Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość niedzielny 007

mój mąż jest niereformowalny

Polecane posty

Gość gość niedzielny 007

W skrócie: Wyszłam za mąż za kogoś kogo pokochałam jak szalona. Wiedziałam że ma depresję (wg mnie słaby charakter a depresję wmawia mu otoczenie) ze najważniejszy jest dla niego Bóg i kościół, że nie przywiązuje wagi do kasy. W każdym czasie umie się odnaleźć czy mu brakuje czy ma nadwyżkę. Kochałam go strasznie do tego stopnia ze robiłam wszystko pod niego. Organizowałam swój wolny czas tak żebyśmy razem mogli brać udział w różnych spotkaniach w kościele itp. Był czas ze miałam tylko jedno wolne popołudnie w tygodniu. Reszta kościół albo pomoc biednym albo jakieś grube wydarzenia. Przeszkadzało mi to ale trwałam przy nim bo kochałam a jak się kocha to się pomaga kiedy widzi się ukochaną osobę w potrzebie. On nalegał na dziecko. Ja nie czułam się gotowa i przede wszystkim uważałam ze nas na nie nie stać. Nie dawalismy rady utrzymać się z jego wypłaty wiec ja od początku małżeństwa pracowałam. Potem skończyła mi się umowa i żyjąc w kieracie dom kościół praca postanowiłam ze zrobię sobie miesiąc przerwy i zacznę dopiero wtedy szukać pracy. On cały czas nalegał na dziecko. Powiedział ze jak nie ze mną to będzie miał z kimś innym to dziecko. W końcu poszliśmy na kompromis. On miał zmienić pracę na lepiej płatna a ja z poczuciem bezpieczeństwa zajść w ciążę. Zaczęliśmy się starać. On podjął rozmowy ws nowej pracy. Dostał 4 oferty. Wszystkie odrzucił bo stwierdził że on nie będzie tak wcześnie wstawał i pracował po 9h/dzień. Poinformował mnie ze zostaje w starej pracy i na przestrzeni dwóch tygodni dowiedziałam się że jestem w ciąży. Sama próbowałam znaleźć pracę ale się nie udało a on powalił za sobą wszystkie mosty. Zaczęła się czarna dupa. Ucieszył się ze jestem w ciąży ale stwierdził że osiągnął swój cel wiec przestał się ze mną kochać i zaczął się oddalać. Skoro ja siedzę w domu a on pracuje i zajmuje się kosciolem to powinnam się wszystkim sama zająć i tak też robiłam. Do czasu aż pod koniec 6 miesiąca nie okazało się ze mogę wcześniej urodzić i żeby temu zapobiec musze leżeć. Na moje szczęście/ nieszczęście nie zabrali mnie do szpitala ale zajmowanie się wszystkim tak jak dotychczas odpada. On wpadł w szał ze wszystko jest na jego głowie. Tak naprawdę leżałam tylko przez tydzień i to on miał sprzątać gotować i robić zakupy. W rzeczywistości spędzał cały swój wolny czas w kościele a w domu tylko jojczyl. Sama zaczęłam ogarniać ile mogłam. Sprzątam powierzchownie tzn np odpada mycie okien czy podłóg ale ogólnie nie ma bajzlu. Jedyne o co go proszę to o to żeby raz na kilka dni pojechał ze mną na zakupy. On trochę wyluzowal. Przestał się drzec ze musi sam wszystko robić. Zwykle ma postawiony pod nos obiad jak wraca z pracy. Sam tylko musi zadbać o to żeby miał czyste gacie i śniadanie albo kolacje sam musi sobie zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co to za kościół do którego biega Twój? mąż

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość niedzielny 007
mam 33-letniego brata który choruje od 12 lat i jak narazie nie widac poprawy,a to wszystko dlatego,że nie bierze leków...on nie chce sie leczyć.Lubi sobie wypic,cos wziąć i ma tzw jazda.Czasami juz brakuje nam sił do walki z ta okropna chorobą,co jakis czas jest w szpitalu,po pobycie tam niby jest wyciszony i normalny,ale nie na długo.Jak tylko leki przestaja działać zaczyna byc nerwowy...potrafi uderzyc,nawyzywac czasami to serce peka...tak bardzo go kocham i nie moge mu pomóc..nie potrafie.Za każdym razem kiedy ma atak dzwonimy na pogotowie,to jedyny sposób aby choć na chwile było dobrze.Bywało tak,że mama nalegała by podejśc do niego z wieksza miłością,ale to też nie działa.Wszystkim którzy maja chorą osobe w rodzinie współczuje bo wiem przez co przechodzicie...pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość niedzielny 007
Zaczęliśmy remont. Byłam pełna podziwu bo ma ciężka fizyczna prace a wieczorami malował i tapetowal pokój dla małej. Serio docenilam i ciągle mu powtarzalam ze ma u mnie szacun. Do dziś. Remont skończony. Wystarczy umyć podłogi i wrzucić meble do pokoju. Godzina- roboty. Ja zajęła bym się układaniem wszystkiego i doprowadzeniem domu do stanu używalności. Zaczął się drzec ze wszystko sam musi robić ze nie zdarzy przed spotkaniem itp. Czyli jako taki spokój prysl. Znowu robi z siebie ofiarę a przecież to on chciał tego dziecka i nie potrafi się poświęcić w takich prostych rzeczach. 4 razy w tygodniu jest w kościele do tego praca i serio nie wyrabia się z wieloma rzeczami ale teraz na miesiąc przed rozwiązaniem mógłby trochę spasować. Są rzeczy ważniejsze niż kolejne spotkanie. Fakt. Pełni ważną funkcję i bez niego przynajmniej dwa z tych spotkań nie ma racji bytu ale mógłby znaleźć zastępstwo. Od 2 lat miał może tylko 1 wolny weekend. Przez kościół i to ze stawia go na pierwszym miejscu i wszystko inne mu podporzadkowuje mam ochotę go zostawić. Czuje się wypalona. Nie kocham go tak jak dawniej. Nie chce się dalej poświęcać dla niego tak jak do tej pory. Chce mieć normalna rodzinę ale z nim nie potrafię jej zbudować. Ja ciągle w jedna stronę, on w drugą. Czuje się nie kochana i nieważna. Kiedy go potrzebowałam on miał do mnie pretensje ze musi mi pomóc. Patrzenie z jaką złością reaguje na moja prośbę o pomoc sprawiło ze czułam się jak śmieć i nie widzę sensu dla tego związku. Po co mamy być ze sobą jak on nie potrafi mi pomóc kiedy go potrzebuje i zwala wszystko na moja siostrę? Ma do mnie pretensje że mu nie pomagam i ze wszystko musi zrobić sam. Nie potrafi zrozumieć ze to wszystko po to żeby jego dziecko urodziło się w porę i w pełni rozwinięte. Juz teraz wiem ze będę sama się wszystkim zajmować i nawet nie chce mieć już o to pretensji bo wiem ze nic nie wskoram. Myślałam tylko ze coś zrozumiał i ze etap pt mam do ciebie pretensje o to ze żyjesz mamy juz za sobą. A teraz się okazało ze nie. Trzeci tydzień żyje w kurzu i do końca tygodnia tak zostanie bo on nie ma czasu wrzucić mi mebli do pokoju. Dziś mógłby darować sobie spotkanie i ustawić te meble a ja jutro bym ogarnęła albo przynajmniej część. To nie. Poszedł z pretensjami ze wszystko musi sam zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Powiedział ze jak nie ze mną to będzie miał z kimś innym to dziecko. :D, :D, :D, :D nie dalas chlopcu szansy zeby sie zreformowal to teraz masz odpowiedz na takie dictum jest tylko jedna - to MIEJ

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
każdy katol to psychol

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość niedzielny 007
Mój mąż zdradza mnie od wielu lat z koleżanką z pracy. To jest okropne! W domu udaje idealnego męża, no prawie idealnego. Rozważałam rozwód, ale jestem katoliczką i w związku z tym nie jest to dla mnie dobre rozwiązanie. Próbowałam wpłynąć na męża - on tez jest katolikiem, ale to nic nie daje. Zdradza mnie przynajmniej co dwa tygodnie, potem idzie do spowiedzi, zabiera mnie do baru jako zadośćuczynienie i udaje dobrego męża. Niby zdaje sobie sprawę ze swojego złego postępowania, ale dalej to robi. Ja wiem o tej sytuacji od pięciu lat. Jestem w niezbyt dobrej sytuacji finansowej. Mamy dom, który otrzymałam w spadku i razem go rozbudowaliśmy. Mam dorosłe dzieci, które z nami mieszkają i nie chciałabym sprzedawać tego domu, a mieszkanie z mężem pod jednym dachem po rozwodzie nie wchodzi w grę, bo to trudny człowiek, a w tej sytuacji myślę, że byłby nie do zniesienia. Żyję więc z dnia na dzień i udaję. Nie wiem jak wybrnąć z tej sytuacji. Proszę o radę i pomoc. Jak z nim rozmawiać, żeby zmienił definitywnie swoje postępowanie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość niedzielny 007
Najgorsze ze to nie katol. Gdyby miał tylko odpal na punkcie maryjki czy jakichś świętych to nie uderzyło by tak w rodzinę. To prorestant a oni wychodzą z założenia że kościół to ludzie. Nie jest zwykłym grzejacym ławkę wiernym. Jest aktywny. Prowadzi spotkania, organizuje różne przedsięwzięcia wyjazdy itp. On uważa że nie może tego olać bo to dla niego najważniejsze i stawia to ponad rodzinę. Tylko raz kiedy byłam chora i bal sie mnie zostawić sama w domu nie poszedł na spotkanie. Drugi raz zorganizował zastępstwo bo byliśmy na weselu mojej przyjaciółki a potem zrobiła się z tego wojna z pretensjami pod naszym adresem. On nie ma depresji. Wiem o czym piszesz gościu bo sama przez lata mieszkałam z takim przypadkiem jak Twój brat. Mój mąż nie ma takich odpalow. On ma tylko nasrane w priorytetami i nie potrafi sobierradzić z emocjami. Każde wyzwanie jak np ten remont to dla niego tragedia. Tłumacze mu ze to tylko przejściowe. Ze zaraz się z tym uwinie a on się drze ze jest sam i nikt mu nie pomaga. Raz że nikogo o pomoc nie prosi a dwa ze ja też jestem sama z wieloma rzeczami i nie wpadam w panikę jak on. Juz mu nie zawracam głowy np wyprawka dla małej tylko ogarniam to z pomocą siostry. Kij ze czuje się jakby to ona była ze mną w ciąży a nie on :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Powiedział ze jak nie ze mną to będzie miał z kimś innym to dziecko no i to powinien być konieć znajomości z owym panem.Chciałs się mordować z psycholem, to teraz masz .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość niedzielny 007
Weźcie sobie inny nick wpiszcie bo wychodzi na to ze mam dwóch mężów i brata z depresja :D Di tej od zdradzajacego męża: przecież on może się wyprowadzić do kochanki a Ty zostajesz w domu. Swoim w dodatku. Jeśli chodzi o teksty ze znajdzie dobie inna i będzie miał z nią dziecko to nie brałam tego na poważnie chociaż wiem ze tekst poniżej pasa. Kochałam go strasznie i dużo byłam w stanie dla niego poświęcić mimo że od początku nie było sielanki. Uważałam ze jest trudny i ze nauczę go kochać jeśli dam mu bezwarunkowa miłość i akceptację. Wiem ze głupota ale zrozumie mnie tylko ten kto stracił dla drugiego człowieka głowę. Sama żałuję że obudziłam się dopiero teraz. Wcześniej kiedy go potrzebowałam był przy mnie w chorobie uwzględniając ofkors kościół na pierwszym miejscu ale przynajmniej widziałam ze się troszczy i martwi a teraz? jest wściekły a ja dalej walczę żeby moje dziecko nie urodziło się przed terminem bo wiem ze zostane z tym sama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mamusku o czyms w tym wszystkim zapomnialas... O SOBIE TY nauczysz sie go kochac, a ON nauczy sie czego? wywalac na ciebie swoje fochy gimnazjalisty?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość niedzielny 007
No właśnie widzę ze obralam beznadziejna drogę. Tylko dla mnie to logiczne ze jak się kogoś kocha to chce się dla tego kogoś jak najlepiej. Szkoda ze trafiłam na egzemplarz który zaczyna to wykorzystywać. W dodatku odwala jeszcze fochy kiedy zaczynam o siebie dbać (bo przestałam ogarniać jego sprawy związane z kościołem a zaczęłam dbać o siebie i dziecko. To dla mnie teraz priorytet a nie on i jego kościół)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dlatego uważam, że tzw. "miłość" to najgorsze szambo w jakie człowiek może wpaść. W związku zawsze przegrywa ta osoba, która bardziej kocha. Chyba, że dwie osoby kochają równie mocno i w dodatku mają uległe charaktery, bez zadnych skrzywien psychicznych itd to wówczas jest związek idealny, ale to są rzadkie przypadki. Uważam też, że nie warto się poświęcać dla innej osoby kosztem swoim, swoich planów, marzeń itd. Skoro nie czułaś tego kościoła, to trzeba było znaleźć sobie własne hobby. I jeszcze dziecko. Mężczyzna nie ma prawa namawiać na dziecko, bo to kobieta chodzi w ciąży, rezygnuje ze swego życia zawodowego, poświęca wygląd i swój czas. A jeszcze jak facet rzuca tekstem, że w takim razie z kim innym będzie miał dziecko, to porażka. Autorko wkopałas się i myślę, że twój mąż się nie zmieni, chyba, że na gorsze, a tobie z upływem czasu zaczną się oczy coraz bardziej otwierać i będziesz widziała jego wady. Też byłam zakochana i odurzona uczuciem. Najgorsze co może być, to podejmować jakiekolwiek decyzje w stanie zakochania. Mój partner z kolei był leniem, tracił jedną pracę za drugą, a ja mu wierzyłam, że szef nie taki, że pensja nie taka itd. Tłumaczyłam go jeszcze. Trwałam tak 4 lata, dopiero jak stan zakochania minął, zobaczyłam jaki jest. Wtedy zostałam zwyzywana od dziwek i materialistek, chociaż to ja go w większości utrzymywałam przez te lata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dobrze napisalas tzw milosc ale jest jeszcze milosc wcale nie tzw i wiesz co? milosc nie tzw nie jest slepa. to najlepiej widzace uczucie pod sloncem. widzi wady i je akceptuje. zarowno wlasne jak i cudze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość niedzielny 007
Miło że mnie rozumiesz ;) i ja teraz Ciebie tez rozumiem. Myślę że etap otwierania oczu właśnie się zaczął. Trochę mu uwierzyłam bo przez to jak zaangażował się w remont myślałam że coś się zmienia ale najwidoczniej to było chwilowe. na początku też zaangazowalam się w kościół z własnej woli. Serio jaralo mnie to że buduje coś niebanalnego i wpisuje się w historię kilku miast. Lubiłam spotkania z ludźmi i motywowanie ich do zmiany swojego życia. Lubiłam ich słuchać bo czułam się potrzebna kiedy ktoś przychodził z problemem. Tez pełnię jakaś tam filarowa funkcję ale ciąża sprawiła ze musiałam się wycofać. Oczywiście dalej prowadzę swoje spotkania ale już nie mam takiego kontaktu z ludźmi jak wcześniej. Zrazilam się bo często mówiło się o tym żeby sobie pomagać a do mnie nikt nie zajrzał odkąd musze dużo leżeć. Teraz też raczej nikt się nie zainteresował czy pomoc nam w remoncie albo sprzątaniu. Od początku nie podobało mi się ze mąż stawia kościół wyżej niż rodzinę ale myślałam że to dlatego że długo był sam i trudno ograniczyć mu coś czemu poświęcił większość swojego życia. Myślałam że z czasem jak zobaczy ze w domu ma swój azyl stanę się dla niego ważniejsza i zaczniemy coś budować na płaszczyźnie rodziny. Ale on dalej swoje a ja swoje. Chyba musze przestać myśleć ;) a zacząć skupiać się na faktach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mój partner z kolei był leniem, tracił jedną pracę za drugą, a ja mu wierzyłam, że szef nie taki, że pensja nie taka itd. Tłumaczyłam go jeszcze. Trwałam tak 4 lata, dopiero jak stan zakochania minął, zobaczyłam jaki jest. Wtedy zostałam zwyzywana od dziwek i materialistek, chociaż to ja go w większości utrzymywałam przez te lata. xxx uuuu twoj partner nie byl leniem tylko wytrawnym manipulatorem... ustawic sie tak zeby go baba utrzymywala przez wiele lat, bo inaczej zostanie uznana za materialistke nie kazdy potrafi, uwierz :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość niedzielny 007
dobrze napisalas tzw milosc ale jest jeszcze milosc wcale nie tzw i wiesz co? milosc nie tzw nie jest slepa. to najlepiej widzace uczucie pod sloncem. widzi wady i je akceptuje. zarowno wlasne jak i cudze. Myślałam że właśnie taka miłością kocham. Ze jestem ponad jego wady. Zabiło mnie kiedy go potrzebowałam a on za miast jak kiedyś zatroszczyć się o nas (przecież tak bardzo chciał tego dziecka) był wściekły. Od tego momentu nie umiem patrzeć na niego tak jak wcześniej. Wiem ze musze liczyć na siebie i modlę się żebym nigdy w życiu nie była już od niego zależna. Na początku myślałam że kiedy on będzie mnie potrzebował nie podam mu nawet szklanki wody. Potem jakoś ze sobą współpracowalismy i myślałam że będzie ok ale on znowu uderza w fochy. Serio gdybym mogła sama ustawilabym te meble ale kiedy jestem dłużej na nogach zaczynają mi się skurcze i to takie hardcorowe a tu jeszcze półtora miesiąca do końca. Nie chce zrobić krzywdy swojemu dziecku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×