Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

W pięć minut potrafi sobie zjednać sympatię każdego. Znacie takich ludzi ?

Polecane posty

Gość gość

Pojechałam dziś z rodzicami i z bratem na pogrzeb w dalekim mieście do dalekiej rodziny. W trakcie stypy brat mój podszedł do grupki kuzynów, którzy można tak powiedzieć nie mieli prawa go znać gdyż byli od nas 10 lat młodsi i nie widzieliśmy ich chyba ze 20 lat. Oni nie mogli nas pamiętać bo byli wtedy mali. Wyobraźcie sobie oni mojego brata już po 5 minutach rozmowy pokochali jeśli nie po 1 minucie. Gadali z nim od razu jakby byli bliskimi przyjaciółmi. Jedna z dziewczyn przedstawiła go z uśmiechem i bardzo uroczyście reszcie osób przy stole "To jest nasz kuzyn" Jak wyjeżdżaliśmy to na pożegnanie wręcz skakali wokół mojego brata i z wielkim ciepłem żegnali, wręcz umawiali na jakieś spotkanie. Kuzynka powiedziała, że przyjedzie do niego z mężem. A gadali z nim na tej stypie może z 5 minut i on był dla nich jakby nie było obcy. Na moje podejście i podanie ręki ledwie w ogóle podali mi dłoń i kuzynka jednym zdaniem tylko odpowiedziała na mój ciąg słów. Potem nawet nie gadaliśmy. W drodze powrotnej jeszcze brat powiedział, że ta kuzynka opowiadała mu takie szczegóły ze swego życia o które ja nawet nie śmiałabym pytać a ona mojemu bratu je powiedziała tak sama od siebie mimo że on nawet o nie nie pytał. I powiem wam że tak było zawsze. Mojego brata zawsze wszyscy znali, kochali, respektowali, a ja byłam zawsze nikim, nikt mnie nigdy nie znał, nikt nigdy ze mną nie chciał rozmawiać mimo że próbowałam przełamywać się, wychodzić do ludzi. Wiecznie tylko odrzucenie, odrzucenie, odrzucenie choć nie uważam sie za jakąś brzydką. Teraz zbliżam się do 40-stki i wiem już że taka karma, że już tak sie urodziłam i tak zdechne jako nikt. Nawet nie wiem czy ktoś w ogóle przyjdzie na mój pogrzeb jak umrę. Zastanawiam się gdzie w tym wszystkim jest Bóg, że taką niesprawiedliwość urządził na tym świecie. Jaką ktoś taki jak ja ma w ogóle mieć motywacje do życia w tej sytuacji kiedy nikt mnie nie szanuje i każdy zawsze traktuje jak powietrze. Próbowałam szukać winy w sobie, zmieniać coś co nie wiedziałam do końca co to takiego jest, byłam nawet na terapii, ale na nic to wszystko. Jak było zawsze to tak jest nadal. W pracy jest to samo. Miałam nadzieje, że zaprzyjaźnię się z ludźmi, że mnie przyjmą do swojego grona, próbowałam zagadywać, ale oni jakby nie chwytali tego, zlewali. Momentami mam już tego wszystkiego dość. Nie dziwię się, ze ludzie popełniają samobójstwa na tym świecie. Może ich też nikt nigdy nie szanował i nie widzieli nadziei na zmianę ani sensu takiego życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
On podchodzi do ludzi, ty nie. Wiec jak i za co maja cie lubic, skoro cie nawet nie znają?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, założę się ze jesteś fantastyczna osoba tylko poprostu nie jesteś tak otwarta jak twój brat. Ludzie potrzebują zatem więcej czasu żebys dała się lepiej poznać i żeby mogli cię polubić. Są tacy ludzie niektórzy otwarci, bezobciachowi, są duszami towarzystwa, ale gdy to oni pierwsi nie zagadają, nie zadzwonią, a już nie daj Boże wykazują konto na fejsie okazuje się dopiero ile osób jest ich prawdziwym przyjacielem. Ale czy zależy ci na takich powierzchownych znajomościach tylko dla chwili miłych pogaduch na imprezie???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
heh. A myslalam, ze tylko na jestem taka osoba na swiecie. Kiedys jak byla mlodsza, staralam sie tak samo jak Ty:zagadywać, rozmawiac, itd. ale zazwyczaj wszyscy mnie ignorowali. No chyba, ze czegos potrzebowali. t Teraz mam prawie 40 lat. Nadal jest jak bylo, ale mnie juz na tym tam nie zalezy. Czasem jest mi przykro, smutno...ale to przechodzi. Trzeba zyc dalej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Naprawde tak wam zależy na tych znajomosciach? Dla mnie to jest męczące, oczywiście co jakiś czas trzeba wyjść między ludzi ale naprawdę lubię to na krótko. No chyba że jest jeszcze taka opcja bardziej występuje latem. Jesteśmy w pewnym gronie przez kilka dni ale nikt nikogo nie męczy swoją obecnością, każdy ma przestrzeń intymności bez której nie wyobrażam sobie życia. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, zwalasz na siłę wyższą to, że inni Cię nie lubią. Spróbuj dociec przyczyny - może masz nieprzyjemny głos, nad którym da się popracować? Może powinnaś więcej się uśmiechać? A może ludzie wyczuwają Twoje napięcie i dlatego czują się nieswojo? Na Twoim miejscu poradziłabym się psychologa, który umie nauczyć, jak się robi dobre wrażenie. Na pewno zmiana jest możliwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a uwazasz, ze autorka nadal bedzie soba, kiedy zacznie chodzic do psychologa, zmieniac glos? Moze jeszcze do chirurga zmienic twarz, zeby przypodobac sie ludziom...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jestem taka dama jak ty autorko. Obserwowalam moje koleżanki które umiały z obcą osobą od razu nawiązać dobry kontakt ale nigdy mi nie wychodziło. Zauważyłam jednak że im mniej mi zależało tym lepiej wypadalam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja młodsza córka jest taka. Wszyscy ją lubią, obcy ludzie ją zaczepiają, koleżanki uwielbiają, my także mamy do niej słabość. Za to starsza nie wzbudza sympatii choć jest dobra, ładna i mądra. Nie wiem o co chodzi, to po prostu to "coś".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko może jesteś troszkę sztuczna i dlatego? U mnie w pracy jest taka osoba, która na siłę chce być lubiana. Jej zachowanie jest przez to aż tak nienaturalne, że przynosi odwrotny efekt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja taka jestem jak twój brat. Otwarta, rozmowna. Nie mam problemu żeby podejść do kogoś i zacząć rozmowę. I bardzo szybko zjednuje sobie sympatię nawet obcych ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja jak tu jedna z osob wyzej pisala, tez staralam sie wzbudzic sympatię innych ludzi przez co wypadalam jak jakis klown. Dalam sobie spokoj i przynajmniej teraz wiem, ze nie udaje kogos kim nie jestem. Taki dar się ma od Boga albo nie ma. Nie da się tego nauczyć na kursach, terapiach czy operacjach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziewczyny, to nie ma znaczenia jakie jesteśmy. Znaczenie ma to, czy czujemy się z tym dobrze, czy nie. I tu pojawia się kwestia samoakceptacji a to zupełnie inna historia. Np ja, eksperymentalnie udawałam taką osobę bardzo otwartą, zabawną, taką do której ludzie lgną. Miałam wtedy masę znajomych. To bardzo mnie męczyło. To nie moja natura. Nie chcę spełniać oczekiwań jako czyjeś towarzystwo, nie chcę pielęgnować kontaktów... Uznałam że wolę mniej znajomych, ale takich, do których mogę się odezwać i raz na rok, a i tak dobrze się ze sobą czujemy. (Nic tak nie buduje naturalnych kontaktów, jak wspólne zainteresowania, jakieś hobby czy choćby rozmowy na placu zabaw o swoich dzieciakach (np teraz mam takich sąsiadów, z którymi razem imprezujemy ale też nie za często.). Skoro o dzieciach, i ja mam dziecko bardzo towarzyskie. Wchodzi w obcą grupę i zaraz ma kolegów i koleżanki. Uważałam że to dobrze a teraz widzę jak córka boi się tych znajomych utracić, jak jest uzależniona od oceny innych. I przychodzi mi do głowy że w dążeniu do bycia lubianym, akceptowanym przez jak największą liczbę osób, postrzeganym dokładnie tak a tak, jest coś nienaturalnego, że takie dążenie jest wręcz podbudowane jakimś lękiem. A ty, autorko tematu i brat, wydajecie się być jak dwie strony tego samego medalu, jakbyście mieli ten sam problem. Może już rodzice dali wam te łatki i teraz musicie coś odgrywać, musicie się przejmować czy was lubią czy nie. No ale mniejsza o brata. Zastanów się nad sobą, dziewczyno, bo to już nie ten wiek by zajmować sobie uwagę tym czy cię lubią, czy nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
tak, zgadzam sie z osoba, ktora pisze powyże. Kiedys miala. taka koleżankę, ktora rowniez zjednywala sobie sympatię lud******olo. Ale ja widzialam ją "po godzinach", gdy"schodzila ze sceny" i jak ja spalaly to bycie fajna, mila i kontaktowa. Tez uwazam, ze warto dazyc do akceptowania siebie. Kiedy jestes lubiana przez wszystkich, to dazysz do tego by ten stan sie utrzymal. Chcesz zadowolic wszystkich, a sama ze sobą zaczynasz się czuc nieszczęśliwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja uwazam tez ze nie ma co udawac kogos kim sie nie jest :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ciekawy temat :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie wszyscy sa tacy sami. Swiat byłby bardzo nudny gdyby kazdy mial taki sam charakter.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja uważam, że jeśli ktoś jest nieszczęśliwy z tym, jak go odbierają inni, to warto nad sobą popracować. Nie po to, żeby zadowolić otoczenie, ale żeby samemu czuć się lepiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ale wic polega na tym, ze osoby ktorym przeszkadza to, jak są odbierane, nie wiedzą, co robią źle i nad czym warto popracować lub co zmienić !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mój maz tak ma, zakoleguje się z każdym, wystarczy , ze zawieie samochod do mechanika, spotka tam chłopaka z samochpdem o takiej samej marce i już sa kolegami, dzwonią do siebie, on ma mnóstwo znajomych, a ja nikogo nie mam, probowalam zagadywać, zawsze jak poznawałam dziewczyne jego nowego kolegi to się starałam, zagadywalam, a ona i tak wolała rozmawiać z moim mezem niż ze mna, już przestalam się starac, widocznie sprawiam to perwsze wrazenie zle i ludzie mnie oceniają z góry i nie lubia. kidys jedna z dziewczyn powiedziałam mi po pijaku, ze jak mnie pierwszy raz zobaczyla to myslala , ze jestem wredna suka a okazuje się , ze jesteś fajna, inna dziewczyna ,powiedziała mi to samo, bo poznałam ja jak była mlodziutka miała 18 lat, a ja 24 i teraz ja mam 30 a ona24 i ona została w rodzinie , jest zona meza brata ciotecznego i się lubimy , ale nie tak żeby spotykać się na kawe, tez kiedyś mi powiedziała, ze myslalam ze jestem taka suka, bo ona ze mna wogole nie rozmawiala, nawet nie patrzya w moja strone, przyznala mi się po latach, ze się mnie wręcz bala. e w doopie, nie mam nikogo, tylko dzieci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tu autorka. Wypowiem się na temat kilku postów. I tak po kolei. Ktoś napisał "Spróbuj dociec przyczyny - może masz nieprzyjemny głos, nad którym da się popracować? " Oglądałam filmy ze sobą i fakt mam coś w głosie i w twarzy co może być jakby to powiedzieć hmm.. dziwne ? Ale jak ogladam czasem ludzi którzy prowadzą wlogi to widze że jest mnóstwo dziewczyn równie dziwnych, nawet z wadą wymowy, a one nie mają problemów żadnych z ludźmi. "ja jak tu jedna z osob wyzej pisala, tez staralam sie wzbudzic sympatię innych ludzi przez co wypadalam jak jakis klown. Dalam sobie spokoj i przynajmniej teraz wiem, ze nie udaje kogos kim nie jestem." Uwierz mi. Przerabiałam to gdy byłam nastolatką. Też już od 20 lat nikogo nie udaje. Ogólnie nieważne co robię czy zabiegam czy nie zabiegam to efekt jest ten sam. "ty, autorko tematu i brat, wydajecie się być jak dwie strony tego samego medalu, jakbyście mieli ten sam problem. Może już rodzice dali wam te łatki i teraz musicie coś odgrywać, musicie się przejmować czy was lubią czy nie." Jeśli chodzi o relacje z bratem to on się nade mną pastwił przez wiele lat, manipulował i wyśmiewał. Przyczynił się w sposób ciężki do moich lęków przed ludźmi. Ale w wieku dorosłym sie że tak sie brzydko wyraże zamknął gębe. Teraz mamy relacje opierające się na poprawności politycznej. Jest uprzejmy, choć nigdy nie będzie między nami zażyłości. Jak chodzi o zabieganie o znajomych to on sie niczego nie boi. To co nim kieruje to po prostu przyzwyczajenie do bycia rozpieszczanym. On już na ten pogrzeb jechał chyba nawet tylko dla tego kuzynostwa, by je spotkać. On sam to powiedział już w drodze. On już z góry wiedział, że oni go polubią. Rodzice nigdy nam nie przyczepiali łatek. Nigdy nie byliśmy maskotkami dla nich. Rodzice zawsze byli skupieni na swojej robocie i na swoich problemach a brata nawet bardziej krytykowali niż mnie, bo za młodu był on nieodpowiedzialną jednostką. "Naprawde tak wam zależy na tych znajomosciach? Dla mnie to jest męczące, oczywiście co jakiś czas trzeba wyjść między ludzi ale naprawdę lubię to na krótko." "Zastanów się nad sobą, dziewczyno, bo to już nie ten wiek by zajmować sobie uwagę tym czy cię lubią, czy nie. " Uwierzcie mi o ile w wieku nastu czy dziestu lat znajomi są całym światem o tyle koło 30-stki zaczął się u mnie taki właśnie okres gdzie nie tylko zamknęłam się na ludzi aby mnie dalej nie ranili ale też ludzie zaczęli mnie sami w sobie męczyć. Zaczęłam właśnie doceniać samotność jak nigdy wcześniej. I po dziś dzień ją kocham. Ludzie nie są mi potrzebni. To się wszystko każdemu z nas łatwo pisze z perspektywy osoby siedzącej przy komputerze i nawet czujemy że to jest prawdziwe. Ale uwierzcie mi mimo, że ludzie mi nie są potrzebni na co dzień do niczego to nadal bywają sytuacje w których życie wymusza integrowanie sie z ludźmi np. dlatego, że tak wypada czy dla "zachowania twarzy" czy nawet po to by mieć pieniądze na życie. Przykładem jest nowa praca. Błagam nie piszcie że do pracy się chodzi po to by pracować. Układy, układziki w pracy, przyjaźnie, znajomości dają ludziom bezpieczeństwo jej utrzymania. Dziwak trzymający się na uboczu polec****erwszy gdy będą czystki lub nawet wcześniej bo już po okresie próbnym. Na pogrzeb pojechałam bo miałam sentyment do tej rodziny i tego miejsca. Sentyment z dzieciństwa. Ale gdy tam pojechałam i zobaczyłam co mój brat wyprawia to znów się poczułam jakbym miała 14-16 lat. Znów sie poczułam jakby się nic nie zmieniło. Nie piszcie, że w wieku 40 lat nie trzeba zajmować uwagi czy cię lubią. Tu nie chodzi o lubienie tylko o zwykły szacunek, życzliwość do drugiego człowieka a tym jest m.in. utrzymywanie z kimś rozmowy. Nawet osoby 60-70-80-letnie nie siedzą na uboczu tylko rozmawiają. A jak mnie się odpycha na bok to jest to zwyczajnie upokarzające i tyle. Doceniam jednak, że mi odpisaliście. Ja sobię zdaje sprawę że nikt nie jest w stanie mi pomóc. Założenie tego tematu było formą terapii. Nie uwierzycie, ale w dzień tamtego pogrzebu po powrocie miałam takiego doła, że nie macie pojęcia. Wygadanie się tutaj było formą ulżenia sobie. Przynajmniej minimalnego, choć wiem że to ulga tylko na chwile i stare problemy na dzień następny kłaniają sie od nowa, ale przynajmniej ten dół zelżał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Znam taka ale w rzeczywistości to bardzo fałszywa osoba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mój mąż jest takim właśnie człowiekiem. Potrafi rozładować najgorszą atmosferę. No ale to trzeba być po pierwsze bardzo opanowanym, po drugie obserwować cały czas ludzi, mieć z nimi kontakt. Aha, jeszcze trzeba ludzi zwyczajnie lubić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mój mąż tak ma :P nie sposób go nie lubić Uzupełniamy się pod tym względem, bo ja jestem bardzo skryta i ciężko mi nawiązać nowe znajomości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A i znam jeszcze jedna z tym że ona otwarcie wszystkim gada o swoim niedobrym mezu(ale jest z nim z 7 lat ) i jego popieprzonej rodzinie i wszyscy mysla jaka to ona jest dobra dziewczyna i biedna ze na takie zycie i tym zjednuje sobie ludzi..robiac z siebie ofiare

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ciekawy temat. ja tez jestem z tych osob nielubianych i ignorowanych. kiedys probowalam sie zmienic i byc bardziej otwarta ale za duzo trudu mnie to kosztowalo i efekty nie byly warte tego trudu. Teraz znow jestem mrukiem, ktorego nikt nie zauwaza i ktory zawsze stoi w kacie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×