Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Greta13

Strach przed bliskoscia.

Polecane posty

Gość Greta13

Moi kochani, zakladam ten watek poniewaz problem jest dosyc powszechny. W internecie jest mnostwo informacji ale ja bym chciala poznac problem z innej strony. Ze strony osob, ktore sa swiadome, ze go maja. Piszcie prosze jak sie zachowujecie, co myslicie, co wami kieruje, nad czym nie mozecie zapanowac, czego sie boicie, czego oczekujecie Wiele osob z tym problemem wrecz krzyczy, odrzucamy was ale nie odchodzcie!!! Chce zrozumiec sposob waszego myslenia, nie wszyscy maja ten lek uswiadomiony, wiec jesli ktos kiedys bedzie chcial pomoc takiej osobie te informacje moga byc bezzcenne. Mnie ten temat absolutnie fascynuje i przerylam internet we wszystkie strony ale wlasnie brakuje tych informacji najwazniejszych. Co WY czujecie i jak my wasi blizsi lub dalsi mozemy wam pomoc. Co do was przemowi, co wam pomoze i co my mozemy zrobic dla was nie zaleznie jak bardzo sprzeczne sygnaly wysylacie. Co mowicie a co my mamy slyszec???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czemu fascynuje Cię ten temat? Z przyczyn osobistych? x Ja mam taki strach przed bliskością, widzę to u siebie. Spowodowany jest nieśmiałością, niską samooceną (które miałam już za czasów liceum), a potem w młodym wieku zostałam kilka razy mocno zraniona przez jednego faceta (okłamywał, robił nadzieję, manipulował, a tak naprawdę był w związku z inną, a mną się tylko bawił i łechtał ego). Jak to odkryłam, był to cios. Bo nie dość, że inna okazała się lepsza (skoro z nią oficjalnie był- więc było to dla mnie potwierdzeniem tego, że jestem beznadziejna), to w dodatku bolało, że w jego opinii nie zasłużyłam na szczerość, szacunek, uczucie. Mocno byłam zaangażowana i szczerze czułam coś do kogoś, kto od początku do końca miał mnie w dupie. Dlatego teraz czuję strach przed bliskością. W ogóle się nie angażuję (nawet jak początki są obiecujące), czuję w sobie barierę, będąc sama czuję się bezpiecznie (bo mam pewność, że nikt mnie aktualnie nie oszukuje, nie okłamuje, nie zwodzi, nie ośmiesza). Mam też poczucie, że zupełnie panuję nad swoim życiem, że nikt mnie nie skrzywdzi i nie spowoduje, że znów tak będę cierpieć. Paradoksem jest to, że chcę się zakochać i chcę z kimś być, jednak jak zaczyna robić się poważnie, to wszystko rozwalam i uciekam.. właśnie dlatego, że boję się w pełni pokochać, zaufać. Znów przed kimś otworzyć. Mam tendencję do zakochiwania się w kimś, z kimś z jakiś względów wiem, że i tak nigdy nie będę (bo ktoś jest daleko, czy np. niezainteresowany mną). A jak ktoś mi się spodoba, ale potem okazuje się, że ja jemu też i np. po 1 randce dalej pisze, chce kolejnych spotkań itd, to czuję wtedy lęk, bo okazuje się, że nie ma żadnych przeszkód i że związek jest możliwy, więc zaczynam doszukiwać się w nim wad i tłumaczyć sobie, czemu nie powinnam wchodzić z nim w związek. No i wszystko burzę, odrzucam takiego faceta, zamykając sobie możliwość bycia szczęśliwą. Zdaję sobie sprawę, że taki mechanizm powielam, wiem też z jakiego powodu, ale trudno jest mi z tym walczyć. Szczerze nienawidzę tamtego chłopaka, który zabawił się moimi uczuciami, bo dla niego to było zwykłe oderwanie się od codzienności, sposób na rutynę w związku, a zniszczył mi tym życie i nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze się zakocham i będę szczęśliwa. Podczas gdy on jest już szczęśliwym mężem. Niesprawiedliwy jest ten świat, a każdy, kto świadomie rani i bawi się czyimiś uczuciami jest gnidą i może wyrządzić komuś straszne krzywdy. (piszę o świadomym ranieniu -kłamstwach, oszukiwaniu, a nie o sytuacji, gdy ktoś bez naszej winy zakochał się w nas, a my jasno i szczerze dajemy "kosza", tłumacząc jeszcze powody - bo nie każde wzbudzone uczucie jest zależne od nas, ale tylko od nas zależy, czy będziemy to uczucie podsycać, dawać fałszywą nadzieję, kłamać itd.).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Dziekuje ze odpowiedzialas. Z przyczyn osobistych rowniez. Ale prawdziwym powodem jest to ze nie zaleznie jak gleboko czlowiek ryje internet, nie znajduje tego co potrzebuje. Od wielu lat moja pasja jest psychologia ale zauwazylam ze wszelkie strony tematyczne sa takie same. Opisuja problem, mozna by powiedziec wyczerpujaco, jednak bez glebi zadnej. Traktuje sie to jak jednostke chorobowa. Prawda jest taka, ze kazdy czlowiek ma inne doswiadczenia, ktore ten lek spowodowaly, nie trzeba wcale sie wychowywac w dysfunkcyjnej rodzinie. Czasem jest to jedno paskudne doswiadczenie zyciowe ktore ma olbrzymi wplyw na zycie, Czego ty jestes najlepszym przykladem . Tak bardzo bolesne, ze mozna sabotowac swiadomie swoje zycie. Dobrze, ze wiesz co sie z toba dzieje i dlaczego tak jest. To ogromny sukces. Majac ta wiedze mozna probowac naprawic swoje zycie, oczywiscie nie bedzie to proste ale mozliwe. Bardzo duze znaczenie ma tez to, jaki czlowiek stanie na twojej drodze. Czesto czytalam na tych stronach, forach, w ksiazkach, ze jestescie ludzmi, ktorzy rania i najwieksze spustoszenie robia wokol siebie a nie sobie. Ze nie krzywdza siebie tylko innych, tylko poniekad jest to prawda. Dlatego wlasnie otworzylam ten watek. Chce poznac druga strone medalu, nie jestesmy w stanie nikomu pomoc jesli nie popatrzymy na sprawe z punktu widzenia tej osoby. Jestescie zywymi ludzmi, ktorzy niewatpliwie maja problem ale ktorzy tez czuja i tez chca. I maja absolutne prawo do tego wszystkiego. Chce zrozumiec jak czujecie?, co myslicie?, co mowicie a co my mamy uslyszec?, jak mozna wam pomoc? Czego oczekujecie?, a czego nigdy nie powiecie? Czego musimy sie sami domyslac? Tego z netu sie nie dowiemy. Wiem ze jest w tym wiele sprzecznosci, ale to wy musicie nam chociaz odrobine pomoc zebyscie od nas ta pomoc otrzymali w mozliwie najlepszy sposob. W taki jaki do was przemowi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Będzie dobrze ksieciuniu;) w końcu jakaś cie chce przeciez;) może nie twoja wymarzoną, ale czy inna wylizała by ci odbyt? A przecież to priorytet dla ciebie;) Ale jak widać to tobie za mało, ciągle podszywasz się pod te, która ciebie nie chce, ciągle piszesz ze niby ona taka zniechęcona do.mężczyzn przez ciebie;) Jak ci z tym lepiej, nie czujesz się taki ostatni, to pisz niebogo, pisz:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Powiedz mi prosze w jaki sposob uswiadomilas sobie ze masz taki problem? Jak do tego doszlas? Czy ktos ci to uswiadomil? Czy sama sie zorientowalas? Mam milion pytan

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co czuje? Zupełnie nic,pustkę,nijakosc. Ciągnie się to za mną 13 lat. Niczego nie oczekuje od życia, od ludzi. Po prostu jestem,by być. Czy można pomóc? Raczej nie bardzo, to jest tak głęboko wszystko ukryte, szczelnie zamknięte, by nie wyszło na zewnątrz, by nie stracić kontroli, by móc złapać oddech i panować nad uczuciami. Wszystko jest przemyślane,zaplanowane, nie ma miejsca na spontan, na emocje. Wegetacja uczuciowa,zero łez,radości. Jak wrak na dnie morza. Na codzień tego nie widać,w rozmowie nie czuć,że coś jest nie tak,a mimo wszystko tam w środku dawno umarło. Nawet jakbym chciała pomocy,to nie wiem jak miałabym to zrobić. Nie ufam nikomu, nie wiem jak miałabym się otworzyć, jak zachować, co powiedzieć. Unikam bliższych kontaktów,zupełnie nie odnajduje się w normalnym życiu. Zbyt dużo przeszłam by pozwolić sobie na bycie bezbronna. Zresztą po co robić krok w tył,kiedy ludzie są paskudni,zaklamani,po co przeżywać rozczarowania, klekac z bezsilności? Tak jest łatwiej,wygodniej. To swego rodzaju zbroja przed tym co źle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
20:30 Też tak sądzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Absolutnie sie z toba zgadzam, wygodnie, bezpiecznie, wszystko pod kontrola a swiat niech sie kreci gdzies obok mnie on nie dotyczy. Pamietasz ten czas zanim to sie stalo? Pamietasz jaka wtedy bylas? Pamietasz jeszcze ze nie zawsze tak sie czulas? W pomocy nie ma nic zlego ale najpierw musisz jej chciec i poczuc ze potrzebujesz. Wazne jest to ze sie potrafisz otworzyc i mowic o tym, wiele osob nawet tego nie moze zrobic. Taki stan ktos kiedys nazwal zreszta bardzo trafnie.... zycie w otwartym wiezieniu, wiezieniu w ktorym sama sie nawet nie zamknelas ale nie mozesz z niego wyjsc z wlasnej woli. O tym wlasnie ma byc ten topik, zebyscie sami decydowali co i kiedy chcecie robic, z kim i na jaki temat rozmawiac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Absolutnie sie z toba zgadzam, wygodnie, bezpiecznie, wszystko pod kontrola a swiat niech sie kreci gdzies obok mnie on nie dotyczy. Pamietasz ten czas zanim to sie stalo? Pamietasz jaka wtedy bylas? Pamietasz jeszcze ze nie zawsze tak sie czulas? W pomocy nie ma nic zlego ale najpierw musisz jej chciec i poczuc ze potrzebujesz. Wazne jest to ze sie potrafisz otworzyc i mowic o tym, wiele osob nawet tego nie moze zrobic. Taki stan ktos kiedys nazwal zreszta bardzo trafnie.... zycie w otwartym wiezieniu, wiezieniu w ktorym sama sie nawet nie zamknelas ale nie mozesz z niego wyjsc z wlasnej woli. O tym wlasnie ma byc ten topik, zebyscie sami decydowali co i kiedy chcecie robic, z kim i na jaki temat rozmawiac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam to samo co koleżanka z 20:30. I to się też ciągnie kilkanaście lat już (15-16 chyba). Chociaż przyczyny są trochę inne. I co tu można więcej powiedzieć. Chyba tylko tyle że mimo tego że tak jest wygodniej to czasem człowiek chciałby być "normalny" i móc się jakoś wpasować w relacje międzyludzkie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiesz,ja tu pisze anonimowo,w życiu prywatnym nikt nawet nie wie. Jestem gościem 20:30,będę podpisywać się balonik. Czy pamiętam siebie przed tym wszystkim? Tak,pamiętam..doskonale... byłam taka słodka,naiwną,dobra dziewczyna. Miałam wielu przyjaciół,byłam radosna i szczęśliwa. Później coś we mnie pękło. Nie będę się zbytnio rozpisywać O tym,co się stało i działo przez te różne sytuacje Ale straciłam całą radość życia,nadzieję,że to.sie kiedyś zmieni. Nie będę Cię kłamać,że gdzieś tam na świecie każdy ma swoje miejsce,ze odnajdzie swoje szczęście, to bujdy na resorach,zwykle gadanie. Każdy może liczyć tylko na siebie. Czasem leżę w łóżku i rozmyslam o życiu,o sensie. Przez to wszystko od lat cierpię na bezsenność,problemy natury emocjonalnej. Nie jestem chora psychicznie,ale fakt,że postanowiłam wziąć swoje życie w swoje ręce,wycofać się, stawia mnie w świetle osoby z zaburzeniami psychicznymi. Moja głowa nie cierpi,cierpi moja dusza,to.zupełnie inna kwestia. Jestem zdrowa na umyśle,choć zagubiona jednocześnie. Czuje,że nie pasuje do tych ludzi,nie rozumiem jak można być tak paskudnym,jak można patrzeć w lustro będąc złym człowiekiem. Jak można ranić innych,by samemu mieć lepiej,po trupach do.celu. Ja tak nie potrafię,drażni mnie obłuda. Ja nie chce pomocy,nie chce znów się rozczarować światem.ogólnie w życiu prywatnym jestem pomocna,zyczliwa. Wszystko sie zmienia kiedy ktoś na siłę próbuje zmienić luźne relacje na bliższe. Jestem wtedy niemiła,wzrasta we mnie agresja. Nawet z rodzicami nie potrafię utrzymać bliższych relacji,jestem,pomogę ale o jakimś miłym geście czy słowie nie ma mowy. Jest ta blokada i nie potrafię, nawet jakbym chciała jej ominąć. Ostatnio wydarzyła się tragedia w mojej rodzinie. Zmarł mi.ktoś bliski,a ja? Nawet łzy nie uronilam,zupelna pustka. Wiem,że ze mną jest coś nie tak,że za daleko to poszło,że się rozpedzilam z tym wszystkim ale nie dam rady zawrócić,wycofać się. Dla mnie już jest za późno. Może to wygoda,może brak.odpowiednich bodźców,strach przed życiem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
och ach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To ja z dziś Dzięki za obszerną odpowiedź na mój post, widać, że naprawdę interesujesz się psychologią i dogłębnie chcesz poznać ten temat. Widzę, że to czujesz i że umiesz zadać trafne pytania. Fajne to, bo prawdziwych psychologów z powołania jest niewielu, a tacy ludzie faktycznie mogą pomóc innym. x Jak się zorientowałam, że mam w sobie lęk przed bliskością? Cóż, sama trochę interesuję się psychologią i trochę na różne tematy czytałam (choć nie jakoś dużo, czysto hobbystycznie). Poza tym dostrzegłam w pewnym momencie w swoim zachowaniu pewną powtarzalność. I samą mnie to przeraziło. x Jeśli chodzi o dzieciństwo, to też analizowałam to u siebie i tak: nie pochodzę z patologii, tylko z dobrego domu. Niczego nam nie brakowało, mamę mam wspaniałą, kochającą, często nas przytulała i okazywała uczucia. Jednak mój tata niezbyt umie okazywać uczucia - np. nigdy w życiu nas(swoich dzieci) nie przytulił. Naprawdę nigdy. No ale starał się na swój sposób, dbał o dom, robił zakupy, no niczego pod innym względem nam nie brakowało. W domu nie było nigdy picia, bicia ani innych złych rzeczy. Sama mam w sobie dużo uczuć, jestem wrażliwa wewnętrznie i chciałabym przekazać te uczucia komuś. Jednak czasem na zewnątrz jestem chłodna. Tzn. ciężko mi się szybko otworzyć, długo nie lubiłam się przytulać np. z koleżankami na powitanie. Nie wiem, czy wpływ na to miało to, że tata nigdy mnie nie przytulał. Może po części. Jednak w podstawówce miałam mały epizod z początkiem molestowania przez nauczyciela - głaskał mnie na lekcjach, dotykał po udach przy całej klasie- niby tak niechący, jak podchodził do ławki- nie wiedziałam wtedy, co się dzieje, ale czułam w sobie strach. Na szczęście szybko zwolnili go ze szkoły, pewnie jakaś inna dziewczynka się poskarżyła. Potem przez liceum byłam bardzo nieśmiała (zaczęłam dojrzewać i wstydziło mnie to, nie lubiłam, jak faceci na mnie patrzyli itd.). Nie wiem, na ile to miało związek z tamtym epizodem, może po prostu wynika to z nieśmiałości. No i do czasu poznania tamtego chłopaka, czyli jak miałam 20 lat, nic złego nie działo się w moim życiu. Więc nie wiem, czy jakimś wydarzeniem z dzieciństwa jest spowodowany ten lęk, raczej przez niego - bo gdy go poznałam to chciałam być z nim w związku, dotyk ani bliskość emocjonalna nie wzbudzały u mnie strachu. Trwało to prawie 4 lata, kiedy dowiedziałam się, że on ciągle mnie oszukiwał, bo byłam tą drugą cały czas. Mógł to robić, bo był to związek na odległość (jednak nie od początku, nie było tak, że świadomie wybierałam osobę, z którą nie mogłam w pełni być. Po prostu po roku znajomości musiał wyjechać z powodu pracy). No a teraz już rok jestem od niego wolna, emocje opadły, czuję, że prawie już przerobiłam ten temat, wyciągnęłam wnioski na przyszłość, żeby podobnych błędów nie popełniać. I teraz już naprawdę czuję, że chcę i że mogłabym poznać kogoś nowego i stworzyć związek. Chciałabym tego, naprawdę. Bo dużo jest we mnie uczuć, nie chcę być samotna. No ale coś nie wychodzi, aż ostatnio zaczęłam się bać, jak to będzie dalej, bo czuję w sobie pustkę (to nie depresja, chodzi mi o pustkę uczuciową w stosunku do facetów). Tylko w ciągu tego roku odrzuciłam 4 facetów, przypadkowo poznanych, bo sama nikogo nie szukałam do tej pory. Za każdym razem było tak, że poznawałam kogoś - początkowo radość, zaczęło się pisanie, super się pisało, nadawanie na tych samych falach. 1 spotkanie wspaniałe, ja i on pełni entuzjazmu. Gość się wkręcał. Po czym następowało 2(a czasem 3 spotkanie) i nagle wszystko niszczyłam. Nagle opadała we mnie fascynacja, po prostu czułam lęk i miałam chęć uciec jak najdalej, czułam, jak mnie osaczają i nie mogłam znieść myśli, że będzie jeszcze gorzej (nie było tak z tym chłopakiem, który mnie zranił, więc wydaje mi się, że to przez niego). 1 chłopaka w ciągu tego roku odrzuciłam po tym, jak mi napisał, że chciałby się zakochać, mieć dzieci i że mój przyszły mąż będzie szczęściarzem. 2 odrzuciłam po tym, jak na 2 randce złapał mnie za rękę.. poważnie.. źle się czułam, jak trzymał mnie za ręce, jakby mnie osaczał. A wcześniej zapowiadało się fajnie i nagle wszystko rypło. Chłopak zdążył się zakochać i potem miał do mnie żal, pretensje itd. Nie chciałam go ranić, po prostu poczułam, że nie mogłabym z nim być. 3 chłopaka odrzuciłam po tym, jak powiedział, że myśli o poważnym związku, bo ma już 30 lat.. 4 chłopaka właśnie w tym momencie odrzucam. Nic złego nie zrobił, po prostu czuję niechęć do dalszych spotkań, boję się, że ma jakieś większe oczekiwania. Po prostu od tego roku ranię i ranię, mają do mnie pretensje, wypominają mi to, że nic się nie angażuję, że bawię się ich uczuciami. A ja nie chcę się bawić, mam w sobie dużo empatii i za każdym razem żal mi ich i cierpię, gdy muszę kogoś odrzucić. Paradoksem jest, że tak bardzo chciałabym być w związku, chciałabym kochać i być kochana.. a gdy coś się zbliża, to po prostu zaczynam czuć ten strach (jakby ktoś mnie gonił, chciał złapać do klatki, czuję, że muszę uciekać, wymyślam milion błahych powodów, czemu nie mogę być z daną osobą w związku itd.). I naprawdę, ta wewnętrzna sprzeczność jest bardzo męcząca i to ona jest w tym chyba najgorsza - chce się, a nie można. Myślę, że przez to złe wydarzenie boję się znów zaufać, zaangażować, w pełni pokochać, bo boję się, że znów będę skrzywdzona i chcę chronić swoje serce, bo widzę, że faceci nieraz mają w dupie uczucia kobiet i po prostu się bawią dla swoich korzyści (jak ten poprzedni- nic tego nie zapowiadało, wtedy zaufałam i nie chcę powtarzać tego błędu). Nie wiem, jak to zmienić w sobie, czy są jakieś sposoby? Widzisz, teraz to mi powtarzają, że to ja ranię, a tak naprawdę to ja zostałam mocno zraniona i z tego to wszystko wynika, nie chcę ranić nikogo świadomie, dla zabawy i satysfakcji. Po prostu nie umiem nic poczuć, oswoić się i zaufać. Boję się, że nigdy się to nie zmieni, dlatego dzięki, że napisałaś, że uświadomienie tego to już jakiś sukces i droga do przełamania tego. Chcę właśnie to przełamać, dlatego myślę już nawet o poznawaniu mężczyzn przez internet- choćby na zwykłe pojedyncze spotkania. Ot tak, żeby się oswajać coraz bardziej, żeby już od 1 spotkania nie bać się, że ktoś za poważnie odbiera tę znajomość, żeby stopniowo różnych ludzi poznawać tak na luzie. Mam nadzieję, że to pomoże w jakiś sposób. Bo chciałabym związku, choć póki co wciąż sobie tego nawet nie wyobrażam. No ale może jak poznam kogoś fajnego, to moje myślenie się zmieni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
O i dodam jeszcze, że mam nieraz bardzo podobne myśli jak osoba z dziś . Po prostu pustkę wewnętrzną, jeśli chodzi o uczucia (rodzinę kocham, ale trudno zmusić się do tego, by chcieć jakiegoś obcego faceta pokochać). Właściwie to baaaardzo muszę się zmuszać, by teraz próbować poznawać kogoś przez internet. Boję się i najchętniej siedziałabym bezpiecznie w domu, robiła wszystko sama i nie narażała się na odrzucenie i ból. Ale próbuję się zmusić (jeszcze mi się nie udało tak do końca, bo co trochę odkładam te plany, ale jest już coraz bliżej do zrealizowania). A zmuszam się wyłącznie dlatego, że mama mi każe(widzi, że coś jest nie tak), w dodatku boję się samotności w dalszym życiu, nie chcę być kiedyś sama i jednak mimo tego lęku to też chciałabym kochać i być kochana. Choć gdyby nie ten lęk o przyszłe życie, to od razu bym spasowała, powiedziała, że wolę być sama, bo tak jest przynajmniej bezpieczniej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jakbym o sobie czytała ..Samotna jak palec a potem otworzyłam się na związki ,które koniec końców zniszczyły mnie :( Żyłam sobie beztrosko i bezpiecznie dopóki nie zachciLo mi się bliskości . Najpierw żonaty facet ,który podle się mną bawił ( ja nie wiedziała o tym ,że był w związku małżeńskim)..Potem straciłam 2 lata na kogoś kto otwarcie mówił ,że mnie nie kochał ,ale lubi spędzać czas . Czułam się dobrze ( teraz to wiem ) bo z jego strony nie było deklaracji i tkwilam mimo że rozsądek podpowiadał - odejdź ! potem był też związek na odległość i epizody z portalu z kolesiami ,którzy chcieli zaliczyć ( hah nie wiedziałam o tym ? Wiedziałam ;( Po prostu bałam się zaangażować i nie mam kurwa pojęcia dlaczego . Ostatni związek zrujnował mnie całkowicie...Facet obiecywał gruszki na wierzbie ,żeby potem się wysrać i wrócić do byłej żony . Po prostu mieli przerwe/ speracje i chciał odskoczni. Czułam się z tym tak podle ,że postanowiłam odebrać sobie Życie . Nieudana próba ->psychiatra-> terapia . Ja wiem ,że re wszystkie sytuacje z mężczyznami to moja wina bo wybieram niedostępnych ,zajętych a nawet niezainteresowanych...To wszystko wynika właśnie że strachu przed bliskością . Wiele bym dała aby mieć udany związek ;( Mimo wszystko jak próbuje wyjąć do facetów kończy się to tragedia tak więc lepiej samej (?)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Gosciu z 15.36 nadaj sobie bardzo cie prosze jakiegos nika i obiecuje ze wroce tutaj jutro i powiem wam wszystko co wiem na ten temat. A juz naprawde wiem wiele, i jednego jestem pewna kazdemu mozna pomoc . Chociaz nie kazdy ta pomoc przyjmie wazne zeby zrobic to tak jak ktos tego oczekuje. Do zobaczenia jutro i prosze was bardzo uzywajcie nikow zeby bylo latwiej nam sie komunikowac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Gosciu z 15.36 nadaj sobie bardzo cie prosze jakiegos nika i obiecuje ze wroce tutaj jutro i powiem wam wszystko co wiem na ten temat. A juz naprawde wiem wiele, i jednego jestem pewna kazdemu mozna pomoc . Chociaz nie kazdy ta pomoc przyjmie wazne zeby zrobic to tak jak ktos tego oczekuje. Do zobaczenia jutro i prosze was bardzo uzywajcie nikow zeby bylo latwiej nam sie komunikowac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś wiem co czujesz, bo widzisz, czuję dokładnie tak samo (moje są te długie posty). Też kiedyś byłam radosną, nawiną dziewczyną, pełną marzeń i nadziei, jednak ktoś brutalnie je zniszczył i już nie wierzę w głębi siebie, że znów będę taka sama. Jednak mam dopiero, albo już, 25 lat, dzięki temu, że sama czytałam trochę na temat psychologii, uświadamiam sobie, czym jest ten mój lęk i skąd pochodzi. I kurczę coś buntuje się we mnie, nie chcę tak do końca życia. Ten koleś zabrał mi już 4 lata życia, nie chcę, by zabierał mi całe szczęście i możliwość na to, by jeszcze kiedykolwiek pokochać, otworzyć się na kogoś. Czuję złość na tę osobę i na mój obecny stan i w takich chwilach chcę jeszcze coś zmienić w sobie- dla siebie po prostu. Bo to moje życie, mamy je tylko jedno. I tak sobie myślę, że to w dużej mierze od nas zależy, czy będzie ono szczęśliwe. Nie od innych, tylko od nas. Czy się odważymy, czy przełamiemy lęki. Myślę sobie, że mogłabym zamknąć się w sobie i trwać w tej pustce emocjonalnej latami. Bo tak łatwiej.Jednak to nie jest szczęśliwe życie, jak długo już trwasz w tej pustce, to wiesz dobrze, o czym mówię. Ja już sobie nawet sama zdiagnozowałam osobowość unikającą(jej symptomy) i myślę, że ona po części wiąże się z tym strachem przed bliskością. Jednak jakaś część mnie wie jeszcze, że tak naprawdę chcę tego szczęścia z drugą osobą, chcę tej bliskości. Tylko trzeba się odważyć móc kogoś stracić, żeby zyskać tę osobę. My się boimy właśnie tej straty, odrzucenia, upokorzenia, bólu. Dlatego zapobiegawczo unikamy relacji, nic nie zaczynamy. Nie wiem, czemu tak jest, że niektórzy po rozstaniach łatwo wchodzą w inny związek. Może nie byli aż tak skrzywdzeni. Może byli mniej wrażliwsi i łatwiej sobie z tym poradzili. Mnie ostatnio dużo do myślenia dała piosenka, którą przypadkowo znalazłam. Piosenka młodej osoby, a kurczę uświadomiła mi, że szczęśliwe wygranie tego życia (naszego życia) zależy tylko od nas, od tego, czy zdołamy przeskoczyć nasze bariery, powstać i walczyć o to szczęście, czy po prostu zdołamy wziąć je od życia. Bo inaczej pod koniec życia okaże się, że to nie ktoś zepsuł nam to życie, raniąc nas kiedyś mocno, ale że sami je sobie zniszczyliśmy. Tekst piosenki: x śnij przeskocz i rwij to co najsłodsze jest rozpływa się trwaj powstań i walcz szczęśliwie wygraj dziś swoje życie x goń odnajdź i chroń co w życiu najpiękniejsze najcenniejsze to co chwytasz w dłoń co w sercu jak najskrytsze jeszcze siniej bierz syć się i ciesz tym co ci daje świat jest tego wart

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś No właśnie, bo my jakby podświadomie wybieramy tych, z którymi z jakiś powodów nie mozemy być tak do końca (bo a to ktoś nie kocha i czekamy w nadziei, że pokocha; a to jakaś odległość, a to ktoś niedługo po rozstaniu. A to okazuje sie, że ktoś ma kogoś i ukrywa to przed nami - więc niby nie jest to świadomy wybór, a jednak taką osobę przyciągnęłyśmy). A jak ktoś ma szczere intencje, dobrze się zapowiada i widac, że sie angażuje, to wyszukuje się miliony powodów, by uciec i by nie być w poważnym związku z taką osobą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bbalonik
22:39 Wszystko wydaje się takie proste jak się daje komuś rady,gorzej z wykonaniem. Wcześniej już pisałam kochana,że nawet jakbym chciała to nie umiem zrobić tego pierwszego kroku,nie wiem jak. Nie mam nawet 30lat... To jest temat tabu dla mnie, w mojej rodzinie również on nie istnieje,nikt o tym w mojej obecności nie mówi. Nie tyle co sie wstydzę ale ogromny strach mnie paraliżuje. Masz rację,że powinno iść się do przodu,bo żyć,kochać i czuć jest pięknie. Chodziłam na terapie grupowa kiedyś ale odpuscilam,nie byłam gotowa O tym mówić i chyba do tej pory nie jestem. Nigdy tego nie przepracowalam,nie dałam upustu emocja,jakby się nic nie wydarzyło. Idę dalej przez życie choć nie zamknęłam pewnych drzwi,a otworzyłam następne i wiem,że będzie się to za mną ciągnąć do końca. Życzę Ci wytrwałości w planach i wyjściu z tego błędnego Koła,bo to tak.naprawdę jest wegetacja dla nas samych. Ja niestety nawet w myślach nie potrafię sobie wyobrazić siebie bez swojej skorupy. Ona jest zawsze ze mną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Lęk przed bliskością często mają też DDA. Pewnie większość naszych lęków ma swoje źródło w dzieciństwie, w rodzicach, w tym co robili, jak robili, czego nie robili itd. Niestety często wybierany pod tym kątem partnerów i to zupełnie nieświadomie. Wybieramy to co znamy. Na początku dana osoby wydaje się nam po prostu bliska, idealna, wszystko jest super, a potem dostrzegamy, że posiada wiele cech i zachowań ojca/ matki i niekoniecznie są to te dobre cechy... I wtedy chcemy uciekać, bo wcale nie chcemy tego co mieliśmy w domu... Może to ktoś czasem pomylić z lękiem przed bliskością. Często po prostu boimy się zranienia, czujemy, że tracimy kontrolę nad własnymi uczuciami, że nasze szczęście i samopoczucie zaczyna być uzależnione od drugiej osoby i nas to przeraża, bo gdyby nagle ten ktoś zniknął to byłoby kiepsko, więc lepiej uciec/ wycofać się samemu... Chociaż trochę oddalić, żeby nie stracić kontroli... Ogólnie ciężki temat. Wiele kwestii jest nie do odgadnięcia i nawet osoby, które to mają nie są w stanie napisać wszystkiego super w 100%, bo gdyby każdy wiedział co jak robi i dlaczego to by nie było psychologów... Czasem się po prostu nie wie, że się to ma ani dlaczego. Albo wydaje się, że to to, a to może być coś innego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Czesc kochani. Ten watek powstal dla was, zebysmy my mogli wam pomoc i naprawde dobrze ze zaczyna sie tutaj dziac. Pozniej opisze wam przypadek z ktorym ja sie zderzam obecnie. Musze mylec o nim jak o przypadku, poniewaz calkowicie musze sie skupic na jego emocjach, moje w tej chwili nie maja najmniejszego znaczenia. Bede potrzebowala waszej pomocy. Ale to wszystko potem. Teraz pare slow do balonik (dzieki za nika) i goscia 15.36 Wszystko co czujecie jest absolutnie prawdziwe, i macie do tego prawo. To jest pierwsza rzecz, ktora trzeba sobie uswiadomic! Nie jestescie takie od urodzenia i nie dostalyscie tego z nieba, ktos do tego doprowadzil i poczucie krzywdy jest calkowicie uzasadnione. Kolejna wazna rzecza jest to zebyscie same doszly do tego momentu swojego zycia w ktorym ta krzywda powstala. Tak ja wiem oczywiscie, ze ciocia lub wujek dobra rada, chetnie wyslal by was na terapie i mial przy tym poczucie dobrze spelnionego obowiazku. Ale wcale nie o to chodzi na tym etapie. Ja tez uwazam ze terapia jest rozwiazaniem najlepszym na swiecie, ale pod pewnymi warunkami. 1. musisz byc na nia gotowa. czyli w minimalnym stopniu gotowa do otwarcia sie przed terapeuta, swiadoma, ze nie poradzisz sobie sama ze soba, bol twojej duszy bedzie graniczyl z bolem fizycznym. Tak wtedy bedziesz gotowa. 2.musisz miec dobrego terapeute. czyli , takiego ktory z toba pojdzie przez caly bol, ktory wslucha sie w ciebie i w twoje potrzeby, z ktorego ty nie bedziesz chciala zrezygnowac. 3.musisz miec terapie inwidualna czyli, sam na sam z terapeuta, gdzie poczucie wstydu i wszystkie inne bolesne emocje trafiaja tylko w jedno miejsce i tam zostaja. Uwazam ze terapie grupowe sa absurdem i bardziej szkodza niz pomagaja. Wykluczajac mitingi dla AA bo to im akurat nie szkodzi. 4.musi cie byc na niz stac, lub musisz miec bardzo duzo szczescia, zeby z nfz trafic na kogos dobrego. To jest moje prywatne zdanie na temat terapi. Jesli te warunki zostaja spelnione, jestem absolutnie na tak!!! Jestescie w tej doskolalej sytuacji, ze jestescie swiadome tego co sie z wami dzieje, to jest klucz do waszego strachu, emocji, wycofania. Nie wypieracie problemu bo tak wygodniej, konfronyujecie sie z nim, potraficie go nazwac i macie szczere checi do zmiany tego stanu. Oczywiscie pozostaje strach, i nie zniknie i bedzie paralizowal i bedzie przeszkadzal, utrudnial, prowokowal ON bedzie. Ale to jest wasz strach, zyjecie z nim, karmicie go, on wam zapewnia poczucie bezpieczenstwa, chroni was. Jest waszym obronca, bochaterem, sprzymierzencem, tarcza, schronem wlasnie tak o nim myslicie. Pierwsza rzecza jaka trzeba zrobic, to przestac z nim walczyc. Zaakceptujcie ten stan, zyje w strachu wiem przed czym i akceptuje to. Wtedy z zupelnie innej perspektywy bedziesz mogla spojrzec na swoje zycie. Zastanow sie co ci ten strach daje a co odbiera? Zrob sobie rachunek sumienia na kartce, bilans zyskow i strat. Czego bys chciala a czego on cie pozbawia? Ale tez przed czym cie chroni? Musisz byc bardzo uczciwa wobec siebie. Pamietajcie caly czas, ze to jest wasz strach i tylko wy macie nad nim wladze, chociaz wydaje sie ze jest odwrotnie. Nie mozna z nim walczyc bo to droga do nikad, do samodestrukcji, samotnosci i bolu. Trzeba go poznac, zaakceptowac, oswoic, i wyproscic ze swojego zycia w sposob kontrolowany bo jeszcze wiele razy moze wam sie przydac jako wasz prawdziwy obronca. Od tego wlasnie nalezy zaczac prace ze soba, pozwolic samemu sobie w sposob przez was kontrolowany na kontakty z drugim czlowiekiem. Z pelna akceptacja, bez presji, bez naciskow, bez zmuszania sie do czegokolwiek. Na zasadzie... wszystko co robie, robie bo chce, robie wolno male kroki, caly czas slucham siebie ale mysle racjonalnie, wtedy kiedy sie boje zatrzymuje sie dokladnie w tym miejscu i rozgladam. Co obudzilo moj strach? Cos co tylko czuje i to nie istnieje, czy cos realnie sie dzieje? Musze to zinterpretowac racjonalnie. To jest oczywiscie bardzo trudna praca nad soba, ale nikt za was nie zdecyduje, to musicie zrobic sami. Najwazniejsze to podjac decyzje, bo straszna prawda jest tylko jedna.JEDYNYM pewnikiem w tej sytuacji jest to co robicie sobie same. Nie ma tak naprawde zadnej gwarancji ze osoba z jaka sie zwiazecie skrzywdzi was! Moze tak byc ale nie musi, a wy wyprzedzajac to co wcale nie musi sie stac, bezlitosnie i bolesnie krzywdzicie sie same. Czasem warto uswiadomic sobie niektore rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Teraz z innej beczki Pewna powtarzalnosc zachowan to schemat jak najbardziej normalny w fobi bliskosci. Niech was to nie dziwi, totalna normalka. Absolutnie nie musicie siebie postrzegac jako osoby chore psychicznie. Choroby psychiczne to zupelnie inna kategoria nic nie macie z nia wspolnego. Fobia bliskosci to tylko pewnego rodzaju dysfunkcja spoleczna. popatrzcie dookola was ile ludzi znacie a ktorych trudno powiedziec ze sa normalni? Jestesmy najbardziej popapranym pokoleniem na swiecie. Tak wlasnie my. Po pierwszej i drugiej wojnie swiatowej, po komunizmie, socjalizmie i w koncu demokracji, zyjac w rodzinach ktore ciagle musialy sie borykac ze zmianami ustroju, musialy walczyc o przetrwanie a potem w czasach pokoju nawet o kielbase. Rodzily sie dzieci rosly sobie na lonie rodziny, rodzice dawali co mieli, wychowywali jak umieli. Zbieramy to od 60lat, pamietacie mode na wychowanie bezstresowe? Ludzie sie za glowe lapali czego to inni nie wymysla. A prawda byla taka, ze dzieci powinny byc uczone emocji przede wszystkim a nie grzecznego zachowania, poporzadkowania, spelniania oczekiwan rodzicow. O istnieniu psychiki wiemy dopiero od kilkudzieieciu lat. Dzis terapia nie jest niczym dziwnym, zadnym wstydem ale dopiero dzis. Nasze spoleczenstwo w ogromnej wiekszosci jest zaburzone, zmieni sie to dopiero jak dzisiejsze niemowlaki dorosna. Te niemowlaki ktorych rodzice dzis chodza na terapie, ktorzy sie oczyszczaja ze wszystkich spadkow psychicznych po rodzicach, ktorzy chcieli nas tylko dobrze wychowac, na porzadnych ludzi. W kazdej rodzinie cos bylo. Efektem jest dzis nasze spoleczenstwo, jak dobrze zryte. Wiec nie dajcie sobie przykleic latki choroby psychicznej bo to bzdura. Kilka slow o znajomosciach internetowych, ktoras z was wspomniala o tym. Szczerze i z calego serca odradzam. Jakikolwiek kontakt realny jest 100 razy lepszy niz wirtualny, nie chodzi mi o typowe zagrozenia jakie niosa za soba znajomoci internetowe tylko wasz stan psychiczny. To najczesciej prowadzi do rozczarowania i ponownego zamkniecia sie na ludzi i calkowicie nie z waszej winy. W necie z zalozenia ludzie nie sa tymi za kogo sie podaja, po drugiej stronie kazdy chce byc lepszy, wyzszy, madrzejszy, ladniejszy, chudszy itd.. po co wam to? Zycie to szybko zweryfikuje, a wy znowu poczujecie sie oszukane, uwazam ze nie warto tym razem naprawde nie warto narazac sie na takie rozczarowanie swiadomie. Jestem przekonana ze jestescie cudownymi dziewczynami i nie macie najmniejszych problemow z kontaktem gdziekolwiek jestescie. Musze sie w koncu zabrac do opisania przypadku ale to wszystko jest takie fascynujace ze zwyczajnie siedze i pisze a naprawde potrzebuje waszej pomocy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Paździochowa
Nie czytałam większości odpowiedzi z lenistwa, gdyż są bardzo obszerne a na tę chwilę nie mam na to nastroju, pewnie kiedyś do tego wrócę. Hm z tego co mi wiadomo nie powinno się diagnozować własnej osoby, nawet posiadając sporą wiedzę z zakresu psychologii można zatracić się w subiektywizmie i braku profesjonalizmu. Piszę to dlatego gdyż lęk przed bliskością brzmi dla mnie bardzo ogólnie, zbyt ogólnie, musiałabym mieć wyszczególnione niczym w dostępnych klasyfikacjach jakie warunki i przez jaki czas muszą być spełnione by mieć przynajmniej słuszne podejrzenia. W tym momencie jak nigdy wcześniej izoluję się od społeczeństwa, moja samoocena rozlała się po podłodze, wróciły stare demony, odrzucam kontakty, lęk mnie całkowicie paraliżuje, zastanawiam się jednak czy nie idę w stronę fobii społecznej :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jak ktos chce pogadac gg:49353848

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Przypadek nazwijmy dla ulatwienia panem X W totalnym skorcie zarys sytuacji, nie ma co ie zaglebiac w szczegoly bo jak to wyglada wiecie doskonale Poznanie, super 2 tygodnie po czym 1 ucieczka bez powodu. Po kolejnych 2 dniach, zorientowalam sie co panu X dolega, dzieki bogu,ze mam wiedze na ten temat bo bym do dzis zyla w nieswiadomosci. Potem przez kolejny tydzien ja grzecznie siedze w swojej roli jestem i czekam a on szaleje. Prowokuje, pisze ze nie pisze juz i pisze dalej, blokuje, odblokowuje, obrzuca gnojem, przeprasza, znowu blokuje, znowu nie pisze ale pisze. Horror. Ja niezmiennie w roli jestem i czekam. Po kolejnych 5dniach pan X sie przelamuje, dzwoni chce rozmawiac, wachania, caly czas gora_dol, na koncu rozmowy odrzuca. Ja w roli jestem i czekam Nadal dzwoni jeszcze i jeszcze, chce rozmawiac ale caly czas blisko daleko ja oczywiscie w roli jestem i czekam. Na koncu przelom i tekst ja nie chce ale ty sie staraj! Juz w tym momencie wiem napewno ze to to to a dodatkowo osobowosc unikajaca i lek nieuswiadomiony. Zamieszcze teraz definicje tej osobowosci ale nie dla was kochani, wy jestescie ekspertami w tej dziedzinie. Dla tych ktorzy kiedys tutaj wejda po pomoc i odnajda siebie. Osobowość unikająca należy do grupy zaburzeń osobowości, których podstawową cechą jest doświadczanie lęku. Można powiedzieć, że jest to lęk przed byciem dostrzeżonym przez innych, a następnie odrzuconym. Osoby z tym rozpoznaniem unikają relacji i sytuacji społeczno-towarzyskich w obawie przed brakiem akceptacji, upokorzeniem i porażką. Jednocześnie czują się samotne, pragną bliskości i miłości. Żywią głębokie przekonanie o swojej niedoskonałości, więc wolą wycofać się w swój własny świat, do którego dostęp mają nieliczne, zaufane osoby. Tworzą sobie skorupę, która chroni przed doświadczeniem odrzucenia, ale także życia i rozwoju poza samotnością. Dalej kolejny dzien opor labnie pan X wraca skruszony. Kolejne 4dni super, plany, rozmowy, nie ma sie czego czepic Dzien 5 ucieczka, znowu odchodzi i nie wroci bo juz nie chce Ja w roli jestem i czekam. Kolejne 2dni jak wczesniej tylko moze wiecej agresji, i pojawilo sie cos nowego i to jest bardzo ciekawe. Zrobil wszystko co w jego mocy zeby doprowadzic do odrzucenia, przekroczyl wszystkie granice i naprawde bardzo sie postaral a ja? Niezmiennie w roli jestem i czekam. Ratuje mnie absolutnie swiadomosc problemu ale problem jest spory do tego stopnia, ze w momencie jak juz wprost powiedzialam, ze nie dostanie odemnie tego co chce czyli odrzucenia to stwierdzil, ze to zle bo bym mu ulzyla. Straszne prawda? W kazdym razie po kolejnym dniu przyznaje sie do zaangazowania ja caly czas w roli jestem i czekam wraca ale juz nie skruszony. Jak by kompletnie nic sie nie stalo. Wiedzac ze pan X ma problem wykorzystuje jego powrot aby z marszu poinformowac go ze wlasnie odkrylam jego najwieksza tajemnice i ze szczegolami opowiadam mu o niej. Na co on sie oczywiscie zamyka, wycofuje i znowu ucieka i juz nie wroci jak zwykle a znowu w role jestem i czekam. Tak to mniej wiecej wyglada. Wiem ze rozmowa na temat problemu powoduje u niego gniew, tylko poniekad rozumiem dlaczego. Przez caly ten czas akceptowalam wszystko co robil, absolutnie wszystko zaznaczajac ze jestem i czekam. Zeby kogos poznac trzeba mu pozwolic byc soba, tym bardziej komus z takim problemem ktory wrecz walczy o odrzucenie. W tej chwili rzucilam mu rekawice oczywiscie z roli jestem i czekam ale tym razem Ty musisz z siebie cos dac. Nie wiem co bedzie dalej, na razie jest cisza. Ale tym razem ja nie reaguje wcale. Albo zawalczy albo nie. W tym przypadku o siebie tak naprawde, chociaz kompletnie nie ma tej swiadomosci. Trudno jest komus pomoc, jesli ta osoba nie dopuszcza do siebie ze tej pomocy potrzebuje. Co myslicie o tym przypadku? Ze warto sie nad nim pochylic to niewtpliwie wiem. Celowo nie opisywalam zdazen dokladnie bo doskonale wiecie jak to dziala i nie jestem w stanie nic wiecej dodac do tego ale odpowiem na wszystkie pytania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziewczyny ciesze sie ze piszecie o tym I ze sie tutaj tak zebralyscie razen i solidaryzujecie z tymi problemami. Ja niestety rowniez załaczam się do tego grona cierpiacych. Mialam ten lek w sobie odkad pamietam wynioslam go z domu, ale nie chce tutaj tego dokladnie opisywac. Przewaznie było tak wybieralam facetow nieosiagalnych ba swoim koncie mam faceta narkomana, bojacego sie bliskosci jak ja, faceta z dzieckiem, tzw zaliczacy, faceta z innego kraju ktory szuka tylko zabawy, i narcyza manipulatora akurat ten pragnal byc ze mna a moze tylko tak deklarowal albo mnie wyidealizowal. Ogolnie patrzac na przebieg moich relacji nigdy nie pociagal mnie nikt normalny! Odwrotnie bylo gdy ktos chcial czegos powaznego to ja uciekalam albo ten ktos bul dla mnie nie do zniesienia,irytowal mnie kazdym swoim gestem cala swoja osoba. No I pewnego razu poznalam kogos i to zmienilo mnie na awsze, wczesniei akceptowal jakies niepowodzenia milosne tlumaczylam to sobie tym ze trafiam na dupkow i innych takich oni po czasie tacy sie okazywali az w loncu trafilam na takiego co mnie zranil tak bolesnie ze minely prawie 3 lata a ja nie chce juz nie potrafie wejsc w zasna relacje. Mam totalna blokade czasem zachowuje sie jakby w ogole mnie to nie obchodzilo jakbym nie miala takiej potrzeby by miec kogos ta potrzeba wydaje mo soe abstrackyjna. A czasem miewam miewalam momenty ze ten hol samotnosc sie ze mnie wylewal do dlugiego czasu choealalm w sobie uraz do niego I mysle ze wciaz on we mnie kest. Podobnie mie potrafie zaufac nikomu dla mnie to jest smieszne jak ktos mowi ze milosc istnieje ze faceci normalni istnieja ze liedys sobie uloze zycie ja wiem ze tak nie bedzie ze nie uloze sobie zycia wcale nie spotkam osovy ktorwj moglavym zaufa. Bo takiej jie ma nie ma osob ktore nie rania I ja w to nie wierze. I jak pisalan ja sie chyba z tym pogodzilam na dzien dzisiejszy nie czuje tesknoty nie czuje nic i jest ok dla mnie moze tak zostac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To ciężki problem. Ja też przez to przechodziłam i tak sie zagoniłam w tym wszystkim, że trafiłam do psychiatry. Ale ta wizyta okazała się bardzo słuszna. Dr Frątczak z MedArt bardzo mi pomogła. Serdecznie polecam osobom, które chcą skutecznie rozwiązać swój problem, jednocześnie w pełnej empatii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A jakbyście nazwali sytuację, kiedy z jednej strony chcę coś robić, gdzieś się ruszyć, a potem jak przychodzi co do czego to wolę zostać w domu... Np mam zaproszenia w dwa miejsca, do ludzi których znam i lubie, a "wolę" zostać w domu... "wolę", bo nie wiem czy chcę czy coś mnie trzyma. Depresja? Fobia społeczna? Chociaż najbardziej mi do tego jak się czuje pasuje dystymia- nie będę kopiować wikipedii, jak ktoś chce to sobie poczyta. W skrócie- łagodna odmiana depresji, taka niemoc, niechęć do życia, ale łagodniejsza niż depresja, jednak sprawiająca, że się wegetuje, a nie żyje... :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greta13
Musisz podjac decyzje czy chesz cos zmienic czy nie. Tego za ciebie nikt nie zrobi i bez tego nie ruszysz sie nawet o krok. Najlepiej tez znalesc motywacje do podjecia decyzji. Wsluchaj sie w siebie, nie walcz ze soba to absolutny poczatek, tylko ty masz wladze. Decyzja i motywacja reszta sama przyjdzie. To jak start na zawodach, nie wystartujesz nie wezmiesz udzialu , nie wiesz czy wygrasz czy przegrasz. Same niewiadome. Pewne jest tylko to co robisz tutaj i teraz. Zycie to tajemnica ktora odkrywamy dzien po dniu, wiemy co jest za nami ale nie wiemy co przed nami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×