Gość perswazyjna dama v Napisano Wrzesień 30, 2015 witajcie!!! od czego zacząć? romans... hmm nie wiem czy tak można by to nazwać.. może zacznę od początku.. znalazłam pracę, w której czułam się bardzo dobrze, szefowa bardzo lojalna, uczciwa i ogólnie podsumuwując wszystko na plus, ale.... razem w jednym miejscu pracowałam z nią, jej mężem i resztą innych pracowników spoza firmy... na początku tylko rozmawialiśmy tak ogólnie, życiowo... On był już po wielu przejściach w małżeństwie i miałam wrażenie, że to byłą chęć powiedzenia tego wszystkiemu komuś innemu.. nie wiem, ale od samego początku miał w sobie 'coś' czego nie umiem określić... ja w związku od kilku lat z przystojnym facetem, który zrobiłby dla mnie wszystko krok po kroku zapominałam o rzeczywistości ... Gdzieś przypadkiem pierwszy dotyk z jego strony, pierwsze adoracje i próba pocałunku!!! czy chciałam cokolwiek zaczynać?? po pewnym czasie stwierdziłam że między Nami może i musi być tylko "fizyczność" nic oprócz tego.. ale... oczywiście po kilku zbliżeniach oczywiście w miejscu pracy pod nieobecność jego żony, doszły wymiany mailowe... napisał dla mnie wiersz... jeden... drugi... trzeci... zaczął przekonywać , że to zakochanie, że to miłość... ja wciąż zaprzeczałam.. ale od tego czasu codziennie przez 8 miesięcy mnóstwo maili , mnóstwo więcej kroków w naszym 'związku'... kłótnie, rozstania, próby zaprzestania całkowitego , ale na nic... coraz więcej miłości w romansie, który tak naprawdę nim nie był.. bo do seksu nie doszło nigdy!!! między nami doszło do ogromnych namiętności i uniesień, ale nie był to czysty stosunek... Czy się skończyło? I jak? Zawsze obiecywaliśmy sobie, że nigdy nie zapomnimy, że będziemy kochać... ale czy to było zakochanie? czy też euforia romansu, który był dla mnie pierwszym takim doświadczeniem... skończyło się, bo przestałam tam pracować, przestaliśmy widywać się codziennie , po pewnym czasie przestaliśmy mailować, w wyniku spięcia i kłótni, których z czasem było coraz więcej... ZAZDROŚĆ w romansie rujnuje cały jego sens... Czy pamiętam? Czy żałuję? Czy chciałabym wrócić? Każdego dnia myślę i pamiętam... Czy żałuję ? i tak i nie... żałuję, że po drodze zraniłam mojego faceta, który jest wspaniałym człowiekiem, żałuję że oboje cierpieliśmy z niby naszej "miłości" , żałuję że to w ogóle się wydarzyło... bo sumienie już nigdy nie będzie czyste... ale nie żałuję tego co wtedy czułam... czasami mam wrażenie że dalej czuję... nie żałuję, że byliśmy dla siebie przyjaciółmi, ja dla niego i on dla mnie... bo tak było, mówiliśmy sobie o wszystkim... mogłam na nim bardzo polegać... czy chciałbym wrócić? Czasami bardzo mi go brakuję.. choć minęło już kilka miesięcy od całkowitego zaprzestania... Moja poczta wciąż aktywna, co jakiś czas sprawdzam wiadomości,ale nic niema... Lekkie podsumowanie.. dla innych!!! Nigdy nie pakujcie się w romanse jakiekolwiek.. Ciężko potem żyć,ciągle się zastanawiamy a co gdyby? Gdyby nie ma, faceci nigdy nie zostawią swoich żon, nawet jeśli są takie złe.. Nigdy kochane nie liczcie, że facet zostawi dzieci i żonę, bo to już w ogóle nie jest możliwe... Mnie się udało jakoś z tego wyjść... jakoś... Ale boję się, że gdy pewnego dnia spotkam go gdzieś na ulicy wszystko wróci i to ze zdwojoną siłą i wtedy już nie będziemy się hamować... Wiem, że ten post spotka się z dużą rzeszą negatywnych myśli, typu "jak mogłaś".. itd.. Ale tak było, nie odkręcę tego ani nie wymarzę tych chwil i słów, które mówił mi codziennie.. Ciężko jest napisać cały rok w jednym poście na jakimś portalu.. Ale nawet tego nie chcę... Dziś mijają 4 miesiące od kiedy nie mamy żadnego kontaktu i jakiś gorszy dzień w pracy, lekka samotność ... dlatego postanowiłam spisać parę mych myśli na ekranie... Ps. Jutra nie ma... dzieli nas mur nie do przebicia... Ps. 2 Jeśli kiedykolwiek to przeczytasz, pamiętaj że gdzieś tam jestem i Ja... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach