Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Missatan

Co on naprawdę czuje?

Polecane posty

Gość Missatan

Witam! Mam 26 lat i od dłuższego czasu tkwie w dziwnej i męczącej mnie powoli relacji damsko -męskiej, stąd mój wpis i prośba o radę. Zacznę może od początku. 5 lat temu (koniec 2011, początek 2012r)rozstalam się z narzeczonym (z jego winy, jego rodzina nieakceptowala naszego związku, ponieważ pochodzę z miasta, a oni ze wsi i wymarzyli sobie dla syna kobietę również ze wsi, żeby zajęła się gospodarstwem, a ja chciałam skończyć studia i zostać w mieście). Wspierała mnie w tych trudnych chwilach przyjaciółka. Poznała mnie z grupka swoich znajomych i tak po kilku miesiącach zapomniałam o Panu Ł. Wśród tych nowych znajomych było dwóch chłopaków -(przyjaciół od lat dziecięcych, ponieważ wychowani na jednym osiedlu), którzy ewidentnie próbowali mnie podrywac, Pan M. oraz Pan K. (odprowadzali mnie do domu, często dzwonili, wyciagali na wieczorne spacery). Po jakimś czasie przelamalam się i zaczęłam spotykać z Panem M. Poczułam że potrafię kogoś na nowo pokochać. Wtedy tez na horyzoncie zaczął pojawiać się pan K. (Wyszłam któregoś wieczoru pod domu, a on zaczął mnie całować, chociaż wiedział że spotykam się z jego przyjacielem) Odepchnelam go od razu i powiedziałam że nic z tego nie będzie, ponieważ spotykam się z jego przyjacielem. Żałował, próbował mnie jeszcze namawiać, ale uszanowal moje zdanie i zostaliśmy dobrymi znajomymi. I tak po około miesiącu byłam już w oficjalnym związku z Panem M. Często spotykaliśmy się ze znajomymi, kręgle, karaoke, domówki, wyjazdy na działkę, ogniska. Na każdym z tych spotkan i wyjazdach był również Pan K. Czułam, że mimo, że próbuje cieszyć się naszym szczęściem, gdzieś w głębi duszy żałuję że to on nie jest na miejscu Pana M. Czułam jego wzrok na sobie, często mnie komplementowal, zagadywal inaczej niż do innych kobiet które były akurat wtedy z nami. Po około roku (2013r) zaczęło mi coś nie pasować w Panu M., to że jest zbyt spokojny, zbyt romantyczny ( jak to się mówi że można zaglaskac kota na śmierć, to tak się zaczęłam przy nim czuć). Coraz mniej chciał wychodzić z domu, wolał leżeć w łóżku przed tv, nawet ten dotychczas cudowny seks z nim, przestał mi dawać satysfakcję. I stało się to czego się obawialam...ta adoracja ze strony Pana K. zaczęła przynosić zamierzone przez niego skutki. Już nie potrafiłam na niego patrzeć jak na zwykłego kolegę, po prostu zaczęłam go pragnąć (wiem jak głupio to brzmi) ale nie potrafię tego inaczej opisać. On był zupełnie inny niż Pan M. - pewny siebie, konkretny, wszędzie gdzie się pojawiał był dusza towarzystwa, kobiety lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. W różnych fantazjach wyobrażałam sobie jak to robimy, jak mnie pieści, dotyka. (fantazja to w końcu nie zdrada, więc nie miałam powodów do wyrzutów sumienia ). Jednak po czasie zaczęłam obawiać się, że któregoś razu nie powstrzymam emocji i zrobię coś czego będę żałować i skrzywdze osoba którą mimo wszystko jeszcze kocham. Postanowiłam porozmawiać z Panem K. o ograniczeniu naszych spotkań, nawet jeżeli miałyby się odbywać w gronie większej ilości osób, ponieważ za bardzo "coś mnie do niego ciągnie". Pan K. przyznał mi rację, bo też ciężko mu było się powstrzymywać. Rozmowa skończyła się tym, że zaczął mnie całować, lecz tym razem go nieodepchnęlam, chciałam więcej i więcej, ale na szczęście w porę się opamiętaliśmy. I ustaliliśmy że to się nigdy więcej nie może powtórzyć. On zaczął pracę jako kierowca więc był większość czasu w trasie i tak przez 2-3 miesiące praktycznie wcale się nie widzieliśmy. Mimo to czułam jak bardzo oddalamy się od siebie z Panem M. Cały czas moje myśli krążyły wokół Pana K. Nawet gdy przypominałam sobie ten ostatni pocałunek robiło mi się gorąo. Jakiś miesiąc później wspólny znajomy zorganizował 30te urodziny u siebie w domu, kameralne grono znajomych, oczywiście wśród nich był Pan K. Mój facet się upil i poszedł spać do pokoju obok, reszta znajomych się zmyła i zostałam z Nim...staraliśmy się zachowywać normalnie, rozmawiać jak zwykli znajomi, poszliśmy na balkon zapalić papierosa...i znowu mnie pocałował. Było w tym tyle namiętności że nawet nie wiem kiedy byliśmy już w pokoju na łóżku, na szczęście znowu w porę przestalismy (jego ręce niebezpiecznie zaczynały iść w kierunku mojego krocza, z wzajemnością). Szybko poszłam do pokoju do Pana M. zamówiłam taxowke i wróciliśmy do domu. Tak minęło kilka tygodni. A ja wciąż myślałam tylko o Panu K. Zwieżylam się przyjaciółce z tego co czuje i jak źle czuje się z tym co robię. Poradziła mi nie ukrywać uczuć, powiedzieć o wszystkim Panu M. Jednak nie posłuchałam jej. Któregoś wieczoru po prostu nie wytrzymalam, zadzwoniłam do Pana K. i poprosiłam o spotkanie. Przyjechał po mnie samochodem, pojechaliśmy w ustronne miejsce pogadać. Wiedziałam jak to się skończy, jak będziemy sam na sam, ale było mi już wszystko jedno. Całe porządnie musiało w końcu wziąć górę. I stało się...kochalismy się całymi godzinami, chociaż w aucie nie było za bardzo komfortowo, to jednak było tak jak to sobie wymarzylam. Nigdy z nikim nie było mi tak dobrze. Tak minęła nam cała noc. Ok 5 odwiozl mnie do domu. Na drugi dzień opowiedziałam wszystko przyjaciółce, widziała po mnie ze promienieje. Jednak czekała mnie najtrudniejsza kwestia. Jak zachowywać się po tym wszystkim przy Panu M...i znowu głupia Ja, postanowiłam do niczego się nie przyznać. Pan K. wyjechał w trasę na 4 tygodnie, jak wrócił też się nie odzywał. Pomyślałam wtedy, że chodziło mu tylko żeby mnie "przyleciec", że po prostu byłam jego zdobycza, a gdy dopiął swego - olał. To były ciężkie tygodnie, z jednej strony wyrzuty sumienia bo zdradziłam, z drugiej złość na samą siebie ze dałam się wykorzystać. W końcu przyszedł czas spotkania - siostra Pana K. zorganizowała grilla. Pan K. unikał mojego wzroku, wszystko się zmieniło. Czekałam tylko na moment żebysmy byli sami, żebym mogła mu wygarnąć, jak mnie potraktował. I udało się - byłam w kuchni po pieczywo, kiedy on wszedł po napoje. Wszyscy inni byli na podwórku, za domem. Od razu zaczęłam rozmowę, że czuję się jak szmata, że myślałam że nie chodziło mu tylko o "jeden numerek ".... i wtedy przerwał mi nagle i zaczął całować. Wytłumaczył mi że jest mu strasznie głupio przed Panem M., że unika mnie, bo chciałby to wszystko powtarzać i powtarzać non stop, ale Pan M. jest jego przyjacielem i nigdy wcześniej nie był w tak beznadziejnej sytuacji. Jeszcze tej samej nocy znowu uprawialismy seks....znowu było cudownie. Zaczęliśmy spotykać się regularnie, raz, czasem dwa razy w tygodniu, najczęściej przyjezdzal po mnie. Miałam ten komfort że z Panem M. nie mieszkaliśmy razem, więc nie musiałam się tłumaczyć z moich nocnych wyjść. Możecie pomyśleć że beznadziejne, takie spotkania na seks w aucie. Jednak w tym wszystkim po jakimś czasie seksu było coraz mniej, a zaczynały się rozmowy, o wszystkim o niczym, potrafiliśmy od godziny 21 do 4 rano po prostu siedzieć i gadać bez przerwy. Nadszedł w końcu czas kiedy Pan K. nie wytrzymał....spotkał się z Panem M. i powiedział o wszystkim. Poczułam z jednej strony ulgę że nareszcie skończą się te kłamstwa. Pan K. dostał "po mordzie" od Pana M. Również mnie czekało spotkanie i tłumaczenie. Nie wiedziałam jak się zachować Bałam się tego spotkania. I tu Pan M. zszokowal mnie swoim podejściem. Powiedział że wszystko rozumie, że mi wybacza, że chce nadal ze mną być, bo każdy ma w życiu prawo popełnić błąd i trzeba dawać druga szansę. Jednak ja już nie chciałam, powiedziałam że nie porafie już z nim być, bo po prostu go nie kocham. Przeprosiłam po raz setny za wszystko. Myślałam że uda mi się stworzyć coś z Panem K. W końcu czuliśmy oboje od początku że ciągnie nas do siebie jednak do tej pory nic poza seksem nas nie łączy. Minęło tyle lat, a ja zdążyłam się w nim zakochać. Nie potrafię zbudować z nikim normalnego związku bo ciągle jest Pan K. spotkamy się dużo rzadziej, raz w miesiącu, czasem raz na dwa miesiącu Ostatni raz widzieliśmy się pod koniec maja, znowu przegadalismy cała noc i na koniec doszło do zbliżenia, jednak zdziwiło mnie coś. Zapytał się mnie czy ma założyć prezerwatywe, odpowiedziałam że to chyba logiczne, przecież mimo że byłam dopiero 2 dni po okresie, istnieje prawdopodobieństwo zajścia w ciążę. Jednak powiedział mi coś, co jako kobiecie zakochanej po uszy, sprawiło ogromną radość - że jestesmy już w takim wieku że z dziecka byśmy się cieszyli i nasi rodzice napewno też. Nie drążyłam już tego tematu, tylko zgodziłam się i przeszliśmy od słów do czynów. W ciążę nie zaszłam, (ryzyko było minimalne) a on znowu milczał dłuższy czas. Zadzwonił wczoraj wieczorem. Powiedział mi przez telefon ze mieszka z kimś, że próbuje budować związek, ale wie, że on nie ma przyszłości i czy możemy się spotkać. Wahalam się, powiedziałam że nie chce się z nim widywac jeśli z kimś jest, bo znowu ktoś będzie skrzywdzony. Na to on odpowiedział mi, że nie wie czemu ale myśli o mnie i strasznie go do mnie ciągnie. Oczywiście po kilkuminutowych naleganiach z jego strony zgodziłam się. Spotkaliśmy się, rozmawialiśmy kilka godzin,tylko tak inaczej. Dużo rozmawialiśmy o tym co było w przeszłości, co zrobiliśmy źle. Cały czas podkreślał to że strasznie go pociągam i uwielbia ze mną rozmawiać. Ze próbuje sobie ułożyć życie, ale gdzieś z tyłu głowy, cały czas jestem ja. Ciężko mi to wszystko ogarnąć w głowie, bo kocham go, on jest z kimś, ale otwarcie powiedział mi że mimo to bardzo chce się ze mną spotykać. Teraz rolę się odwróciły i jestem w takiej sytuacji jakiej on był to kilka lat temu, gdy zdradzalam z nim Pana M. Ale nie mogłam się powstrzymać..znowu sie kochalismy...i znowu zaczął ten temat zabezpieczenia. Pytał czy zakładać prezerwatywe, powiedziałam że mam owulacje (najbardziej płodny dzień w ciągu całego cyklu), jednak mimo to powiedział że zdąży wyskoczyć. Nie zdążyl ...ale nie przejął się tym. Powiedział że jeśli będzie dziecko to się nim zajmie jak na ojca przystało - nawet zaczął mówić o imionach jakie by chciał dla swoich dzieci. Jak chwilę odpoczelismy chciał to zrobić drugi raz, ale już w prezerwatywie. Zapytałam co się stało i czemu zmienił nagle zdanie. Stwierdził że póki co to wszystko jest zbyt skompliwane. Zapytałam go wprost, bo mam dosyc zabawy w kotka i myszkę - czy jest sens na niego czekać i czy kiedyś to wszystko się zmieni. Powiedział żebym poczekala i dała mu 3 miesiące na poukładanie wszystkiego. Stąd moje pytanie. Czy jest według was sens czekać? Czy myślicie że jest szansa że między nami może być w końcu coś poważnego? Bo ja zaczynam mieć po prostu dość takiego układu. Opowiedziałam wam w skrócie kilka lat mojego życia prywatnego dlatego liczę na jakieś rady. Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie kocha cię, jesteś tylko do pobzykania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×