Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość YQwalskyY

Pozowanie na wernisażu (opowiadanie)

Polecane posty

Gość YQwalskyY

Wystarczyło trzy dni, aby Ania całkowicie uległa grypie. Pierwszej doby lekko chrypiała i była dobrej myśli, że aspiryna i gorąca herbata z sokiem pozwolą jej stanąć na nogi. Drugiego dnia skarżyła się na ból głowy, co próbowała zwalić na nadmierną liczbę papierosów, jakie wypaliła w pracy. Miałam ochotę ją ochrzanić za to, że mimo rozpoczynającej się choroby poszła do pracy, a za palenie papierosów wręcz bym ją rozszarpała, ale wyglądała źle i ledwie trzymała się na nogach, więc litościwie powstrzymałam się od komentarzy i gotowałam wodę na herbatę (nadal uważała, że to jej pomoże). Trzeciego dnia już było jasne, że sok nie rozwiązał jej problemu – miała gorączkę, bolały ją mięśnie i nie była w stanie podnieść się z łóżka. Udało mi się jednak zmusić ją, aby wstała, i podreptałam z nią do lekarza, który na szczęście przyjmował nieopodal. Był przy kości, miał siwe włosy z plackiem łysiny na samym czubku, a także miał zwyczaj rzucać niedwuznaczne, obleśne komentarza – teraz także rzucił uwagę, że mimo ciepłej zimy Ania nie powinna uprawiać miłości na dworze – ale był też solidny i nie zdzierał z nas, toteż mimo obiekcji chodziłyśmy do jego gabinetu. - To grypa – powiedział i przypisał środki przeciwgorączkowe. Wypisał także Ani zwolnienie. - Tydzień leżenia w wyrze – zakomenderował, uśmiechnął się i dodał – I to samotnego leżenia w wyrze. Bez towarzystwa i bez wysiłku. A kiedy pani się już wyleczy, to proszę pamiętać, bez szaleństw na dworze. Gdyby pani poczuła potrzebę, to proszę pamiętać, że ma pani przyjazny gabinet. Otworzę, kiedy tylko pani zechce. Albo kiedy pani zechce – zwrócił się do mnie – Albo… - Dziękujemy panie doktorze – przerwałam ten jego monolog. – Ile płacimy? - A dzisiaj gratis. Jest tuż po Świętach, to uznajmy to za prezent gwiazdkowy – uśmiechnął się. Ania nie za bardzo mogła, więc to ja rozpłynęłam się w podziękowaniach. Wprawdzie podejrzewałam, że gdyby o mnie chodziło, to nie byłoby gratisu, ale i tak byłam wdzięczna, że nie musiałam sięgać do portfela. Ania – co już wcześniej ustaliłam – była prawie bez grosza. Mówiła, że przyjechała tak szybko, jeszcze drugiego dnia Świąt, bo dostała jakieś zlecenie i miała sobie nieźle dorobić. A więc minęły trzy dni i Ania uległa chorobie. Czwartego dnia zaś ja uległam Ani. Zaczęła mnie namawiać tuż po tym, jak wróciłyśmy od lekarza. Kazałam jej być cicho, nafaszerowałam ją lekami i zagoniłam do łóżka. Przespała ze dwie godziny i nabrała sił na tyle, aby wrócić do tematu. - Posłuchaj, jak nie pójdę, to stracę kolejne zlecenia. A to naprawdę fajna robota, niemęcząca, i zawsze wpadnie 200-300 zł – mówiła. – To dla mnie kupa szmalu, proszę cię. - Ale właściwie o co mnie prosisz? – zapytałam, bo choć wiedziałam, że Ania czasem znika wieczorami, to nie miałam pojęcia, co dokładnie robi. Nie pytałam, uznając, że jeśli zechce, to sama powie, a jeśli nie, to też dobrze. Wiecie, czasem nie jest dobrze wiedzieć za dużo, każdy ma prawo do jakichś tajemnic. - Żebyś poszła za mnie. - Ja? Weź, przecież ja nawet nie wiem, co ty robisz. Kiwnęła głową. - Wiem, nie powiedziałam ci, bo nie chciałam, abyś się denerwowała… Oczywiście, zdenerwowałam się natychmiast. - A co to takiego, że miałabym się zdenerwować? - Ja… - spuściła wzrok na chwilę, ale zaraz uniosła oczy i spojrzała na mnie z wyzwaniem – pozuję. - Jak to pozujesz? Komu pozujesz? Do czego pozujesz? Wypowiadałam pytania prędko, jakbym chciała dopasować tempo mówienia do bicia serca. A biło bardzo szybko. - Do rysunków? - Jakich rysunków? - No, różnych… - Co znaczy różnych? - Oj, do różnych, czasem to są tylko studia karku, ud, piersi… - Jak to piersi? Pozujesz nago? - Tak, czasem tak – powiedziała. – Właściwie to głównie nago. Zatkało mnie i dlatego Ania mogła mi opowiedzieć całą historię. Była ładną dziewczyną, sądzę, że znacznie ładniejszą ode mnie, no i kiedyś wpadła na pomysł, aby wrzucić parę swoich zdjęć na jeden z tych portali, gdzie ogłaszają się modelki i fotografowie. Naczytała się, że niektóre z takiego przygodnego pozowania wyciągają całkiem fajne pieniądze, i też liczyła, że sobie dorobi. Z początku dostała masę maili od różnego rodzaju zboczeńców. Poblokowała ich i przyszła druga fala wiadomości, tym razem od fotografów, tak przynajmniej twierdzili, którzy proponowali jej pozowanie nago albo przynajmniej w bieliźnie. Niektórzy robili wrażenie całkiem profesjonalnych, choć ci zwykle oferowali jej sesje za pieniądze, dokładnie za jej pieniądze. Pisali, że jak im zapłaci, to zrobią jej świetne fotki i inni będą się musieli o nią bić. Tych też zignorowała i zapanowała cisza. Już straciła nadzieję, kiedy odezwał się do niej facet. Napisał, że nie jest fotografem, ale malarzem i rysownikiem i że szuka nowych modelek. „Każde piękno jest w stanie się w końcu opatrzyć, toteż staram się zmieniać modelki” – napisał w wiadomości. Do tego dołożył link do swojej strony, gdzie było sporo obrazów i rysunków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość YQwalskyY
Ania umówiła się z nim na spotkanie, tak z ciekawości, a potem – także z ciekawości – poszła na pierwszą sesję. Trochę się bała, w końcu była u całkowicie obcego faceta w studiu, gdyby coś jej się stało, nikt nie wiedziałby, gdzie jej szukać. Ale facet naprawdę zajął się jej rysowaniem. Po dwóch godzinach podziękował, wręczył jej 300 zł, i powiedział, że musi jeszcze dokończyć i że dostanie skan, aby mogła się zorientować, czy umie rysować i czy to, jak ją narysował, jej odpowiada. Jak powiedział, tak zrobił, rysunek spodobał się Ance i zaczęła do niego chodzić. Czasem dwa razy w miesiącu, czasem cztery – w zależności od tego, czy rysownik miał czas i czy miał pieniądze. - On naprawdę jest w porządku. Pamiętasz, kiedyś powiedziałam ci, że gdybym nie wróciła na noc bez wiadomości, to u mnie w pokoju znajdziesz kopertę z informacją, gdzie mnie szukać – zapytała. - No, pamiętam. - To on mi poradził. Powiedział, że chce, abym się czuła bezpiecznie, bo wtedy pozuję lepiej. - Jasne. Ale pozujesz mu nago – rzuciłam, nadal zła na koleżankę. - Po pierwsze – to ja powiedziałam, że jak chce, to mogę się rozebrać. On mnie nie namawiał, ale zauważyłam u niego kilka rysunków nagich kobiet i poczułam, że też bym tak chciała. Po drugie… - zaczerpnęła powietrza – pomyślałam, że przecież już kilkunastu facetów widziało mnie nago. Ciebie zresztą też. - Jak to, mnie? - No normalnie, idziesz do knajpy, spotykasz jakiegoś faceta, podoba ci się, ty jemu, więc idziecie do łóżka. - Jasne, ale to co innego. - Niby co innego, ale to w sumie też obcy ludzie, którym pokazujesz się nago i na dodatek pozwalasz na jeszcze więcej. - Ja nie mam takiego brania jak ty. A poza tym – nie idę do łóżka na pierwszej randce. - Dobra, nie będę ci przypominać… - Czego? - … bo to nie w tym rzecz. A po trzecie – nawet nie wiesz, jak on na mnie patrzy! Wypowiedziała to całkiem innym tonem – jakby mówiła o czymś wyjątkowo smakowitym, co jadła całkiem niedawno i do tej pory nie mogła wyjść z zachwytu. - Jak? - Jak… na dzieło sztuki. Jak na kogoś najpiękniejszego na świecie. Jakby nie mógł przestać mnie podziwiać. Po prostu – niesamowicie. Co mam powiedzieć? Każda kobieta pragnie, aby ktoś ją czasem podziwiał. Aby nie mógł się napatrzeć na ciało, na piersi, na uda, aby patrzył na nią jak na… dzieło sztuki. - Ale przecież on się zorientuje, że nie jestem tobą. Ja mu się wcale nie muszę spodobać. Może nie chcieć, abym mu pozowała. Pokręciła głową. - Nie chodzi o normalne pozowanie – powiedziała a potem zorientowała się, że to mogło nie zabrzmieć najlepiej. – To znaczy chodzi o pozowanie, ale nie do rysunku. Tylko obok rysunku. - Nie rozumiem. Więc mi wyjaśniła. Co jakiś czas mężczyzna organizuje wystawę swoich rysunków połączoną z aukcją. Wernisaż – miałam ochotę dopowiedzieć, ale Ania przypomniała sobie to słowo. No i tematem tego wernisażu ma być „Kreska i rzeczywistość”. Facet wymyślił sobie, że wystawi na sprzedaż po kilka rysunków każdej z modelek i przy nich posadzi tę właśnie modelkę. I każdy, kto przejdzie, będzie mógł porównać, czy szkic odpowiada rzeczywistości, a dokładnie – czy rysunek jest bardziej wyrazisty od tego, co widać. - Tym bardziej to bez sensu – przecież każdy się zorientuje, że na rysunku jesteś ty, a nie ja – broniłam się. - Ale nie zorientuje się nikt. On powiedział, że nie chce sprzedawać rysunków, na których będą widoczne twarze modelek. Tylko takie, gdzie będzie widać ciała. I tak sobie wymyślił, że każda z modelek będzie miała na sobie maskę, więc to, co ludzie będą widzieć, to nasze ciała. I dał mi taką maskę. - No, ale reszta… - Rany, co z resztą. Jesteśmy prawie takie same, nosimy ten sam rozmiar ciuchów, ten sam numer buta, mamy takie same wymiary. Ciągle się czepiasz, że wkładam twoje ciuchy, a ja się denerwuję, że ubierasz moje. Ciała mamy identyczne. - Oj, wiesz, przytyłam w te święta… - Nieprawda. Była strasznie wytrwała jak na kogoś, kto cierpi od wysokiej gorączki, bo maglowała mnie przez cały dzień. - I tak masz wolne, do pracy pójdziesz po Sylwestrze, to możesz to dla mnie zrobić. Sprzeciwiałam się i w końcu udało mi się zmusić ją, aby zmieniła temat. Ale innego już nie zaczęła, bo znowu zasnęła. Tyle, że następnego dnia zaczęło się od nowa. Choć tym razem postanowiła wziąć mnie na litość. - Wiesz, że nie mam kasy. I wiesz, że wypłatę dostanę 10-tego. - I co z tego? Było nie wydawać wszystkiego przed Świętami. - Nie wydałabym, gdybym nie sądziła, że zarobię na tym wernisażu. Ale myślałam, że dam radę i dlatego wydałam. I teraz nie wiem, jak przeżyję do 10-tego. Tyle dobrego, że nie będę musiała iść na Sylwestra, to nie wydam tych 50 zł, które mam. - Masz tylko 50 zł? - Tak, mam. I muszę zarobić trochę kasy. Więc najwyżej pójdę z gorączką. - To dostaniesz zapalenia płuc. Zwłaszcza, jak będziesz siedziała nago. - To dostanę. To się leczy. A jak się nie ma pieniędzy, to się nie je. Umrę z głodu, a tego się nie leczy. W końcu się złamałam. Chciałabym powiedzieć, że zdecydowałam się tylko dlatego, aby pomóc koleżance, ale to byłaby część prawdy. Nawet spora część, ale mimo wszystko niepełna prawda to co najwyżej małe kłamstwo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość YQwalskyY
Niedawno zerwałam z chłopakiem. Wprawdzie każde zerwanie trzeba odchorować, ale nie każde równie mocno. To oceniłabym na lekki katarek. Tak czy owak, brakowało mi mężczyzny, tyle że nie do seksu, bo z tym nie miałabym problemu, ale tęskniłam za męskim spojrzeniem. Dokładnie za jego intensywnością w chwili, gdy zdejmowałam z siebie ubranie. Możecie uznać, że to taki mały fetysz, ale ten głód w oczach zawsze mnie kręcił i dlatego zawsze rozbierałam się sama, przez facetem. Także przed moim byłym, który w pewnym momencie przestał na mnie patrzeć tak, jak należy. Poza tym ja też miałam jeszcze trochę do wypłaty, a Święta mnie wycisnęły z pieniędzy. Wszystkie prezenty kosztowały, a najwięcej te, które zrobiłam sobie sama, w myśl zasady, że nikt nie utrafi w gust kobiety tak dobrze, jak ona sama. No i miałam plany na Sylwestra. To znaczy, obie miałyśmy plany, ale ja byłam zdrowa i nie zamierzałam z nich rezygnować. A więc potrzebowałam kasy i dlatego poddałam się, kiedy Ania używał przedostatniego argumentu. - Jak pójdziesz, to się podzielę z tobą kasą. - A jak? - No wiesz, fifty fifty. - Czyli dasz mi stówę? - Pięć. - Słucham? - Pięć stów. - Rany, sporo. Mówiłaś, że dostajesz 200-300 zł. - Tak, ale za pozowanie przed nim. A za udział w tym wernisażu miałam dostać tysiąc złotych. Mogłam się targować, ale wiedziałam, że u Ani jest ciężko z kasą. Właśnie dlatego próbowała z tym pozowaniem, bo tam gdzie pracowała, nie zarabiała najwięcej, a rodzice nie za bardzo byli w stanie jej pomóc. Ja miałam nieco lepiej, ale naprawdę tylko nieco, więc 500 zł to był dla mnie spory zastrzyk gotówki. Na tyle duży, że mogłam się podzielić z koleżanką pół na pół. - Ale to na pewno żaden burdel? Ani żadna orgia? Nikt nie będzie mnie obmacywał. Kręciła przecząco głową przy każdym pytaniu. - Nie, nie, nie. Zjadłyśmy obiad i zaczęłam się szykować. Rysownik miał kilka warunków, a jednym z nich było, że modelka może mieć głosy wyłącznie na głowie. Trochę czasu spędziłam na depilacji, poza tym musiałam się jakoś odpowiednio ubrać. - Rany, możesz tam pójść w kufajce. - Dobra, dobra, nie rozbiorę się, jak nie będę miała na sobie fajnej bielizny. W końcu byłam gotowa, jak zwykle godzinę przed czasem, kiedy Ania przypomniała sobie o masce. - Czekaj, musisz ją przymierzyć. Cholera, zapomniałam, a jak nie będzie na ciebie pasować… Pomyślałam, że nie tak dawno mówiła, że jesteśmy identycznej budowy, a teraz się boi, że maska nie będzie pasować. Jednak sama poczułam niepokój. Kiedy już podjęłam decyzję, poczułam ciekawość, jak to jest pozować bez ubrania przed innymi. Myśl, że z powodu drobiazgu nie zaznam tego uczucia, okazała się zaskakująco nieprzyjemna. Kiedy Ania przyniosła maskę, poczułam zaskoczenie. Zawsze jest tak, że gdy słyszymy o czymś, co niby znamy, ale rzadko tego używamy, posługujemy się jakimś wyobrażeniem. Z jakiegoś powodu więc sądziłam, że chodzi o maskę wyłącznie na oczy, coś w stylu wyrafinowanych koronkowych zasłon, które pokazywane są czasem w filmach. Ewentualnie rozważałam coś w stylu masek weneckich, które zasłaniają też czoło. Tymczasem to, co podała mi koleżanka, przypominało czapkę czy właściwie kominiarkę. Kiedy jednak rozwinęłam zawiniątko, skojarzyło mi się to z maską Spidermana z filmów – było czarne i elastyczne, dość obcisłe, z gęstą siateczką przed oczami i z czymś w rodzaju ściągacza na każdym z dwóch końców. - Tu jest miejsce na włosy, więc musisz je spiąć w koński ogon – powiedziała. Miałam ochotę ją udusić, no spędziłam trochę czasu na układaniu włosów, a teraz okazuje się, że wystarczy je zaczesać do tyłu i związać. - A ten – pokazała drugi ściągacz – jest na szyję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość YQwalskyY
Fuknęłam na nią, porwałam maskę i poszłam do łazienki. Tam rozebrałam się – myśląc, że jak będę rozczesywać włosy, to sporo kłaków spadnie mi na sukienkę – do majtek i biustonosza. Rzeczywiście, uczesałam się w koński ogon, związałam włosy cienką wstążką i następnie podwinęłam maskę tak, jak mniej więcej podwija się kominiarkę. Nałożyłam tę pseudoczapeczkę na czubek głowy, palcami rozchyliłam ściągacz na górze i przeciągnęłam przez niego włosy, a potem rozwinęłam maskę aż do końca. Musiałam trochę przesunąć maskę, aby wszystko znalazło się w odpowiednim miejscu, i spojrzałam w lustro. Myślę, że nikt tak naprawdę nie wie, jak bardzo identyfikujemy się ze sobą poprzez swoją twarz. Niby zwykle się nie widzimy, obserwujemy twarze innych, podczas gdy nasza nie jest dostępna naszym oczom, ale wiemy, że jest i że jest na miejscu i mimowolnie spoglądamy na siebie w lustrach, szybach czy w wodzie, widzimy siebie i wydaje się nam to takie zwyczajne. Tymczasem wystarczy założyć coś na twarz – jak ja to zrobiłam – i nagle wyglądamy zupełnie inaczej. Mało tego – widzimy tam, gdzie powinniśmy być my, coś innego i nabieramy wrażenia, że staliśmy się kimś całkowicie innym. Tak właśnie było ze mną – poczułam zagubienie. Co z tego, że wiedziałam, że spoglądam na siebie, kiedy widziałam coś zupełnie innego – obły kształt w ciemnej tkaninie. To mógł być ktokolwiek, naprawdę, toteż moja pewność, że widzę siebie, zmalała błyskawicznie do nieśmiałego przekonania. Ten wzrost niewiary był tak wyraźny, że aż podniosłam dłoń, aby odbicie mojego gestu w lustrze przywróciło mi poczucie, że spoglądam na siebie. Odetchnęłam z ulgą, bo postać w lustrze odpowiedziała tym samym. To musiałam być ja – powiedziałam sobie. Jednak mimo wszystko poczucie niepewności pozostało. Wystarczyło odebrać mi twarz, aby zmienić mnie w… kogoś. Kiedy minął szok, związany z odebraniem mi tożsamości, pomyślałam, że maska jest całkiem nieźle skonstruowana. W łazience było dość ciepło, ale nie czułam gorąca, poza tym siateczka, wszyta przed oczami, była dostatecznie przejrzysta, abym bez problemów widziała całe otoczenie, a jednocześnie nie mogłam zobaczyć odbicia swoich oczu w lustrze. Ktokolwiek zechce spojrzeć mi w oczy, zobaczy tylko czerń, podczas gdy ja będę mogła spoglądać nań bez problemu. Została jeszcze jedna rzecz. Kiedy szłam do łazienki i kiedy zdejmowałam z siebie ubranie, mogłam przeczuwać, że będę chciała to uczynić, ale nie było to wyraźne pragnienie. Teraz jednak zrozumiałam, że muszę zobaczyć siebie nagą – jedynie w masce. Zsunęłam majtki, rozpięłam biustonosz i pozwoliłam opaść mu na podłogę, a następnie oceniłam swój wygląd w lustrze. Nie widziałam całości, więc podsunęłam sobie plastikowy taboret, wspięłam się na niego i mogłam zobaczyć się w całości. Znowu pojawiło się wrażenie obcości. Zwykle bowiem nosiłam ubranie, a twarz miałam odkrytą. No, czasem, kiedy było bardzo zimno, zasłaniałam usta szalikiem, ale to były rzadkie przypadki, poza tym nie trwało to długo. Teraz było inaczej – miałam szczelnie zakrytą twarz, tymczasem reszta ciała była goła, i to całkowicie, bo zniknął niezbyt gęsty trójkąt czarnych włosów, który wcześniej skrywał mi podbrzusze. Teraz widziałam początek bruzdy, która znikała miedzy udami, i to tylko podkreślało moja nagość. Pomyślałam, że maska zmienia ludzi. To niby oczywiste stwierdzenie, w końcu po to używa się masek, ale tak naprawdę – jak mnóstwo powiedzeń – są to tylko słowa, z których znaczenia nie zdaje się sprawy dopóki się tej maski nie włoży. I nie zdejmie reszty. Miałam bowiem wrażenie, że włożenie maski zmieniło nawet moje ciało – wydawało się bledsze, bardziej kruche i jednocześnie zaskakująco mięsiste i realne. To byłam teraz ja, to o moim ciele mogłam powiedzieć, że „jest mną”, bo twarz, którą zawsze widziałam, zniknęła. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, składałam się ze skóry, przed które tu i ówdzie przebijały kręte błękitne ścieżki żyłek, z piersi, których sutki były bardziej różowe niż zwykle, z mięśni, wyraźniej niż zwykle pracujących pod tkankami. Patrzyłam i myślałam, że nie widzę siebie. Widzę ciało, niby moje, lecz faktycznie obce, a nie siebie. I pierwszy raz tego wieczora – tyle że pod własnym spojrzeniem – poczułam ciepły dreszczyk, który przebiegł mi po podbrzuszu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość YQwalskyY
Całość opowiadania - pod tytułem "Wernisaż" - jest na blogu brzydkieopowiesci(kropka)blogspot(kropka)com Zainteresowane i zainteresowanych gorąco :) zapraszam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość YQwalskyY
:) Dzięki za wyjaśnienie, inaczej bym się nie zorientował :) Ale rozumiem, skąd ta mądrota - nie chciało Ci się wejść i przeczytać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość CzwarteImperium
Ja przeczytałam. ;) I nie na każdym otwarciu wystawy się chleje :P, choć czasami trzeba żeby ynteligentnie komentować: "co też autor miał na myśli". Inaczej się nie da. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość YQwalskyY
To tekście jest wszystko :) I chlanie, i komentowanie :) Plus parę innych rzeczy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość GorzkaKawaZCukrem
Fajne :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×