Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Nie pasuje NIGDZIE

Polecane posty

Gość gość

Mam 30 lat, do 28 roku życia wierzyłam że spotkam "miłość swojego życia". Nie spotkałam, nieszczesliwie albo ja zakochiwałam się bez wzajemności, nie powiedziałam o swoich uczuciach(myśle, że to kwestia wychowania.. zawsze uczono mnie bycia zachowawczą), albo ja nie odwzajemniałam czyichś uczuć. Jakoś mocno wbiłam sb do głowy, wychowana być może na telenowelach:D:D:D- że miłość musi być ta jedyna, wyjątkowa. Zreszta nie potrafilabym się zmusić do udawania, że na kimś mi zależy. A więc jestem sama, z tym się pogodziłam. Druga rzecz- brak przyjaciół. Chyba też podchodzę zbyt idealistycznie. Nienawidzę obgadywania ludzi, nieszczerych ludzi. W drugą strone, tyle sie nasłuchałam dwulicowych ludzi, ze zwyczajnie boje sie zachowywac swobodnie w towarzystwie. Jestem spieta do granic mozliwosci, zanim cokolwiek powiem zastanawiam sie nad tym milion razy, bo patrzac na moich znajomych.. bałabym się, że później zostane wysmiana za plecami. Ale też abstrakcyjnie jestem typową naiwniaczką, każdemu chce pomóc, każdemu ślepo wierzę, obcym ludziom pożyczam kasę, bo zawsze skupiam się nad tym jak oni mają źle.. Typowy frajer i nieudacznik życiowy. A potem się martwię, że sama wyląduje na przysłowiowym "bruku" Coś ze mną jest ewidentnie nie tak. Popadam momentami w niesamowite dołki(kto by nie popadał), bo jak tutaj cieszyć się z życia. Jestem sama, w pewnym sensie z wyboru. Nie wiem jak poradzić sobie z uczuciem samotności i beznadzieji. Może ktoś ma podobnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No chyba mam podobnie. Zawsze jak była jakaś chemia między mną i kimś to od razu w głowie 100 powodów dlaczego się nie uda, dlaczego do siebie nie pasujemy, dlaczego przy bliższym poznaniu na pewno się mną znudzą itp itd. I wycofywałam się, żeby się nie angażować. W sumie nie żałuję bo nic by z tego nie wyszło... Ostatnio też było podobnie, ale na samą myśl o tym że już niedługo ta osoba wyjedzie na drugi koniec Polski i się już nie zobaczymy to tęsknię. Ale może przejdzie mi, "wszystko jak zawsze wiem, przejdzie mi". Przyjaciół też praktycznie nie mam, raczej znajomych ze szkoły i pracy. Czasem odezwie się przyjaciółka z czasów liceum, ale inicjatywa wychodzi od niej, ja jakoś nie potrafię... Chyba nawet nie potrafię okazać, że kogoś lubię... Jestem samotnym introwertykiem, choć może nawet powinnam nazwać to osobowością schizoidalną albo jakimś przywiązaniem unikającym. Jeszcze trochę wierzę, że może ogarnę swoje życie, dam sobie i komuś szansę... Ale pewnie jak dobiję 28 lat to będzie tak samo, bo samo nic się nie zmieni. Praca nad sobą nie zawsze jest łatwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czasami się zastanawiam, czy sama jestem w stanie to zmienić. Troche momentami myślę, że szukam problemów na siłe, wystarczy się przemóc i tyle :) ale jaki jest sens bycia z kimś na siłę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Na siłę nie ma sensu. :) W ogóle bycie samemu ma dużo plusów i chyba to kolejny powód dla którego zawsze bałam się angażować w relacje. Zresztą jak się jest samemu całe życie to coraz trudniej to zmienić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No własnie.. Czasami nawet pakując się w związki.. żeby sprawdzić siebie.. No osobiscie nie wierze..patrzac na przykładach przyjaciół, rodziny.. ze konczac jeden powazny związek, nie mija tydzień a już rozpoczynają kolejny "poważny" związek na całe życie. A ja tydzien czasu maksymalnie jestem w stanie wytrwać w takim "udawanym" związku. Mając 30tke na karku nie mam za sobą żadnego długoletniego związku. Z miejsca zaczynałam czuć, że to ze mną coś jest nie tak. I owszem, sama konczac takie związki na siłe, doceniam samotność. Szczerze mówiąc chyba zdaje sobie sprawę, że jestem na to zdana i jakos się z tym próbuje pogodzic. Może za duzo oczekuje od życia, ale przeszkadza mi to poczucie wyższosci wszystkich ludzi nade mną. Jestem sama, oni nie, więc jestem gorsza. Sama zaczełam w to wierzyć, mimo że wczesniej było wręcz przeciwnie. Sądziłam, że to oni są słabi : "biorą co jest" bo na więcej ich nie stać. Ale koniec jest taki, że w chwli obecnej czuje sie jak przegrana:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×