Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

lunaczek

On ma raka, a ja go kocham... moja historia

Polecane posty

Poznaliśmy się, gdy oboje mieliśmy po 18 lat. Od razu znaleźliśmy nić porozumienia. Zaczęła się miłość. Wpierw z jego strony, ja długo nie potrafiłam odpowiedzieć mu, kiedy mówi l mi, że mnie kocha. Mijał czas, poznawaliśmy się siebie nawzajem i nasze rodziny. Pokochał moją rodzinę bardziej niż swoją. On nie miał wesoło w domu. Cała rodzina skłócona, ona sam traktowany najgorzej ze wszystkich domowników, zawsze wszystkiemu winny wg matki, zawsze najgorszy, mimo że radził sobie w życiu, miał na siebie pomysł. Stałam zawsze przy jego boku, wspierałam przed rodziną, popierałam każdy nawet najgłupszy jego pomysł. On nie był inny, wspierał mnie w moich problemach, nauczył wielu rzeczy i innego spojrzenia na świat. W łóżku byliśmy swoimi pierwszymi, seks był cudowny, obydwoje nie mogliśmy narzekać na brak ochoty. Każdy widział, ze jesteśmy dla siebie stworzeni. Nikt tak go nie rozumiał, jak ja, a on potrafił śmiać się z mojego charakteru. Po trzech latach coś zaczęło się psuć, nie mogliśmy się dogadać, wybuchały kłótnie o byle co, ale byliśmy nadal razem, walczyliśmy o związek. Później przyłapałam go na paskudnym kłamstwie, po którym trudno było mi już zaufać. Sprawdzałam jego telefon, bo ona mogła znowu napisać, a obiecał, ze już nie będzie się z nią kontaktował. Wiem, ze mnie nie zdradził fizycznie. Myślę, ze w geście obronnym zechciałam mieć z nim dziecko. Ubzdurałam sobie, z e tylko tak będę szczęśliwa. On wzbraniał się, padło wiele przykrych słów. W końcu podjęliśmy wspólnie decyzję o rozstaniu. Powiedział, ze coś się w nim wypaliło. Czułam podobnie, rozstaliśmy się. Po dwóch tygodniach prosiłam go o drugą szansę. Nie potrafiłam bez niego żyć. Zgodził się, wróciliśmy do siebie. Kończył się czwarty rok naszego związku. Starałam się wszystko naprawić, byłam bardziej czuła, z jego strony tez widziałam poprawę. Okazało się, ze się myliła. Powiedział, ze od czasu, jak do siebie wróciliśmy, on nadal nie przestał czuć wątpliwości. Że nie chce mnie krzywdzić, że nie wie, co się z nim dzieje. Ze jestem ideałem pod każdym względem, ale coś jest nie tak. Jak w tej piosence ,,Prawdziwe powietrze’’ , ze chciałby, ale nie potrafi powstrzymac mnie przed odejściem. Zabolało to, nie potrafiłam pogodzić się z tym ,ze tak po prostu można przestać kochać. Rozstaliśmy się, próbowaliśmy utrzymywać normalny kontakt, nawet tzw seks przyjaźń, ale i to nie zdało rezultatu. Zaszłam w ciąże, ale poroniłam w 5 tygodniu. W końcu postanowiłam urwać z nim kontakt. Tak miało być lepiej, ale nie było. Wciąż cierpiałam. Wiem, ze powiedział Moju wujkowi, ze mnie kocha, ale nie wie, czumu nie potrafi o mnie zawalczyć. Przechodziłam przez wiele etapów rozstania, przez smutek, gniew, strach. Wszystko to poznałam. W końcu nastąpiła nawet akceptacja, zaczęłam spotykać się z innym, ale wciąż widziałam w nim tego, którego kochałam. Wszystko w nim porównywałam do byłego, mimo że może być bardzo wartościowym człowiekiem. Bolało mnie, ze on nie jest nim. Myślałam, ze daję już sobie radę z moimi uczuciami, aż nagle on się do mnie odezwał. Ma raka. Mięsaka kości. Od momentu, gdy się o tym dowiedziałam, nie potrafiłam o niczym innym myśleć, jak tylko o tym ,ze może umrzeć, a ja z nim nie porozmawiam. Stare uczucia wróciły. On jednak nie chciał utrzymywać ze mną kontaktu, mimo że ja pragnęłam być przy nim. W końcu po kilku miesiącach znowu się do mnie odezwał. Chciał, bym coś dla niego uszyła. Zgodziłam się. Chciał uniknąć przymiarki, jednak do niej doszło. Nie poznałam go z początku – biała cera, bez włosów, 10 kg mniej. Sam tryskał energią, mówił, ze założył na nowo firmę, że denerwują go ludzie, którzy traktują go jak chorego. Porozmawialiśmy normalnie, jakby nic się nie działo. Opowiedział mi o swoim leczeniu, o chemii, o tym ,ze prawdopodobnie amputują mu nogę, czym też się nie przejmuje. Że mam mieć za kilka tygodni kilkunastogodzinną operację, na której dają mu 10% szans. Wzbraniał się przed kontaktem ze mną, trzymał mnie na dystans, nawet nie przytulił z uczuciem, a raczej tylko objął. Poprosiłam, czy mogę się przytulić, on spytał, czy to potrzebne, że nie chcę robić mi krzywdy. Nie wiem, o co dokładnie mu chodzi. Widzę, jak na mnie patrzy, ma w oczach ten smutek co zawsze mu towarzyszył, gdy mowliliśmy o naszym rozstaniu. Wiem ,ze go też to wszystko boli. Ze tak mnie skrzywdził. Po tym spotkaniu nie wiem już, co robić. Nadal go kocham, ale boję się, że jeśli będę mówić o swoich uczuciach, on mnie znowu odepchnie. Nie wiem, czy to efekt choroby, czy on naprawdę już mnie nie kocha. Pragnę być przy nim w chorobie, wspierać go tak, jak to robiłam przez tyle lat. Nie mam pojęcia, co on teraz o mnie myśli, trzymanie mnie na dystans nie wróży jednak dobrze. Przyjaciółka mówi, ze on mnie tak chroni przed cierpieniem. Może boi się, ze ja będę chciała do niego wrócić? Jest mi potwornie ciężko, utknęłam w miejscu, nie umiem ruszyć dalej, póki jakoś nie rozwiąże się ta sytuacja. Nie wiem, czy jechać za nim na drugi koniec Polski, gdzie będzie miał operację, ale wiem, ze nie daruję sobie, jeśli on umrze na stole, a mnie tam nie będzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie ma na to dobrej rady,decyzja należy do Ciebie.Wspólczuję facetowi. Przykro czytać w taki dzień:( taki temat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Facet585855
Jeśli jest chory, to nie pozwoli się Tobie zbliżyć bardziej. Żeby Ciebie bardziej nie bolało jeśli mu się nie uda pokonać choroby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×