Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kryzysowazona

Kryzys finansowy w drugą stronę? Mąż mnie wkurza, nie wiem co robić?

Polecane posty

Gość kryzysowazona

Jesteśmy 8 lat po ślubie, 2 lata temu mąż wyjechał za granice do pracy bo już było tak cienko, że nie mieliśmy czym płacić rachunków. Ma tam dobrą pracę i dobre warunki, co 2 miesiące przyjeżdża i wtedy zaczynają się problemy. Nie między nami bo męża kocham i bardzo się cieszę z jego przyjazdów. Problem jest z pieniędzmi i z zakupami. Tak jak wcześniej na wszystko było za mało tak teraz jest za dużo. Mąż wpadł w jakiś szał zakupowy i za każdym razem jak przyjedzie to ciągnie mnie na zakupy. Jeszcze na początku , za pierwszym czy drugim razem chyba podzielałam jego entuzjazm wydawania pieniędzy, ale szybko się to u mnie skończyło. Jest tak że mąż wyjeżdża, a ja zostaję z masą niepotrzebnych rzeczy. Podobnie jest z przywiezionymi prezentami, ja ich nie chcę, a on przywozi. Zostają mi potem kosmetyki czy ciuchy, których w ogóle nie używam. Nauczyłam się sprzedawać te rzeczy znajomym, przecież nie będę tego kolekcjonować. Rozmawiałam z mężem, mówiłam, tłumaczyłam że nie jest nam to wszystko potrzebne. Po co nowa lodówka skoro stara stoi wyłączona z prądu bo nic w niej nie ma? Jadam poza domem a herbaty kawy i cukru nie trzymam w lodówce. Włączam ją właściwie tylko jak mąż przyjeżdża. Po co nowy telewizor jeśli nie oglądam telewizji? Po co kolejne ciuchy jeśli szafa jest pełna rzeczy, których nie noszę? Coś mi się chyba odwróciło na minimalizm i wcale nie pragnę tego wszystkiego. Jak jadę do męża jest podobnie. Wsiadamy w auto i wiezie mnie gdzieś po centrach handlowych żebym sobie porównała ceny i kupuje przy okazji jakieś nowe d**erele. Dosłownie zaczynam tym rzygać. Chciałabym iść z mężem na spacer do lasu i on się nawet z tym zgadza, tylko w konsekwencji nie mamy na to czasu bo ważniejsze gdzieś pojechać i coś kupić. Zaczynam tęsknić do czasów kiedy jeździliśmy do rodziców ze słoikami w torbie żeby nam dali obiad na następny dzień, ale mieliśmy wtedy jakiś wspólny cel. Teraz nie mamy. Mąż nie rozumie jak można nie chcieć usprawnić sobie życie kolejnym sprzętem czy gadżetem skoro są pieniądze na jego kupno. Nie wiem czy się poddać i niech robi co chce, aż w końcu będziemy mieli w domu tylko wąskie ścieżki do przechodzenia pomiędzy półkami z towarem? Czy walczyć o większą przestrzeń dla wzajemnych pozytywnych relacji, ale jak?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ewa333333
wszystko trzyma się kupy w Twojej wypowiedzi, tylko jedno mnie zastanowiło nie używasz lodówki, stoi wyłączona z prądu jestem w szoku to żadnego warzywa nie masz? masła, jajka, śmietany? trudno mi sobie wyobrazić życie bez lodówki...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kryzysowazona
Nie jest tak że nic z żywności w domu nie mam, ale nie robię żadnych zapasów. Dla 2 jabłek czy 2 gruszek nie będę włączać lodówki, jogurt jak kupię wracając z pracy czy jakiś mały sok, to też zjadam czy wypijam na bieżąco i następnego dnia kupię nowy. Co mam trzymać w tej lodówce, czekoladę, 1 ciastko jak mi się zachce coś słodkiego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
łażenie codziennie do sklepu po jogurt czy bułke to dopiero żenada, i żarcie codziennie na mieście... wiadomo że do takiego żarcie używają wszystkiego co mają, nawet jak są nadpsute warzywa to i tak zrobią z tego użytek a potem ktoś taki jak autorka to zje, fujjj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kryzysowazona
Ktoś powiedział że jadam na mieście? Napisałam że jadam poza domem, ale nie wspomniałam że w barze czy innej publicznej jadłodajni. Do sklepu również nie "łażę" celowo po jedną bułkę by z głodu nie umrzeć tylko wstępuję po pracy bo mam go po drodze do przystanku. Tak chyba mnóstwo ludzi robi, inaczej skąd byliby ci wszyscy klienci?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kryzysowazona
I co, nie ma nikt pomysłu jak powstrzymać zakupoholizm?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Patologia jak się dorwie do kasy to i tak zostanie patologia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Masz na co narzekac... Daj sie facetowi nacieszyc pieniedzmi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czyli co? Niech kupuje co chce, a w domu nagle zrobią się gumowe ściany i szafy żeby to wszystko pomieścić? Ja połowę rzeczy które on przywozi sprzedaję albo rozdaję jak już nie mam co z tym zrobić. Wolałabym żeby zainwestował coś w sensem i w gruncie rzeczy on się ze mną zgadza, ale potem nie wytrzymuje i znów kupuje jakieś pierdoły. Ma swoje pasje i zainteresowania dosyć kosztowne, mógłby nawet w to zainwestować, ale nie ma czasu tego robić. Chodzi o to, że ja zostaję w domu sama z tym wszystkim i powoli czuję się jak w jakimś magazynie, a co 2 miesiące nowa dostawa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mój mąż z kolei kupuje bez umiaru żywność. Nieważne czy jest potrzebne czy jest zapas, trzeba kupować. Szafki i lodówka zapełnione róznościami, wszystko starzeje się, traci terminy. Jemy to na siłę, niesmacznie, bo wyrzucić szkoda. Nie potrafię tego zwalczyć u mojego męża. To jest marnotrawstwo. Wynika to chyba z tego., że w dzieciństwie nie przelewało się w jego domu rodzinnym, była bieda, a teraz dorwał się do kasy, to szaleje jakby z lęku, że zabraknie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kryzysowazona
Z żywnością chyba jeszcze gorzej, człowiek to nie worek bez dna. Ileż można w siebie wrzucić nawet jak jest smaczne? Chore to wszystko jakieś :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×