Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość anonim1974

miłość do siebie

Polecane posty

Gość anonim1974

Czy któraś z was ma problem z miłością do siebie i akceptacją, a właściwie to najlepiej jakby miała i sobie z tym poradziła? Przez to, że nie kocham sama siebie mam czasami tak niskie poczucie wartości, że aż mnie to przeraża:( Czytam książki, staram się pracować nad tym ale i tak szukam tej miłości w oczach innych. Jak sobie z tym poradzić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zaproś Najświętszą Marię do swego serca , tak jak ona tego od nas pragnie w licznych objawieniach , a wówczas ogarnie ciebie :" niebem życia wewnętrznego " .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie tylko ty masz ten problem, ja też z całego serca nienawidziłam i chyba dalej nienawidzę siebie. Ale powiem ci, mi bardzo pomogła wiara i po protu praca i szacunek dla innych ludzi. Gdy widzisz, że inni obdarzają cię uznaniem, szacunkiem wzrasta miłość do siebie. Ale to bardzo długi proces. Jak kochać siebie, gdy jedni ci mówią, że jesteś fajna, piękna, ładnie wyglądasz...a jest ktoś w twoim życiu, kto ci nieustannie mówi: jesteś taka, taka, wstrętnie wyglądasz...I jeszcze problemy w pracy, z koleżanką itd. itp. I do widzenia. Ten problem ma większość społeczeństwa. Dużo ludzi nie akceptuje siebie samych. A z drugiej strony być narcyzem czy to lepiej? Poczytaj sobie, może się coś przyda... http://zmianywzyciu.pl/artykul/jak-pokochac-siebie-8-krokow-295

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anonim1974
Dzięki za linka. Generalnie tak normalnie w życiu nie myślę o sobie źle. Wybaczyłam swoim rodzicom, więc nie mam już w sobie żalu. A mimo to w sytuacjach kiedy bliska mi osoba w jakiś sposób daje mi do zrozumienia że są pewne granice, których ona nie zamierza przekroczyć to od razu uderzam w siebie. Że to przeze mnie, że się mnie pewnie wstydzi, że nie jestem odpowiednia bo gdyby mnie kochał to byłabym dla niego wszystkim. Później przez kilka dni po takim "biczowaniu" dochodzę powoli do siebie i się zastanawiam czemu tak robię za każdym razem? Czemu nie jestem dla siebie wartością samą w sobie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tmmm
Cześć, ja mam podobonie z tym, że ja byłem bity w dzieciństwie, obrażany i porównywany do innych jako ten gorszy. To trwało mniej wiecej do 17 roku życia od początku szkoły mniej lub bardziej intensywnie. Niby funkcjonuje normalnie ale czasami wystarczy jeden impuls z zewnątrz i gdzieś we mnie zaczyna rozpoczynać się ten cały proces, który mnie biczuje psychicznie. A po drugie jestem samotny i to też robi swoje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie uderzaj w siebie, uderzaj w granice. Co was dzieli? Jeśli skulisz się i znikniesz, nie rozwiążesz problemu. Zranienia będą narastać, powodować coraz większy ból. Znam sytuację, że oni i ona się kochają a jednak dzieli ich granica. Co jest tą granicą? No więc trzeba o sobie myśleć pozytywnie a zastanawiać nad powodami rozłamów i rozmawiać dużo.. Teraz to ludzie siedzą w tym internecie i po pewnym czasie robi się z kogoś zagrażający życiu psycholog. Rozmowa i jeszcze raz rozmowa....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
9:47 Byłam taka sam. Wystarczył impus...Mnie nikt nie bił ale za to traktował słowami. Nie przejmuj się. Jesteś wartościowym człowiekiem. Są takie Msze o uzdrowienie wewnętrzne, modlitwy o uzdrowienie (dostępne w internecie), to ci pomoże. Zaufaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anonim1974
Tmm bardzo ci współczuję. Nie byłam bita ale radosnego dzieciństwa też nie miałam. Tata alkoholik, mama wpółuzależniona. Fajnie nie było. Kiedyś tak do 23 lat miałam też straszne lęki, że sobie nie poradzę, że nie dam rady wychować dzieci, po prostu żyć. Ale w pewnym momencie swojego życia podczas którejś z kolei bezsennej nocy jakoś sobie przetłumaczyłam że to nie ma sensu. Że ten strach mi w niczym nie pomaga i że mnie wykończy. Potem, już kilka lat byłam na kilku terapiach, wydawało mi się że jest dobrze ale niestety kiedy jestem w związku nie radzę sobie z akceptacją. Z jednej strony odpowiada mi to że nie mieszkam z moim mężczyzną a z drugiej strony chciałabym czuć że ktoś mnie kocha tak ponad wszystko. Wiem że nie jest mi to potrzebne do szczęścia ale nie potrafię przestać o tym myśleć:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Każdy psycholog mi powtarzał że granice innych powinno się szanować. Granicą mojego mężczyzny jest przede wszystkim jego dziecko. Nie znam jego dziecka a on nie zna moich dzieci. A jesteśmy razem ponad trzy lata. I czasami wybucha we mnie taki bunt. Bo mimo że jest mi z nim bardzo dobrze to akurat to odbieram jako coś co jest moją winą. A przecież nie jest. Co do Boga. Chcę sama w siebie uwierzyć a nie wymodlić ukojenie, które na dłuższą metę nie przyniesie rozwiązania tylko ucieczkę od uczuć i emocji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hej. Na to trzeba czasu,na zmiane podejscia do siebie i zachowan. Ja uwazam,ze trzeba,niestety,ale wciaz sie "pilnowac" zeby te stare schematy i mysli nie wracaly w newralgicznych momentach. Wiem,dobrze sie pisze. Ja staram sie zachowywac dystans. Mowie sobie wtedy cos w stylu, poczekaj,niekoniecznie jest tak,jak w tej chwili myslisz. Daje sobie czas na to zeby od razu nie reagowac i zastanowic sie co jest dla mnie najlepsze. Nie dla kogos,nie dla mojego partnera. W zwiazkach bardzo ciezko jest sie wyzbyc takiego "uwazania" na druga osobe. Ale to co ktos o mnie mysli i czego chce niekoniecznie jest dla,mnie dobre. Staram sie spojrzec na to jak obca osoba ,a pozniej zastanowic. Emocje duzo mowia o tym co boli,co jest dobre lub zle,ale moga sprowadzac na manowce jesli ma sie z nimi problem. Zyj tak,jakbys byla sama,bo koniec koncow tak na prawde kazdy jest sam ze soba

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anonim1974
"Żyj tak, jakbyś była sama,bo koniec końców tak na prawdę każdy jest sam ze sobą." Piękne słowa, bardzo za nie dziękuję. Chyba po prostu powinnam przestać się przyczepiać się do jakiegoś jednego problemu w swoim życiu i robić z niego dołujące motto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A nie ma za co:) wyprobowalam to na sobie. Idzie roznie. Nie pojmuje tego jako egoizmu,raczej takie zdrowe samolubstwo. Naprawde uwazam,ze kazda sytuacje w zyciu powinnam odnosic do tego co ona robi mnie, nie komus. Wciaz wypracowuje ten dystans ,takie pozwalanie na to co sie dzieje. Nie wazne co, ale przyjmowanie tego. Wtedy sobie powtarzam "nie panikuj, przyszlo to pojdzie" albo "no jest do d**y,ale minie" . Nie zawsze sie udaje i czasami tez mam ochote wyc...ale mija. Wszystko mija.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tez nalogowo przyczepialam i wciaz przyczepiam do mysli/zdarzenia/slowa. Jakby konczyl sie na nich swiat i jakby swiadczyly o tym kim i jaka jestem. A to tylko slowa ,mysli czy zdarzenia. Wciaz walcze zeby sie nimi nie nakrecac ,bo Ty pewnie tez to robisz. Wiesz,sadze,ze od takiego sposobu myslenia mozna sie uzaleznic. Z reguly stosuje tez wowczas prosta psychologiczna sztuczke. Mowie w mysli lub na glos- raz,dwa,trzy,stop i na sile zaczynam myslec o czyms inn,nie wiem,o kwiatku w doniczce,zaczynam spiewac bzdurna piosenke. Nie mowie,ze zawsze pomaga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anonim1974
Kiedyś terapeutka mi powiedziała że nie da się w kółko myśleć o tym samym. Powiedziała żebym w myślach powtarzała biały miś..... Szybko mi się odechciało:) Ale tak żeby się upodlić i negatywnie nastawić to mi godzin i dni brakuje. Tak zdecydowanie trzeba czymś zajmować myśli. Dosyć często pomaga mi czytanie. I to stopowanie samej siebie o którym piszecie też powinno pomóc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pomoze tyle,ze jak we wszystkim, potrzeba czasu i wprawy:) . Taaa,zeby sobie dowalic to moze braknac zycia :p, ale co tam. Wazne,ze sie starasz,a praktyka czyni mistrza. Raz upadniesz,drugi raz podowalasz,a za trzecim powiesz-stop , po co ja wlasciwie sobie dowalam,co ja u licha az takiego zrobilam :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×