlopaku od pierwszego wejrzenia. Nasze spojrzenia spotkały się w kościele i to było jak grom z jasnego nieba. Wydawalo mi się, że jakiś blask od niego bije. Było to w tym kościele na wsi. Jeżdżę tam z rodziną często, ale na stałe mieszkam w dużym mieście. Miałam wtedy wielką chęć poznania go. Rok czasu go później nie widzialam, ale i tak nie mogłam przestać o nim myśleć. Rok po tym wydarzeniu znów go ujrzalam na Wszystkich Świętych. Znów oboje często patrzylismy na siebie. I wtedy on podszedł do mnie przy wychodzeniu z kościoła! Zagadal, okazało się, że widzial rejestracje w naszym aucie. Z tego dowiedzial się, że mieszkamy w tym samym mieście. Spotkalismy się tego samego dnia wieczorem,juz w tym mieście. Okazalo się, że to ten chłopak, o którym opowiadał mi kolega mojego wujka !!!Było super, żadnej ciszy, wiele tematów do rozmów itd. Pozniej było jeszcze jedno udane spotkanie. I po nim cisza. Nie odpisał nawet na smsa. Rozpaczalam, bo uznalam, że mnie olał bez słowa. Wiem, że tak się zdarza, ale mocno bolało, bo zdazylam już coś poczuć do niego. Ból był straszny. Kolezanki zaczęły wyciagac mnie na imprezy. Poznawalam wielu facetów, ale żadnego nie chcialam, nikt nie był taki jak tamten. Wciąż o nim myslalam, z biegiem czasu coraz bardziej bolało i coraz bardziej tesknilam. Potem zobaczylam go na wielkanoc. Patrzył się cały czas smutnym wzrokiem, starał się zbliżyć do mnie, jak mijalam go idąc do komunii, dotknął mnie w rękę...myslalam wtedy, że sobie kpi ze mnie i z mojego cierpienia. Sądziłam, że jak będę na niego patrzeć, to będzie się cieszyć, że wciąż nie mogę o nim zapomniec. Uwazalam tak, bo sądziłam, że przecież sam urwał kontakt. Nie patrzylam więc na niego, spuszczalam wzrok, zawsze staralam się stać między braćmi i rodzicami, żeby odgrodzic się od niego. Wrocilam ze świąt na wsi do miasta. Nie widzialam go później aż do Bożego Narodzenia. Bałam się, że kiedyś zobaczę go kościele jak stoi z inną dziewczyna ...wciąż nie mogłam o nim zapomniec. I wtedy stał się cud- znów podszedł do mnie! Wykorzystal moment, kiedy nie było przy mnie akurat rodziców. Prosił o mozliwosc wytlumaczenia. Dałam mu ją. Okazało się, że miał awarię telefonu, stracił wszystkie kontakty, a sms nie doszedł. Błagał, żebym mu uwierzyla. Naciagane, ale w sumie czemu miałabym mu nie wierzyć? Przeciez jakby nie chciał, to nie podchodzilby drugi raz.Wysylal mi potem wiele smsow, maili. Chciał, żebym go poznała, żebym zobaczyla jakim naprawdę jest czlowiekiem. I zobaczylam, że to dobry, wartosciowy chłopak. Religijny, spokojny, kulturalny romantyk. Mój ideał pod każdym wzgledem. Miałam potem sesję. Bardzo mnie wspierał. Martwił się, że czasem nie mogę spać z nerwów, nie chciał żebym robiła sobie krzywdę. Wysyłał mi maile, zdjęcia naszych rodzinnych stron( oboje pochodzimy stamtąd i oboje teraz mieszkamy w tym samym mieście). Widzialam że się zakochał . Był taki szczesliwy, za każdym razem jak na mnie patrzył nie mógł powstrzymac usmiechu, oczy mu się śmiały i blyszczaly. Wysłał mi kiedyś smsa o 1 w nocy, że nie może zasnąć i myśli o mnie i o tym jak też czasem nie mogę zasnąć, że mi wspolczuje. Pisał mi też, że snię mu się czesto.. na odleglosc było widać, że jest szczęśliwy i zakochany.Potem stało się pierwsze nieszczescie-skręcił kolano na nartach. Nie mógł długo chodzić, miał wiele zabiegow.. starałam się go wspierać, zakochana bylam strasznie, bo okazało się, że mamy takie same wartości, poglady na świat, nawet identyczne poczucie humoru. W towarzystwie nikogo nie czułam się tak dobrze jak z nim... Wszystko było jak w bajce. Niestety pod koniec lutego przyszło kolejne nieszczescie. Bolał mnie brzuch, badanie usg wykazalo zmianę w nadnerczu...lekarka podjerzewala guza. Z racji mojego młodego wieku i umiejscowienia guza, było nieciekawie. Wyczytalam na internecie, że wczesne wykrycie i leczenie daje u 50% pacjentow szansę na 2 lata życia...a mnie od dawna bolalo w boku, myslalam że to koniec. Czekalam tylko na rezonans mający potwierdzic co mi jest..za 3 tyg miałam go mieć, bo mialam na skierowaniu "pilne"...balam się, ale najwazniejsze dla mnie bylo, żeby nie marnowac mu życia. Nie wiedzialam co ze mną będzie, nie chciałam żeby był swiadkiem moich cierpień, smierci..nie chciałam, żeby w tym wszystkim uczestniczyl i cierpiał przez to. Nie chciałam, żeby marnowal przeze mnie czas. Postanowilam zerwać jakoś kontakt, dwa razy zaczynalam kłótnie żeby uznał, że jestem dziwna i sam odszedł. Jednak miałam wyrzuty sumienia, nie umialam  tak..przeprosilam. Mój egoizm wygrał, chciałam przez te 3 tygodnie aż do rezonansu być szczesliwa...chwytać ostatnie dobre momenty życia z nim..ale coś się psulo, rzadziej pisal, tlumaczac się pracą. Raz się tylko spotkalismy przez ten czas. Nie moglismy się nagadac jak zwykle. Ale później nic nie proponowal. Nie wiedzialam dlaczego. Miałam potem rezonans. I stał się cud, bo nic nie wykazal..bóle jakoś same przeszły..do tej pory nie wiem co to było i czemu nagle zniknęło. Cieszylam się, że nie będę musiała zrywać z nim kontaktu przez chorobę. Spotkalismy się. Widzialam radosc w jego oczach jak na mnie patrzył..ale dowiedzialam się o kolejnej zlosliwosci losu...dowiedzial się (właśnie od tego momentu, co mniej pisal i nie proponowal spotkań ), że do czerwca ma wyjechac do innego miasta...do Warszawy lub Wroclawia..wysyłają go tam z pracy...jakby się nie zgodził, to nie przedluzyliby mu umowy. Skończył studia techniczne, jest inzynierem magistrem, pracuje na budowie, nadzoruje jakieś prace. Ma zamiar zdawać egzamin, by zdobyć kolejne uprawnienia. Jest bardzo ambitny i pracowity. Jak dowiedzial się o wyjezdzie, postanowil nie rozwijac dalej naszej znajomosci, zebym później nie cierpiala jak wyjedzie..bo ma wyjechac na rok, dwa lub trzy...nie wiedział o tym, że coś do niego czuję, uznał więc, że tak będzie lepiej. On czemuś nie wierzy w związki na odleglosc. Napialam mu, że też jest dla mnie ważny, że od pierwszego wejrzenia cos do niego czuję. Wtedy przyznał się, że też tak miał. Było to obustronne uczucie od pierwszego wejrzenia. Pisał, że cierpiał jak stracilismy kontakt. Że nie mógł znieść, że nie chcę potem nawet na niego patrzeć...że nie miał jak się skontaktowac...przyznał się nawet, że w rocznicę naszego pierwszego spotkania chodził po rynku, w nadziei że mnie spotka..nie mógł o mnie zapomniec, dlatego znów podszedl jak tylko była okazja..pisał, że miałam nigdy nie dowiedziec się co czuł, bo nie chciał wszystkiego komplikowac. Chciał wyjsc na dupka, zebym łatwiej o nim zapomniala po jego wyjezdzie...ale czułam, że cos jest nie tak, bo widzialam wczesniej w jego oczach uczucie..i wygadal się...mielismy się spotkac, żeby pogadac o tym wszystkim. Ale skonczylo się na milych rozmowach, zagadalismy się. Mówił, że tylko przy mnie jest takim gadula...chciał mnie zawsze dokladnie poznac, co lubię, co myślę na dany temat..doszło do tego, że kilka razy cytował moje słowa, które powiedzialam na spotkaniach rok wczesniej! Ale ja też pamietalam wszystko co on wtedy mówił. Na spotkaniu ogrzewal mi ręce swoimi rękami...patrzył na mnie często i w jego oczach wciąż widzialam zachwyt..ale ten jego wyjazd nieszczesny...mamy o tym niedługo pogadać. Niestety on miał teraz znów pasmo nieszczesc. Zmarł mu wujek, a tydzien później był pożar u jego rodziców...pojechał tam teraz, żeby pomagac...staram się go wspierac w tych trudnych momentach..mamy kontakt, ale nie pisze już tak często jak wtedy, kiedy jeszcze nie wiedział o wyjezdzie...napisal mi w smsie, że nie było tak, że mnie poznał i mu się odmienilo, ale że wyjeżdża i dla niego sprawa jest jasna. Bo nie chce mi marnowac życia, bo za rok będzie jeszcze trudniej, że jemu też jest ciezko, ale musi w końcu przejść. Pisal, że nie chce, żebym się do niego przyzwyczajala i cierpiała potem jeszcze bardziej, że dla niego to jest odpowiedzialnosc...a ja go kocham, nie chcę żyć bez niego. Nie chcę znów przezywac tego samego co rok temu...nie chcę znów go tracić przez głupi los i jego wyjazd...i tak o nim nie zapomnę..bedziemy mieć jeszcze tę jedną rozmowę na temat jego wyjazdu. Zamierzam mu powiedziec to wszystko co pisałam w tym poscie. Ale jak go przekonac, żeby dał nam szansę?? Widzę, że nie jestem mu obojętna. Moglibysmy się przecież widywac na wsi, oboje często tam jezdzimy...nie wymagalabym żeby jeździł specjalnie do mojego miasta. co mogłoby na niego wpłynąć, jakie argumenty? Macie jakieś pomysły? Błagam o pomoc!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
kobieta, która naprawdę kocha, nie zatrzymuje partnera. tym bardziej, że on ma swoje plany, jest odpowiedzialną osobą. rok czy dwa, to nie jest dużo, a przy okazji świetny sprawdzian twoich do niego uczuć. w tej chwili chcesz go zatrzymać, ale lepiej dla ciebie będzie, jak zatrzymasz się na swojej nauce i tym, co byś chciała osiągnąć po ich ukończeniu. uroda i patrzenie na siebie, to za mało, żeby tworzyć w przyszłości związek oparty na trwałych fundamentach. tak więc, zajmij się sobą, a jemu pozwól realizować swoje plany. piszesz bardzo nieskładnie i przydługawo. tym też się zajmij. wyrażanie swoich uczuć nie polega na pisaniu 6 stron ;) maszynopisu 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To z emocji tak chaotycznie pisalam. Nie chcę go zatrzymywac na siłę. Rozumiem to, że musi jechać, nie stawiam go przed wyborem- praca lub ja. Wiem, że jest niezwykle odpowiedzialny i cenię to w nim. To nasze początki. Jedyne co bym teraz chciała, to dalsze utrzymywanie kontkatu (częste pisanie ze sobą, zartowanie, wspieranie się w trudnych chwilach tak jak do tej pory), oraz zwykłe spotkania jeśli oboje bedziemy akurat w naszej rodzinnej wiosce(nie wymagam, żeby jeździł do mnie co tydzień). Wiem, że o nim nie zapomnę, nie chcę spotykać się z innymi. Chcę z nim utrzymywac kontakt i zobaczyc jak będzie. Przecież może tu wrócić. A on mi pisze, że muszę zapomniec, że poznam innego i zapomnę. Albo że nie chce, zebym się przywiazywala, bo mi będzie ciężko po jego wyjezdzie. Zastanawia mnie czemu nie pisze o sobie. Czemu nie używa słów "zapomnimy",widzę przecież po nim, że mu zależy...przecież to stan przejsciowy na rok lub dwa..będzie nas dzieliło niecałe 300 km, czemu on nie chce nawet sprobowac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mysle ,ze on cie po prostu nie chce :( 300 km. to niewiele,ja kiedys bylam w zwiazku na odl. 1500 km. nas dzielilo przez 3 lata. Spotykalismy sie rzadko , czasem pol roku nie widzielismy sie ,nie telefonowalismy bo nie bylo takiej mozliwosc****isalismy tylko listy ,ktore szly bardzo dlugo( ok. 2 tyg.) no i w koncu doczekalismy sie tego ,zeby byc razem. Poczekaj co dalej bedzie ;) nie staraj sie go do niczego przekonywac ,bo to moze tylko wszystko pogorszyc , jak on chce cie miec to postara sie zeby tak bylo. Powodzenia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A od początku byłaś z nim w związku na odległość, czy wyjazd dopiero po jakimś czasie się pojawił? Też już się zastanawiam czy wyjazd to nie wymowka. No ale z drugiej strony, sam odnowił kontakt, dawał wiele znaków, że jest zakochany(nawet postronni ludzie to zauwazyli). I sam mi pisal, że nie bylam i nie jestem dla niego tylko kolezanka, ale że wyjeżdża.. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A od początku byłaś z nim w związku na odległość, czy wyjazd dopiero po jakimś czasie się pojawił? Też już się zastanawiam czy wyjazd to nie wymowka. No ale z drugiej strony, sam odnowił kontakt, dawał wiele znaków, że jest zakochany(nawet postronni ludzie to zauwazyli). I sam mi pisal, że nie bylam i nie jestem dla niego tylko kolezanka, ale że wyjeżdża.. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak mi pisal nastepnego dnia po tej rozmowie, kiedy powiedzial mi, że niedługo wyjeżdża : "Ja tez sie przez cala noc budzilem co chwile. Najgorzej bylo nad ranem. Nie moge sie na niczym skupic. Czuje sie caly czas taki zdenerwowany jakbym mial za chwile zdawac jakis najwazniejszy egzamin w zyciu.."..a po kolejnym spotkaniu pisał mi, że tylko przy mnie jest taki rozmowny..ręce mi wtedy ogrzewal..co chwilę zatrzymywal się, żeby popatrzec mi w oczy..czy tak się zachowuje facet, który nie chce dziewczyny? To są tak sprzeczne komunikaty, że już sama nie wiem jak to odbierać :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trochę dziwne te jego zachowanie. Tyle czasu nie mógł się z Tobą skontaktować, bo telefon mu się zepsuł? Nie mógł skontaktować się z Tobą przez rodzinę z tej wioski? Mógł podać im swój nowy nr telefonu z prośbą o kontakt. Niektórzy wolą poświęcić się pracy/nauce i nie chcą, aby miłość im przeszkadzała. Znam 2 takie przypadki z życia. Chłopak zerwał z dziewczyną ze względu na naukę. Ale może się jakoś dogadacie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W tej wiosce mieszka tylko mój wujek, ktorego on nie zna osobiscie. I on nie wiedział, że ktokolwiek z mojej rodziny wie o tym, że on podszedł do mnie. Moi rodzice od 20 lat mieszkaja w mieście, są po studiach, a jego rodzice są rolnikami. On sam dopiero od 6 lat mieszka w mieście. Mi to nie przeszkadza, ale on ma chyba jakieś kompleksy na tym punkcie. Tak jakby bał się, że nie byłby akceptowany. (Po kilku rozmowach to zauwazylam, nawet pytał ostatnio czy zaprosilabym go do domu). On jest tego typu, że dziwił się, że pamietam jego imię po roku czasu..tak jakby to mialo być coś dziwnego. I niesmialy jest bardzo. Podobno probowal szukać mnie na fb, ale po tych 2 spotkaniach nie znał jeszcze mojego nazwiska (wujek to brat mamy, nasze nazwiska są inne). Nie chcę go usprawiedliwiac, ale sama bym nie podeszła w takiej sytuacji do jego wujka w życiu..wstydzilabym się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×